Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Upewniłam się, że zakręciłam krany i wyłączyłam światła, po czym zamknęłam mieszkanie i skierowałam się do windy. Po chwili wyszłam na zewnątrz ciągnąc za sobą walizkę. Rozejrzałam się za autem Michała, który właśnie podjechał. Stanął przy chodniku i wyszedł z samochodu, pomagając mi z bagażem.

- Boże, co ty tam napchałaś. – wepchnął walizkę do bagażnika, gdzie leżała także jego, dużo mniejsza.

- Przecież jedziemy na tydzień. Poza tym w szafie nadal miałam dużo zimowych ubrań, które muszę zwieźć do domu. – przewrócił oczami. – Czyli pierwsze dwie godziny ty? – zapytałam o nasz podział jazdy.

- Myślę, że tak będzie najlepiej, bo nie znam twoich tras, a ty, jak sama mówiłaś, średnio czujesz się w Warszawie i okolicach. – pokiwałam głową i zajęłam miejsce pasażera. Położyłam torebkę obok swoich nóg, bo nie chciałam zostawiać jej z tyłu, gdyż wzięłam nam jakieś przekąski i picie na drogę.

Byłam trochę zestresowana tym, że Michał pozna moją rodzinę i spędzi z nami święta. Myślę, że to wprowadzi naszą relację na jakiś inny poziom. Możliwe, że bardziej się do siebie zbliżymy i lepiej poznamy.

Bałam się także reakcji rodziców, bo nic im nie mówiłam. Miałam nadzieje, że wszystko wyjdzie w miarę naturalnie i unikniemy niezręczności, bo sama nie wiedziałam co mam im konkretnie oznajmić. Może Michał uratuje sytuacje, w końcu on zawsze wie co powiedzieć, żeby rozładować emocje. Myślę, że są duże szanse, że moja rodzina go polubi. Nie dlatego, że są gościnni, po prostu ten chłopak ma w sobie coś takiego, że przyciąga do siebie ludzi.

Pierwsze kilkanaście kilometrów minęło w miarę szybko i przyjemnie. Gadaliśmy o typowych głupotach i po prostu o tym, co nasunęło nam się na język. W tle włączyliśmy muzykę, która miło uzupełniała naszą rozmowę.

- Kurwa, jaki kretyn! – Michał nacisnął na klakson, trąbiąc na gościa, który mu wyjechał. Mocno zahamowaliśmy, przez co pasy wbiły mi się lekko w brzuch przy nagłym pchnięciu do przodu. – Jak ja nienawidzę takich jebanych debili, kto im dał prawko? – machnął rękami, z rozdrażnieniem zmieniając bieg.

- O Boże, czyli mnie też będziesz wyzywał jak będę jechała. – ja byłam średnim kierowcą i nie ukrywałam tego. Michał zaśmiał się, łagodniejąc. Spojrzał w moim kierunku, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.

- Spróbuję się powstrzymać. – pocieszająco potarł moje udo, a ja dłużej zatrzymałam wzrok na jego oczach.

- Powstrzymać to ty się miałeś od zioła. – nachyliłam się bliżej w jego stronę, czując i widząc z czym mam do czynienia.

- Nie paliłem. – odparł od razu, unosząc dłonie.

- Tak? To czemu masz takie czerwone gały? – uniosłam brew, a Michał zagryzł wargę, powstrzymując uśmiech.

- No bo wpadłaś mi do oka. – powiedział cicho, gdy dzieliły nas już dosłownie milimetry i wiedziałam co to zwiastowało.

Niestety światło zmieniło się na zielone, a my nawet tego nie zauważyliśmy, dopiero klaksony z tyłu, przywróciły nas na ziemię, szybko odsuwając nas od siebie, zanim doszło do czegokolwiek.

Znów oparłam plecy na siedzeniu, patrząc przed siebie. Zagryzłam wargę, tłumiąc uśmiech.

- My tu gadu gadu, a ja przygotowałam nam rozrywkę na drogę. – odezwałam się w końcu, przerywając niezręczną ciszę. Sięgnęłam do torebki, wyjmując z niej książkę.

- Przyjaźnie się z wariatką. – stwierdził Michał, gdy zobaczył, że to ta sama, z której uczyliśmy się matematyki.

- Matura za parę tygodni, a my trochę opuściliśmy nasze lekcje. – po części czułam się odpowiedzialna za jego przygotowanie, a naprawdę kompletnie zapominaliśmy o korepetycjach.

Czasem miałam też wyrzuty sumienia, gdy widywaliśmy się bez celu kilka razy w tygodniu, a mógł ten czas przeznaczać na naukę na inne przedmioty. Co tyczyło się też mnie, de facto. Chociaż z drugiej strony, zastanawiałam się, czy Michał faktycznie siedziałby wtedy w domu, ucząc się.

- I tak to zdam. – machnął ręką. – Zresztą na twoich lekcjach i tak ciężko mi się skupić. – puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami i schowałam książkę do torebki. Oczywiście żartowałam z tą nauką podczas jazdy. Planowałam ją raczej na wolny czas w domu, który pewnie będziemy mieć.

Pokonaliśmy kolejny kilometry i gdy w połowie drogi zobaczyliśmy stację, zatrzymaliśmy się na niej, by się zmienić - do Krakowa zostały nam jakieś dwie godziny. Musiałam też skorzystać, więc zostawiłam Michała, który za to musiał zapalić.

- Chcesz coś ze sklepu? - zapytał, gdy do niego wróciłam.

- Nie, nic nie potrzebuję i nie jestem głodna.

- Ja jestem, ale nic mnie tu nie satysfakcjonuje. – spojrzał na wywieszone menu z jakimiś kanapkami. – A twoje przekąski są chujowe.

- Dzięki. – burknęłam.

- No, co? Kto normalny je wafle ryżowe lub paluszki?

- Przecież to zwykłe przekąski, które jada każdy.

- Każdy nudziarz. – machnęłam ręką, bo ta dyskusja była bezsensu. Wystawiłam rękę po kluczyki od auta Michała, który szybko odsunął dłoń. – Czy na pewno można ci zaufać?

- Nie. Jestem samobójcą i chcę się rozbić na najbliższym drzewie. – zironizowałam.

- A to spoko. Masz. – wręczył mi kluczyki i oboje zapakowaliśmy się do środka. Tym razem ja na miejscu kierowcy.

Trochę minęło zanim ustawiła pod siebie fotel i lusterka, ale musiałam czuć się całkowicie komfortowo. Cieszyłam się, że była tu manualna skrzynia biegów, bo z taką czułam się najpewniej. W końcu udało mi się płynnie ruszyć, a potem już jakoś szło.

- A to co? – zerknęłam na chłopaka, który z nudów grzebał w mojej torebce i pytał o różne rzeczy.

- To przypina się do stołu i można powiesić torebkę. – nosiłam ze sobą taki gadżet, chociaż nigdy go nawet nie użyłam.

- A to? – obrócił w dłoniach zalotkę.

- Do podkręcania rzęs. – wyjaśniłam, a chłopak zbliżył się do lusterka, próbując zakręcić swoje, krótkie rzęsy.

- Ała, kurwa. – potarł powiekę, którą przyciął. – Codziennie ocierasz się o śmierć. – parsknęłam śmiechem.

- Na to wygląda. – odłożył torebkę, gdy zapytał już chyba o wszystko.

Zerknęłam na nawigację, którą włączyłam, żeby nie pogubić się w tych wszystkich nowych drogach. Została nam jeszcze godzina, ale trasa była naprawdę dobra, więc nie czuliśmy zmęczenia. Dodatkowo Matczak wcale nie krytykował mojej jazdy, a nawet stwierdził, że idzie mi nieźle i już nie martwi się o to, że się rozbijemy, jedynie czasem mogłabym nacisnąć więcej gazu. Tę ostatnią uwagę oczywiście ignorowałam, bo tam gdzie on chciał, żebym jechała szybciej, było to kategorycznie zabronione.

- Skręć tu. – powiedział nagle Michał, wskazując na prawo.

- Przecież nie...

- Dawaj, chcę do maka. – popatrzył na mnie błagalnie, a ja westchnęłam, dając kierunkowskaz.

- Dobra, ale mcdrive.

- Może być. – ucieszył się.

Podjechaliśmy pod okienko i miałam deja vu z tej sytuacji, bo Michał z miejsc obok krzyczał zamówienie, a ja powtarzałam go babce, która nie mogła go dosłyszeć.

- Dwanaście nuggetsów, hamburger i dwa razy duże frytki. – on naprawdę był głodny, bo powiedziałam mu, że nie mam na nic ochoty, a on i tak zamówił jak dla wojska.

- I duża cola.

- I duża cola. – powtórzyłam.

Pani przyjęła zamówienie, przystawiłam do czytnika kartę Michała i podjechaliśmy po odbiór.

Włączyłam się do ruchu, podczas gdy chłopak odpakowywał jedzenie, którego zapach wypełnił całe auto.

- Mak ma lepsze frytki, ale nie ma podjazdu do kurczaków z kfc. – oparł po chwili, przełykając nuggetsa, a ja nie mogłam się nie zgodzić.

- Racja, chociaż nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam w tych fastfoodach. – zwykle gotowałam sama lub zamawiałam coś do domu, niż jadałam na mieście. Jak już to zamawiam tylko rano kawę.

- Chyba musimy się wybrać na wycieczkę po wszystkich knajpach w wawie, bo niedługo znikniesz. Jadłaś chociaż śniadanie?

- Tak, tato.

- Nie kupuję tego. Bierz fryty. – przystawił mi do ust kilka frytek, które zjadłam, uważając, żeby nie odgryźć mu palców. Sama zgłodniałam od tego zapachu.

I tak Michał zjadł całe swoje zamówienie w kilkanaście minut, co jakiś czas karmiąc mnie nuggetsem lub frytkami.

- Jesteś gotowy? – zapytałam, widząc już w oddali mój rodzinny dom.

- Tak. – wypuścił powietrze i popatrzył na mnie. – Mam nadzieję, że nie sprawię, że to będą twoje pierwsze znienawidzone święta.

- Spokojnie. Już sprawiasz, że są lepsze niż inne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro