Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Debbie przeciągnęła się. Tak dobrze jej się spało, że wcale nie miała ochoty wstawać. Materac był taki wygodny, a kołdra, którą była szczelnie owinięta, taka miękka. Do szczęścia brakowało jej tylko Ryana obok. Mogliby spędzić ten poranek w bardzo przyjemny sposób. Wieczorem była tak padnięta, że nawet nie pomyślała o tym, żeby do niego zadzwonić. Zresztą, gdyby go zaprosiła, nie wyspałaby się. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Kiedy spojrzała na telefon, zobaczyła wiadomość od swojego chłopaka.

Od Ryan: Miłego dnia, skarbie

Szatynka mimowolnie się uśmiechnęła. Do tej wiadomości Ryan dołączył jeszcze emotikonkę serca. To było słodkie z jego strony. Postanowiła do niego zadzwonić. Czemu nie? Jeśli nie będzie mógł rozmawiać, po prostu jej to powie. Odebrał zaskakująco szybko.

- Cześć, skarbie. Wyspałaś się?

- Tak. Wczorajszy dzień był tak męczący, że tuż po nauce padłam. Zresztą sporo się działo. Opowiem ci o tym jeszcze. Jesteś już na uczelni?

- Niestety, chociaż wolałbym być gdzie indziej. Najlepiej z tobą- odpowiedział Ryan.

Jak zawsze był czarujący. Miała się uczyć, ale jeszcze zdąży, prawda? Jeden wieczór niczego nie zmieni.

- W takim razie mam propozycję, która powinna ci się spodobać. Wieczorem możemy wybrać się na kolację, a potem pójdziemy do mnie. Co na to powiesz?

- Świetny pomysł. Zawsze masz genialne pomysły. Naprawdę chciałbym porozmawiać dłużej, ale zajęcia się zaczęły. Do zobaczenia.

- Jasne, idź. Do zobaczenia- mruknęła szatynka, po czym się rozłączyła.

Czas wstawać z łóżka, uznała. Miała tego dnia mnóstwo rzeczy do ogarnięcia. Jednak jej myśli bezwiednie powędrowały w kierunku kreacji na wieczór. Może jakaś sukienka? Zdecydowanie. Tylko która? Miała dwie kandydatki i nie mogła się zdecydować, która lepsza. Obie były obcisłe i mniej więcej do połowy uda. Różnica polegała nie tylko na kolorze. Jedna miała odsłonięte ramiona, a druga ładne wcięcie na plecach. W końcu uznała, że poprosi o radę Sophie. Przecież na randkę umówiła się dopiero wieczorem. Miała jeszcze mnóstwo czasu.

Teraz zamierzała skupić się na ważniejszych kwestiach. Musiała dzisiaj zadzwonić do Leo i umówić się z nim na wywiad. Zamierzała jeszcze to skonsultować z Luke'iem, asystentem wujka, ale myślała, że nie będą mieli nic przeciwko. Benjamin lubił być w centrum uwagi, ale wobec dziennikarzy był nastawiony bardzo sceptycznie i ewidentnie im nie ufał. Nie chciała zrazić do siebie nowego partnera Kevina. Wręcz przeciwnie, chciała go poznać i pomóc w karierze. Za to on mógł pomóc galerii, więc korzyści były obustronne.

Dee udała się do łazienki, żeby umyć zęby, uczesać włosy i zrobić lekki makijaż. To ostatnie stało się jej rytuałem. Rzadko kiedy wychodziła z domu bez makijażu. Nie lubiła się jakoś bardzo malować, ale niewielka ilość podkreślała jej urodę. Nie widziała w tym nic złego. Uprzednio jeszcze zabrała ze sobą ubrania. Jeansy i zwykły szary top z krótkim rękawem.

Pół godziny później była już gotowa. Zerknęła do torebki, przelotnie sprawdzając jej zawartość. Chyba niczego nie brakowało. Przed wyjściem ubrała jeszcze kurtkę jeansową. Teraz mogła iść.

Zamknęła drzwi i zeszła schodami na dół. Po drodze wymieniła grzecznościowe "dzień dobry" z sąsiadką, starszą panią, która akurat wracała ze spaceru z psem. Chociaż staruszka nigdy nie powiedziała jej niczego złego, Debbie wiedziała swoje. Jako studentka z automatu była wrzucona do jednego worka z imprezowiczami, nawet jeśli organizowała je tylko okazjonalnie i zazwyczaj poza swoim mieszkaniem. Wolała wynająć jakiś bar czy pub na swoje urodziny. Dzięki temu nie narażała mieszkanka na zniszczenia i poza tym nie musiała robić gruntownego sprzątania po następnego dnia.

Debbie chłonęła świeże powietrze, bo czyste ono raczej nie było. Jak w każdym dużym mieście, było mnóstwo zanieczyszczeń. Głównym źródłem były spaliny samochodowe. Wielu ludzi twierdziło, że obchodzi ich los środowiska, ale nie aż tak, żeby zrezygnować z wygody, jaką jest własny samochód. Ona takowego nie posiadała. Częściowo ze względów finansowych. Prawdę mówiąc, obecnie raczej nie byłoby jej stać na taki wydatek. Ale też go nie potrzebowała. Na uczelnię miała raptem dziesięć minut spacerkiem, a do galerii zawsze mogła dojechać komunikacją miejską. Nie miała do niej szczególnych uprzedzeń. Poza tym Ryan miał auto, więc jeśli potrzebowała podwózki, zawsze mogła po niego zadzwonić.

Uczelnia jak zawsze tętniła życiem. Wokół niej zabrały się grupki studentów, którzy we własnym gronie rozmawiały na przeróżne tematy. Niemal każdy przyszedł tu z myślą o zdobyciu potrzebnego na rynku pracy doświadczenia. Po to były właśnie studia, ale czy można było je skończyć bez zawarcia chociażby powierzchownych znajomości? Według niej, to było niemożliwe. Spędzając tyle godzin w jednym miejscu na przydługich wykładach, potrzebujesz rozrywki w postaci co najmniej jednej osoby, z którą możesz pożartować czy po prostu wymienić uwagi lub spytać o terminy. Czy chcesz czy nie, zawierasz znajomości. Debbie uważała to za zaletę wszelkiego rodzaju szkół.

- Emma, o hej- przywitała się szatynka, lekko zaskoczona widokiem rudowłosej. Z tego co się orientowała, ona tutaj nie studiowała.- Co ty tutaj robisz? Z tego co wiem to tutaj nie studiujesz.

- Hej, Dee. To prawda. Jestem na biotechnologii- odpowiedziała Emma z uśmiechem.- Art zdecydowanie nie jest dla mnie. Bez obrazy, ale macie tu dużo dziwnych osób.

- Trudno się z tobą nie zgodzić. Przede wszystkim mamy przedziwnych profesorów.

Debbie odwzajemniła uśmiech. Z reguły była raczej przyjaźnie nastawiona do ludzi. Takie uwagi na temat Art były dość powszechne, nierzadko ze względu na ubiór. Wiele osób na uczelni dalej eksperymentowało z wyglądem, jak to bywa wśród młodych ludzi. No i był też wydział modowy. To właśnie tam można było znaleźć najbardziej ekstremalne przypadki, które robiły z siebie żywy performance.

- Wiesz może gdzie jest Kevin? Wczoraj wieczorem tak się spieszył, że zostawił telefon w barze. Chciałam mu go oddać.

- Obecnie nie wiem, gdzie jest, ale mamy razem zajęcia, więc mogę mu go przekazać, jeśli chcesz- zaproponowała Debbie.

- Mogłabyś? Byłoby świetnie, bo muszę wracać do pracy. Mam przerwę, ale ona się zaraz skończy.

- Pewnie, to żaden problem- zapewniła szatynka. Rudowłosa ochoczo przekazała jej telefon.

- Swoją drogą od rana dobija się Leo- mruknęła Emma tonem, który nie wskazywał na zbytnią sympatię.- Nie znam go osobiście, więc uznałam, że nie będę odbierać. Za to sporo o nim słyszałam.

- Kevin pewnie dużo o nim mówi.

- I to ile. Nie spędzasz z nim kilku godzin w pracy. Leo to, Leo tamto... Ciągle tylko Leo. Cieszę się, że Kevin w końcu nie zamula po tym poprzednim, ale... Po prostu mam dość.

Mówiąc to, rudowłosa wydawała się trochę przygnębiona. Dee ją rozumiała. Emma miotała się pomiędzy szczęściem z radości przyjaciela czy tam znajomego, nie jej oceniać jak są blisko, a irytacją.

- Rozumiem. Kevin jak się na czymś zafiksuje... Potrafi powtarzać to godzinami. Próbowałaś mu powiedzieć, że trochę przesadza?

- Jak mam to zrobić? Pomiędzy jednym, a drugim Leo mam wtrącić, że wystarczy mi już informacji na jego temat? Nie potrafię. Znasz Kevina dłużej niż ja. On nie zareaguje na to zbyt... Dobrze.

Debbie nie powiedziała tego głośno, ale Emma miała rację. Kevin prawdopodobnie odebrałby to jako brak wsparcia i uznałby, że jego samopoczucie w ogóle jej nie obchodzi. Mógłby się nawet śmiertelnie obrazić. Szczerze mówiąc, nie znosił dobrze krytyki.

- To prawda. Musisz po prostu to przeczekać. W końcu przestanie o nim ciągle mówić.

- Pewnie masz rację. Muszę wracać. Pa- rzuciła rudowłosa.

Szatynka odpowiedziała tym samym, po czym ruszyła wgłąb uniwersytetu. Miała kilka minut do zająć. Nagle poczuła wibracje w kieszeni. Okazało się, że to nie do niej dzwoniono, tylko do Kevina. Napis na telefonie głosił Leo. Po krótkim namyśle postanowiła odebrać. Gdyby Ryan od niej nie odbierał, pewnie martwiłaby się. Zwłaszcza na początku ich związku. Wtedy takie szczegóły można odebrać w zupełnie inny sposób.

- Cześć, mówi Debbie, znajoma Kevina. Wczoraj wieczorem zostawił telefon w pracy i jeszcze nie zdążyłam mu go oddać- wyjaśniła szatynka od razu, żeby uniknąć nieprzejemności. Chociaż w przypadku zdeklarowanego homoseksualisty, raczej nic by się nie stało.

- Czekaj, to ty jesteś tą Dee, o której tyle słyszałem?- spytał Leo, w jego głosie nie pobrzmiewała nawet nutka złości. Pewnie Kevin mówił mu o sensacji, którą dla niego miała.

- Podejrzewam, że tak. Mam nadzieję, że raczej dobre rzeczy.

- Oczywiście. Kevin nie może cię nachwalić. Ciebie i hmm... Co to było za imię? Nie mogę sobie przypomnieć, ale na pewno było na literę "s".

- Sophie- zgadła błyskawicznie. Rozmówca przytaknął.- A skoro już rozmawiamy... Potrzebuję dziennikarza, który opisze sytuację, do której doszło w galerii wujka. Nie chcę, żeby dobrała się do tego prasa od nieodpowiedniej strony. Wiesz o co mi chodzi?

- To zależy czy chcesz naginać fakty na swoją korzyść. Tego nie robię. Niczego nie sugeruję, ale jeśli tego oczekujesz... Będę musiał odmówić- odpowiedział prosto z mostu, z rozbrajającą szczerością.- Mam swoje zasady i nie zamierzam ich łamać.

Musiała przyznać, że jej tym zaimponował. Dobrze wiedzieć, że nie należy do tego sortu osób, które dla pieniędzy i sławy zrobią absolutnie wszystko. Wygląda na to, że Kevin trafił na naprawdę porządnego faceta.

- Pasuje mi to, bo nie zamierzam przeinaczać faktów. Chodzi mi o to, żeby przedstawić sytuację taką, jaką jest. Bez podejrzeń niepopartych dowodami. Interesuje mnie tylko rzetelne dziennikarstwo.

- W takim razie myślę, że doskonale się dogadamy. Masz czas dzisiaj po południu?

Szybki jest, pomyślała.

- Może być czternasta w kawiarni koło Art, gdzie...?

- Pracuje Kevin. Pewnie- dokończył za nią Leo.- W ogóle dzięki, że odebrałaś. Szczerze mówiąc, zaczynałem się niepokoić.

- Nie ma sprawy. Za chwilę zaczną się zajęcia, podczas których spotkam Kevina i oddam mu telefon. Muszę kończyć.

- Do później- rzucił Leo.

Połączenie zostało zakończone. Debbie wprost nie mogła się doczekać spotkania z nim. Z tego, co słyszała od Kevina oraz własnych wniosków, które wyciągnęła z rozmowy, wydawał się w porządku. Na pewno znajdą wspólny język.

Kiedy weszła do sali, okazało się, że Kevin był już w środku. Zdążyła tylko oddać mu telefon, wyjaśnić jak się u niej znalazł i powiadomić o rozmowie z Leo. Potem przyszedł profesor i zapadła niemal grobowa cisza. Gość był postrachem całego Art, więc reakcja bynajmniej nie była przesadzona. Atmosfera rozluźniła się dopiero, gdy okazało się, że całe zajęcia będą szkicować. Oczywiście z uwzględnieniem światłocienia i na określony temat. Dee ucieszyła się. Ze światłocieniem i ołówkiem radziła sobie całkiem nieźle. Szybko zaplanowała sobie pracę w głowie i zaczęła przenosić go na kartkę. W tym momencie czas się dla niej zatrzymał albo po prostu zwyczajnie jej nie interesował. Czuła jakby znajdowała się poza czasem i przestrzenią. Była tylko ona, kartka i ołówek. Wszystko inne zniknęło.

*****

Kilka godzin później Dee wychodziła z uczelni. Miała wyjątkowo dobry nastrój. Dzisiejsze zajęcia były naprawdę przyjemne. Najpierw to szkicowanie. Wbrew pozorom, podczas tych zajęć szatynka naprawdę wypoczęła, zrelaksowała się i na jakiś czas kompletnie oderwała się od świata. Potem miała jeszcze wykłady, ale nawet one nie potrafiły jej zanudzić. Pewnie dlatego, że temat był ciekawy. Różne oblicza zła w sztuce. Zaczęło się od starych rycin, głównie przedstawiających sceny religijne z udziałem diabła lub węża. A potem chronologicznie profesor przeszedł do czasów obecnych i sztuki nowoczesnej, również opierającej się na tym wątku. Już sam widok ewolucji obrazów był interesujący. Najbardziej zapadły jej w pamięć obrazy Goi, a dokładnie pinturas rojas i pinturas negras. Chociaż szczerze mówiąc, spora część jego obrazów była dość niepokojąca. Malował je pod wpływem choroby psychicznej. Właśnie dlatego były tak makabryczne.

W kawiarni od razu wypatrzyła Leo. Wcześniej Kevin pokazał jej jego zdjęcie. Stwierdził, że tak łatwiej się znajdą i miał rację. Sądząc po tym, że uniósł dłoń na powitanie, również widział jej zdjęcie.

- Cześć. Skoro widzimy się po raz pierwszy to... Jestem Debbie, dla przyjaciół Dee- przedstawiła się szatynka, wyciągając dłoń.

Chłopak Kevina miał lekko kręcone, czarne włosy, około metra osiemdziesiąt oraz ciemniejszą, jasnobrązową karnację. Uśmiechał się przyjaźnie, ale w jego ruchach można było dostrzec jakąś stanowczość. No i jego ciemne oczy wydawały się wyjątkowo przenikliwe, jakby nic nie mogło się przed nimi ukryć.

- Miło mi cię wreszcie poznać, Dee. Jak wiesz, mam na imię Leo- odparł ciemnowłosy, uścisnąwszy jej dłoń.- Mam nadzieję, że masz ochotę na kawę, bo już ci zamówiłem taką, jaką lubisz.

- Czytasz mi w myślach. Najlepiej od razu przejdę do rzeczy, bo to jest dość delikatny temat- zaczęła szatynka.- Kilka tygodni temu mój wujek otworzył galerię sztuki nowoczesnej. To zawsze było jego wielkim marzeniem. Jak wiadomo, początki w każdym nowym biznesie nie są proste. Mówię ci to, dlatego żebyś wiedział, dlaczego tak ważne jest dla mnie dobre imię galerii. Nie chcę, żeby ona ucierpiała na tej całej sytuacji, dobrze?

- Rozumiem. Ale co się wydarzyło?

W tym momencie przyniesiono im dwa kubki kawy. Dla Leo espresso, a dla niej latte. Upiła łyk. Kawa była trochę gorąca, ale dokładnie taką jaką lubiła.

- Do galerii podrzucono nietypowy obraz.  Mam zdjęcie. Pokażę ci- powiedziała, po czym zaczęła szukać zdjęcia. Kiedy już je znalazła, przekazała telefon Leo. Ciemnowłosy zaczął powiększać i pomniejszać interesujące go elementy. Po chwili oddał jej telefon.

- Wyślij mi je. Przyda się do artykułu. Nie znam się na sztuce, jeśli mam być szczery. Co w nim nietypowego?

Debbie jak najdokładniej wyjaśniła jak Benjamin zauważył nietypowy odcień, zadzwonił do Cecila i jak się później okazało, że to była krew. Rzecz jasna, nie pominęła kwestii luminolu, wraz z krótkim chemicznym wyjaśnieniem. Wspomniała również o zawiadomieniu policji.

- Ustalono już do kogo należy krew? To po prostu szalony malarz czy raczej psychopata?- zapytał Leo.

- Nic nie wiadomo. Policja nie kontaktowała się jeszcze od przyjęcia zgłoszenia. Oczywiście zabrali obraz.

- Świetny temat- stwierdził Leo. Jego oczy aż lśniły z ekscytacji, a usta rozciągały się w szczerym uśmiechu.- Niezależnie od wyjaśnienia pochodzenia tej krwi, temat zasługuje na kontynuację. Mogę ci nawet obiecać, że galeria na tym nie ucierpi. Przedstawię ją w jak najlepszym świetle.

- Dzięki- mruknęła Dee.

- To ja dziękuję. To może być coś wielkiego. Właśnie tego potrzebuje moja kariera. Zadzwonisz jeśli dowiesz się czegoś od policji?

- Jasne. A mogę liczyć na wsparcie Skylight, gdy pojawi się nowa wystawa w galerii?

- Zawsze. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Jestem twoim dłużnikiem, Dee. A teraz wybacz, tekst się sam nie napisze.

Debbie skinęła głową ze zrozumieniem, po czym pożegnała Leo ruchem dłoni. On odpowiedział tym samym, po czym błyskawicznie opuścił kawiarnię. Leo okazał się wyjątkowo symatyczny, a jego zainteresowanie i zaangażowanie w pracę było takie szczere.

Mimowolnie zaczęła się zastanawiać czy ona też jest taka szczęśliwa, jeśli chodzi o obraną przez nią ścieżkę. W przypadku dziennikarza z daleka można było zauważyć, że ma do tego powołanie. Czy ona, malując lub pracując w galerii też sprawia takie wrażenie? Czy faktycznie znalazła swoje miejsce na ziemi? A może jednak było ono gdzieś indziej? Ciągle nie potrafiła odpowiedzieć sobie na tego typu pytania, a zadawała je sobie coraz częściej. Lubiła swoje życie, ale nie wiedziała czy to było właśnie to, czego oczekiwała.

Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek telefonu. Nawet nie spojrzała na wyświetlacz. Odebrała od razu.

- Halo?- rzuciła szatynka.

- Przyjedziesz do galerii?- odezwał się po drugiej stronie rzeczowy głos Luke'a.- Benjamin chce zorganizować zebranie. Szuka nowych pomysłów na wypromowanie galerii i mówi, cytuję, koniecznie musisz tu być. Nie wyobraża sobie, że mogłoby cię tutaj nie być. Proszę, powiedz, że dasz radę.

Debbie uśmiechnęła się bezwiednie. Od dłuższego czasu wiedziała, że dla wujka była niezastąpiona, ale usłyszenie tego od osoby trzeciej, było wyjątkowo przyjemne.

- Gdybyś dał mi dojść do słowa, powiedziałabym ci, że zaraz będę. Mam wiadomości, ale powiem to, jak będę na miejscu.

- Dobre czy złe?- zapytał Luke tonem, który raczej nie wróżył nic dobrego. On i ten jego pesymizm.

- Trochę optymizmu. Są zdecydowanie dobre, nawet świetne. Do zobaczenia.

Potem się rozłączyła. Podeszła do lady zapytać o rachunek. Emma akurat zniknęła na zapleczu, więc odpowiedziała jej inna studentka. Musiała być nowa, bo Dee widziała ją tutaj po raz pierwszy.

- Ile się należy za stolik numer pięć?

- Nic. Ten facet zapłacił od razu przy składaniu zamówienia- odparła dziewczyna, po czym na jej twarz wstąpił rumieniec. Ewidentnie walczyła ze sobą, żeby zadać jakieś pytanie.- Nie chcę być wścibska, ale... Czy on się z kimś spotyka? Jeśli z tobą, to z góry przepraszam...

- Nie, spokojnie- przerwała jej szatynka uspokajająco. Na moment zamilkła, nie wiedząc, jak jej powiedzieć prawdę.- Tylko, że... On ma chłopaka.

Dziewczyna speszyła się i wymówiła się czymś pilnym, co akurat teraz musi zrobić. Debbie wyszła z kawiarni. Trochę było jej żal tej dziewczyny, ale chyba lepiej, że dowiedziała się od niej niż od Kevina. On raczej zrobiłby aferę pod tytułem "to mój facet i masz się od niego trzymać z daleka". Być może też dodałby jakiś nieprzyjemny epitet. Mimo wszystko, sytuacja była też lekko zabawna, z jej perspektywy. O ile po Kevinie widać było, że jest homo, to po Leo zdecydowanie nie.

*****

Pół godziny później szatynka wchodziła już do galerii. W sali konferencyjnej zastała wujka, Luke'a i recepcjonistkę, która była tak skupiona na pisaniu z kimś, że nawet jej nie zauważyła. Tak mniej więcej wyglądał skład decyzyjny galerii. Bądź co bądź, to miejsce funkcjonowało zaledwie kilka tygodni.

- Witam wszystkich. Możemy zaczynać spotkanie- oznajmiła Dee. To drugie zdanie powiedziała specjalnie, żeby recepcjonistka sama się poprawiła. Blondynka odłożyła telefon.

- Cieszę się, że przyjechałaś, Debbie- mruknął Benjamin.- Myślę, że czas najwyższy jakoś rozpromować galerię.

Dla wujka pieniądze nie były najważniejsze, ale szatynka znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego słowa miały drugie dno. Tak naprawdę chciał powiedzieć, że galeria nie przynosi zysków i potrzebują czegoś, co zachęci klientów.

- Mam nowinę. Rozmawiałam dzisiaj ze znajomym dziennikarzem o naszym krwawym obrazie. Przedstawi nas w pozytywnym świetle jedynie jako tło wydarzeń. Artykuł ukaże się w Manhattan's Skylight, drugiej największej redakcji w Nowym Jorku. Mamy dwa powody do radości. Nie musimy się martwić obrazem i tekstem, jaki ktoś mógłby napisać oraz mamy darmową reklamę, wzmiankę w Skylight.

Mimo że wieści były jak najbardziej pozytywne, wujek nie wyglądał na radosnego.

- To świetne wieści- skomentował szczerze Luke.

- Mówiłam ci to przez telefon. Poza tym mamy u Leo obiecane następne artykuły, jeśli tylko będziemy potrzebowali reklamy nowej wystawy.

Benjamin wręcz podejrzanie milczał. Poza tym nie ucieszył się z żadnej przyniesionej przez nią nowiny. Nie wiedziała dlaczego.

- Wujku? Co jest?

- Na pewno ufasz temu dziennikarzowi?

Ach, czyli chodziło o prasę. Z niezrozumiałych jej powodów Benjamin w ogóle jej nie ufał. Przecież poza rozpowszechnianiem plotek dziennikarstwo robiło też dużo dobrego.

- Oczywiście- odpowiedziała szybko Dee, chociaż nie mogła mieć całkowitej pewności. Nie znała Leo. Za to znała i ufała Kevinowi. Jeśli on za niego ręczył, była w stanie zaryzykować. Poza tym dziennikarz nie miał powodu, żeby ją okłamywać. Nic nie mógł na tym ugrać. Problem w tym, że nie mogła tego wyjaśnić wujkowi. On by tego nie zrozumiał.

Nagle weszła do środka dwójka policjantów. Debbie ich kojarzyła. Niestety. Miała wrażenie jakby w jej gardle pojawiła się gula, której nie może przełknąć. To ten gość, którego spotkała na uczelni, a właściwie na którego wpadła. Brunet utkwił w niej spojrzenie swoich oczu koloru whisky. Szatynka przeniosła spojrzenie na policjantkę, nie chcąc pokazać po sobie słabości. Kobieta wydawała się niewiele starsza od niej.

- Jak tu weszliście?- zapytała recepcjonistka, reagując jako pierwsza. Chociaż większość czasu przesiadywała w telefonie, dziewczyna potrafiła być przydatna. Nie była też głupia i naiwna.

- Spokojnie, jesteśmy z policji- oznajmił brunet niby od niechcenia, pokazując odznakę.- Poza tym drzwi nie były zamknięte, a nikogo nie zastaliśmy przy recepcji.

- Przepraszam, nie poznałam was. Pójdę zająć się recepcją. Jeśli będę potrzebna, wiecie gdzie mnie szukać.

Recepcjonistka wróciła na swoje stanowisko. Tymczasem Dee zaczęła się zastanawiać, skąd oni się znali. Posłała Luke'owi dyskretne pytające spojrzenie.

- To właśnie ci policjanci przyjęli zgłoszenie dotyczące obrazu- wyjaśnił Luke.- Coś wiadomo?

- Mamy dodatkowe pytania- odezwała się policjantka, wyciągając zdjęcie z kieszeni.- A właściwie jedno. Czy ktoś z was poznaje tego człowieka?

Policjantka zrobiła krótki obchód każdemu z nich kolejno pokazując zdjęcie i zatrzymując się na chwilę, by mogli się mu przyjrzeć. Zdjęcie ukazywało około czterdziestoletniego mężczyznę o jasnych włosach, który wyglądał co najmniej jakby był zaniepokojony. Widziała go po raz pierwszy w życiu.

- To siostrzeniec właściciela lombardu. Dlaczego go szukacie?- odezwał się Benjamin.

- Jak dobrze go pan zna?- spytała Martin.

- Tylko z widzenia. Może kilka razy powiedzieliśmy sobie "dzień dobry" w lombardzie. Kilka razy zdarzyło mi się tam być, żeby porozmawiać z właścicielem, który jest moim kolegą. W każdym razie nie mam wątpliwości, że to on- odpowiedział Benjamin.

- Proszę nam podać adres tego lombardu- powiedział brunet. Chociaż użył sformułowania "proszę" jego głos brzmiał bardziej jak rozkaz. Był taki szorstki. Ten ton głosu idealnie pasował do policjanta. Poza tym Debbie zwróciła uwagę na inne szczegóły. Jego fryzura ciągle była w podobnym nieładzie, jak podczas ich poprzedniego spotkania. Zarostu ciągle nie zgolił, ale też nie wydawał się on dłuższy. Jednak z niezrozumiałego dla niej powodu wydawał się jeszcze przystojniejszy.

Wujek bez sprzeciwu zaczął szukać długopisu by po chwili dać im karteczkę z adresem.

- Ale o co chodzi?- spytała szatynka.- Czego dowiedzieliście się o obrazie albo raczej o jego twórcy?

- Nie możemy udzielać takich informacji. Trwa śledztwo- oznajmił brunet. Mówiąc to, tylko sprawił, że Dee jeszcze bardziej chciała poznać prawdę. Skrzyżowała z nim swoje spojrzenie.

- Możemy powiedzieć tylko tyle, że dzięki wam namierzyliśmy osobę, która podrzuciła ten obraz pod drzwi galerii. Nie kontaktujcie się z nim na własną rękę. Właśnie idziemy go przesłuchać. Dziękujemy za pomoc- rzuciła policjantka, obracając się na pięcie.

Debbie mimowolnie pomyślała, że ma ostatnią szansę. Za chwilę policjanci wyjdą i niczego nie dowie się na temat obrazu, a tym bardziej co ten gliniarz robił na uniwersytecie. Czuła, że te dwie sprawy mają ze sobą coś wspólnego, chociaż nie potrafiła tego wyjaśnić w żaden racjonalny sposób.

- Możemy chwilę porozmawiać na osobności, panie policjancie?- odezwała się Dee zanim zdążyła przekonać się jak bardzo to jest zły pomysł.

- Proszę bardzo- zgodził się brunet z nikłym uśmiechem.

Szatynka wyszła z sali konferencyjnej odprowadzona przez zaciekawione spojrzenie Luke'a. Ciemnowłosa policjantka poinformowała partnera, że będzie czekać na zewnątrz. Udali się wgłąb budynku, tak żeby nie być na widoku recepcjonistki, która wykazała nie mniejsze zainteresowanie niż Luke.

- Znowu się spotykamy, a ja ciągle nie znam twojego imienia. Nazywam się James Foster.

Debbie również się przedstawiła, chociaż  wcale nie chciała go poznawać. Wzięła głęboki oddech. Musiała jakoś przerwać ciszę, która zapadła.

- To stąd ta twoja bogata wiedza na temat policjantów i agentów FBI. Nie mówiłeś, że jesteś gliną- mruknęła, spoglądając na niego z dołu, bo oczywiście był od niej sporo wyższy.- Myślałam, że jesteś studentem.

- Takie wnioski wyciągnęłaś. Nie okłamałem cię. Więcej dowiedziałabyś się, gdybyś przyjęła zaproszenie. Nawiasem mówiąc, ono jest ciągle aktualne.

No tak. Przecież on nic złego nie zrobił. Po prostu nie wyprowadził jej z błędu. Poza tym ciągle ją podrywa. Czas przejść do konkretów i skończyć tę rozmowę jak najszybciej.

- Mój związek również jest aktualny, więc nie zmieniłam zdania- zauważyła z większym przekonaniem niż za pierwszym razem. On był zwykłym przystojnym dupkiem i tyle.

- A gdybyś nie miała chłopaka?

- Co?

- Czy wtedy byś się zgodziła?- drążył Foster, zbliżając się do niej. Z jakiegoś powodu szatynka nie potrafiła się ruszyć.  Oprzytomniała dopiero, kiedy jego dłoń objęła jej policzek. Cofnęła się, choć jego dotyk działał na nią elektryzująco. Znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko i w jednej sekundzie puls jej przyspieszył. Co ona wyprawiała?

- To nic nie zmienia. Przestań. Chciałam porozmawiać, bo... Wiem, że twoja obecność na uczelni nie była przypadkowa. Poza tym zatajasz pewne fakty o obrazie. Chcę znać prawdę. Całą.

- No dobrze, masz rację- przyznał brunet.- Dorabiasz sobie w tej galerii?

Dee nie wiedziała jaki to miało związek z jej pytaniem, ale uznała, że skoro on powiedział prawdę, ona też tak zrobi.

- Tak. Studiuję w Art, co już wiesz, a w wolnym czasie pomagam wujkowi, który jest właścicielem.

- Powiem ci prawdę, ale nie możesz iść z tym do prasy. Bystra jesteś. Mogę ci zaufać?

Szatynka przytaknęła. Teraz już rozumiała, skąd pytania o pracę. Chciał wiedzieć czy przypadkiem nie była dziennikarką czyhającą na sensację.

- Na uczelni znaleziono zwłoki jednego ze studentów. To jego krew była na obrazie- wyjaśnił James, a ją dosłownie zatkało. Miała duży próg tolerancji, ale tego absolutnie się nie spodziewała.

- Ale... Jakim cudem ta informacja nie wypłynęła? Dlaczego nikt na uczelni nie wie o... Tym studencie?- spytała, bo słowo "zwłoki" nie chciało jej przejść przez gardło.

- Znaleźliśmy przy nim przypinkę charakterystyczną dla uczelni.

- I co z tego?- zapytała szatynka, nie rozumiejąc do czego dąży. Co przypinka miała wspólnego z zabójstwem?

- Nie ma na niej odcisków palców ofiary- odparł Foster, a wtedy Debbie wszystko już rozumiała. Ponownie ją zatkało- Więc przypinka należy do sprawcy, a z tego wynika, że nasz sprawca jest z uczelni. Może być wykładowcą albo studentem. W każdym razie nie chcemy go spłoszyć. Teraz już wiesz. Wszystko.

Dee milczała. Serce biło jej jak szalone, a ona nie miała pojęcia co powiedzieć. Świadomość, że może znać mordercę kompletnie ją przytłoczyła. Czy to możliwe, że rozmawiała z nim, mijała go na korytarzu, nie wiedząc z kim ma do czynienia? To dla niej zdecydowanie zbyt dużo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro