Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

« 8 »

Kilka minut przed trzecią, Dave Callaway skończył analizować skład jadu węża. Odkrył, że po zetknięciu z przemienionym metalem (którym był położony na stole sztylet Naukowca), substancja zaczyna płonąć i pryskać rażąco jasnymi iskrami. Dzięki temu, Dave potwierdził swoją tezę, że jad z całą pewnością pochodzi od magicznego stworzenia, dlatego nie mógł należeć do grzechotnika diamentowego, którego wcześniej brał pod uwagę. Prawdopodobnie odkrył nowy magiczny gatunek.

Problem w tym, że próbkę jadu pobrano z buta jakiegoś maga z Wydziału Zewnętrznych. O nieznanym gadzie nie wiadomo nic poza tym, że nie jest zwyczajnym wężem. I należy do rodziny żmijowatych.

Dzięki refleksowi, Dave'owi udało się powstrzymać wiszącą w powietrzu groźbę pożaru. W ognistej fontannie, jaką wywołało zetknięcie jadu z metalem, ucierpiała tylko przemieniona paprotka, która stała na blacie obok próbki. Roślina zwinęła się, jakby obrażona na nieudolność Naukowca, jednak nie zdążył się upewnić, czy w istocie tak było ani postawić tezę o posiadaniu uczuć przez rośliny. Paprotka zwęgliła się i zamieniła się w czarny popiół.

Kilka godzin wcześniej Dave odniósł „pożyczony" atlas do biblioteki. Ponownie nie zastał w niej Lindsay. Pewnie przeczuwała, że Callaway jeszcze tam wróci i nie miała ochoty go widzieć.

Westchnął zamiatając szczątki paprotki. Będzie musiał wymyśleć coś, aby znów zyskać w jej oczach.

Radnego Naukowców Stephena Parkera męczyła grypa i od kilku dni nie było go Centrali, dlatego na Callaway'a spadł jeden z obowiązków przełożonego. Codziennie przed opuszczeniem Centrali i powrotem do domu musiał sprawdzić odczyty Detektora.

Urządzenie działało dzięki potężnemu magicznemu artefaktowi. Zielony kryształ wielkości głowy Dave'a był podłączony do głównego komputera. Ten z kolei został sprzężony z kilkoma innymi, które mieściły się w różnych miejscach na całym świecie. Na przemienionych twardych dyskach zapisywały się wszystkie przypadki użycia magii, które nie zmieściły się w dopuszczalnym limicie lub były zbyt słabe, żeby Detektor je wyczuł. System służył głównie do wykrywania Dzikich, czyli magów, którzy nie należeli do Instytutu Magii Użytkowej i Naukowej i ukrywali się przed nim.

Każda osoba, która potrafiła posługiwać się magią (magią się nie włada, można jej tylko używać, jak powietrza) i przebywała w Centrali mniej niż dwa razy w tygodniu miała obowiązek uzasadniać wszystkie czynności popełnione z jej pomocą. Niezarejestrowana działalność, według prawa Instytutu, była po prostu nielegalna.

Długi blat z ustawionymi na nim czarnymi ekranami otaczał wysoką do sufitu szklaną tubę. W środku umieszczono najsilniejszy na świecie znany artefakt. Do niego były przyczepione dwa kable, które, w miarę oddalania się od środka Detektora, coraz bardziej się rozszczepiały tworząc na ścianach kolorowe pajęczyny. Monitory stały zgaszone, żadna z diodek się nie świeciła ani nie mrugała.

Całe pomieszczenie tonęło w ciszy, podczas gdy powinien je wypełniać pomnożony kilkukrotnie przez echo szum wentylatorów i niski pomruk elektryczno-magicznych urządzeń.

Dave pomyślał, że to pewnie kolejna awaria zasilania. W jednej z największych sal kilku Naukowców prowadziło jakieś badania nad elektrycznością, co czasami pozbawiało prądu niektóre laboratoria nawet na kilka godzin.

Jednym guzikiem Dave włączył wszystkie ekrany. Minęła chwila, zanim się uruchomiły i rozbłysły sztucznym światłem, które padło na nieotynkowane ściany i pnące się po nich kable. Wielokolorowy plastikowy bluszcz.

Radny Parker prawdopodobnie wiedział, do czego został podłączony każdy z setek przewodów, ale wiedza Callaway'a o informatyce była równie rozległa jak jego umiejętności skórowania zwierzyny łownej. Wiedział tylko w jaki sposób odczytywać podstawowe dane z Detektora i potrafił szukać różnych rzeczy w Google.

Po spojrzeniu na pierwszy monitor zmarszczył brwi i zastanowił się, czy przypadkiem coś się nie zepsuło. Doszedł do wniosku, że raczej nie. Głęboko wciągnął powietrze do płuc i powoli je wypuścił.

Na ekranie, który wyświetlał mapę Europy, zaszła znacząca zmiana. Jeden z obszarów, zwykle biały, teraz pokrył się idealnie okrągłą plamą w kolorze głębokiej czerwieni, z czarnym środkiem. Przywodziła na myśl ranę po postrzale.

Silne zużycie magii na małym obszarze.

Plama wykwitła na terenie Polski albo Białorusi. Naukowiec wysunął klawiaturę i przybliżył obraz. Jednak w Polsce. Modląc się, żeby nie minęło zbyt dużo czasu nasunął kursor na plamę i pogrzebał w opcjach. Znalazł godzinę wybuchu. Nastąpił niecałe pół godziny temu. Dave odetchnął z ulgą, która bardzo szybko przeminęła. Gdyby nie awaria, od razu wiedziałby o wypadku.

Gwałtownie się odwrócił, doskoczył do jedynego biurka w pomieszczeniu i włączył drukarkę. Niecierpliwie przestępywał z nogi na nogę, patrząc na wysuwający się niemożliwe wolno wydruk. Poprawił krawat, żeby zająć czymś dłonie.

W końcu złapał katkę, obrócił się w miejscu i z powiewającym dookoła szyi krawatem (ciągle gubił spinki) wypadł z pomieszczenia.

Obiecując sobie rozpoczęcie porannych treningów, pobiegł w stronę biura Mistrza.

*****

Na ostatnim i najgorszym odcinku trasy, czyli na spiralnych schodkach, Callaway odniósł wrażenie, że zanim dobiegnie do celu umrze na zawał serca. Do niczego takiego jednak nie doszło.

Jeszcze, upomniał się w duchu.

Czuł się, jakby brał udział w sztafecie, kiedy wpadł do gabinetu jak rozpędzona kula wyburzeniowa i wcisnął wydruk w dłoń Flanagana, który z zaskoczenia prawie rozlał herbatę.

W zamian za kartkę Naukowiec z wdzięcznością przyjął szklankę wody. Wciąż ciężko dysząc, opróżnił ją kilkoma łykami. Nagle opamiętał się, bo zdał sobie sprawę z porażającego nietaktu, jaki popełnił. Żeby okazać choć trochę szacunku, o którym wcześniej jakby zapomniał, wyprostował się jak struna.

Mistrz pobieżnie przebiegł wydruk wzrokiem i spojrzał na Dave'a z autentycznym zdziwieniem w oczach.

– Trzeba zgromadzić wszystkich członków Rady – oświadczył. Odstawił filiżankę na biurko i sięgnął na oparcie krzesła po bordowo-złotą szatę. – I to najszybciej, jak się da. Zastąpisz Parkera, dobrze?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro