Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI

Wszyscy wyszli z windy i skierowali się w stronę korytarza. Weszli do sali podobnej do tej, w której Susan May miała recepcję. Były tam stanowiska Helixa z dużymi monitorami. Strażnicy posadzili Connora przy jednym z nich.
-OK, Connor, teraz doświadczysz wspomnień osoby niespokrewnionej z tobą. Jest to nic innego, jak gra komputerowa. Po prostu rób w niej to, co podawać ci będą wskazówki- powiedziała Melanie.
Chłopak przytaknął głową, po czym Lemay włączyła komputer i ustawiła Connorowi prawidłowe wspomnienie. Jego oczom na ekranie ukazał się mężczyzna, w wieku około 30 lat, ubrany w biały kontusz, szare spodnie, buty z cholewami i trójkątny kapelusz z bażancim piórem. W ręcę dzierżył rapier. Był to John O'Connel.

Wspomnienie II
Tortuga, 20 maja 1720 roku
Miasto wyjętych z pod prawa opryszków? Wolna piracka republika? Jedno z dwóch. No, ale do rzeczy.
Nad Tortugą zachodziło już słońce. Mewy wracały do swych gniazd uwitych na brzegu... z resztą tak samo, jak miejscowi rybacy. Dookoła słychać było odgłosy pijackich zabaw i graną na hiszpańskiej gitarze szantę ,,Drunken Sailor".

W zatoce stały zacumowane okręty, na których masztach powiewały czarne bandery.
Do portu wpływał właśnie jakiś masywny statek... chyba galeon wojenny. Jego żagle miały krwawo czerwony kolor i komponowały się z jęzorami ognia buchającymi z podpalonych na pokładzie pochodni, galion demona przyprawiłby o strach nawet największego wilka morskiego. Na rufie widniała nazwa- ,,Queen Anne's Revenge".

Statek przybił do nabrzeża. Zrzucony został trap, po którym zszedł wraz z dwoma marynarzami jakiś mężczyzna.
-Kapitanie, czy mam uzupełnić prowiant?- zapytał z pokładu marynarz.
Mężczyzna przytaknął.
Był to kapitan John O'Connel.
Po zejściu ze statku, skierował się do miejscowej tawerny. Przechodząc przez zatłoczone miasto, widział wszechogarniające wyspę bezprawie; piraci pili na umur rum, ganiali się z nożami w rękach i flirtowali z prostytutkami. W końcu po dłuższym spacerze, O'Connel dotarł do wyznaczonego miejsca. Nagle wpadł na niego jakiś mężczyzna.
-Martwi nie snują opowieści!- powiedział ów.
Był to jakiś miejscowy pijak, wnioskując po zapachu z jego ust.
-Odsuń się kanalio!- krzyknął John, po czym odepchnął pijanego człowieka.
Mężczyzna upadł.
-Oni są wszędzie! Nie uciekniesz Templariuszom!- krzyczał sarkastycznie śmiejąc się pijak.
O'Connel podniósł brwi ze ździwienia, po czym stwierdził, że nie będzie się przejmować tym opętańcem i otworzył drzwi tawerny.
Wnętrze śmierdziało zdęchlizną. Odczuwalny był unoszący się zapach alkoholu, a wszechobecny zaduch dawał się we znaki.
John podszedł do baru.
-W czym mogę mości służyć?- zapytał gruby barman.
-Ja na zebranie... Którędy mam się udać?- zapytał pirat.
-Ach... to mości z Asasynami paktuje... Mości uda się na lewo i zapuka w tamte drzwi- ukazał mężczyzna.
-Dziękuję, panie...- O'Connel zawiesił się.
-Henry... różnie na mnie wołają, ale mośvi może mówić Trójpalczasty Henry- powiedział.
-Dziękuję jeszcze raz, Henry- John podziękował.
-Może kolejkę na koszt firmy?- zapytał barman.
-Nie, dziękuję, nie dzisiaj- odpowiedział John, po czym odszedł.
Trójpalczasty Henry- człowiek, który o Tortudze wiedział więcej niż kto inny. Czemu ,,Trójpalczasty"? Nikt nie zna prawdziwej historii pochodzenia jego pseudonimu, ale legenda mówi, że stracił 7 palców u rąk podczas, gdy syrena wciągnęła go do morza z łódki i chciała ugryźć w tętnicę. Biedak zakrył szyję rękoma i stracił palce... Swoją drogą, nie wolno ufać syrenom... te morskie strzygi tylko czekają, by spróbować ludzkiego mięsa. Sprowadzają statki na mieliznę swoimi pięknymi śpiewami, a potem zabijają i pożerają z zimną krwią marynarzy... O ile w ogóle istnieją...

Powracając, John podszedł do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka. Była to ciemna sala oświetlona tylko ogniem świec stojących na wielkim stole, dookoła którego stało sporo osób.
-Kim jesteś?- zapytał jakiś mężczyzna.
-Jednym z was- odparł John.
O'Connel bez obaw wszedł do pomieszczenia i stanął wśród zebranych.
Wokół siebie słyszał szepty na swój temat. Nagle przepchnął się przez tłum i wszedł na stół.
-Dla tych, którzy mnie jeszcze nie znają- Jestem John O'Connel, pirat, jeden z was- powiedział.
Do sali wszedł mężczyzna ubrany w kontusz z założonym kapturem.
-Zejdź stąd- rzekł.
John uczynił to. Ów mężczyzna stanął przed zgromadzonymi ludźmi i zdjął kaptur. Ta twarz była wszystkim znajoma. Kim był ten człowiek? To sam Edward Kenway- ten, który pływał z samym Czarnobrodym i zabił Bartholomewa Robertsa.

-Wiem, kim jesteś- powiedział Kenway do O'Connela.
-Jak to?- zapytał John.
-Jesteś kuzynem Edwarda Teacha... znałem go dobrze, to i opowiadał mi o tobie- stwierdził Edward.
-Ale po czym poznałeś, że to ja?- zapytał John.
-Po tym, że dowodzisz ,,Zemstą"... bo przecież kiedyś ten statek należał do twojego kuzyna, a po tamtej pamiętnej bitwie w zatoczce Ocracoke, łajba była pozostawiona... tylko ty nią się zainteresowałeś- odpowiedział Kenway.
John zdziwił się, że jest tak dobrze znany, więc usunął się w tłum.
-No dobrze proszę państwa, przed nami bardzo ważne sprawy do obgadania. Otóż wiemy, że Templariusze są w posiadaniu Trójzębu Edenu. Wszyscy z was są tutaj powiązani z Asasynami, których ja reprezentuję, więc zgodzicie się ze mną, że czas na walkę!- krzyknął Kenway.
-Aj!- wykrzyczał tłum.
-Rada piratów musi teraz wybrać władcę, który przypieczętuje decyzję o dalszych planach- powiedziała jakaś piratka. Byla to Anne Bonny.
Piraci chwilę się naradzali, po czym 9 pirackich lordów (w tym Kenway) podali swoich kandydatów... oczywiście wedle tradycji głosując na samych siebie...
Doszło do Anne Bonny.
-John O'Connel!- krzyknęła.
-Upadłaś na głowę, idiotko?!- zdenerwował się Charles Vane.
-A mi nawet się on podoba. O'Connel!- dodała Mary Reid.
Tłum zaczął się spierać i kłócić.
-Cisza do cholery, albo wam jęzory poodsztelam! Ustalone- Johnie O'Connel, władco piratów, co rozkażesz?- zapytał Kenway wchodząc na stół.
John był zaskoczony decyzją rady, ale mimo wszystko przyjął swoje nowe stanowisko.
-Musimy walczyć. Nasz czas na walkę jest teraz- powiedział O'Connel.
-A jak chcesz tego dokonać?- odezwał się ktoś z tłumu.
-Zbierając was do bitwy. Czy chcecie żeby Templariusze patrzyli na nas, jak na jakieś szczury z zęzy lub jak kat na skazańca? Czy tego właśnie chcecie?! Razem zniszczymy ich... Razem!- krzyknął O'Connel.
-Aj!- krzyknęli wszyscy.
-Z rana wypłyniemy całą flotą. Templariusze nie będą się nas spodziewać, a nam uda się zabrać im artefakt- powiedział Kenway.
Wszyscy podnieśli szable w górę i krzyknęli ,,aj!" (Pirackie ,,tak").
-Przed nami wielkie starcie, kamraci!- powiedział John- nowy władca piratów.
Nad Tortugą świecił już księżyc w pełni, którego lśnienie oświecało całą wyspę.
-Martwi nie snują opowieści...- powiedział Kenway, po czym wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro