marionetka
Blue objął się rękami. Nie obchodziło go, że są w trakcie walki. Nie obchodziło go już nic.
Dream ich zdradził...ich przyjaciel ich zdradził... Czy wszystko było kłamstwem? Czy Dream nigdy go nie lubił? Cały czas tylko udawał?
Blue cicho zapłakał. Nawet on nie potrafił znaleźć w tej sytuacji niczego pozytywnego.
Finis uśmiechnął się lekko.
-wiem, że to nie czas na to... Ale mogę się zabawić w czarny charakter później, jeżeli będą mnie ciągle prowokować.
Ink spojrzał na Dreama. Wiedział, że to nie najlepszy czas na to, ale niestety musiał...
-Dream, pomożesz nam? Proszę, chociaż ten ostatni raz... Tam jest Blue.
Dream odepchnął go ze złością. Oczywiście, że Ink musiał czegoś od niego chcieć, inaczej nie powiedziałby mu tych wszystkich miłych rzeczy.
-więc to wszystko tylko po to?!- krzyknął Dream- mówiłeś to wszystko, bym ci teraz pomógł?!
-nie, mówiłem to wszystko, bo jesteś moim przyjacielem i chciałem naprostować sytuację. Po prostu teraz jesteśmy w środku walki i nasz przyjaciel zaraz zginie.
Dream warknął ze złością. Wiedział, że są w środku walki, ciężko tego nie zauważyć. Ale zdecydował już, że nie będzie się w to mieszał.
-nie obchodzi mnie to- rzekł Dream.
-obchodzi cię to- odparł Ink- widzę to w twoich oczach. Mimo wszystko nadal martwisz się o Blue.
Dream zacisnął pięści. Ink miał rację. Martwił się o Blue, ale jednocześnie go nienawidził. Jego i całego multiversum, które zawsze chciało od niego tylko jednego.
-to...dalej nic...nie wiadomo...- szepnął Horror, próbując się podnieść. Nightmare zrobił z niego żywą tarczę, a potem rzucił nim o ścianę.
Musiał wstać, musiał pomóc przyjaciołom...ale podłoga była taka chłodna i taka wygodna... A kojąca ciemność była coraz bliżej niego. Dźwięki walki coraz bardziej się oddalały, aż nastała przyjemna cisza.
Core przekrzywiła lekko głowę. Wiedziała, że 404 nie będzie w pełni sił od razu po odzyskaniu przytomności, ale nie było teraz czasu na jego powolne dochodzenie do siebie.
-potrzebujemy go. Teraz- powiedziała Core- najlepiej by było, gdyby był w pełni sił, ale wiem, że to teraz niemożliwe. Jeżeli nie przyłączy się do walki teraz, nie będzie później miał czego chronić.
- może ty też przyłączysz się do walki?!- krzyknął Sans.
Core uniosła ręce w obronnym geście.
-ja nie walczę! Nie mam jak!
-dobrze, że chociaż nie podwoiła się ilość 404, z którymi trzeba walczyć - rzekł Dust, unikając ataku Nightmare'a. Szczęście w nieszczęściu: znał je wszystkie na pamięć. O ile Nightmare nie zaatakuje w jakiś nowy sposób, powinien dać radę.
Miał też wrażenie, że Pan Koszmarów w pewien sposób się chamuje. Nie atakował z pełną siłą, jakby próbował z tym walczyć i dać im chociaż minimalną szansę, by go pokonali. A to znaczyło, że jego przyjaciel nadal tam jest.
Nightmare uniusł mackę, by zaatakować Dusta, jednak zanim zdążył to zrobić, jego mackę przeszyła złota, świecąca jasno strzała.
-spóźniłem się na imprezę?- zapytał Dream, napinając łuk.
-zawsze możesz podziwiać widoki- powiedział Chara, po czym stworzył balster. Spojrzał na niego z satysfakcją- zobaczymy, jak to cacuszko działa. Swoją drogą nie pogardziłbym pistoletem...zawsze byłem ciekawy, jakie to uczucie z niego strzelać.
Chara wskoczył na blaster, po czym zaczął gonić nim Crossa. Szkielet zaatakował swoim blasterem, a Chara spadł na podłogę. Przywołał nóż i wyciągnął rękę w stronę Crossa. Ruchem palców pokazał mu, by do niego podszedł.
-z takiej, w której nigdy nie było człowieka- odparł Finis, nie przerywając oglądania walki Crossa i Chary- znaczy, byli ludzie, ale na długo przed tym, jak się urodziłem. Do tej pory nawet nie widziałem człowieka.
Bill spojrzał na niego zaskoczony.
-skoro u ciebie nie ma ludzi, to twój świat musi być wspaniały. W większości AU ludzie tylko niszczą życie potworów.
-był- rzekł Finis- był wspaniały...dopóki eksperyment taty nie poszedł nie tak.
-wiem o tym doskonale- powiedział Dream, strzelając do brata z łuku- nastał więc czas, by jeden z nas uwolnił się na zawsze od towarzystwa tego drugiego. Uciekajcie stąd, ja się nim zajmę.
Uciekli wszyscy, z wyjątkiem Dusta. Szkielet stanął obok Dreama i spojrzał na Pana Koszmarów. Przerażał go fakt, że Nightmare patrzył na łuk Dreama jakby z...ulgą?
-to nie może się tak skończyć- powiedział Dust.
-ale właśnie tak się skończy- odparł Dream.
-nie! Night, wiem, że wciąż tam jesteś i mnie słyszysz! Walcz z tym!- krzyknął Dust.
Dream spojrzał na niego jak na szaleńca.
-Dust, to nie jest film ani książka, to prawdziwe życie i to nie zadziała- rzekł Dream.
-widzę go, Dream. Widzę prawdziwego Nighta w jego oku...
-na tym to polega, Dust- rzekł Dream- wie, co robi, jest tego świadomy, ale to nie on podejmuje decyzje. Nie wyrwie się spod tej kontroli, śmierć będzie dla niego ratunkiem.
-Fatal się wyrwał- powiedział Dust.
-404 nie skończył przejmować nad nim kontroli, dlatego się wyrwał.- wyjaśnił Dream, unikając ataku brata- jeżeli masz mi przeszkadzać, lepiej sobie idź.
Bill i 404 wymienili spojrzenia, po czym odsunęli się od siebie.
-to mój przyjaciel- rzekł Bill- nie lubię go...w ten sposób.
-mam chłopaka - powiedział 404.
-a gdybyś nie miał chłopaka?- zapytał Bill.
-to bym poszedł do Fatala i zapytał, czy nim zostanie- odparł 404- a teraz wybacz, ale muszę iść uratować mu cztery litery. W pojedynkę nie ma szans z drugim mną.
-nie- powiedział Fatal- ale możliwe, że zrobię coś bardzo podobnego do tego, jeżeli pierwszy plan nie zadziała.
Tak, jak uczył go 404: zawsze trzeba mieć plan awaryjny, a najlepiej dwa.
Spojrzał na drugiego 404 i obudził swoją magię. Miał tylko jedno podejście. Pobiegł w jego stronę. Musiał działać szybko, dopóki drugi 404 trzymał niebieską magią Reapera, do niedawna chroniącego wciąż zaciętego Errora. Musiał skopiować ten jeden atak, tę odmianę niebieskiej magii, której do tej pory nie potrafił się nauczyć.
Chwycił drugiego 404 za rękę. Nadeszła chwila prawdy.
404 skinął głową.
-tak, pamiętam wszystko. I nadszedł czas na zemstę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro