Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Byłam całkiem podekscytowana, ale też bardzo zestresowana całą tą sytuacją. Nie wiedziałam nawet kiedy zleciało kilka godzin, podczas których próbowałam się uczyć. Siódma nadeszła tak szybko, że na biega przeszukiwałam szafę, wyjmując z niej skórzaną spódnicę i przylegającą bluzkę w kolorze butelkowej zieleni. Wyglądałam ładnie, ale też nie byłam przesadnie wystrojona. Nałożyłam lekki makijaż a moje naturalnie, delikatnie falowane włosy jedynie ogarnęłam do znośnego stanu.

Michał puścił mi sygnałka, gdy zatrzymał się pod blokiem, więc zgarnęłam do małej torebki telefon, portfel i klucze, którymi uprzednio zamknęłam mieszkanie. Szybko pokonałam dwa piętra, wychodząc na powietrze. Rozejrzałam się za autem chłopaka, nie wiedząc tak naprawdę jakiego modelu czy też koloru szukać. Chłopak jednak z daleka pomachał mi ręką, więc ruszyłam w jego kierunku.

Opierał się o drzwi czarnego samochodu, a gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że kończył papierosa. Miał na sobie czarna bluzę z Nike i tego samego koloru spodnie. Tym razem jego włosy były ogarnięte, ale bawił mnie sposób w jaki je układał. Rzadko widuję takie fryzury na mieście, więc jednocześnie było w tym coś oryginalnego. Podobnie jak jego uśmiech, który zdecydowanie zarażał.

- Hej. – odezwałam się pierwsza.

- Wiedziałem, że się wystroisz. – zmierzył mnie wzrokiem, ale widziałam w nim coś w rodzaju uznania?

- Wcale nie. – oburzyłam się, zakładając ręce na piersi, bo niszczył moją pewność siebie. – Wybacz, że nie założyłam ujebanej bluzy. – zaśmiałam się i wskazałam palcem na jakąś plamę, którą miał na ubraniu, a on powędrował tam wzrokiem.

- O chuj, skąd to się wzięło? – złapał za materiał obiema rękami, przy okazji okruszając bluzę papierosem.

- Nie chcę wiedzieć. - stwierdziłam.

- Ja też nie. – ostatni raz zaciągnął się petkiem i rzucił go na ziemię, otwierając przede mną drzwi auta.

Po chwili sam zapakował się do środka, odpalając silnik. Miałam pewne obawy co do tego, czy chłopak w ogóle ma prawko, chociaż nawet nie miałam możliwości zobaczyć jego umiejętności. Po prostu miał dopiero osiemnaście lat, a więc i małe doświadczenie, chociaż prowadził jak kierowca z kilkunastoletnim doświadczeniem... Jechał bardzo szybko, ignorując liczne ograniczenia i zakazy, trąbił na innych i sam często był strąbiony. Siedziałam więc cicho, modląc się, by przeżyć.

- Coś taka przerażona? – odezwał się w końcu, gdy zatrzymał się na światłach. Zachichotał widząc moją minę i położył rękę na moim udzie, potrząsając nim pocieszająco.

- Po prostu zastanawiam się, w których chipsach wygrałeś prawko? – spojrzałam na niego, gdy się zaśmiał i sama uśmiechnęłam się, obserwując jego profil, gdy znów ruszył.

- Teraz to już bez znaczenia. Polizane, zaklepane. – machnął ręką i w końcu zatrzymał się pod ogromnym domem, porównywalnym do tego Matczaków. – W schowku jest wódka weź ją. – sięgnęłam do skrytki, gdzie było znacznie więcej i to nie tylko alkoholu. Spojrzałam na niego pytająco. – Weź wszystko, resztę mam w bagażniku. – wysiadł nim zdążył mnie usłyszeć.

- Resztę? – pisnęłam cicho, bo cóż, wiedziałam, że impreza będzie zakrapiana, ale od samego patrzenia robiło mi się niedobrze. Owszem, piłam od czasu do czasu, ale zdecydowanie nie miałam mocnej głowy, chociaż znałam umiar. – Czy to w ogóle legalne? – moje prawnicze oko z niepewnością spojrzało na różne skręty i saszetki z tabletkami. Wzięłam ile dałam radę, nie chcąc wychodzić na nudną i narzekającą na takie rzeczy i ruszyłam za Michałem, który już otwierał drzwi od domu swojego kumpla, z kilkoma siatkami w ręku.

Chłopak zerknął na mnie przez ramię z uśmiechem, jakby naprawdę cieszył się że tu jestem. W ogóle podziwiałam go za taka bezpośredniość i otwartość do osób nowo poznanych, bo przecież znaliśmy się zaledwie kilka dni, a o dziwo sprawiał, że ja także traktowałam go tak, jakbyśmy znali się znaczniej dłużej. A nie powiem rzadko tak miewałam.

Wszedł do środka, a ja zaraz za nim. Nie miałam czasu, by rozejrzeć się po wnętrzu, bo moją uwagę od razu odwróciły muzyka i podniesione głosy, dochodzące zapewne z salonu. Gdy pojawiliśmy się w progu drzwi do pokoju, chłopcy tam siedzący nie kryli uciechy z widoku Michała. Ja póki co pozostawałam niezauważona. Być może trochę celowo ukrywałam się za plecami bruneta.

- Patrzcie kto przeszedł! Pseudoraper z długim chujem. - krzyknął jakiś chłopak, a ja uniosłam brew na jego tekst. Podszedł do Michała i zbił z nim grabę.

- Zajebistą reklamę mi robisz przy nowej koleżance. - skinął na mnie a jego rozmówca dopiero teraz spojrzał na moją osobę. Michał oczywiście nie kłopotał się z przedstawieniem mnie. Wziął jedynie rzeczy z mojej ręki i ruszył do reszty, siedzącej na kanapie.

- O, siemka. Nie wiedziałem, że z kimś przyjdzie, ale bardzo mi miło. Franek jestem i witam w moich skromnych progach. - one z pewnością nie były takie skromne. - Czuj się tutaj jak u siebie. - podał mi rękę, a po tym jak się przedstawiłam zapytał jeszcze. - Jesteś siostrą Michała czy coś?

- Co? Nie. - zdziwiło mnie to przypuszczenie. My nawet nie byliśmy do siebie podobni.

- A sorki, po prostu zwykle przyjaciel przyjaciela to i nasz przyjaciel, a Ciebie pierwsze widzę. - urwał temat, bo jego koledzy znów przekrzykiwali się w głębi pokoju, więc delikatnie pchnął mnie na środek.

Dopiero teraz miałam możliwość przyjrzenia się towarzystwu. Na dwóch długich kanapach na środku pokoju siedziało jakieś osiem osób i faktycznie byli to sami chłopcy. Przypuszczałam że są z klasy Michała, więc momentalnie poczułam się staro i miałam wrażenie że kompletnie tu nie pasuje. To były bogate dzieciaki, które na pewno inaczej rozumieją słowo domówka niż ja. Chociaż kiedy widziałam jak większość z nich otoczyła Michała, gdy siadł na środku i do niego zagadywała, wiedziałam że był duszą towarzystwa, a więc skoro on mnie w jakiś sposób polubił, to może jego kumple nie będą mieli żadnej obiekcji. Tu jednak znów pojawiała się różnica między mną a Michałem - on czuł się jak ryba w wodzie, będąc w centrum uwagi, a ja umarłam, gdy wszyscy na mnie spojrzeli po słowach Matczaka.

- Poznajcie moją piękną koleżankę Lenę. - uśmiechnął się szeroko, rozsiadając się wygodniej na kanapie. W lewej ręce miał już butelkę piwa, a w drugiej odpalonego jointa.

- Czemu dopiero teraz ją poznajemy? - oburzył się jakiś szczupły chłopak.

- Właśnie. – dodał kolejny. - Jeśli jesteś tu niedobrowolnie, bo zostałaś zmuszona, to mrugnij trzy razy.

- Ej no, nie straszcie jej. - Matczak znów zabrał głos i pchnął lekko chłopaka, siedzącego obok niego. - Spieprzaj Adamo. Chodź tu, mała. - skinął na miejsce, które się zwolniło, a ja nadal stałam jak w transie, bo wszystko działo się tak szybko. Wszyscy coś do mnie mówili, przekrzykując muzykę, a zapach alkoholu i dym piekący w oczy nie pomagał w myśleniu. Nie wiem, w której chwili Michał wyciągnął dłoń i łapiąc moją rękę, pociągnął mnie na kanapę.

Wtedy trochę oprzytomniałam.

Lena mów coś, bo wezmą Cię za wariatkę.

- Miło was poznać, i trochę zostałam zmuszona... - posłałam spojrzenie Matczakowi, który się zaśmiał. - Tak czy siak, nie mogliście mnie wcześniej poznać, bo znamy się z Michałem parę dni. - chłopaki skinął, potwierdzające moje słowa.

- To przyszła pani prawnik, więc kitraj jointy gruby. - rzucił prawie skończonego skręta w stronę Franka, co było cholernie nierozsądne i mogło nas podpalić, ale chłopak jakoś dał radę go złapać i skończyć kilkoma buchami.

- Poważnie, studiujesz? – zapytał jakiś blondyn.

- Ta, jestem na drugim roku. - nie chciałam od początku mówić im, że jestem od nich wszystkich starsza, no ale gdy to już zostało wspomniane, nie miałam wyjścia.

- Wyglądasz młodo. - stwierdził ten sam chłopak.

- Bo jest malutka. - dodał Michał, a ja założyłam ręce na piersi. Wcale nie byłam taka mała. Miałam ze sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. To średni wzrost jak na dziewczynę, całkiem normalny. No ale z perspektywy prawie stu osiemdziesięcio centymetrowego Michała, mogłam faktycznie wydawać się dość niska. – Dobra, bo chyba nas ominęły jakieś kolejki. - chwycił butelkę wódki i polał nam do kieliszków, zapominając o tym, że sam przed chwilą skończył piwo.

Wypiliśmy jednak te kilka kolejek, wdrążając się w atmosferę imprezy. Większość chłopaków miała już niezłe nastroje, bo zaczęli zanim przyszliśmy, ale Michał szybko nadgonił. Ja sama powoli czułam alkohol w żyłach, co potęgowała dudniąca muzyka. Szumiało mi w głowie, a nawet jeszcze nie wstałam z kanapy.

Generalnie całkiem miło i zabawnie rozmawiało się ze znajomymi Michała. Głównie to oni mówili, ale nie zapominali o mojej obecności co było bardzo miłe. Co jakiś czas wtrącałam się tam, gdzie mogłam, żeby nie siedzieć tylko milcząc.

Odstawiłam kieliszek na stolik i rozejrzałam się za Michałem który gdzieś zniknął. Do tej pory chłopak imieniem Maciek zagadywał mnie na kanapie i zachęcał do picia, więc nawet nie odczułam, że gdzieś uciekł. W końcu zauważyłam, że grał w beer-ponga z kilkoma innymi kumplami. Nie wiem, co się podziało, że jego bluza skończyła gdzieś w kącie pokoju, ale teraz stał tam bez koszulki, czekając na swoją kolej do rzutu i śmiejąc się z czegoś, co powiedział mu kumpel. Wiedziałam, że jego świetny humor to głównie zasługa tego, co dzisiaj wypił i wypalił, ale kim byłam, żeby to oceniać. Ja sama przez alkohol czułam się rozluźniona i pewniejsza siebie, dlatego wstałam z kanapy i poszłam w kierunku chłopaka, starając się za bardzo nie gibać na boki.

- Co tam, Lenka? - zagadał mnie Krzysiek, który również czekał na swoją kolej, a z którym wcześniej miałam okazję również trochę pogadać.

Mówił mi między innymi o tym, że Franek zdecydował się zrobić te domówkę, gdyż jego rodzice polecieli na wakacje, zostawiając wolną chatę. Wspominał również, że wszyscy tu obecni chodzą do ostatniej klasy liceum Batorego, ale na różne profile i że on, Michał i gospodarz tej imprezy to nierozłączne trio najlepszych kumpli, co zauważyłam od razu. Ta trójka najlepiej się tu dogadywała.

- W porządku. Jaki wynik? - zapytałam, chociaż sama mogłam wywnioskować to z ilości kubeczków.

- Jak twój chłopak nie zjebie to wygrywamy. – zignorowałam to jak nazwał Michała.

Oboje spojrzeliśmy na niego, gdyż przygotowywał się już do rzutu. Widząc jego mało zgrane ruchy nie miałam dużych oczekiwań i był to błąd, bo chłopak trafił w ostatni kubeczek, tym samym przynosząc zwycięstwo swojej drużynie.

Wszyscy rzucili się na niego, ciesząc się z wygranej, a ja zastanowiłam się, czy sąsiedzi nie mają problemu o te krzyki, bo Michał nie szczędził sobie głosu i mogłam się założyć, że jutro nie będzie mógł się odezwać.

Sama zaklaskałam kilka razy, gdy chłopak spojrzał na mnie i ruszył w moim kierunku, kiedy kumple wreszcie go puścili.

- No brawo, zapisz to osiągnięcie w CV. - chłopak zignorował moją docinkę, ale za to schylił się i objął mnie nisko, podnosząc do góry. Pisnęłam i położyłam ręce na jego ramionach, by się utrzymać. Okręcił nas dookoła kilka razy, patrząc na mnie z dołu z szerokim uśmiechem. – Weź, bo się zrzygam.

- Ja chyba też. - odstawił mnie na ziemię, znów wracając do stanu, gdy to ja byłam niższa i patrzyłam na niego z dołu. Michał zgarnął bluzę z ziemi, zakładając ją szybko przez głowę.

Wróciliśmy na kanapę, gdzie chłopak znów odpalił skręta, tym razem jednak wystawiając go w moją stronę.

- Chcesz? - pokręciłam głową, ale nie była to pewna odmowa i on doskonale to widział. - Jednego? - znów pokręciłem głową, a chłopak wciąż przysuwał używkę do moich ust, trzymając ją między palcami. - Małego? – droczył się.

- Michał... - mruknęłam, bo byłam już dość senna i mało ogarniająca. W życiu paliłam może z dwa razy, więc teraz, w tej całej atmosferze, było to dosyć kuszące.

Nie mogłam się dalej bronić. Chłopak włożył jointa do moich lekko uchylonych ust, trzymając go tak, że ja sama nie musiałam używać rąk. Patrząc mu w oczy zaciągnęłam się grzecznie, a on po chwili odsunął rękę, bym mogła wypuścić dym. Większość poleciała na jego twarz, bo byliśmy dość blisko siebie, ale nie przeszkadzało mu to. Gdy dym się rozproszył, znów widziałam jego rozweseloną, przystojną buzie.

- Teraz będzie ci jeszcze lepiej. – powiedział, odkładając skręta do popielniczki w kształcie płuc.

- Nie wątpię. – burknęłam, bo miałam świadomość jak działają takie substancje.

- Nie mówię tu o joincie. – uniosłam brew.

A Michał pochylił się w moim kierunku, niespodziewanie łącząc nasze usta.






zmieniłam troszkę fragment o aucie, ale to raczej nic nie wnoszące do historii zmiany

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro