Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

,,Trzeba się najpierw zgubić, by dotrzeć do tego, czego nie można znaleźć, w przeciwnym razie każdy by wiedział, gdzie tego szukać"- Hector Barbossa, Piraci z Karaibów Na Krańcu Świata.

Był już wieczór. ,,Zemsta Królowej Anny" płynęła po morzu, przybrana w ogień na pokładowych latarniach i czerwone żagle podmuchiwane przez wiatr.

-Wyspa na horyzoncie!- wykrzyczał pirat z bocianiego gniazda.
John podszedł do relingu i zauważył na kursie kawałek lądy z rzucającą się od razu w oczy prekolumbijską świątynią.

-To tutaj- powiedziała Rosa.
-Przygotować się do zejścia na ląd!- rozkazał John.
Piraci zacumowali statek blisko wyspy i łodzią dostali się na ląd.

-Gdzie teraz mamy iść?- zapytał John Rosę.
-Na północ, tam powinniśmy znaleźć dość nie typowe miejsce, jak na wytwór natury i to tam będzie się znajdywał Trójząb- odparła.
Piraci ruszyli przed siebie.
Wyspa mieniła się pięknymi kolorami liści i kwiatów, między którymi przemieszczały się jakieś malutkie zwierzątka.
Doszło do tego, że na drodze pojawiła się dosyć długa rozpadlina zalana wodą.
Oczywiście, piraci nie mieli wyboru, musieli się przez nią przeprawić. I tym razem, dopisało im szczęście, ponieważ woda sięgała tylko do wysokości brzucha. Szli oni z uniesionymi rękoma, gdy nagle ich drogę przeciął pełzający po wodzie wąż. Rosa, bez chwili zastanowienia, wyciągnęła do niego rękę i złapała, po czym owinęła na ręku, jak szurek.
-Ona tak zawsze?- zapytał lekko zaniepokojony jeden z piratów do Johna.
-Oh, uwierz mi, że potrafi być gorsza...- odparł John.
-Jest!- krzyknęła Rosa.
Oczom piratów objawiło się niezwykłe, ale i tym samym piękne miejsce. Była to dolina, utworzona z powyłamywanych skalnych łuków, które teraz przypominały wręgi kadłuba statku. Dookoła rozciągały się zielone drzewa palmowe i krzewy, które z góry lekko przysłaniały widok na to przepiękne miejsce. Wzdłóż ,,wąwozu" rozciągał się piasek z licznymi kałużami, który tworzył swoistą drogę.

Piraci przeszli do samego końca i dotarli do celu- świątyni.
O dziwo, drzwi były otworzone, więc cała załoga weszła do środka.
Była to piramida stworzona przez Majów, wnioskując po wewnętrznym wystroju i stylu architektonicznym.

-Schodzimy w dół!- nakazał John, wskazując na schody.
Ów schody prowadziły do podziemi, w których paliły się już pochodnie.
-Dziwne...- powiedziała Rosa.
-Coś cię trapi?- zapytał John.
-Te pochodnie... otwarte drzwi... John, ktoś nas uprzedził...- powiedziała zaniepokojona.
John przyznał jej rację, jednak nakazał nie przerywać marszu wzdłóż ciemnej jaskini.


Piraci dochodzili już do końca skalnego ,,mostu", gdy nagle odezwał się rozchodzący echem męski głos.
-Nie spodziewałeś się tu nikogo przed tobą, czy tak?- obwieścił.
John spojrzał w górę i przy ,,ołtarzu" ujrzał wysoką i dobrze zbudowaną postać, skrytą pod beżowym płaszczu z kapturem.
Nieznajomy odwrócił się i zrzucił z siebie płaszcz.
-Niespodzianka!- krzyknął, śmiejąc się złowieszczo.
John już znał tą twarz. To Kenneth Abraham.
-Zdziwiony?- zapytał sarkastycznie Abraham.
John nie wiedział, co powiedzieć.
Nagle, z mrocznych zakamarków ujawnili się brytyjscy redcoat'ci pochwytując piratów i przystawiając im do gardeł szable.
-Czego chcesz?- zapytał John.
-Jesteśmy już blisko, jednak nadal tak daleko... wiem, że znasz hasło do odszyfrowania tych drzwi ze skały, za którymi kryje się potężny artefakt- powiedział, wskazując za siebie.
-A co, jeśli ci tego szyfru nie podam?- zapytał John.
Kenneth wpadł w szał i podbiegł w stronę Johna, pochwycając Rosę.
-Albo powiesz szyfr, albo zrobię tej wiedźmie dziurę we łbie- rzekł.
-John nie rób tego!- krzyknęła Rosa, odczuwając na swoim gardle lufę od przystawianego pistoletu.
-Okażę ci trochę dobroci... Liczę do trzech, a jeśli ty nie podasz hasła, ta pieprzona wiedźma zginie- odparł Kenneth.
-Jeden...- powiedział.
-Dwa...- dodał.
John był w czarnym punkcie, więc nie wytrzymał presji.
-Stój!- krzyknął.
Kenneth spojrzał na pirata pogardliwym wzrokiem.
-Verum Omnia Simul Astra!- krzyknął John.
Właśnie wtedy, skalne drzwi zaczęły się kruszyć i upadły w formie piachu.
-Pilnujcie ich, chłopcy- nakazał Abraham.
Żołnierze brytyjsce złapali wszystkich piratów i trzymali ich blisko siebie, w czasie, gdy Kenneth Abraham odepchnął od siebie Rosę i podbiegł do zniszczonych wrot.
Kiedy tylko przekroczył próg, małe pomieszczenie odkryte przez zaklęcie, zaczęło się rozjaśniać zielonymi kreskami na ścianach, ukazując niezwykłą rzecz- zaginiony od tysiącleci artefakt.

Kenneth Abraham złapał za niego i to właśnie to przyczyniło się do chwilowo niegroźnego trzęsienia ziemi, które potem zaczęło niszczyć grotę.
-Taaak! Taaaak! Taaak!- krzyczał uradowany potęgą artefaktu Abraham.
-Sir, musimy uciekać!- krzyknął jeden z żołnierzy brytyjskich.
Kenneth zwrócił na niego uwagę i wyrwał Trójząb z podłoża.
Brytyjczycy rzucili się do ucieczki, porzucając piratów.
-John! Uciekajmy!- krzyknęła Rosa.
Wszyscy zaczęli uciekać, przez wnętrza walącej się świątyni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro