Rozdział VIII
Alex został podłączony do całej maszynerii i poinstruowany w przechodzeniu przez synchronizację. Poczuł się on zmęczony, więc zamknął oczy. Synchronizacja zaczęła się...
14 kwietnia 1912, północny Atlantyk.
Było już dawno po południu. Charles poczuł powiew zimnego, kwietniowego wiatru na swoim policzku. Stał właśnie na pokładzie słonecznym, gdy podeszła do niego Pauline- kobieta, którą spotkał już w porcie w Southampton parę dni wcześniej. Ubrana była w szarą suknię i jak zawsze olśniewała swoją urodą.
-Dziś wieczorem odbędzie się spotkanie Templariuszy, tylko tyle się dowiedziałam- powiedziała.
-A wiesz może gdzie?- zapytał Charles.
-Pod pokładem, gdzieś koło kajut trzeciej klasy- dodała.
Mężczyzna zapatrzył się w górę w wysoki komin statku, z którego wylatywał gęsty, szary dym zmieszany z parą wodną.
-Chyba pozwiedzam trochę statek- rzekł, po czym odchodząc od Pauline, przeszedł się wzdłuż szalup, dochodząc do wejścia do Grand Staircase (głównej klatki schodowej na Titanicu).
Jej piękno i majestat oszałamiał. Wielka kopuła była zrobiona ze szkła i zdobiona metalowym drutem, który sprawiał wrażenie przedziałków między szybami, tworząc piękne kształty. Oprócz oczywiście pięknych schodów z ozdobną figurą anioła na poręczy, uwagę przykuwał zegar ozdobiony płaskorzeźbami dwóch kobiet symbolizujących honor i chwałę, które koronują czas.
Dookoła kręcili się ludzie, którzy ubrani w garnitury i stylowe, ozdabiane w ornamenty suknie przechadzali się po klatce schodowej, podziwiając jej piękno.
Przed Charlesem pojawiła się postać wysokiego mężczyzny o białych włosach i brodzie, ubranego w czarną marynarkę ze złotymi guzikami z czapką w ręku. Był to Edward J. Smith- kapitan statku.
Do mężczyzny podbiegł jeden z załogantów, najpewniej oficer, dając mu jakąś kartkę.
-Sir, dostaliśmy wiadomość z SS America o górach lodowych- powiedział.
Kapitan spojrzał na kawałek papieru, po czym zmarszczył brwi.
-To najlepszy statek na świecie, panie Phillips- odparł kapitan, nie zważając na raport.
-Kurs i prędkość bez zmian?- zapytał radiooperator.
-Bez zmian- odpowiedział kapitan.
-Hm... góry lodowe... no w końcu jesteśmy na Atlantyku, ale ten statek jest wytrzymały, więc nic nie może się stać- pomyślał Charles, idąc dalej.
Mężczyzna wszedł po schodach, ciesząc się z każdego kroku po tych pełnych przepychu stopniach i zdobionej poręczy. Skierował się on do korytarza, kiedy wbiegł na niego jakiś zdenerwowany mężczyzna z obsługi, sądząc po jego białym ubiorze.
-Uważaj!- krzyknął Charles.
-Gdzie jest kapitan?!- zapytał zdenerwowany mężczyzna.
-Był przed chwilą przy zegarze-odparł Asasyn.
Charles popatrzył na ręce stewarda. Był bardzo roztrzęsiony, a w jednej z nich trzymał kawałek jakiegoś materiału z plamą, przypuszczalnie krwi. Zainteresowało go to, więc udał się za mężczyzną.
Przeszedł on, skradając się, po czym wypatrzył go wraz z kapitanem.
Charles ukrył się za jednym z wyższych mebli, po czym zaczął podsłuchiwać rozmowę mężczyzn, którzy udali się na osobności, z dala od tłumu bogaczy z pierwszej klasy.
-Kapitanie... Znaleziono ciało na dolnym pokładzie...- wydusił z siebie, pokazując Smithowi skrawek materiału pokrytego krwią.
-Musimy odnaleźć zabójcę- stwierdził dowódca.
-Kapitanie... z całym szacunkiem, ale to nie będzie łatwe... na pokładzie jest blisko 2200 ludzi...- dodał steward.
-Co w tej sprawie jest jak na razie pewne?- zapytał Smith.
-Zabójca jest wśród nas... Jest na pokładzie Titanica...- stwierdził steward z zimnym spojrzeniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro