Rozdział IV
Przyjaciele podeszli do miejsca informacji. Był to infobox, który na wpisanie pytania, odpowiadał syntezatorowym głosem.
Okazało się, że biuro informacji znajduje się na drugim piętrze.
Chłopcy bez wahania weszli do windy w kształcie tuby i pojechali do góry.
Tuż po wyjściu, ich oczom ukazało się duże biurko i siedzącą przy nim kobietę, to było miejsce informacji, gdzie obsługiwali ludzie, a nie maszyny.
Podeszli oni do kobiety. Wyglądała bardzo przyjaźnie. Miała może 25- 30 lat, długie blond włosy, niebieskie oczy, małe usta pomalowane szminką.
-W czym mogę wam pomóc?- zapytała.
-Szukamy mojego ojca, jest tutaj technikiem- odpowiedział Jake.
-Ah tak! Pan Brian Stanley jest u siebie w pokoiku nr 340 na końcu korytarza, ma teraz przerwę, więc możecie go śmiało odwiedzić- powiedziała kobieta.
Chłopcy podziękowali i zaczęli się już oddalać, gdy nagle usłyszeli, jak kobieta z informacji ich woła.
-Zapomniałam wam dodać, ale dookoła kręcą się strażnicy, którzy mogą was sprawdzić. Macie ze sobą jakieś dokumenty?- zapytała.
-Nie, proszę pani- odpowiedział Connor.
-Tak też myślałam... W takim razie, po prostu powołajcie się na mnie- stwierdziła po dłuższym namyśle.
-Przepraszam... ale jak właściwie się pani nazywa?- zapytał skrępowanie Jake.
-Oj przepraszam, w tym toku rozmowy nawet zapomniałam się przedstawić... Nazywam się Susan Carter.
Jeszcze raz podziękowali kobiecie i udali się do pokoiku 340. Idąc, widzieli dookoła nich odgrodzone od siebie stanowiska i duże lekko zakrzywione monitory z napisem ,,Animus" lub ,,Helix" na wygaszaczu. Koło nastolatków plątali się liczni ludzie z teczkami i ubrani w białe fartuchy.
Szli cały czas prosto, gdy nagle zatrzymał ich ochroniaż.
-Czego tutaj szukacie?- zapytał ozięble.
-Przyszliśmy odwiedzić mojego ojca- Briana Stanleya- odpowiedział Jake.
-A czy państwo mają jakieś dokumenty?
Gdy już nastolatkowie mieli zaprzeczyć, zza ich pleców usłyszeli doniosły kobiecy głos.
-Nie wydaję mi się, żeby to było konieczne. W Abstergo, goście są zawsze mile widziani- stwierdziła tajemnicza kobieta.
Ochroniaż odszedł, a chłopcy odwrócili się w stronę kobiety.
-Przepraszam za niego... ci ochroniaże zawsze się o wszystko przyczepiają... czy oni nie wiedzą, za co ja im płacę?!- stwierdziła.
-Przepraszam... kim pani jest?- zapytał Connor.
- Melanie Lemay, jestem szefową tego przybytku. Mówią, że mam parcie na stołek, ale to tylko pogłoski... nie jestem aż taka zła, jak o mnie mówią- energicznie wskazała.
Nastolatkowie nie wiedzieli, co powiedzieć.
-A właściwie to co was tutaj sprowadza?- zapytała.
-Szukamy mojego ojca- Briana Stanleya- odparł Jake.
-Ah, pan Stanley! To dzięki niemu jeszcze nie wywaliło tu oprogramowania!- zażartowała.
-Miło słyszeć- odparł Jake.
-A więc ty pewnie jesteś jego syn- Jake! A to twój kolega?- spytała.
-Connor Scott- przedstawił się nastolatek i wyciągnął rękę do pani Lemay.
-Miło was poznać! Może chcecie się trochę dowiedzieć o naszej instytucji?- zapytała.
Po krótkim namyśle, chłopcy zgodzili się.
-Zapraszam do mnie do biura!- powiedziała kobieta.
Poszli w stronę schodów. Tam na trzecim piętrze, znajdowała się kolejna winda, już nie w kształcie tuby, ale typowa, jak np. w apartamentowcach.
Kobieta wcisnęła guzik i ruszyli w górę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro