11
Weszłam na aulę kilkanaście minut przed zaczęciem zajęć, zajmując najbardziej oddalone i najmniej widoczne miejsce. Nie mogłam opuszczać kolejnych wykładów, ale wcale nie czułam się na siłach, żeby patrzeć w oczy Profesora Matczaka. Zresztą dla niego chyba także ta sytuacja nie była komfortowa. Nie poruszaliśmy nawet tematu korepetycji, nad czym nie ubolewałam.
Patrycja weszła do sali, posyłając mi zdziwione spojrzenie i zajęła miejsce obok mnie.
- Później ci powiem. – wymruczałam, wgapiając się w notatki i spędziłam tak całe półtorej godziny.
Na przerwie szybko wyjaśniłam przyjaciółce o co chodziło, a ona parsknęła śmiechem. Super, czyli tylko mnie ta sytuacja nie śmieszyła.
- Wybacz, ale to musiało być komiczne.
- To było tragiczne! – pisnęłam, gdy szłyśmy korytarzem, co zwróciło uwagę kilku osób.
- Nie przesadzaj. Michał mówił, że jego ojciec jest spoko. – pokiwałam głową, chociaż to nadal nie poprawiało mi humoru.
Weszłyśmy na kolejne zajęcia, gdzie Pani Profesor oddała nam zaliczenia.
- Boże, tak. – odetchnęłam z ulgą, patrząc na dobrą ocenę. – Tak się bałam, że będę musiała zakuwać przez przerwę świąteczną. – cieszyłam się, że obędzie się bez poprawy, przynajmniej z tego przedmiotu. Będę mogła zapomnieć o łacińskich sentencjach a skupić się na innych zaliczeniach, które były przede mną.
- Ja tak samo. Jestem z nas dumna, bo to było ciężkie. – przybiłyśmy sobie piątkę i skupiłyśmy się na wykładzie.
Profesorka wypuściła nas kilka minut wcześniej, co już w ogóle poprawiło mi humor. Pożegnałam się z Patrycją, z którą zobaczę się dopiero za tydzień, po świętach wielkanocnych. Nasza uczelnia zgodziła się zrobić na wolną środę, czwartek i piątek, co dawało mi więcej czasu na naukę, ale również spędzanie czasu z rodziną... i Michałem.
Zgodziłam się, żeby pojechał ze mną do rodzinnego miasta, skoro tak bardzo narzekał na święta spędzane u babci. Chciałam, żeby poczuł, że to jednak fajny czas w roku i można go miło spędzić. Z drugiej strony jednak, nie wiedziałam jak moi rodzice zareagują na to, że przyjedzie ze mną chłopak, o którym nigdy im nie wspominałam. Zastanawiałam się czy uprzedzić ich o tym wcześniej czy postawić na zaskoczenie.
Szłam właśnie przez park, korzystając z ładnej pogody. Świeciło słońce i wiał lekki wiaterek, zrezygnowałam więc z tramwaju, czując, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Wybrałam jakąś okrężną drogę i przechodząc przez ulicę, zorientowałam się, że jestem niedaleko Liceum Batorego.
Serce zabiło mi szybciej, widząc, że właśnie zaczęła się przerwa i dużo uczniów opuszczało szkołę. Szłam powoli, rozglądając się i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to samochód Matczaka, który stał na końcu chodniku. Podeszłam więc do niego, przysiadając na masce. Nie miałam pewności czy faktycznie kończył teraz, ale co mi szkodziło się o tym przekonać?
Po kilku minutach zauważyłam grupkę chłopaków, którzy jako jedni z ostatnich wychodzili ze szkoły. Rozmawiali, śmiejąc się i przepychając. Od razu rozpoznałam wśród nich Michała, Franka, Adama i Krzyśka, który po chwili mnie zauważył i pomachał do mnie z daleka. Uśmiechnęłam się, odmachując mu, a za chwilę reszta chłopaków spojrzała w moich kierunku. Na usta Michała wpłynął szeroki uśmiech. Szybko pożegnał się z kumplami i ruszył w moją stronę, gdy w połowie drogę zastawiła mu jakaś dziewczyna, którą okazała się być Pamelą. Chłopak jednak minął ją, ignorując to, że coś do niego mówiła, przez co nie była zbyt zadowolona. Podążyła za nim wzrokiem, zauważając mnie kawałek dalej. Zacisnęła usta, zakładając ręce na piersi, a ja posłałam jej niewinny uśmiech, chociaż to było tak dziecinne... Nadal jednak miałam w głowie to, co powiedziała mi na schodkach, niedziwne więc, ze triumfowałam, gdy Michał zignorował ją, podchodząc do mnie.
- Czym zawdzięczam tę wizytę? – chłopak zbliżył się, patrząc na mnie z góry, gdy ja nadal przysiadałam na masce jego auta.
- Przypomniało mi się, że coś mi obiecałeś. – Michał uniósł brew, nie wiedząc o co chodzi. Pogładziłam jego bluzę, skupiając wzrok na logo Batorego. – Nadal czekam, aż pokażesz mi swoje teksty.
- Ach. Nie dasz mi spokoju, hm? – pokręciłam głową, zagryzając wargę. – W porządku.
- Więc chodźmy, bo twoja przyjaciółka zaraz zje mnie wzrokiem. – chłopak rozejrzał się, zauważając dziewczynę, która wciąż na nas patrzyła.
- Pamela?
- Mhm. Nie chcę znów dostać reprymendy. – prychnęłam, a on znów zrobił niezrozumiałą minę.
- Co ci nagadała?
- Nieistotne. – machnęłam ręką, a dłoń bruneta przejechała po moim udzie.
- Jest strasznie natrętna. – wzdrygnął się. - Ale możemy dać jej powód, żeby w końcu się zamknęła.
- Co masz...
Nie zdążyłam zapytać, bo Michał pochylił się i złapał mój podbródek, przyciągając mnie do pocałunku.
Ten pocałunek był inny, taki... czuły. Krótki, ale wciąż wzbudził we mnie wiele emocji. Czułam się jakby ja sama chodziła do tego liceum i przeżywała jakieś nastoletnie zauroczenie.
Pomysł Michała chyba podziałał, bo gdy odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Pamela – teraz nie było tam nikogo. Zaśmialiśmy się po czym chłopak odsunął się całkowicie, otwierając przede mną drzwi auta.
- Ale jedziemy do mnie. – zaznaczyłam, chcąc unikać domu Matczaków. Michał okrążył samochód, siadając za kierownicą.
- Muszę wziąć notatki i gitarę, jeśli faktycznie chcesz coś usłyszeć. – spojrzał na mnie, odpalając silnik. – Najwyżej zaczekasz w aucie. – pokiwałam głową i ruszyliśmy. Byłam strasznie podekscytowana tym, że będę miała okazała zobaczyć i posłuchać jak gra i śpiewa coś swojego.
Zatrzymaliśmy się przed bramą, chłopak zostawił mnie w środku, a sam przeszedł brukowaną ścieżką w stronę domu. Przełączałam stacje radiowe, zatrzymując się na jakichś fajniejszych piosenkach i czekałam tak dosłownie kilka minut. Brunet otworzył drzwi z tyłu, ładując tam gitarę i jakiś notes, z którego wywalały się kartki.
- Moja mama zaprasza Cię na obiad. – powiedział, gdy znów siadł za kierownicą.
- Słucham? Powiedziałeś, że tu jestem? – otworzyłam szeroko oczy, a on pokręcił głową.
- Widziała auto przez okno. – uderzyłam do lekko w ramię. – No co miałem zrobić? – zaśmiał się. – Przecież wiedzą, że się widujemy, a poza tym już powiedziałem im, że jadę do ciebie na święta. – och, no tak, musiał im coś powiedzieć, bo pewnie nie pozwoliliby mu tak po prostu zostać w domu.
Musiałam chyba do tego przywyknąć i uświadomić sobie, że to nic złego, że się „spotykamy".
- Musisz wyluzować. – stwierdził, a ja musiałam przyznać mu rację, ale chyba nie potrafiłam mieć takiego stosunku do życia jak on. – W ogóle o które jutro wyjeżdżamy?
- Chyba koło dziesiątej będzie okej. Czeka nas prawie cztery godziny drogi, więc pewnie się jakoś zmienimy. – nie bardzo widziało mi się prowadzić samochód Michała, ale sama nie miałam tu auta, a nie chcę go też przemęczać. Mam nadzieję, że się nie rozbijemy, bo pewnie nie był to najtańszy samochód...
- Super, już dawno chciałem sprawdzić twoje umiejętności za kółkiem.
- Szału nie ma. – przyznałam, bo mimo że umiałam prowadzić, to po prostu rzadko jeździłam.
W końcu dotarliśmy do mojego mieszkania. Zamówiliśmy żarcie, bo znów moja lodówka świeciła pustkami, a w oczekiwaniu na dostawę zrobiłam nam herbatę. Weszłam do salonu z kubkami w ręku, kładąc je na stoliku. Rozejrzałam się za Michałem, a gdy zobaczyłam uchylone drzwi balkonowe, wiedziałam gdzie go szukać.
Wyszłam na balkon, obserwując chłopaka, który przyglądał się miastu, spalając jointa.
- Powstrzymaj się jutro od zioła. Moi rodzice średnio na to reagują. – powiedziałam, podchodząc do barierki.
- Zrobię co w mojej mocy. Chcesz? – wystawił używkę w moją stronę, a ja przyjęłam ją, zaciągając się kilka razy.
Wróciliśmy do środka, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Gościu z ubereats wręczył mi zamówioną chińszczyznę, a ja podałam mu wyliczoną kasę.
Siedliśmy z Michałem na kanapie, biorąc się za jedzenie. Włączyliśmy telewizor, który stanowił jedynie tło do naszej rozmowy, bo z każdym naszym spotkaniem coraz bardziej nie mogliśmy się nagadać. Momentami byłam zdziwiona tym jak wiele mamy sobie do powiedzenia, zarówno na te poważne tematy, jak i te błahe oraz tym, że śmieszą i irytują nas te same rzeczy.
- To co, drzemka? – pociągnął mnie na kanapę, na której się położył, gdy ja zaniosłam resztki jedzenia do kuchni.
Michał objął mnie za szyję, przytulając do siebie, podczas gdy ja próbowałam się uwolnić, bo nie sądziłam, że pozycja, w której przygniatałam go całym ciała, była dla niego wygodna.
- O nie, żadna drzemka. – wymamrotałam mało zrozumiale, bo wciąż byłam przyciśnięta do jego klatki piersiowej, ale w końcu ułożyłam się w miarę wygodnie, tak że poluźnił uścisk. – Zaśpiewaj mi. – przekręciłam się i uniosłam, tak, że usiadłam okrakiem na jego brzuchu, opierając ręce na jego piersi.
Z tej perspektywy Michał wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zazwyczaj. Miał senne, przekrwione oczy, włosy w standardowym nieładzie, leniwy uśmiech i pogniecioną bluzę. Przeniósł swoje dłonie na moje uda, pocierając je delikatnie.
- Nie chcesz porobić czegoś ciekawszego? – zagryzł wargę i naprawdę musiałam powstrzymać moje obudzone nastoletnie hormony.
- O nie, nie będziemy już tego przekładać. – założyłam ręce na piersi, chcąc brzmieć jak najbardziej stanowczo. – Chcę posłuchać teraz. – zarządziłam, a Michał westchnął.
- No to w takim razie... nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale... zejdź ze mnie. – posłusznie zeszłam z niego, stając obok kanapy.
Chłopak chwycił gitarę, a ja już wiedziałam, że będzie to jeden z moich ulubionych widoków. Siadłam po turecku, niedaleko jego nóg, gdy Michał przejrzał jakieś notatki i ustawiał palce na gryfie.
- Prawdopodobnie liczysz na coś ambitniejszego, ale okej. - Wypuścił powietrze, jakby faktycznie stresowało go przedstawienie tego przede mną. Nie wiedziałam czy chodzi tu o to, że teksty są nad wyraz wulgarne, takie nie w moim typie, czy może zbyt „odkrywające" jego uczucia, bo ponad wszelką wątpliwość, Michał nie był wylewną osobą.
I znów czułam się jak zaczarowana, słysząc jego głos. Nie był idealny, momentami się łamał, ale był pełen emocji. Chyba to najbardziej mnie urzekało. Na początku skupiłam się tylko na barwie tego głosu, później moje oczy skanowały jego palce, gładko przesuwające się po strunach. To jak zwinnie zmieniał chwyty, utwierdziło mnie w przekonaniu, że musiał to robić od dziecka. I dopiero potem zwróciłam uwagę na teksty. Pokazał mi kilka fragmentów i różnych piosenek i każda z nich była całkiem inna, niesamowite było to jak potrafił odnaleźć się w przeróżnych stylach. Niektóre słowa i rymy były proste, wręcz banalne, ale z całym sensem utworu po prostu pasowały idealnie. Inne natomiast były pełne mniejszych lub większych ukrytych znaczeń i było to dosyć inteligentnym zagraniem. Michał mieszał ze sobą poważny, jak i ten trochę humorystyczny styl. Podobało mi się też to, że w piosenkach po prostu opowiadał o codzienności, o swoich przeżyciach i stosunkach do niektórych sytuacji, między innymi pisał o szkole, ulubionej kawiarni, dzieciństwie, rodzicach czy papierosach. Te fragmenty były jednak zbyt krótkie bym mogła poczuć je w pełni, chociaż i tak byłam pod ogromnym wrażeniem jego talentu i miałam nadzieje, że kiedyś zajdzie daleko, bo widać było, że to jest to, w czym czuje się dobrze.
- Czyli, że mam twoje wsparcie, gdy będę podpisywał kontrakt z wytwórnią? – zaśmiał się z mojej reakcji, bo nadal byłam jak w transie.
- Oczywiście! Jesteś już z jakąś zgadany?
- Wysłałem utwory do kilku topowych labeli, zobaczymy czy się uda.
- Trzymam kciuki. Co na to twoi rodzice? – ciekawa jestem jaki mieli stosunek do tego, że Michał nie chce być prawnikiem czy lekarzem, a muzykiem.
- Trochę było gadania, ale chcą, żebym po prostu był szczęśliwy. No i jednym warunkiem jest zdana matura.
- Popracujemy nad tym, bo całkiem zaniedbaliśmy nasze lekcje matematyki.
- Idę, bo przynudzasz. – dźgnął mnie palcem w brzuch, wstając z kanapy. Zebrał swoje rzeczy i oboje skierowaliśmy się do drzwi. – Przyjadę jutro koło dziesiątej. Trzymaj się. – przyciągnął mnie, składając szybkiego buziaka na moim czole, po czym opuścił mieszkanie. Przymknęłam oczy, z uśmiechem opierając się o drzwi.
Nasza relacja była coraz dziwniejsza, ale ja czułam się coraz lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro