Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Na szczęście następnego dnia już od samego rana było słonecznie. Schodząc na dół w znakomitym humorze, co nie było w moim stylu, zorientowałam się, że wszyscy już wstali. Od razu poczułam się głupio. Mojej mamie, babci, ani nawet cioci Valerie nigdy by się to nie przydarzyło. One zawsze były przygotowane na każdą sytuację, szczególnie, kiedy wiedziały, że mają gości, którymi muszą się zająć. Nie będę dobrą gospodynią... Trudno, takie życie.

– Dzień dobry. Przepraszam, że tak późno wstałam, ale kompletnie zapomniałam ustawić budzik wieczorem – zaczęłam się tłumaczyć zanim ktokolwiek miał okazję cokolwiek powiedzieć.

– Spokojnie nic się nie stało – wtrąciła się Laurel, próbując mnie uspokoić. Na jej słowa delikatnie przytaknęłam głową, nadal czując poczucie winy i wstawiłam wodę na kawę.

– Jedliście już śniadanie? – zapytałam zmartwiona.

– Tak, dzisiaj ja cię wyręczyłem. – odpowiedział na moje pytanie dumny Nate, a ja się do niego uśmiechnęłam wdzięczna za to, że w porównaniu do mnie, on przynajmniej wie jak zająć się gośćmi.

– Dziękuję. – powiedziałam cicho pod nosem. Po chwili wszyscy z powrotem wrócili do swoich rozmów, kiedy ja wzięłam się za wkładanie naczyń do zmywarki w ciszy. W końcu woda na moją kawę się zagotowała, więc uradowana wlałam ją do kubka, następnie mleko i z ulgą wzięłam pierwszy łyk. Od razu poczułam się o wiele lepiej. Po chwili wszyscy zdecydowaliśmy się zacząć przygotowywać na wyjście na plażę. Kiedy reszta poszła na górę do swoich pokoi, ja zostałam na dole, aby spakować do torby termicznej zimne napoje oraz przekąski, takie jak paluszki czy chipsy. Również przygotowałam dwa koce, książkę, okulary przeciwsłoneczne oraz klucze, a następnie i ja udałam się na górę, aby się ubrać.

Dzisiaj postanowiłam założyć bikini. Dół był z wysokim stanem, a góra była wiązana pomiędzy piersiami. Na bikini założyłam białą, luźną narzutkę. Szybko jeszcze rozczesałam włosy i splotłam je w warkocza, który spadał mi na prawe ramię, a rzęsy jedynie podkręciłam zalotką, bo wiem, że makijaż i tak mi spłynie w wodzie lub razem z potem. Zamiast tego nałożyłam krem z filtrem na twarz oraz pomadkę ochraniającą usta przed słońcem. Na koniec założyłam jeszcze kapelusz na głowę. Gotowa odłączyłam telefon od ładowarki i wrzuciłam go to mojej wiklinowej torby oraz zaczęłam schodzić na dół.

Na dole już wszyscy na mnie czekali... no nie, żartuję! Przecież Laurel zawsze zajmuje co najmniej godzina aby wybrać w co ma się ubrać, a później kolejna, aby ubrać się w to co wybrała, więc jeszcze trochę sobie na nią poczekamy... Powoli podeszłam do przygotowanych przeze mnie wcześniej rzeczy i spakowałam okulary, klucze oraz książkę, do mojej torby wiklinowej. Z szafki wiszącej obok lodówki wyciągnęłam krem z filtrem i ten również wrzuciłam do torby, bo wiem, że nikt inny go nie spakuje, a później będą narzekać na to, że słońce spali im plecy.

Niedługo po tym Laurel zeszła na dół i mogliśmy iść. Na szczęście plaża nie jest daleko od naszego domku, więc doszliśmy tam w ciągu pięciu minut, chociaż i tak niektóre osoby... ekhem *Laurel i Joe*, zaczęli narzekać na ból nóg. Pomimo dość wczesnej godziny, plaża i tak była wypełniona ludźmi, którzy pewnie tak jak my chcieli skorzystać z ładnej pogody.

– To gdzie rozkładamy koce? – zapytałam.

– Nie tutaj, chodźmy bliżej morza. – odparł Nate, a chłopcy zgodzili się razem z nim, jednak Laurel nie wyglądała na przekonaną.

– Ale wtedy ludzie będą musieli co trochę obok nas przechodzić, kiedy będą chcieli wejść do wody – powiedziała Laurel, a chłopcy przewrócili na nią oczami.

– No to co... Przynajmniej my nie będziemy musieli dużo iść, kiedy MY będziemy chcieli wejść do morza – argumentował Joe.

– Ale przy morzu jest dużo ludzi! – nie dawała za wygraną Lau.

– Dokładnie! Więcej dziewczyn do oglądania – wtrącił się Alex, a ja walnęłam go w tył głowy.

– Jeżeli przyszliście na plażę tylko po to aby popatrzeć sobie na dziewczyny to ja i Flossie wracamy do domu – powiedziała zła Laurel.

– STOP! – tym razem to ja przerwałam kłótnię. Już wiem jak denerwujący musieliśmy być z Nate'm wczoraj kiedy nie mogliśmy wybrać filmu. – Ja wybieram gdzie rozkładamy koce i koniec kropka – zadecydowałam, a reszta wydała z siebie jęki niezadowolenia, które postanowiłam zignorować. To ich wina, że nie potrafili się dogadać. Idąc przez plażę, próbowałam znaleźć miejsce gdzie nie było zbyt dużo ludzi, ale również było wystarczająco blisko morza. I na szczęście w moment takie znalazłam. Nawet nie czekałam z rozkładaniem koców na resztę, bo ich opinia była mi zbędna. Jednak kiedy w końcu doszli, nie usłyszałam żadnych jęków niezadowolenia, co sprawiło, że odetchnęłam z ulgą.

– O nie... – usłyszałam z boku. Przejęta spojrzałam w lewo, gdyż z tej strony dochodził głos i zauważyłam jak przerażony Alex przegląda wszystkie torby.

– Coś się stało? – zapytałam zdziwiona jego zachowaniem.

– Zapomnieliśmy kremu z filtrem – powiedział patrząc na mnie z przerażony. A nie mówiłam! Teraz to zapamiętajcie: Florence jest zawsze przygotowana na każdą sytuację.

– Masz – wyciągnęłam krem z mojej wiklinowej torby, a następnie rzuciłam w jego stronę. Alex zadowolony go złapał i zaczął się smarować. Joe jak i Laurel również zaczęli smarować się kremem, aby ochronić się przed słońcem i z kolei podali tubkę Nate'owi.

– Ja nie chcę. Przez krem się nie opalę – stwierdził, a my popatrzeliśmy na niego jak na idiotę.

– Wiesz, że krem tylko ochrania Twoją skórę przed słońcem... prawda? – zapytałam.

– Właśnie, czyli się nie opalę – odpowiedział, jakbym to ja była ta głupia.

– To nie tak działa. On tylko ochrania Twoją skórę przed promieniami, więc i tak się opalisz – wytłumaczyłam.

– Ale ja nie chcę kremu – trzymał się swojego. Przewracając oczami na jego głupotę i dziecinność, po prostu mu odpuściłam, gdyż nie mam ochoty na powtórkę ze wczoraj. Po chwili chłopcy wzięli piłkę plażową i ruszyli do wody, kiedy ja i Laurel wyłożyłyśmy się na kocach.

– Zauważyłam, że Nate wczoraj wrócił wściekły po tym jak odebraliście jedzenie – zaczęła rozmowę moja przyjaciółka, odwracając głowę w moją stronę, kiedy chłopcy byli wystarczająco daleko, aby nas nie usłyszeć.

– Nie wiem dlaczego się tak wściekł – powiedziałam i kolejny raz przewróciłam oczami, przypominając sobie jego wczorajsze zachowanie.

– O co Wam poszło? – zapytała, zauważając moje rozdrażnienie.

– Więc, kiedyś jak byliśmy na plaży Nate poszedł do wody, a ja zostałam na kocu i Jake d...

– Jaki Jake?! – przerwała mi, a ja zorientowałam się, że faktycznie nigdy nie powiedziałam jej o Jake'u.

– Poznałam go na plaży, nie ważne. Więc Jake do mnie podszedł no i chwilę gadaliśmy, zaproponował mi lody... – przerwałam śmiejąc się pod nosem, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie, które było o wiele lepsze niż wczorajsze. – ...ale koledzy go zawołali i musiał iść, ale dał mi swój numer. No i po paru dniach przypomniałam sobie o tym numerze, ale nie mogłam znaleźć tej karteczki na której był zapisany jego numer.

– Może Nate go zabrał? – zaczęła zastanawiać się moja przyjaciółka, patrząc w stronę wody podejrzliwie.

– Raczej nie, chyba nie widział nas kiedy gadaliśmy – wzruszyłam ramionami. – No i wczoraj okazało się, że Jake rozwozi kebaby i kiedy z nim gadałam, nagle znikąd pojawił się Nate i zanim zorientowałam się co się dzieje, Nate zatrzasnął Jake'owi drzwi przed nosem! – zaczęłam mówić głośniej, kiedy moja irytacja wzrastała.

– Oooo może był zazdrosny? – podsunęła podekscytowana.

– O co niby? Nie lubimy się – wyprostowałam jej przypuszczenia i wyjęłam książkę z torby, próbując jej przekazać, że nie chcę więcej o tym rozmawiać. Jednak przyjaciółka chyba nie miała takiego zamiaru, gdyż kontynuowała naszą konwersację.

– O Ciebie! Ze niedługo bierzecie ślub, więc to oczywiste, że on nie chce abyś spędzała czas z innymi chłopcami – wytłumaczyła swoje przypuszczenia, obserwując mnie uważnie.

– Ale to nie jest prawdziwy ślub. Znamy się raptem trzy tygodnie, Laurel.

– No i? Nie długo potrzeba, aby się w kimś zakochać – tym razem to ona przewróciła oczami. – Nie słyszałaś nigdy o miłości od pierwszego spojrzenia? – wybuchłam śmiechem słysząc jej teorię.

– Chyba mózg Ci się przegrzał, kochana – stwierdziłam i ściągnęłam swój kapelusz z głowy, nakładając na jej głowę. Laurel jedynie wydęła wargi, ale skończyła temat. Moment później zauważyłam jak chłopcy skradają się w naszą stronę, z różowym wiaderkiem wypełnionym wodą (nie mam pojęcia skąd je wytrzasnęli), ale udawałam, że ich nie widzę. Kiedy Nate zamachnął się, aby wylać całą wodę na nas, ja szybko kopnęłam je, tak, że cała woda wylała się na niego, co i tak nie było dużą zmianą, gdyż już był mokry.

– Pożałujesz tego – odparł patrząc się na mnie twardo. Złapał za moją stopę i przesunął mnie bliżej siebie. Zanim zauważyłam, Nate przerzucił mnie przez swoje ramię i maszerował w stronę morza. Była to bardzo nie wygodna pozycja, gdyż jego ramię wbijało się w mój brzuch, sprawiając, że zrobiło mi się niezmiernie nie dobrze. – Przestań się wierzgać – powiedział, ale nie zatrzymało mnie to. Dalej próbowałam uwolnić się, ale niestety na marne, ponieważ zaraz po tym poczułam jak moja głowa niespodziewanie zanurza się w wodzie. Na szczęście nadal czułam duże ręce Nate'a na mojej talii, bo jeżeli by tak nie było to pewnie bym się utopiła. Po chwili moja głowa została z powrotem wynurzona na powierzchnię i w końcu mogłam oddychać.

– Puść mnie! – krzyknęłam przerażona. Woda sprawia, że wpadam w panikę, jednak tak naprawdę nie mam żadnego powodu do strachu. Nate by mi pomógł jakbym się zaczęła topić... prawda? Chociaż, gdybym się utopiła, to wtedy nie musiałby brać ze mną ślubu, co by wyszło mu na rękę.

– Na pewno? – zapytał podnosząc jedną brew do góry. – Okej... – powiedział, a następnie mnie wypuścił ze swoich ramion. Usłyszałam jeszcze jego śmiech, zanim moje ciało po raz kolejny zanurzyło się w wodzie. Tylko, że tym razem Nate'a ramiona nie były owinięte wokół mojej talii, aby mnie ochronić przed utopieniem się. Zaczęłam ruszać ramionami oraz nogami w różne strony, aby wyłonić się na wierzch, ale to tylko pogarszało moją sytuację.

– Miałaś wypłynąć na powierzchnię, idiotko – powiedział Nate śmiejąc się pod nosem, kiedy w końcu mnie 'wyłowił'.

– Nie wiem jak – wymamrotałam cicho. Mam nadzieję, że tego nie usłyszał.

– Co? Jak nie wiesz jak? – zapytał zdziwiony. Szlak. Usłyszał mnie.

– No... Pływać nie umiem – westchnęłam zrezygnowana tym, że muszę mu powiedzieć prawdę.

– Jest dwudziesty pierwszy wiek, Floss. Kto jeszcze nie umie pływać?! – zaczął się ze mnie nabijać. Natomiast mnie wcale ta sytuacja nie śmieszyła. Nie moja wina, że woda mnie przeraża i nawet mój tata nie potrafił mnie zmusić do nauki pływania. – No dobra. Nie musisz już tak prosić. Nauczę Cię – odparł zadowolony.

– Nawet cię nie prosiłam! I nie chcę się nauczyć pływać! – wrzasnęłam przestraszona.

– Musisz się nauczyć pływać – stwierdził. – A gdyby nagle nadeszło tsunami i zalało to wszystko. Jakbyś wtedy przeżyła nie umiejąc pływać? – zapytał unosząc jedną brew po raz kolejny.

– Pewnie wszyscy byśmy umarli. Nawet jeśli umiesz pływać.

– Tak, aleee ja bym żył dłużej niż ty – wymyślił na poczekaniu, nadal usiłując się mnie przekonać.

– Niech ci będzie, chłopczyku – poddałam się i dramatycznie westchnęłam. – A teraz zanieś mnie na brzeg – zarządziłam posyłając mu najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać. Tak naprawdę, ta pozycja zaczęła być bardzo nie wygodna. Przez cały okres naszej 'sprzeczki', Nate trzymał mnie blisko siebie, tak abym się nie utopiła, więc jego ręce pewnie też zaczęły boleć.

– Uff myślałem, że księżniczka nigdy o to nie poprosi – powiedział i zaczął płynąć w stronę brzegu. Teraz byłam uwieszona na jego plecach z rękami delikatnie owiniętymi wokół jego szyi, gdyż potrzebował rąk, aby płynąć. Głośno się śmialiśmy, kiedy fale nas co jakiś czas chlapały. – Dobra, schodź grubasie – odezwał się, kiedy w końcu dotarliśmy na brzeg. Wydęłam wargi na jego określenie, ale nic nie powiedziałam. Następnie obydwoje udaliśmy się w stronę koców, gdzie nasi znajomi siedzieli przyglądając się nam z małymi uśmiechami.

– Zbieramy się, gołąbeczki – rzekł Joe, jak doszliśmy do nich. Jednak ani ja, ani Nate, nic nie powiedzieliśmy na to jak Joe nas nazwał. W moment złożyliśmy wszystkie koce i spakowaliśmy nasze rzeczy i z kolei zaczęliśmy się kierować w stronę domku.

*   *   * 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro