Rozdział 6
Do świadomości Debbie zaczął przedzierać się pewien irytujący dźwięk. Miała ochotę spać dalej, ale jej umysł był już na tyle rozbudzony, żeby wiedzieć, że prawdopodobne są dwa scenariusze. To mógł być budził albo ktoś właśnie próbował się do niej dodzwonić. Obie opcje sprowadzały się do jednego wniosku: musiała się obudzić. Powoli otworzyła oczy, wyswobodziła się spod ramienia Ryana i sięgnęła po telefon. Dzwonił asystent wujka.
- Co się dzieje, Luke?- wymamrotała, odbierając połączenie. Instynktownie zakryła usta podczas ziewanie.
- Obudziłem cię? Tak mi przykro. Nie chciałem...- zaczął się nieporadnie tłumaczyć.
- W porządku- przerwała mu szatynka, wiedząc że nie zrobił tego specjalnie.- I tak za kilka minut miałam ustawiony budzik. Ta chwila nie robi mi żadnej różnicy.
- Jeszcze raz przepraszam... Myślałam, że już jesteś na uczelni i najwyżej nie odbierzesz. Czy ja słyszę chrapanie?
Debbie jeszcze niezupełnie się obudziła. Nawet nie zarejestrowała tego dźwięku. Aż do teraz. Niektórzy potrafią spać jak kamień. Poniekąd zazdrościła mu tej zdolności.
- Tak. To Ryan, jego nie udało ci się obudzić.
Jakby wezwany jej słowami, Ryan przekręcił się na drugi bok. Szatynka wyślizgnęła się spod kołdry. Przeszedł ją dreszcz. Jej piżama była trochę skąpa, a w mieszkaniu było chłodno, przynajmniej takie wrażenie odnosiła. Ubrała szlafrok, po czym skierowała się na dół. Stanęła w kuchni przy oknie, jednocześnie odpalając ekspres do kawy.
- Więc co się stało?- zapytała Debbie, wyciągając z lodówki jajka. Doszła do wniosku, że skoro i tak już nie śpi, to może zrobić śniadanie. Najprostsza i najszybsza była jajecznica. Poza tym nie wymagała ona specjalnych umiejętności kulinarnych, których, tak się składa, nie posiadała.
- To błahostka. Nie chciałem cię budzić z takiego powodu.
Luke miał to do siebie, że jak już się zafiksował na jednym temacie, to ciężko było go namówić do zmiany.
- Skoro już to zrobiłeś, za co, rzecz jasna, nie mam pretensji, możesz wyjaśnić powód tego porannego telefonu.
- Niech ci będzie- skapitulował młody asystent wujka.- Dzisiaj rano ukazał się artykuł na stronie Skylight i jest genialny. Ten twój dziennikarz świetnie sobie poradził.
Szatynce momentalnie ulżyło. Nie miała wielkich obaw dotyczących artykułu, ale... Zawsze mogło pójść coś nie tak. Tej jednej rzeczy w życiu była niezmiennie pewna.
- To dobra wiadomość. Szczerze mówiąc... Trochę podkoloryzowałam rzeczywistość. Wcale nie znałam tego dziennikarza. Rozmawiałam z nim zaledwie jeden raz, ale on jest partnerem mojego znajomego i Kevin za niego ręczył...
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem, że Benjamin nie przyjąłby takich wyjaśnień- wszedł jej w słowo Luke.- Ale to nie zmienia faktu, że był zadowolony z treści artykułu i kazał ci przekazać podziękowania.
- Ty mu go pokazałeś, prawda? Nie wierzę, żeby wujek sprawdzał aktualności Manhattan's Skylight.
- Masz rację. On i technologia... To dalej dwa różne światy.
- Tak- mruknęła szatynka, zauważając schodzącego z antresoli Ryana.- Dzięki za telefon, a teraz muszę kończyć. Wpadnę później do galerii.
- Do zobaczenia i koniecznie przeczytaj ten tekst.
Debbie przytaknęła po czym zakończyła połączenie. Akurat jajecznica była gotowa, więc zaczęła nakładać ją na talerze.
- Dzień dobry.
- Jak najbardziej dobry, chociaż mógłby być jeszcze lepszy, gdybym obudził się koło ciebie- rzucił Ryan, obejmując ją od tyłu w talii. Szatynka przewróciła oczami.
- Jeśli nie chcesz sabotować naszego śniadania, lepiej się odsuń.
Blondyn posłusznie się odsunął. Wziął kubki z kawą i zaniósł je do niewielkiego, ale w zupełności wystarczającego na dwie osoby, stolika.
- Mówiłem ci już, że jesteś wspaniała? Śniadanko i aromatyczna kawa jest właśnie tym, czego akurat potrzebuję. No może jeszcze mam ochotę na ciebie, ale wstrzymam się do końca posiłku.
Jeśli Ryan chciał osiągnąć taki efekt, że jedząc śniadanie, będzie myśleć tylko o tym co będzie później, udało mu się.
- Z kim rozmawiałaś?- zapytał po chwili, niby mimochodem.
- Dźwięku telefonu nie słyszałeś, ale już rozmowę tak. Zaskakujące, nie?
- Nie podsłuchiwałem cię, jeśli o to mnie podejrzewasz. Obudził mnie zapach kawy, a będąc w łóżku i tak nie słyszałem rozmowy- zauważył blondyn.- Pytam z ciekawości.
Ryan czasami bywał zazdrosny, ale tym razem faktycznie mówił prawdę. Przynajmniej to co mówił brzmiało szczerze i logicznie. Oczywiście Debbie niczego przed nim nie ukrywała. No może poza pewnymi sprawami, ale o takich rzeczach nie rozmawia się z chłopakiem.
- Luke dzwonił, żeby w imieniu wujka podziękować mi za pomoc z tym obrazem. Mówiłam ci, że spotkałam się wczoraj z Leo. Już dzisiaj ukazał się gotowy artykuł. Strasznie szybko. Podobno jest świetny.
- A twój wujek nie mógł sam zadzwonić?
Dee westchnęła. Przecież to niemożliwe, żeby był zazdrosny o Luke'a. On był od niej młodszy i traktowała go jak młodszego brata. Ani przez jedną sekundę nie pomyślała o nim w inny sposób i nigdy tego nie zrobi.
- Nie wiesz, że od kiedy ma asystenta, wykorzystuje go w każdej możliwej sytuacji? Mogło to zabrzmieć trochę źle, ale chodzi tylko o kwestie zawodowe.
- Racja. Mówiłaś o tym.
- Wbrew pozorom on się bardzo cieszy z otwarcia własnej galerii i posiadanie asystenta jest dla niego przywilejem, z którego chętnie korzysta- dodała Debbie.- Mówiłam ci już o nowej wystawie?
- Nie, ale chętnie posłucham.
Szatynka uśmiechnęła się szczerze. Przez moment nieznajomy naprawdę zawrócił jej w głowie. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie znała go. Wiedziała jedynie jak się nazywa i jaki ma zawód. Nic poza tym. Przed sobą miała Ryana, faceta z którym była szczęśliwa. Nie potrzebowała nowych wrażeń.
*****
Szatynka odetchnęła z ulgą, kiedy zajęcia dobiegły końca. Teoria nigdy nie była jej mocną stroną. Wolała praktykę. Zerkając na telefon, zauważyła wiadomość od Leo, który prosił ją o kontakt. Jeszcze przed wyjściem z domu zdołała przeczytać jego artykuł i była pod wrażeniem. Artykuł był niewątpliwie obiektywny, zawierał fakty, a nie spekulacje, czego się obawiała oraz co najważniejsze, ukazywał galerię w dobrym świetle. Poniekąd jako ofiarę tej sytuacji, miejsce przypadkowego podrzucenia krwawego dzieła. Odnosiła wrażenie, że lepiej nie dałoby się tego napisać.
Postanowiła zadzwonić do dziennikarza. Okazało się, że akurat odprowadził Kevina do Art, więc zdecydowali spotkać się w kawiarni nieopodal uczelni. Obydwoje mieli czas i byli niedaleko. Czyż to nie cudowny zbieg okoliczności?
Debbie tym razem zjawiła się pierwsza, więc zajęła stolik. Chciała zrewanżować się za ostatnie spotkanie, kiedy to Leo zamówił dla nich kawę jeszcze przed jej przyjściem. Problem w tym, że nie miała pamiętała jaką kawę wtedy pił. Na szczęście wiedziała, kto może wiedzieć. Zlustrowała wzrokiem ladę. Ujrzała kelnerkę, która wypytywała się ostatnio o Leo oraz Emmę. Z uśmiechem podeszła do kasy. Młodsza kelnerka momentalnie uciekła.
- Cześć Em- przywitała się szatynka.
- Hej, Dee. Czy mi się wydaje czy ona przed tobą uciekła?- spytała rudowłosa, wodząc wzrokiem pomiędzy młodszą współpracownicą i znajomą.
- Zaraz ma przyjść Leo, więc opowiem ci o tym kiedy indziej. Potrzebuję pomocy. Wiesz jaką on pije kawę?
Emma zaśmiała się.
- Zupełnie jakbym widziała powtórkę z wczoraj tylko osoba się zmieniła. On też o to pytał. Zaraz wam przyniosę. Dla ciebie to co zwykle?
- Tak, dzięki- odpowiedziała Dee, po czym szybko wyciągnęła z portfela pieniądze. Położyła je na ladzie zanim rudowłosa zdążyła zaprotestować i szybko wróciła do stolika.
Rudowłosa często nie chciała przyjąć zapłaty. Mówiła, że od znajomych nie bierze i że to na koszt firmy, co oczywiście było kłamstwem. Ktoś zawsze musiał zapłacić, a szatynka nie zamierzała wykorzystywać znajomej.
Gdy tylko usiadła, zobaczyła burzę kręconych, czarnych włosów i oliwkową cerę. Leo przywitał ją z uśmiechem. Jego oczy wydawały się mniej oceniające niż za poprzednim razem. Uznała to za dobry znak.
- Dzięki, że tak szybko oddzwoniłaś- odezwał się ciemnowłosy.- Co myślisz o artykule? Oczekuję szczerej aż do bólu odpowiedzi. Wal prosto z mostu.
- Ale czym? Ten artykuł jest świetny. Lepiej go sobie nie wyobrażałam. Poza tym podoba mi się twój styl pisania. Jest taki rzetelny.
- Cieszę się, że tak myślisz. Najważniejsze jest dla mnie, żeby pokazywać prawdę, a nie marne szczątki informacji rozciągnięte na cały artykuł.
Szatynka przyznała mu rację. Takie artykuły są najgorsze, bo temat zazwyczaj nie jest zbyt obszerny. Jednak autor lub autorka tekstu starają się osiągnąć minimalną długość, przytaczając w kółko to samo, ale innymi słowami.
W tym momencie przerwała im Emma, niosąc dwa kubki kawy. Rudowłosa przywitała się krótko z Leo i rzuciła Debbie spojrzenie mówiące "tym razem ci się udało". Prawdopodobnie odnosiło się ono do zapłaty. Oznaczało ono również, że następnym razem nie pójdzie jej tak łatwo. W każdym razie Dee wiedziała, że żadna z nich nie odpuści.
- Tym razem ja stawiam w ramach rewanżu za poprzednią kawę i nie przyjmuję żadnej zapłaty. Czy to jasne?
Leo zaśmiał się, po czym przytaknął.
- Będę z tobą szczery. Napisałem do ciebie, żeby zapytać cię o kilka rzeczy. Muszę drążyć temat póki jest nowością. Mam nadzieję, że to rozumiesz i nie masz nic przeciwko.
- Pewnie, pytaj o co chcesz- mruknęła Debbie, zastanawiając się ile może mu powiedzieć. Przecież obiecała Jamesowi, że zachowa dla siebie to, co jej powiedział. Starała się udawać, że słowa Leo nie zrobiły na niej żadnego wrażenia, ale w środku aż skręcało ją z napięcia i konsternacji. Nie chciała okłamywać chłopaka Kevina. Ale czy miała jakikolwiek wybór?
- Świetnie. Czy kontaktowała się z tobą policja? Wiadomo od kogo pochodzi krew z obrazu?
Szatynka starała się uspokoić oddech i zachować uśmiech na twarzy. Wcześniej był naturalny, teraz sztuczny. Miała nadzieję, że nie zauważy różnicy. Postanowiła ograniczyć się do tego co policjanci powiedzieli przy wujku, Luke'u i Hartley. To nie był sekret, prawda?
- Wczoraj przyjechali do galerii zapytać o osobę z nagrania. Znaleźli faceta, który podrzucił do nas obraz. To był ktoś z rodziny właściciela lombardu. Mogę ci podać adres. Nie znam ani właściciela ani jego siostrzeńca. To wujek go zidentyfikował.
- Twój wujek często bywał w lombardzie?
- Tak. Ten właściciel jest jego dobrym znajomym stąd się znają. Niestety nie mam dla ciebie nic więcej. Prawdopodobnie już zdążyli przysłuchać faceta z nagrania, ale nie mam pojęcia co z tego wyniknęło.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Potrzebuję nazwiska tych policjantów. Gdybyś mogła ich opisać... Znacznie by mi to ułatwiło szukanie ich. No wiesz, muszę z nimi porozmawiać, a przynajmniej spróbować wyciągnąć jakieś informacje- powiedział Leo.
Debbie zapaliła się lampka ostrzegawcza w głowie. Ogarnęła ją lekka panika. Co miała mu powiedzieć? Rozumiała dlaczego policja chciała zataić informacje o ciele znalezionym na terenie Art. Nie chcieli spłoszyć sprawcy. W każdym razie rozumiała też pobudki Leo. To jego praca. Gorączkowo zastanawiała się co zrobić. W końcu przypomniała sobie o zdjęciu, które posiadała. Choć wcale jej się to nie podobało, musiała po raz kolejny okłamać dziennikarza.
- Nie wiem jak się nazywają. Nie było mnie przy zgłoszeniu tej całej sprawy z obrazem i jak się przedstawiali. Za drugim razem tego nie zrobili, ale mam zdjęcie.
Szatynka zaczęła przeszukiwać galerię telefonu. Szybko napotkała wskazane zdjęcie i pokazała je Leo. Zdjęcie było swego rodzaju kompromisem. Niewątpliwie chłopak Kevina znajdzie parę policjantów, chociażby pokazując zdjęcie na komendzie. Jednak dzięki temu odsunie ten incydent w czasie. Może w tym czasie policja znajdzie winnego?
- Okej. Koniecznie mi je wyślij. To bardzo ważne. Popytam i dowiem się kto to.
Dee skinęła głową, bo żadne słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Czuła się zestresowana i ani trochę nie zadowolona. Nie lubiła być pomiędzy dwoma równorzędnymi racjami. Dlaczego to ona miała decydować o tak ważnych rzeczach? Być może zależało od niej czy znajdą sprawcę tego okropnego zdarzenia. Nie chciała przyczynić się do jego ucieczki, dlatego zamierzała zwlekać z wysłaniem zdjęcia najdłużej jak się dało.
Nagle zadzwonił jej telefon. Bardzo się ucieszyła, choć starała się powściągnąć emocje. Kiedy spojrzała na wyświetlacz, zobaczyła imię Sophie.
- Wybacz. Muszę odebrać. To chyba coś pilnego. Zaraz wrócę- stwierdziła z przepraszającym uśmiechem. Wstała od stolika i skierowała się do wyjścia. Odebrała przed kawiarnią.
- Nie uwierzysz co się wydarzyło, Dee- usłyszała po drugiej stronie radosny głos przyjaciółki. Sophie tego nie wiedziała, ale swoim telefonem bardzo jej pomogła. Może da się skusić na spotkanie? Sądząc po jej tonie to wcale nie będzie trudne.
- Pewnie to ważne. Chcesz się spotkać, mam rację? Chodzi o tego faceta z baru?
- Jak ty mnie doskonale rozumiesz. Mam tyle do opowiedzenie. Skończyłaś zajęcia?
- Tak. Co powiesz na spotkanie w tej azjatyckiej knajpce... Nie pamiętam nazwy. Wiesz o czym mówię?
- Super. Mam ochotę na chińszczyznę. Do zobaczenia na miejscu, Dee.
Przyjaciółka zakończyła połączenie. Debbie wzięła głęboki wdech, po czym wróciła do kawiarni.
- Przepraszam cię bardzo Leo, ale muszę iść. Sophie ma jakąś pilną sprawę. Nie chciała powiedzieć przez telefon. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć ona już wybrała miejsce spotkania- odparła nieznacznie zmieniając fakty.
- W porządku. Rozumiem. Idź jej pomóc. Kiedyś musisz nas sobie przedstawić. Chętnie poznam tą Sophie.
Szatynka przytaknęła, po czym szybko się pożegnali. Czuła wyrzuty sumienia. Nie chciała okłamywać Leo. To wszystko przez tego policjanta. Gdyby jej tego nie powiedział, nie musiałaby teraz kłamać. Zaczynanie znajomości od kłamstw nigdy nie było dobrym rozwiązaniem. Póki on i Kevin są razem, chciała mieć z obydwoma dobry kontakt. Zresztą Leo miał jej pomóc z PR-em. Miał reklamować nowe wystawy. Potrzebowali artykułów w tak ważnej redakcji jak Manhattan's Skylight. To się robiło coraz bardziej pogmatwane.
Do tej azjatyckiej knajpki pojechała komunikacją miejską. Miała raptem kilka przystanków. Podczas drogi zastanawiała się czy powinna jakoś powiadomić Jamesa i jego towarzyszkę o dziennikarzu, który interesuje się tematem. No i zrobi wszystko, żeby poznać prawdę, co wcale nie było takim dobrym wyjściem. W każdym razie nawet gdyby chciała, nie miała jak. Nie miała numeru ani żadnego adresu. Starała się przekonać, że tak jest lepiej. Nie powinna utrzymywać kontaktu z kimś, kto mógłby zagrozić jej związkowi z Ryanem. Nie chciała rewolucji.
Sophie czekała na nią w knajpce. Wyglądała trochę inaczej niż zwykle. Nie chodziło o ubrania czy makijaż, bo jak zawsze nie można było się do czegokolwiek przyczepić. Chyba chodziło o ten szeroki pełen zadowolenia uśmiech i radość, którą emanowała.
- W końcu- oznajmiła blondynka, odgarniając kosmyk włosów za ucho.- Czy ty przyszłaś tutaj na nogach z drugiego końca miasta?
- No wybacz, ale były korki. Poza tym jechałam komunikacją miejską.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś po Ryana? Nie miał czasu?
Debbie przewróciła oczami. Czy posiadanie chłopaka z autem oznaczało, że musiała być wszędzie przez niego wożona? Oprócz tego nie chciała też nadmiernie go wykorzystywać.
- Po prostu nie chcę zrobić z niego prywatnego szofera. To dobrze, że ma auto, ale to nie oznacza, że muszę z nim wszędzie jeździć- odpowiedziała Dee, lustrując uważnie przyjaciółkę. Domyślała się skąd ten dobry nastrój- Twoja mina... Oznacza tylko jedno.
- Tak. Spędziłam z nim noc i powiem ci że on jest boski w łóżku. Wiesz jak on jest ładnie umięśniony? Ani grama za dużo i...
- Oszczędź mi takich szczegółów- poprosiła szatynka, podejrzewając do czego Sophie mogła zmierzać.- Cieszę się twoim szczęściem i tym bardziej chcę go poznać. Muszę wiedzieć, kto aż tak cię uszczęśliwia.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłam sobie wymarzyć, wiesz?
Debbie aż zrobiło się cieplej na sercu. To było takie miłe. Przez najbliższą godzinę Sophie niemal nie zamykały się usta. Ciągle o czymś mówiła. W większości przypadków to był ten nowy facet. Dee cierpliwie to znosiła. Teraz już wiedziała jak czuła się Emma. Jednak różniła je reakcja na opowieści o nowej miłości. Rudowłosa choć może tego nie okazywała była zirytowana i zdecydowanie miała dość. Natomiast szatynka po prostu cieszyła się, że tak dobrze układało się przyjaciółce. Kompletnie przepadła.
*****
Po powrocie do mieszkania Debbie niechętnie zerknęła w kierunku książek do kolokwium. Powinna zacząć się uczyć, chociaż tak strasznie nie miała na to ochoty. Po raz kolejny tego dnia wybawił ją z opresji telefon. Błyskawicznie odebrała, nawet nie patrząc na ekran.
- Halo?
- Cześć, Dee. Mam nadzieję, że nie jesteś zajęta- powiedział Luke. Jego głos rozpoznała błyskawicznie.- Mamy do omówienia mnóstwo szczegółów. Chodzi o ten twój pomysł na wystawę. Jest rewelacyjny i nawet już mamy pomysł kogo można namówić do współpracy...
- Zwolnij trochę- przerwała mu szatynka. Musiała przyznać, że Luke miał zapał do pracy.- Nie dałeś mi dojść do słowa. Tak się składa, że akurat mam czas i chętnie cię wysłucham. Zamieniam się w słuch.
Resztę dnia Debbie spędziła ustalając różnego rodzaju drobiazgi dotyczące wystawy oraz ucząc się do kolokwium. Nawet wyłączyła telefon, żeby nikt jej nie przeszkadzał.
*****
Leo napisał już kilka wiadomości do Debbie, ale ta nie odpisała. Nie odebrała też od niego telefonu. Podczas ich ostatniego spotkania zachowywała się dziwnie. Niby chciała pomóc, ale coś ją powstrzymywało. Co chwilę milczała i długo się zastanawiała. Za długo jak na mówienie całej prawdy. Tego był absolutnie pewien. W takim przypadku musiał się zdać na bardziej tradycyjne metody. Na szczęście miał kontakt na policji. Właśnie do niego szedł, a konkretnie do miejsca, w którym często bywał.
Dziennikarz wszedł do najbliższego komisariatu. Niewątpliwie ktoś stąd zajmował się sprawą krwawego obrazu. Znaleźli go na ich terenie. Leo przezornie nie wspomniał o swoim zawodzie. Na komisariacie prasa nie cieszyła się zbyt dobrą sławą. Zamiast tego podał dyżurnemu imię i nazwisko kolegi i poprosił, żeby go na chwilę zawołał.
- Słuchaj koleś. Nie jestem sekretarką, a to nie jest hotel. Tutaj przyjmujemy zgłoszenia o przestępstwach. Chcesz się do czegoś przyznać? Nie, więc wypad.
- To jest pilna, prywatna sprawa. Przekaż mu to, dobrze?
Leo nie miał pojęcia co ostatecznie przekonało gliniarza, ale facet przekazał informację dalej. Po chwili na korytarz przyszedł nieźle wkurzony jasnowłosy policjant.
- Na zewnątrz- oznajmił krótko, nie chcąc wdawać się w dyskusję przy kolegach z pracy. Leo czuł wiszącą w powietrzu aferę, ale czego się nie robi w jego zawodzie dla informacji?- Co ty sobie wyobrażasz, Leo?!
Noah był starszy od niego o jakieś osiem lat, ale wyglądał dużo starzej. Mimo że był policjantem, wcale nie dbał o kondycję fizyczną. Wręcz przeciwnie. Jadł na potęgę, przynajmniej z tego co było mu wiadomo.
- Wyluzuj, Noah. Potrzebuję pomocy, informacji... Nazwij to jak chcesz. Chyba mogę liczyć na moje policyjne źródełko?- rzucił beztrosko ciemnowłosy.
Wiedział, że Noah się zdenerwuje. Szczerze mówiąc, właśnie na to liczył. On był zbyt sztywnym policjantem, żeby dzielić się informacjami celowo. Jedynym sposobem na wydobycie z niego czegokolwiek, była prowokacja. Jedynym moralnym sposobem. Miał jeszcze inną opcję, ale chciał spróbować polubownie.
- Nie jestem twoim pieprzonym policyjnym źródełkiem!- warknął Noah po chwili ściszając głos. Rozejrzał się konspiracyjnie na boki, a potem ponownie skupił się na dziennikarzu.- Chcesz zapalić?
- Nie palę- odpowiedział Leo. Nienawidził smrodu papierosów, dlatego nigdy nie sięgał po to ochydztwo.
- Jak chcesz- wzruszył ramionami gliniarz. Wydobył papierosa z kieszeni, po czym go zapalił, włożył do ust i z błogością zaciągnął się dymem.- Przyszedłeś tu tylko po to, żeby zdobyć materiał do nowego tekstu? Nic się nie dzieje na mieście?
- Dobrze wiesz, że najlepsze smaczki są u was, a ja właśnie tego potrzebuję. Widziałeś mój ostatni tekst?- spytał Leo.
Noah zaśmiał się pod nosem.
- Myślisz, że czytam te twoje pierdoły?
Ciemnowłosy dobrze wiedział, że nie. Mimo tego udał śmiertelne oburzenie. Miał gdzieś co ten gliniarz o nim myślał. Prawdopodobnie miał go za zapatrzonego w siebie głupka z przerośniętym ego. Dziennikarz nie zamierzał go do siebie przekonywać. Tak było łatwiej.
- Wypraszam sobie. To jest dziennikarstwo w najczystszej i najszlachetniejszej postaci- zaoponował Leo, patrząc na policjanta jakby uraził jego dumę.- Pozwolę sobie przypomnieć ci ten wspaniały tekst. Chodzi o to całe gówno związane z obrazem.
- Nie obchodzi mnie sztuka- wzruszył ramionami otyły facet.
- Ten obraz musisz pamiętać, bo był on namalowany krwią. Odświeżyła ci się pamięć?
Mężczyzna rzucił papierosa na ziemię, po czym go energicznie zdeptał.
- Nic ci nie powiem. Źródełko wyschło. Na zawsze. Nie kontaktuj się ze mną więcej...
Noah odwrócił się. Chciał wrócić na komisariat. Dobrze, że Leo miał jeszcze jednego asa w rękawie.
- A ja myślę, że jednak zostaniesz i opowiesz mi o wszystkim. Chyba że chcesz żeby twoja żona dowiedziała się, gdzie spędzasz niektóre wieczory- rzucił dziennikarz z uśmiechem. Podobało mu się to odwrócenie ról.
- Nie wiem o czym mówisz- odezwał się cicho, jednocześnie mieląc w ustach przekleństwo.
- Przestań udawać idiotę. Wiem do którego klubu chodzisz na dziwki. Znam tam kilka osób. Może nawet kilka takich, które ciebie obsługiwały.
To było kłamstwo. Nie znał żadnych kobiet pracujących w tamtym klubie. Nie chodził w takie miejsce. Za to wiedział, że ten gliniarz ma słabość do kobiet. Doszedł też do informacji, że ma żonę oraz dwójkę dzieci. Jeśli miał być szczery, blefował. Miał nadzieję, że się uda.
Dorzucił do tych słów dwuznaczny, pełen zadowolenia uśmiech. To wystarczyło, żeby facet zbladł ze strachu.
- Czego ty, kurwa, chcesz?! Mam rodzinę, ty chuju!- warknął Noah aż kipiąc ze złości.
- Wiem i jeśli nie chcesz jej stracić, odpowiesz mi na kilka pytań. Co wiesz o tym krwawym obrazie?
Rozmówca zgrzytał ze złości zębami i zaciskał pięści. Dziennikarz obserwował to z niejaką dumą i satysfakcją. Noah zawsze odnosił się do niego z pogardą. Dobrze było odwrócić tę kolej rzeczy.
- A potem dasz mi spokój?- zapytał policjant. Leo przytaknął.- Znaleziono go w tej nowej galerii... Wiesz która to. Był tam monitoring. Nagranie doprowadziło do jakiegoś gościa z lombardu, ale co ciekawe, tam też podrzucono obraz.
- Co?- przerwał mu Leo ze zdziwieniem.
- No mówię, że obraz podrzucono do lombardu, właściciel się przestraszył i wysłał siostrzeńca, żeby się tego pozbył. Głuchy jesteś czy jak?
Dziennikarz zbyt przytyk. Tego nie wiedział, chociaż to była niezwykle ważna informacja. Policjant wiedział więcej niż mu się początkowo wydawało.
- Czy wiadomo kto podrzucił go do lombardu?
- Duch, jak nic. To znaczy facet ubrany na czarno doskonale znający położenie kamer. Nie znaleziono ujęcia, po którym można go zidentyfikować.
Świetnie, pomyślał dziennikarz. Będzie miał materiał do artykułu.
- Coś jeszcze ustalono?- spytał z czystej formalności.
Noah zaśmiał się.
- To ty nic nie wiesz o ciele? Znaleziono zwłoki. Porównano krew. Okazało się, że próbki są identyczne.
Leo zamarł na moment. Czy właśnie znalazł sprawę swojego życia? Morderstwo? Każdy dziennikarz marzy o takim temacie. Ludzie lgną do takich rzeczy jak muchy do świeżego ciała. To nie było odpowiednie porównanie w zaistniałej sytuacji, ale prawdziwe.
- Czekaj czy ty próbujesz powiedzieć, że szalony malarz dokonał morderstwa, żeby namalować obraz?- podsumował dziennikarz.
- Trafne podsumowanie- skomentował policjant.- Mogę iść?
- Jeszcze jedno, a właściwie dwa pytania. Gdzie znaleziono zwłoki i kto zajmuje się tym śledztwem? Tylko tyle chcę wiedzieć.
Rozmówca zamyślił się na chwilę.
- Na uniwersytecie tym sławnym, artystycznym. A nazwiska... Hmm... James Foster i taka młoda narwana... Wiem! Corinne Martin.
Leo był podekscytowany nowościami. Przede wszystkim był w szoku, że nigdzie nie mówiono o zwłokach znalezionych w Art, czyli na uczelni, gdzie chodzili Kevin i Debbie. Jak można zataić taki news wśród setek plotkarzy? Dziennikarz tego nie wiedział, ale nie było mowy, że odpuści tak wielką sprawę. Będzie drążył aż pozna prawdę i dowie się czemu Debbie kłamała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro