9
Krzysiek postanowił, że odstawi swój samochód, więc wszyscy musieliśmy wysiąść pod jego domem, ale stamtąd było już całkiem blisko na schodki. Oczywiście znów zostałam zmuszona, żeby z nimi iść, chociaż tłumaczyłam Michałowi, że powinnam wracać. Nie umiem dyskutować z tym chłopakiem.
- Nasi już są. – Adam skinął w stronę jakieś grupki osób i wszyscy ruszyli w tamtym kierunku, a ja w ostatniej chwili złapałam Matczaka za ramię.
- Hm? – zerknął na mnie, gdy ja popatrzyłam na ludzi, do których teraz dosiadała się trójka chłopaków, z którymi przyszliśmy.
- Nasi? – dopytałam, bo siedziało tam całkiem sporo osób. Niektóre kojarzyłam z imprezy Franka, ale były również nowe twarzy, a szczególnie rzuciły mi się w oczy trzy dziewczyny.
- Ludzie od nas z klasy. – wzruszył ramionami. – Często się tu spotykamy. – przymknęłam oczy, wzdychając. Mogłam się tego spodziewać, a ja głupia myślałam, że to będzie „nasze" małe grono, w którym czułam się już całkiem okej.
Ech, czyli spotkanie klasowe trzecioklasistów i ja, jakaś randomowa studentka, kompletnie do nich nie pasująca. Chciałam zawrócić, bo to naprawdę był zły pomysł, a jeszcze bardziej utwierdzał mnie w tym przekonaniu sposób, w jaki patrzyły na mnie koleżanki Michała. Strzelam, że była to odraza albo po prostu niechęć.
- O nie, nawet o tym nie myśl. – nie dał mi szansy na ucieczkę, złączył nasze ręce i pociągnął nas w stronę przyjaciół. Czemu on zawsze musi robić wszystko tak ostentacyjnie? Nie czułam się z tym ani trochę okej, mimo że moja mała rączka przyjemnie tonęła w jego pewnym uścisku.
- Ematea, siemano. – kumple przywiali się z Michałem grabą, co na szczęście uwolniło nasze ręce, ale nie umknęło to pięknym koleżanką, które uniosły brew, szepcząc coś między sobą.
- Znacie Lenę? – zapytał ogólnie, a większość skinęła głową. Pomachałam wszystkim, mając nadzieję, że obędzie się bez podawania dłoni i tego niezręcznego witania się.
- My chyba nie miałyśmy okazji się poznać. – jedna z dziewczyn wystawiła w moją stronę rękę, a jej paznokcie prawie przebiły mi dłoń. – Pamela. A to, Angelika i Wiola. – skinęła na swoje koleżanki, z którymi również wymieniłam uścisk ręki i nie wiem czy to tylko ja, ale miałam wrażenie, że atmosfera zgęstniała. Zapadła niezręczna cisza, którą w końcu ktoś przerwał, oznajmiając, że pijemy.
Jak zauważyłam większość miała przy sobie kilka butelek piwa, które nam również zostały po chwili wręczone.
Po jakimś czasie wszyscy wpadli w rytm picia, przeplatany opowiadaniem przeróżnych historii. Wspominali jakieś sytuacje ze szkoły, śmiejąc się przy tym i spalając jointy. I na pewno jedno mogłam o nich stwierdzić - wszyscy naprawdę świetnie się między sobą dogadywali. Byli po prostu wychowani w podobny sposób, na strzeżonych osiedlach, a potem uczyli się w najlepszych szkołach. Byli pewni swoich wartości i mieli za sobą masę przygód. Czułam się trochę jak piąte koło u wozu, bo niewiele miałam do dodania, gdyż nie dzieliłam z nimi żadnych wspomnień, Michał jednak cały czas coś mi wyjaśniał lub dopowiadał, żebym zrozumiała każdą historię, a reszta jakoś niespecjalnie zwracała na mnie uwagę, co trochę było mi na rękę.
Rozejrzałam się dookoła, zauważając, że schodki zaczęło oblegać coraz więcej osób. Każdy przychodził z grupką znajomych lub drugą połówką i spędzał czas, podobnie jak my. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo mimo wszystko, mimo tej początkowej niepewności, było miło.
- Ej, dawajcie walka na freestyle. – rzucił jakiś chłopak, a reszta zagwizdała, zgadzając się na ten pomysł. Na pierwszy ogień poszedł koleś, który to wymyślił i Franek, i musiałam przyznać, że całkiem nieźle polecieli, zważając na to, że nie uczyli się wcześniej tekstu, chociaż momentami padały mocne wersy, które i tak zostawały skomentowane brawami i śmiechami.
Naszemu gronu zaczęli przyglądać się nawet inny ludzie, siedzący niedaleko, bo cóż, byliśmy trochę głośni.
- Zajebiście, mordo. – chłopcy zbili sobie grabę, kończąc swoją „walkę". – Kto teraz?
- Mata, mata! – zaczęli powtarzać przyjaciele Michała, który trochę się ociągał. Nie chciał, chociaż napawał się tym zachęcaniem swoich znajomych, którzy widocznie twierdzili, że jest w tym dobry. Sama chciała się o tym przekonać, dlatego lekko pchnęłam go, by wstał.
- No, dalej. – powiedziałam. W końcu wstał, a jego znajomi znów zrobili hałas.
- Kto stanie do walk z tą legendą? – zapytał pomysłodawca, który stanął przy Michale.
- Dawaj, Adamo. Pokaż jaja. – Matczak podpuścił kolegę, który przyjął wyzwanie, jednak to brunet zaczynał.
I wow, byłam całkiem zaskoczona. Po pierwsze barwą jego głosu, która idealnie pasowała do rapowych wersów jakie rzucał. Teksty, jak to te freestylowe, nie były do końca przemyślane, ale nie były też przesadnie wulgarne czy nie na miejscu. Były całkiem dobre, że jakby się do nich przyłożył to mogłoby z tego powstać coś lepszego. A jego sposób „bycia", to jak zaczepiał rywala, czy podbudzał publiczność, dawał na myśl jedno – on był stworzony do bycia w centrum uwagi, może nawet na scenie. Patrzyłam na niego jak zaczarowana i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, szczególnie wtedy, gdy sam wplątywał ten swój, zaraźliwy śmiech, między wersy.
Gdy skończył rozniósł się hałas, który nie trwał długo, bo za chwilę do walki ruszył Adamo. Nie miałam jednak szans, by skupić się na tym, co prezentował, bo miejsce obok mnie zajęła Pamela. Uniosłam brew, patrząc na jej profil, bo ona jak gdyby nigdy nic obserwowała to, co działo się przed nami. Nie musiałam jednak długo czekać, aż się odezwała:
- Sypiacie ze sobą?
- Słucham? – pisnęłam, bo przepraszam, ale co? Dopiero wtedy na mnie spojrzała, ostentacyjnie żując gumę.
- Głucha jesteś? Pytałam czy pieprzysz się z Matczakiem. – przysunęła się do mnie, wypowiadając te słowa, tak, że nie nikt poza mną nie był w stanie usłyszeć tej rozmowy.
- To chyba nie twój interes. – burknęłam i odwróciłam się.
- A może mój. – pociągnęła mnie za ramię, zmuszając bym na nią spojrzała. - Byłam z Michałem o tyle. – pokazała niewielką przestrzeń między palcami. – I wiesz co? Nagle stracił zainteresowanie. – prychnęła. – Wiedziałam, że kogoś poznał.
Nie wiedziałam jak i czy w ogóle to skomentować. Przecież nie było tu mojej winy. Poznaliśmy się przypadkiem, ale nie jesteśmy ze sobą nawet blisko. Przyjaźnimy się, więc jej oskarżenia są przesadne.
- Ale nie przyzwyczajaj się. – kontynuowała. - Skoro znudził się mną, to tobą tym bardziej. – zmierzyła mnie wzrokiem. - Spójrz na siebie, i na nas. – skinęła na swoich przyjaciół. - Nie wiem co robisz w naszym gronie, ale nie pozwolę, żebyś zabrała nam Michała.
- Ja nie chcę wam... tobie, go zabierać. Znam się z nim kilka dni, więc wątpię, że to ja byłam powodem, dla którego cię odrzucił. – wyznałam spokojnie, chociaż miałam już podniesione ciśnienie. – Nie wiem, może po prostu nie lubi suk, takich jak ty? – być może przesadziłam. Cholera, na pewno przesadziłam. Ugryzłam się w język, gotowa przeprosić dziewczynę, ale wtedy Krzysiek, jakby dostrzegając w brunetce chęć mordu, siadł między nami.
- Co jest? – zapytał od razu, patrząc po nas. - Pamela. – powiedział dobitnie i skinął jej. Dziewczyna zacisnęła usta, ale grzecznie wstała i odeszła. Powiedziała coś przyjaciółkom i wszystkie zebrały się do domu.
- Dzięki. – mruknęłam cicho, rozglądając się po towarzystwie, które dalej dokańczało freestylową walkę. Nawet Michał został gdzieś niżej, przy kolegach, spalając kolejnego blanta.
- Nie wierz w żadne jej słowo. – powiedział i popatrzył na mnie uważnie. – Okej? – pokiwałam głową, chociaż naprawdę czułam się teraz nienajlepiej. Nie chciałam jednak psuć reszcie wieczoru. Zapewniłam Krzyśka, że nic się nie stało i że jest dobrze.
- Mata, dawaj coś swojego! – po kilku innych walkach, krzyknął któryś z chłopaków, co przyciągnęło moją uwagę.
- Swojego?
Zdziwiłam się, chociaż wszystko zaczynało układać się w całość. Teksty, gitara, „pseudoraper", ładny głos. Był muzykiem, pewnie początkującym. Nie wiedziałam czy miał na swoim koncie coś wydanego, albo czy traktował to na serio, a jeśli tak, to czy „specjalizował się" w rapie? Chociaż to chyba najbardziej do niego pasowało. Nie mogłam wyobrazić go sobie w żadnym innym stylu przez dzisiejszą sytuację.
- Jest naprawdę dobry. – dodał Krzysiek.
Michał jednak ku, nie tylko mojemu, niezadowoleniu, spasował. Stwierdził, że to tyle na dziś i może innym razem. W sumie nie dziwiłam się, dochodziła północ, a schodki już parę razy odwiedzała policja, bo mieszkańcy skarżyli się na hałasy.
Matczak wspiął się po schodkach, podchodząc do mnie.
- Chyba wracamy. – pokiwałam głową i wstałam, zauważając, że towarzystwo już praktycznie się rozeszło.
Szliśmy kawałek razem z Frankiem i Krzyśkiem, którzy po jakimś czasie, skręcili w swoje strony, zostawiając naszą dwójkę. Mieliśmy jeszcze kilka minut spacerkiem do domu Michała, a stamtąd miałam zamówić taksówkę. Noc była jednak tak przyjemna, że nie chciało mi się nawet wracać.
- Pokaż mi twoje teksty. – przerwałam niezręczną ciszę, zerkając w stronę, idącego obok mnie chłopaka. Michał popatrzył na mnie z góry, wypuszczając dym z papierosa.
- Hm?
- Wiem, że piszesz. – złapałam go za ramię.
- To nic specjalnego. – wzruszył ramionami.
- Twoi koledzy i tata twierdzą co innego.
- Zostajesz na noc? – chłopak zmienił temat, nadal patrząc w moje oczy. Miałam dziwne wrażenie, że jego wzrok poleciał na moje usta, a on sam zbliżył się.
- To warunek konieczny, żebyś pokazał mi teksty? – zagryzłam wargę, a on pokiwał głową. - W takim razie zgoda. – bałam się, że spotkam jego rodziców, ale trzymałam się nieźle i byłam całkiem czujna, to będzie bezpieczniejsze niż wracanie po pijaku, a to już przeżyliśmy.
Wymieniliśmy się uśmiechem i Michał złapał mnie za rękę, szybciej pokonując trasę do domu. Byliśmy przed drzwiami, gdy chłopak nie mógł trafić kluczem w zamek.
- Cicho bądź. – palnęłam go w ramię, gdy śmiał się ciut za głośno. W końcu udało mu się otworzyć dom i wpuścił mnie do środka. Rozejrzałam się po ciemnym wnętrzu, bojąc się, że zaraz wejdę w ścianę, bo w ogóle nie pamiętam układu mebli i ogólnie pomieszczeń.
Michał w ciemności jakoś odnalazł moją dłoń i wprowadził nas na piętro, chociaż kręte schody były nie lada wyzwaniem.
W końcu dotarliśmy do pokoju chłopaka, w którym już miałam okazję być. Tu już znów byliśmy bezpieczniejsi, ale dla pewności Michał przekręcił zamek, zapalając światło.
W środku panował bałagan, ale nikt się tym nie przejmował.
- Padam. – rzucił się na łóżko, zanurzając twarz w poduszkę.
- Ej, był warunek. – przypomniałam mu, siadając na brzegu łóżka i odgarnęłam mu włosy z czoła, widząc jego przymknięte oczy.
- Jutro. – mruknął. – Chodź tu. – wyciągnął rękę, przesuwając się.
- Nie chcesz się przebrać? – wątpiłam, że będzie mu tak wygodnie.
- Nie, ale jeśli ty chcesz, to możesz się rozebrać. – wyszczerzył zęby, unosząc się na rękach.
- Dasz mi coś? – chłopak zwlókł się z łóżka i podszedł do szafy, z której po otworzeniu drzwi wyleciało parę ubrań. Rzucił we mnie jakąś dużą koszulką. – Super, dzięki. – złapałam ją i zatrzymałam się w miejscu. – Jak bardzo ryzykowne jest wychodzenie teraz do łazienki?
- W chuj. – tak myślałam. Nie chciałam już hałasować, więc stwierdziłam, że przebiorę się w pokoju. Zdziwiłam się, gdy Michał po prostu się odwrócił, dając mi te kilka sekund, gdy sam zdejmował bluzę i spodnie.
Nie czułam się najlepiej w samej koszulce, która, co prawda wszystko co powinna, zakrywała. Po prostu sam wzrok chłopaka był cholernie krępujący. Od razu więc podeszłam do łóżka, chowając się w kołdrze.
Po zgaszeniu światła, materac obok ugiął się, a ręka Michała przyciągnęła mnie do niego. Jego ciepły oddech owiał moją szyję i nie miałam w sobie tyle kontroli by się odsunąć. Zresztą niewiele już mogłam, bo chłopak po prostu usnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro