Rozdział 12
Z ciemności wyłoniły się dwie młode kobiety, studentki z Art. Jedna z nich miała zakrwawioną koszulkę, a druga wypełniony zaschniętą krwią oczodół oraz pękniętą czaszkę. Dziewczyny szły w jej kierunku, wpatrując się w nią ziejącymi pustką oczami. Debbie czuła jakby jej nogi przyrosły do podłogi. Starała się ruszyć, uciekać, ale jej nogi w ogóle nie współpracowały. Z każdą sekundą zbliżały się coraz bardziej, a ona ciągle nie potrafiła się ruszyć. Czuła ogarniającą ją panikę. Blondynka wyciągnęła w jej kierunku dłoń. Dee dotknęła przeraźliwie blada i zimna dłoń. Automatycznie przeszedł ją dreszcz. Miała wrażenie jakby dotknął jej kawałek lodu. Blondynka wpatrywała się w nią jednym, "żywym" okiem, po czym przeniosła dłoń wyżej. Później z zaskakującą szybkością zacisnęła ją na jej gardle. Szatynka zaczęła się dusić. Nie mogła złapać powietrza. Płuca bolały jakby trawił je ogień. Miotała się, ale nic nie mogła zrobić. Po chwili usłyszała znajomy głos.
- Obudź się, Dee.
Gdy otworzyła oczy, zobaczyła Ryana. Odetchnęła z ulgą na jego widok. Blondyn był wymięty, ale w jego niebieskich oczach dostrzegła troskę. Nawiasem mówiąc, jego oczy zawsze kojarzyły jej się z oceanem. Pięknym, bezkresnym i spokojnym.
- Nie chciałam cię obudzić- mruknęła, przecierając oczy. Podniosła się do pozycji siedzącej, po czym sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Była prawie ósma. Mieli jeszcze trochę czasu do zajęć.
- Naprawdę tym się teraz przejmujesz? Miałaś koszmar. Strasznie się kręciłaś jakbyś przed kimś uciekała. Mamrotałaś też coś pod nosem, ale ciężko cię było zrozumieć.
- Próbowałam uciekać- poprawiła go automatycznie.- Ale mniejsza z tym. To był tylko zły sen.
- Mogę wiedzieć co ci się śniło? Jeśli nie chcesz do tego wracać, uznam temat za zamknięty. Do niczego nie będę cię zmuszał, skarbie- powiedział jej chłopak, odgarniając jej włosy za ucho.
Debbie po raz kolejny przemknęło przez myśl, że on tak strasznie się starał. Wspierał ją, nie naciskał, wymyślał różne miejsca na randki i kupował jej kwiaty przy byle okazji. Naprawdę mu zależało.
- To tylko te martwe studenki, które wczoraj widziałam. Podejrzewam, że ten widok będzie mnie prześladował przez dłuższy czas- odparła szatynka, przywołując na twarz lekki uśmiech.- To nic takiego.
Nie zamierzała mówić, że w jej śnie one chodziły i jedna z nich nawet próbowała ją udusić. Po co Ryan ma się tym przejmować? Ten widok po prostu nią wstrząsnął. Po raz pierwszy widziała na własne oczy ludzkie zwłoki i tyle. Nie ma co robić z tego powodu przedstawienia.
- Dla ciebie wszystko, co cię dotyczy to nic takiego- zauważył blondyn.- Bardziej przejmujesz się innymi...
- Właśnie- rzuciła, przypominając sobie o pewnej istotnej sprawie. Szybko zerwała się z łóżka, wzięła telefon i wpisała w wyszukiwarkę Manhattan's Skylight.- Dobrze, że przypomniałeś. Muszę sprawdzić jak wygląda sytuacja medialna galerii. No i jeszcze przeczytać artykuł Leo o tych... Wiesz co mam na myśli.
- A miałem nadzieję na nieco inny poranek- westchnął ciężko Ryan, również wstając z łóżka. Skierował się do aneksu kuchennego, żeby zrobić śniadanie.
- Jutro ci to wynagrodzę.
- Trzymam cię za słowo.
Dee przewróciła oczami. Domyślała się, czego będzie chciał i wcale jej to nie przeszkadzało. Kiedy tylko odpaliła stronę główną, zobaczyła dwa krzykliwe nagłówki. Oba na pierwszej stronie. Pierwszy z nich był o podwójnym morderstwie. Ledwie go przejrzała. Nie potrzebowała dokładnie go czytać, bo była na miejscu zbrodni. Wiedziała też, że Leo nie przekręci faktów. To nie w jego stylu, na co dość dosadnie zwrócił uwagę podczas pierwszego spotkania. Bardziej interesował ją drugi z jego nowych tekstów, ten o kolejnym krwawym obrazie. Przeczytała go dokładnie, dwa razy. Nie było źle. Galeria po raz kolejny została przedstawiona jako tło, choć tym razem miejsce upatrzone przez mordercę. Dziennikarz wyjaśnił to w bardzo racjonalny sposób. Zabójca maluje obrazy i szuka rozgłosu, dlatego wybrał galerię, może najbliższą w okolicy. Takie wnioski można było wyciągnąć po przeczytaniu tekstu.
- Wyjaśnisz mi czemu właściwie uparłaś się, żeby tam iść?- spytał Ryan. Szatynka zauważyła, że zaczął robić naleśniki. Tak strasznie miała na nie ochotę. Tym gestem po raz kolejny u niej zapunktował.
- Pewnie uznasz to za skrajnie głupie i nierozsądne, ale muszę się dowiedzieć, dlaczego podrzucił obraz akurat do nas. Za pierwszym razem to był przypadek. Lombard i te sprawy. Ale tym razem było inaczej. Z premedytacją zniszczono kamerę przy głównym wejściu, otworzono drzwi i po prostu zostawiono obraz. Zabójca miał powód i ktoś musi się dowiedzieć jaki- oznajmiła Debbie tonem nie znoszącym sprzeciwu. Jeśli chciała, potrafiła być uparta. Wtedy nikt nie odwiedzie jej od tego pomysłu.
- I uważasz, że tym kimś musisz być ty? Od czego jest policja?
Zostaw sprawę policji, utarty schemat, który powtarzano niczym mantrę. Szatynka miała dobry kontrargument.
- Oni szukają zabójcy. Ja szukam jego powiązania z galerią. To dwie różne rzeczy. Muszę ratować sytuację póki nie jest za późno. Wujek miał wczoraj tragiczny nastrój. Gdybyś go słyszał... On ciągle mówił tylko o zamknięciu galerii i zepsutej reputacji. Nie mogę go tak zostawić i pozwolić, żeby pogrzebał swoje marzenia.
- Jesteś dla nich za dobra, Dee- skapitulował blondyn, przelewając trochę ciasta na patelnię. Wzruszyła ramionami. Szczerze mówiąc, bardzo lubiła patrzeć na niego w kuchni, chociaż potrafił zrobić tylko kilka prostych dań. Jeśli trochę nad nim popracuje, może nauczy się innych? Mieli równouprawnienie, no nie? Dlaczego facet nie może choćby okazjonalnie gotować?
Tymczasem szatynka zaczęła przeszukiwać inne portale plotkarskie. Wszędzie pisano o krwawym obrazie albo ciałach. Czasami nawet robiono z tego jeden artykuł. Na szczęście nigdzie nie krytykowano galerii.
- Obiecaj mi, że będziesz ostrożna. Nie chcę, żeby coś ci się stało przez te poszukiwania, okej?
Chciała zauważyć, że dopiero zaczynała. Czemu wszystkim poszukiwanie informacji na własną rękę kojarzyło się z kłopotami? Nie była samobójczynią. Zrobi tylko tyle ile uzna za bezpieczne.
- Obiecuję. Nie wpakuję się w żadne kłopoty.
Ryan uśmiechnął się, po czym podał jej talerz z naleśnikami z dżemem, dokładnie takie jak lubiła. Podziękowała mu.
- Skoro mamy jeszcze dużo czasu...
- Wybacz, ale muszę jechać do galerii. Jak się pospieszę, to zdążę na zajęcia- przerwała mu Dee.- Luke nie odbiera, a nie wiem co z artystami, których znaleźliśmy. Mam nadzieję, że się nie wycofają. To byłby koszmar. I tak, jeśli chodzi o nową wystawę, jesteśmy w lesie...
Jej chłopak skinął głową ze zrozumieniem. Galeria zawsze była dla niej na pierwszym miejscu. Nic nie mogła ma to poradzić.
*****
- Słyszeliście o Artyście? Wierzycie w to? Seryjny morderca grasujący w Nowym Jorku. To po prostu... Nie do pomyślenia- odezwała się Sophie, odrzucając dłonią włosy na ramię. Debbie, Sophie, Kevin i Emma siedzieli sobie w kawiarni nieopodal Art, popijając kawę albo herbatę.
- Leo napisał o tym tekst, więc... Oczywiście. Usłyszałem o tym jako pierwszy- rzucił Kevin.
Szatynka uśmiechnęła się blado.
- Na własne oczy widziałam miejsce zbrodni... To okropne.
- To było pytanie retoryczne- zauważyła blondynka, przewracając oczami.
- A ja, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia o czym mówicie- wtrąciła Emma. Pozostała trójka obrzuciła ją pełnymi niedowierzania spojrzeniami. Pisano o tym dosłownie wszędzie. Czy ona nie miała dostępu do internetu? To było jedyne logiczne wyjaśnienie.- No wybaczcie, nie każdy ma wolny wieczór. Niektórzy pracują nocami w barze.
- Mówimy o podwójnym morderstwie i kolejnym krawawym obrazie. Zabójcę ochrzczono Artystą. Ze względu na obrazy oczywiście.
- O morderstwach słyszałam. Nie wiedziałam o obrazie i że to ten sam sprawca. Kroi nam się kolejny Kolekcjoner?
- Kto?- spytała Dee. Po raz pierwszy słyszała o kimś takim. To jakiś seryjny morderca?
- Podpinam się do pytania.
- Serio? To jest całkiem świeża sprawa, sprzed kilku miesięcy. Niemożliwe, że nie słyszeliście o Kolekcjonerze- upierała się rudowłosa.
Tym razem role się odwróciły i to Emma nie mogła uwierzyć, że nie mają pojęcia, o czym mówi. Kilka miesięcy temu Debbie mieszkała w innym stanie i w innym mieście. Jakoś nigdy nie spotkała się z takim przydomkiem. Nie słyszała też o żadnych morderstwach, ale może coś przegapiła.
Emma westchnęła i pokręciła głową.
- W takim razie trochę przybliżę wam sytuację. Kilka miesięcy temu doszło do serii morderstw. Jakby się nad tym zastanowić, w pewnym stopniu wyglądały podobnie, tyle że nie było żadnych krwawych obrazów. Morderca zabijał w różny sposób i uwaga, odcinał sobie kawałek ciała ofiary.
- Kawałek ciała? Jezu. Po co?- przerwał jej Kevin, marszcząc brwi.
- Dokładnie jakąś kończynę. Zaczął od palca, potem nogi, ręce i tak dalej. Zabił sporo osób. Ciężko je policzyć, bo gdy odnaleziono jego kryjówkę, było tam znacznie więcej kawałków niż odkryto zwłok od początku śledztwa. Zabójca stworzył swoją upiorną kolekcję.
Ta historia brzmiała strasznie. Debbie nie potrafiła wyobrazić sobie czegoś takiego. Niemniej tamten morderca miał coś wspólnego z Artystą. Obaj spełniali jakąś makabryczną wizję. Jeden miał kolekcję, a drugi obrazy. Miała nadzieję, że Artystę uda się złapać szybciej.
- Dlaczego to robił?- zapytała szatynka. Była naprawdę ciekawa odpowiedzi.
- Zaraz do tego przejdę. Najpierw powiem wam o pewnej dziennikarce, która zaczęła grzebać w tej sprawie. W pewnym momencie została porwana i zabrana do kryjówki Kolekcjonera. Ledwo udało jej się przeżyć. Uratowała ją policja. Zresztą przeczytajcie sobie artykuły. Na stronie Skylight znajdziecie całą serię, dokładną historię jak udało jej się dotrzeć do prawdy, co zastała w jego kryjówce i przede wszystkim jaki był motyw. Polecam. Interesująca historia.
Dee pomyślała, że kiedyś tam zajrzy. Nigdy nie przepadała za tematem seryjnych morderców, ale teraz, gdy jeden z nich prawdopodobnie grasował po Nowym Jorku, ten temat stał się jej dużo bliższy. No i może pomoże jej to zrozumieć, co może siedzieć w jego głowie. Dlaczego akurat ta galeria?
- Doceniam Dee, że tak bardzo pomagasz mojemu partnerowi- odezwał się po chwili Kevin.- Pewnie podziękuje ci przy najbliższej okazji, ale też jestem ci bardzo wdzięczny. Dzięki.
- To naprawdę nic wielkiego. Szkoda, żeby marnował się taki talent. Rzadko kiedy dziennikarze są tak rzetelni.
- Niemniej Leo mówił, że to była twoja zasługa. Mówił, że użyłaś argumentu... Hmm jak by to ująć...
- Że Leo jest twoim partnerem, a ty jesteś przyjacielem Sophie? Ważne, że zadziałało.
- O to właśnie mi chodziło.
Ta drobna uwaga doszczętnie zniszczyła jej humor, przypominając o Jamesie. Ciągle zastanawiała się jak powiedzieć Sophie prawdę. Niestety z każdą chwilą było coraz gorzej. Przyjaciółka była taka szczęśliwa, wyraźnie zakochana. Nie mogła tego zniszczyć, przynajmniej jak na razie.
- To ten facet, o którym ciągle mówisz jest policjantem prowadzącym to śledztwo?- zdziwiła się rudowłosa. Sophie przytaknęła.
- To ten z zakończenia mojej imprezy- wtrącił Kevin.
Emma umilkła na moment, pewnie próbując sobie go przypomnieć. W końcu pokręciła przecząco głową.
- Nie pamiętam. Chyba za dużo wypiłam.
- Albo byłaś zbyt zajęta kimś innym- zasugerował dość wymownie Kevin. Rudowłosa aż się zarumieniła.
- Macie kontakt?
- Właśnie w tym problem, że... Nie. Ona na pewno nie dała mi żadnego numeru, a czy ja jej, nie mam pojęcia.
- Wiesz chociaż jak się nazywa?- nie ustępowała Debbie. Na imprezie zdawały się w ogóle nie przejmować niczym poza sobą nawzajem. Może wyszłoby z tego coś więcej niż jeden przyjemny wieczór?
- No tak... Nawet udało mi się ją znaleźć w mediach społecznościowych.
- Koniecznie musisz do niej napisać- rzuciła Sophie. Dee i Kevin poparli ją.
- Ale... Mam do niej tak po prostu napisać?
- Najlepiej od razu się z nią umów, ale jeśli wolisz, możesz zrobić inaczej. Zaproś ją do znajomych i wrzuć jakąś zajebistą fotkę. Zobaczysz czy jakkolwiek ją skomentuje- zaproponował Kevin.
- Jeszcze pomyślę jak to zrobić- mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do nich rudowłosa.
Szatynka po raz pierwszy widziała tak niepewną, speszoną drobnymi uwagami Emmę. Musiała przyznać, że to było ciekawe zjawisko. Postanowiła chwilowo porzucić temat, bo rudowłosa wyraźnie się krępowała.
- Co jest, Sophie? Od kiedy tutaj weszliśmy, co chwilę zerkasz na telefon.
- Przed tobą nic się nie ukryje, Dee. Po prostu... Od wczoraj nie miałam kontaktu z Jamesem. Przez to śledztwo kompletnie nie ma dla mnie czasu- poskarżyła się przyjaciółka.
Sophie miała skłonność do bagatelizowania błahych spraw. Idealnym przykładem była sytuacja sprzed kilku dni, kiedy od niej nie odbierała.
- Nic dziwnego. Przecież prowadzi śledztwo kryminalne. Widziałam go w akcji i uwierz mi, traktuje to bardzo poważnie. Wydaje się być świetnym policjantem. Ze wszystkich sił stara się schwytać zabójcę.
Dee naprawdę tak myślała. W pracy można mu było zarzucić tylko jedną rzecz. Oschłe traktowanie policjantów o mniejszym stażu i gorszym stanowisku. Tyle przynajmniej miała szansę zauważyć.
- Oczywiście masz rację- westchnęła przyjaciółka.
Szatynka upiła ostatni łyk swojej kawy. Miło się siedziało ze znajomymi, ale musiała się pouczyć. Resztę dnia zamierzała poświęcić tylko książkom do kolokwium.
*****
- Możesz tak się na mnie mnie patrzeć?- spytał James ciemnowłosej, która siedziała naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi pod biustem ramionami.
- Tak? Czyli jak?
Corrie dalej była na niego zła. Podstawą działania policji było nie mieszanie spraw prywatnych i zawodowych. Dla niej to było jasne jak słońce, że nie sypia się ani nie spędza się czasu ze świadkami albo co gorsza podejrzanymi. Co prawda, niejaka Sophie nie należała do żadnej z tych kategorii. Niemniej w jakiś sposób była związana ze śledztwem. Jeszcze kilka dni wcześniej James upierał się, że robił z nią "wywiad środowiskowy". Tak po prostu się nie robi.
- Jakbyś planowała morderstwo, takie ze szczególnym okrucieństwem i karą do dożywocia.
- Bez przesady. Znam wszystkie procedury. Gdybym popełniła zbrodnię, nie byłoby takiej pieprzonej siły, która potrafiłaby mnie złapać.
- Nie rozumiem o co masz pretensje. Chciałem pomóc temu dziennikarzowi i tyle- westchnął Foster. Policjantka obrzuciła go rozbawionym spojrzeniem. Czy on naprawdę myślał, że była taka głupia?
- Dziennikarzowi hmm ciekawe. Zmieniłeś orientację w międzyczasie?
Martin widziała to spojrzenie utkwione w drugiej, nielegalnie wpuszczonej na miejsce zbrodni osobie. Pracowała z Jamesem na tyle długo, żeby wiedzieć co ono znaczy. Nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
- Poddaję się. Możemy odłożyć tę kłótnię na później i skupić się na śledztwie?
- W przeciwieństwie do ciebie ciągle myślę o śledztwie- odparła, mrużąc ze złości powieki. W końcu skinęła głową.
- Podsumujmy co mamy.
Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymała. Ciągle byli w tym śledztwie na etapie raczkowania. Łatwiej byłoby wymienić, czego nie mieli. Podejrzanego. Motywu, chyba że były nim te porąbane obrazy. Miejsca zbrodni poza tą nieszczęsną studentką, która miała okazję spotkać mordercę osobiście. Nie mieli też odcisków palców, narzędzia zbrodni ani żadnych tropów, które mogłyby doprowadzić ich do sprawcy. Byli w pieprzonym lesie.
- Na przykład co? Zepsutą kamerę, która w niczym nam nie pomoże? Te z okolicy kogoś uchwyciły, ale nigdzie nie ma jego twarzy czy znaków szczególnych. Ubrany też był całkiem zwyczajnie. Wiemy tyle, że to mężczyzna koło czterdziestki, może kilka lat starszy.
- Nie masz ochoty na podsumowanie?
- No, kurwa, nie.
- Słownictwo, Martin- mruknął niemal automatycznie James. Ciemnowłosa przewróciła oczami.- W takim razie możemy pojechać do tej profilerki. Może ona nam coś powie.
- Nie chcesz się skonsultować z Debbie, którą ewidentnie masz ochotę przelecieć?- zadrwiła Corrie. Partner obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
- Zachowaj takie komentarze dla siebie. Nie chcę więcej słyszeć twoich złośliwości. Czy to jasne?
Policjantka w żaden sposób na to nie odpowiedziała. Po prostu zerwała się z miejsca. Udała się w kierunku wyjścia z komendy. Foster po prostu wstał i poszedł za nią. Odezwali się do siebie ponownie dopiero w radiowozie.
- Jak się nazywa ta profilerka?- zapytała Martin, przerywając ciszę, która dla niej wcale nie była krępująca. Nie lubiła swojego partnera w pracy, a właściwie jego metod. Im więcej rozmawiali, tym więcej się kłócili. Cisza była najlepszym sposobem, żeby się nie pozabijali w tak małej przestrzeni, jaką był policyjny radiowóz.
- Miranda Jeferson. Pracowała dla biura FBI w Quantico, ale niedawno przeprowadziła się do Nowego Jorku i teraz pomaga policji. Ma niezłą opinię.
Ciemnowłosa skinęła głową. Przez resztę drogi żadne z nich się nie odezwało. Towarzyszył im jedynie dźwięk muzyki wydobywającej się z radia.
Miranda miała długie kręcone włosy i ciemne oczy. Jej skóra była koloru mahoniu, a na jej twarzy można było dostrzec pierwsze zmarszczki. Była szczupła i wysoka na około metra osiemdziesiąt. Od razu zaprosiła ich do środka.
- Chcą się państwo czegoś napić?- spytała po krótkiej prezentacji. Najpierw przedstawili się policjanci, a potem ona, chociaż był to czysto grzecznościowy gest. Doskonale wiedzieli do kogo na spotkanie jadą.
- Kawy. Jedna czarna, druga z mlekiem- odpowiedział James za ich dwójkę. Martin chętnie ochrzaniłaby go, że nie zapytał jej o zdanie. Może nie zawsze miała ochotę na kawę? Tym razem jednak tak było. Poza tym nie byli sami. Postanowiła zachować się profesjonalnie i w żaden sposób tego nie komentować zgryźliwym komentarzem w kierunku partnera.
Jeferson podeszła do części kuchennej, która była połączona z salonem wyspą. Zaczęła robić kawy.
- Wysłałem pani wcześniej potrzebną dokumentację. Zapoznała się z nią pani?- zapytał Foster. Kobieta skinęła głową.
- Naturalnie, chociaż muszę przyznać, że ta dokumentacja jest niezwykle skąpa. Zazwyczaj pracuję z opszerniejszymi teczkami.
Corrie niezwykle wkurzał ten wyniosły, spokojny ton rozmówczyni. Równie dobrze mogłaby mówić o pogodzie, w jej głosie byłoby tyle samo emocji, choć może nieco mniej niezadowolenia.
- Sprawa jest pilna. W końcu chodzi o ludzkie życie, nie uważa pani?
- Tak, oczywiście- oznajmiła Miranda wystudiowanym tonem. Wzięła kubki z parującym napojem, po czym położyła je na stoliku. Dla siebie nie przyniosła niczego.
- Co może nam pani powiedzieć?
- Muszę przyznać, że ten przypadek jest dość niezwykły. Zazwyczaj pracuję, dopasowując do mordercy jeden z gotowych schematów z opszernej bazy danych na temat większości seryjnych morderców, z którymi kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. W przypadku Artysty, pozwólcie że posłużę się tym medialnym przydomkiem, musiałam użyć analogowych technik.
Jak mi przykro, pomyślała z sarkazmem Martin. Pani najlepszy analityk musiała trochę się wysilić. Czy to nie straszne?
- To zabrzmi kuriozalnie, ale celem Artysty wcale nie jest zabójstwo. Pokuszę się o drobną spekulację, ale mam wrażenie, że chodzi o obrazy. Morderca niewątpliwie ma za sobą trudną przeszłość. Dom dziecka, rodzica alkoholika, znęcania fizyczne lub psychiczne... Chyba nie muszę wymieniać dalej. Nie potrafię określić, który z tych czynników miał wpływ na jego przeszłość. W każdym razie zabijanie jest tylko celem... Nie, źle się wyraziłam... Raczej środkiem do celu jakim jest namalowanie obrazu. Być może uważa, że krew jest czymś bardziej wstrząsającym, lepszym aby przekazać własne odczucia.
Corrie zerknęła na Jamesa. Słowa Jeferson jednoznacznie wskazywały na zaawansowaną chorobę psychiczną. Schizofrenia, rozdwojenie jaźni, a może coś zupełnie innego. Mieli do czynienia z psychopatą.
- Jakie odczucia ma pani na myśli? Rozumiem, że widziała pani zdjęcia obrazów?- wtrąciła ciemnowłosa.
- Tak. Mam je nawet tutaj- Miranda wyciągnęła z teczki trzymanej w dłoni dwa zdjęcia w formacie A4. Policjantka od razu rozpoznała w nich krwawe obrazy.- Cóż... Złość, ból, nienawiść. To bardzo uniwersalne frazy. Można pod nie podpiąć wszystko, ale mogę tylko domyślać się ogólników. Za to mogę z całą pewnością przyznać, że psychoza postępuje. Jak możecie państwo zauważyć, na pierwszym obrazie krew jest jedynie dodatkiem, drobnymi ledwie widocznymi kreskami. Za to na drugim widnieją większe plamy.
- Pewien specjalista w dziedzinie sztuki powiedział, że pierwszy obraz przedstawia ludzką sylwetkę zagubioną podczas śnieżycy. Zgodzi się pani z tą opinią?- zapytał James.
- Naturalnie, jest bardzo trafna.
- Co w takim razie powie pani o drugim obrazie? Jeśli miałaby pani wyrazić się w podobnej tonacji?
Kobieta przyłożyła palce do skroni, intensywnie przyglądając się zdjęciu.
- Ludzka sylwetka pośród... Gradu wielkości przykładowo tego okna? Nie wiem jak mogłabym określić to w inny sposób.
Policjanci wymienili między sobą sugestywne spojrzenie. Chociaż mieli zupełnie różne charaktery i zdanie na dany temat, czasami potrafili porozumiewać się bez słów. Tak było w tej okazji. Zmywajmy się stąd.
Podziękowali Mirandzie za pomoc, po czym wyszli z jej domu. Nie zdążyli nawet dojść do radiowozu, gdy Jamesowi zadzwonił telefon. Odebrał go natychmiast. Ciekawe kto dzwonił, zastanawiała się Corrie. Ktoś z pracy, jego dziewczyna czy może ten dziennikarz, co ostatnio? Raz już dostał temat. Kto wie czy nie przyjdzie po następny.
- Na komisariat przyszła kobieta, która koniecznie chce się z nami widzieć. Mówi, że ma ważne informacje- oznajmił po zakończeniu połączenia.
- Świetnie. Jedziemy z nią porozmawiać.
I tak nie mamy żadnego tropu, dodała w myślach ciemnowłosa.
Dojechali na komisariat w mniej więcej kwadrans. Nie zdążyli zwrócić się do dyżurnego, kiedy podeszła do nich jasnowłosa kobieta koło czterdziestki. Martin skądś ją kojarzyła. Po chwili przypomniała sobie, że rozmawiali z nią na temat sprzętu do odwirowania krwi. Jako szefowa czy inna osoba o wysokim stanowisku, powinna wiedzieć kto korzysta z tego sprzętu. Nic owocnego się od niej nie dowiedzieli. Dostęp miał personel, a że było to kilkanaście osób w jednej z kilkunastu placówek tylko w najbliższej okolicy... Nie mieli podstaw, żeby podejrzewać kogoś akurat z tego laboratorium. Równie dobrze to mógłby być ktokolwiek inny.
- Dzień dobry. To państwo byli u mnie w klinice. Nie chciałam wprowadzać was w błąd... Po prostu nie miałam pojęcia...- zaczęła kobieta, ale przerwała jej łagodnie Corrie.
- Proponuję porozmawiać nie na korytarzu.
Kobieta skinęła głową, po czym udała się za nimi do pustego gabinetu. James zajął miejsce za biurkiem. Kobieta usiadła na krześle, a Corrie krążyła wokół biurka niczym sęp. Zwyczajnie nie lubiła siedzieć w jednym miejscu. Wolała przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu.
- Proszę zacząć od początku. Co się wydarzyło?- odezwał się James spokojnie. Kobieta już i tak wyglądała na poważnie zdenerwowaną. Nie potrzebowała dodatkowego stresu w postaci nadgorliwego policjanta.
- Dowiedziałam się dzisiaj, że z kliniki skradziono sprzęt, a konkretnie jeden przyrząd. Ten do odwirowania krwi. Podczas waszej wizyty nie miałam o tym pojęcia. Jestem jakby szefową... Nie pracuję z tymi przyrządami. Moje obowiązki są inne, bardziej związane z papierami niż z samymi badaniami.
- Kiedy doszło do kradzieży?
- Jakieś dwa tygodnie temu. Naprawdę nie mam pojęcia jak ten fakt został przemilczany przez tyle czasu...- tłumaczyła się kobieta, wyłamując ze zdenerwowania palce.
- Czy zginęło coś jeszcze?
- Z tego co mi wiadomo nie, ale osobiście to sprawdzę i jeśli okaże się, że jednak tak, zadzwonię do państwa. Jak tylko się dowiedziałam, od razu wezwałam taksówkę i przyjechałam na komisariat.
- Mają państwo w klinice monitoring?
- Niestety tamtego dnia był wyłączony. Nie mam pojęcia dlaczego.
Corrie przyglądała się w skupieniu zdenerwowanej kobiecie. Mówiła prawdę, to nie podlegało dyskusji. Więc morderca starannie się przygotował. Jeszcze przed popełnieniem pierwszej zbrodni ukradł sprzęt do odwirowania krwi. Jeszcze nie miała pojęcia czy ten fakt w jakikolwiek sposób im się przyda. Jednak wiedziała, że muszą złapać tego skurwiela. Jak najszybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro