Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III

Port, jak port, ale Tortuga jest jedyna w swoim rodzaju.

Białe żagle załopotały nad zatoką.
-Przycumujcie statek i czekajcie na mnie- powiedział John.
-A gdzie się pan wybiera, sir?- zapytał jeden z marynarzy.
-Na małą przechadzkę- odpowiedział mrugając w stronę marynarza.
John zszedł po trapie i dostał się do nabrzeża.
Jak inaczej wyobrażać sobie to miejsce?
Generalnie, każdy robił tu, co chciał. Roiło się tutaj od pijaków, którzy pod wpływem alkoholu zabawiali się z prostytutkami... a... i jeśli już o nie chodzi, to miejscowy dom publiczny był celem Johna.

Zapytacie pewnie, czemu akurat to miejsce?
Odpowiedź jest prosta.
Prostytutki obsługują wielu ludzi, którzy mogli (najczęściej pod wpływem substancji odurzających) przekazać im jakieś poufne i ciekawe informacje. Właściwie, to one były najbardziej na bieżąco z modą zza oceanu.
John skierował się do domu publicznego.
Wszechobecny gwar, zapach mocnych trunków i jazgotliwe śpiewanie szant dawało mu się we znaki.
Przeszedł on za jedną z tawern i ujrzał jednopiętrowy budynek z szyldem nad drzwiami, który obwieszczał nazwę tejże ,,instytucji".
,,Burdel u Mary"- tak też się nazywała.
John zaczął się kręcić wokół niego, gdy nagle, na balkonie pojawiła się czarnoskóra dziewczyna w niebieskiej sukience.
-Wyglądasz na wyczerpanego, skarbie. Moje dziewczynki wiedzą, jak ukoić każdy ból marynarza- powiedziała, zarzucając sprośnym akcentem.
-Wybacz, ale szukam kogoś, kto zna łacinę- powiedział.
-Ah... znam kogoś takiego!- odparła.
-Czy zaprowadzisz mnie tam?- zapytał.
-Najpierw, wejdź do środka- powiedziała.
John zrobił tak, jak kobieta prosiła.
Otworzył drzwi i wszedł, stając przy ścianie.
Od razu, jak mężczyzna wszedł, dwie prostytutki zwróciły na niego uwagę.
Były one bardzo miłe z wyglądu. Zaczęł one dotykać Johna i obmacywać po klatce piersiowej, gdy nagle zeszła kobieta z balkonu.
-Ann! Mandy! On jest mój...- powiedziała.
Dziewczyny odeszły od Johna.
-Wybacz, zawsze to robią- powiedziała.
-Nic się nie stało- powiedział John.
-Jestem Mary, burdel-mama tego przybytku, a ty, kim jesteś?- zapytała.
-John O'Connel- przedstawił się mężczyzna.
-W takim razie, zapraszam cię do tej, która ci pomoże- powiedziała.
Wtedy jedna z prostytutek, która podstawiała się do Johna, pomachała w jego stronę, trzymając w drugiej ręce sakiewkę z jego dublonami.
John zwrócił na to uwagę i już chciał przejść się w jej stronę, gdy nagle Mary zwróciła na to uwagę i zablokowała go, wystawiając rękę. Popatrzyła się na niego.
-Niech to będzie zapłata za tę przysługę- powiedziała.
John nie miał wyboru i poszedł dalej z burdel-mamą.
Szli oni, aż do ciemnego korytarza, w którym nie było okien, a na którego końcu znajdywały się drzwi.
-Ona już cię oczekuję- powiedziała Mary.
-Ona?- zapytał John.
-Tak, ona. Wdowa- nasza kapłanka voodoo- odpowiedziała.
John lekko wahał się, jednak po krótkim namyśle zapukał do drzwi i je otworzył.
-Spodziewałam się ciebie, piracie- powiedziała czarna postać stojąca przy jednej z szafek.
Miejsce to było obskórne, to znaczy, wszędzie dookoła wisiały klatki ze zwierzętami, a na regałach poustawiane były fiolki i słoje z różnymi substancjami.
John wszedł dalej. Jego oczom ukazała się białoskóra kobieta z wytatułowaną czarnymi kropkami łysą głową i ubrana w czarną suknię.
-Może herbatki?- zapytała, nalewając do kubka jakąś smolistą zieloną ciecz.
-Nie, dziękuję- odparł John.
-A więc, co cię do mnie sprowadza?- zapytała.
-To- powiedział, po czym wskazał na rycinę Trójzębu, którą wyjął z płaszcza.
-O Maman!- krzyknęła.
-Skąd takie zdziwienie?- zapytał.
-To Trójząb Przodków- odparła.
-Co możesz mi o nim powiedzieć?- zapytał.
-Dużo, jednak za wizytę u mnie płaci się krwią, wiesz o tym?- zapytała.
-Nie, jednak na wstępie straciłem już moje dublony- odparł.
Kapłanka przerzuciła oczami.
-Żeby mi to było ostatni raz- powiedziała.
Podeszła do jednej z klatek i wyjęła z niej szczura.
-Co ty robisz?- zapytał John.
Wdowa popatrzyła na niego, po czym porywistym ruchem skręciła rękoma kark gryzonia i wrzuciła jego truchło do wielkiego garnka, który stał nad zapalonym ogniem w kominku.
John zaniemówił.
Kapłanka spojrzała się w naczynie, po czym wyjmując z niego głowę, zbladła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro