Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Następnego ranka, Nate zachowywał się dziwnie. Wstał pewnie długo przede mną, bo kiedy wstałam czekał już na mnie ze śniadaniem.

– Dzień dobry – przywitał mnie z uśmiechem, który niepewnie odwzajemniłam. Nadal zaskoczona podeszłam do dużego stołu, który stał na środku kuchni i usiadłam tam gdzie Nate wskazał ręką. Po chwili podał mi talerz z naleśnikami, które były pokryte owocami i bitą śmietaną. Na ich widok od razu poczułam się głodna.

– Mam nadzieję, że ich nie zatrułeś, bo wyglądają naprawdę pysznie – spojrzałam na niego podejrzanie z przymrużonymi oczami, a następnie z powrotem na naleśniki, które obejrzałam z każdej strony upewniając się, że nie wyglądają dziwnie.

– Gdybym chciał Cię otruć, już dawno bym do zrobił, skarbie. – powiedział brunet, wzruszając ramionami. Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele, kiedy usłyszałam jak mnie nazwał. Pewnie zrobił to z przyzwyczajenia i nawet nie zauważył tego jak mnie określił. Ogarnij się Florence! Dlaczego już po kilku dniach znajomości tak na niego reaguję?

– Hmm... – wymruczałam nadal nie pewna, ale po chwili zaczęłam jeść. Naleśniki były naprawdę pyszne, czego nie spodziewałam się po Nate'cie. Po wczorajszym gotowaniu razem, straciłam jakiekolwiek nadzieje na jego umiejętności kucharskie, ale przynajmniej teraz wiem, że będę mogła go wykorzystywać, kiedy już weźmiemy ten ślub. Kiedy skończyliśmy jeść, chłopak kazał mi się przygotować do wyjścia. Po raz kolejny tego dnia, byłam zaskoczona na jego oznajmienie. Myślałam, że ten wypad na pizzę i na plażę był jednorazowy i Nate nie będzie się chciał ze mną pokazywać "publicznie", ale i tak poszłam się przygotować. Jeżeli chce ze mną wychodzić, głupia bym była gdybym z tego nie skorzystała...

Postanowiłam ubrać się swobodnie, dlatego z szafy wyciągnęłam luźną czerwoną sukienkę w białe kropki, która nie zakrywała mi ramion. Nie wiem gdzie Nate chce mnie zabrać, ale wydaje mi się, że mój strój będzie odpowiedni w każde miejsce. No może nie to waterparku, ale chyba by mi wtedy powiedział, abym wzięła ze sobą strój?

*   *   *

Okazało się, że Nate zabrał mnie do zoo! O nie... te naleśniki specjalnie zrobił mi, aby mnie utuczyć, a teraz pewnie będzie chciał mną nakarmić lwy. Przerażona na niego spojrzałam, kiedy on kupował dla nas bilety.

– Więc... dlaczego postanowiłeś zabrać mnie do zoo? – zapytałam podejrzliwie. Co jak co, ale nie zmieniłby zdania o mnie z dnia na dzień. Musi mieć w tym jakiś interes i mam nadzieję, że to nie jest pozbycie się mnie, w postaci jedzenia dla lwów. Poza tym, już nie nadążam za jego humorkami. Wczoraj jeszcze był dla mnie dupkiem, a teraz zachowuje się jak najlepszy przyjaciel. Coś mi tu śmierdzi i nie mówię tutaj o gigantycznej kupie słoni.

– Pomyślałem, że jeżeli już mamy ze sobą przebywać, to lepiej żebyśmy się poznali – przeczesał palcami jego wyglądające na miękkie włosy. Muszę kiedyś sprawdzić czy są tak miękkie na jakie wyglądają. – Wolę wiedzieć kto śpi za ścianą. Z tego co wiem, równie dobrze mogłabyś być szaloną psychopatką, która planuje mnie zabić – zaśmiał się, na co walnęłam go łokciem w brzuch.

– No dobra, to co chcesz wiedzieć? – westchnęłam, ale zgadzałam się z nim.

– No nie wiem... – zaczął się zastanawiać i dramatycznie podrapał się po brodzie, próbując wyglądać przeraźliwie. – ...jaki jest Twój ulubiony kolor? – zapytał. Myślałam, że zapyta o coś nieprzyzwoitego, ale cieszę się, że zdecydował się zapytać mnie o coś normalnego.

– Hm... Pudrowy róż i biały. – odpowiedziałam po chwili zastanowienia. – A Twój?

– Czarny. Drugie imię?

– Verona.

– Czekaj jak to miasto we Włoszech?

– Tak. Florence to też miasto we Włoszech Nate. – zaśmiałam się. – Moi rodzice mają jakiś sentyment do tego kraju, ale nie chcą mi powiedzieć – przewróciłam oczami. Zawsze dopytywałam ich o to dlaczego moje imiona to Włoskie miasta, ale zawsze mnie zbywali mówiąc, że to jest nie ważne. – A Twoje drugie imię?

– Charles. Najlepsze miejsce jakie odwiedziłaś i dlaczego?

– Chorwacja, bo to chyba były nasze ostatnie zagraniczne wakacje, zanim rodziców pochłonęła prac. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Zanim praca stała się dla rodziców najważniejsza, w każde wakacje próbowali nas zabrać w inne miejsce. Teraz ciągle wyjeżdżają na delegacje. – Jakie miejsce chciałbyś odwiedzić?

– Portugalię, jeszcze tam nie byłem. A ty?

– Francja. – stwierdziłam. Oglądając różne zwierzęta kontynuowaliśmy zadawanie sobie nawzajem pytań, co było bardzo przyjemne i co jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem. Dopóki nie dotarliśmy do klatki z lwami. Przerażona popatrzyłam na Nate, na co on zmarszczył brwi.

– Coś się stało? – zapytał. Florence nie bądź głupia, przecież nie może cię wrzucić na pożarcie lwom, od razu by zamknęli go w więzieniu!

– Nie, nic. Chodźmy dalej. – zbyłam go, przecież nie mogę mu powiedzieć co mój niemądry mózg wymyślił. Ale i tak popchnęłam go z dala od lwów. Wolę nie ryzykować. – O zobacz małpki! – krzyknęłam wskazując na znak, który wskazywał nam w którą stronę do małp.

- Jedyną małpę, którą widzę stoi przede mną – powiedział unosząc jedną brew. Jak on to robi? – Na dodatek uciekła ona z cyrku – dodał udając przerażenie. Zorientowałam się, że odnosi się do tego rodzinnego spotkania, na którym się poznaliśmy.

- Bardzo śmieszne – pokręciłam głową. – A teraz chodź, naprawdę lubię małpy – pociągnęłam go za nadgarstek. – No może z wyjątkiem ciebie – popatrzyłam na niego ze złośliwym uśmiechem, na co on się zaśmiał.

Po kolejnej godzinie postanowiliśmy już wrócić do domu, bo znudziło nam się chodzenie po zoo. W samochodzie nadal kontynuowaliśmy zadawanie sobie pytań, co było bardzo zabawne. Czuję, że dużo się o nim dowiedziałam. Nagle, mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie widniała nazwa "mama", moje serce chwilowo się zatrzymało. Dlaczego miałaby do mnie dzwonić? Szybko przyciszyłam radio i odebrałam telefon.

– Halo? – powiedziałam niepewnie.

– Flossie! Jak miło Cię usłyszeć! – głos mamy rozbrzmiał w telefonie. Uff... nie brzmiała na złą, więc nie jestem w tarapatach.

– Tak, Ciebie też, mamo – podkreśliłam ostatnie słowo, spoglądając na chłopaka porozumiewawczo. Kiedy usłyszał z kim rozmawiam, od razu rozszerzył bardziej oczy. Telefon od mamy nie zapowiada się dobrze. Mam nadzieję, że nie przygotowała dla nas żadnej „miłej" niespodzianki.

– Więc, jak tam u Was? Wszystko dobrze, córeczko? – zapytała zmartwiona.

– Tak, tak u nas wszystko dobrze – odpowiedziałam zerkając na Nate'a, który wydawał się skupiony na jezdni, ale i tak pewnie podsłuchuje o czym gadamy. W sumie nie dziwię mu się, ponieważ ja też bym się przeraziła, jeżeli jego mama by do niego dzwoniła.

– To wspaniale! Dzwonię do Ciebie, bo bardzo za Tobą tęsknimy – powiedziała ze smutkiem w głosie.

– Przypominam, że to Wy mnie tutaj wysłaliście. – zezłościłam się. Nie zrozumcie mnie źle... ja też za nimi wszystkimi tęsknię, ale nadal jestem na nich zła za to całe małżeństwo.

– Wiem, wiem... – westchnęła. – Z tatą źle się z tym czujemy, więc postanowiliśmy, że pozwolimy Laurel przyjechać do Ciebie wcześniej niż zaplanowaliśmy. – oznajmiła, a ja od razu się rozweseliłam. Czekaj, „pozwolimy"? Myślałam, że Lau musiała zostać w domu, aby opiekować się swoją młodszą siostrą podczas nieobecności jej rodziców? – Laurel już o wszystkim wie, Nate'a znajomi również. A teraz muszę zmykać, bo Teddy mnie woła. Kocham Cię! – zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim się rozłączyła. Popatrzyłam podekscytowana na Nate'a, który odwrócił wzrok z jezdni aby również na mnie spojrzeć.

– Co Twoja mama chciała? – zapytał zmartwiony i z powrotem zaczął patrzeć na drogę.

– Powiedziała, że Laurel i Twoi znajomi przyjeżdżają już w sobotę, bo rodzice źle się czuli z tym, że zepsuli nam plany na wakacje. – wytłumaczyłam, a brunet widocznie się rozluźnił.

*   *   *

Z każdym kolejnym dniem zaczynałam czuć coraz większy strach i niepewność. Tak bardzo nie chcę wychodzić za mąż, ale nie mam pojęcia jak to wszystko zatrzymać... Kiedy o tym myślę zaczynam czuć to znane mi uczucie, którego tak bardzo starałam się pozbyć parę lat temu. Ale ono powróciło ze zdwojoną siłą i nie mogę nic zrobić aby to zatrzymać.

Dlatego postanowiłam udać się do miejsca, w którym kochałam przebywać jak byłam mała. Zabrałam ze sobą jedynie książkę oraz wodę i wyszłam z domu. Na szczęście Nate chyba jeszcze śpi, gdyż nie było go w salonie, co jest mi na rękę, ponieważ nie mam ochoty tłumaczyć mu gdzie idę, a tym bardziej nie chcę, aby szedł ze mną. Potrzebuję spokoju.

Po chwili dotarłam na miejsce. Nic się nie zmieniło. Mała rzeczka nadal płynęła łagodnie pomiędzy drzewami, a drewniana huśtawka pomimo tego, że była trochę bardziej pobrudzona, nadal wisiała na potężnej gałęzi. Promienie słońca delikatnie przebijały się przez liście, aby oświetlić dużą skałę. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na huśtawce. Moje myśli z powrotem wróciły w stronę tego całego małżeństwa. Zastanawiałam się jak bardzo moje życie się zmieni, czy będę nadal miała tyle swobody co mam teraz... chociaż od zawsze rodzice kontrolowali moje życie. Jak się ubierać, zachowywać, co jeść, kiedy mogę wychodzić, z kim mogę wychodzić, przyjaźnić... Oczywiście na początku dyktowali mi bardziej dyskretnie, tłumacząc, że oni jedynie dbają o to abym była szczęśliwa, ale z wiekiem stało się to bardziej surowe i dość dotkliwe. Żałuję, że wcześniej się im nie sprzeciwiłam. Może wtedy nie doszło by do tego całego planu?

Kiedy znowu wróciło to uczucie przez które nie mogę oddychać, otworzyłam swoją książkę. Im bardziej próbowałam się skupić na czytaniu, tym bardziej nie mogłam. Myśli ciągle zaprzątały moją głowę, nie pozwalając na proste myślenie. Dlatego po chwili postanowiłam wrócić z powrotem do domku, chociaż tak bardzo nie chcę.

Z głębokim westchnieniem wstałam, a następnie wróciłam tą samą drogą, którą przyszłam. Nie śpieszyłam się, bo po co? I tak nie mam nic lepszego do robienia. Po o wiele za krótkiej chwili, w zasięgu mojego wzroku pojawił się nasz domek. Ze zdziwieniem zauważyłam nieznajomy mi samochód, stojący zaraz obok samochodu Nate'a. Może ktoś zabłądził? Szybciej zaczęłam iść w stronę wejścia.

Przechodząc przez próg od razu usłyszałam głośne śmiechy. I w tym momencie zorientowałam się co to jest za dzień... SOBOTA! Jak mogłam zapomnieć? Pośpiesznie zdjęłam moje buty i biegiem udałam się do salonu. Nie zwracając na nikogo uwagi rzuciłam się na Laurel, która wcale nie spodziewała się mojego 'ataku'. Oby dwie wylądowałyśmy na podłodze i wybuchłyśmy niepochamowanym śmiechem. Jak ja za nią tęskniłam! Oczywiście codziennie rozmawiałyśmy przez telefon, ale to co innego.

– Przyjechałaś mnie uratować! – krzyknęłam, nadal ją przytulając, ale oderwałam się od niej kiedy usłyszałam inne głosy. No tak... znajomi Nate'a. Mam nadzieję, że nie będą oni tak nieznośni jak on. Wystarczy mi to, że muszę codziennie zbierać śmierdzące skarpety Nate'a, które walają się po całym domu.

– To jest właśnie Florence – odezwał się w końcu Nate, a ja pośpiesznie wstałam z podłogi, posyłając im przepraszający uśmiech. Przede mną stało dwóch przystojnych chłopaków (oraz Nate), a mi momentalnie zrobiło się głupio, gdyż na pewno po raz kolejny upokorzyłam się.

– Możecie mówić mi Flossie czy coś – wzruszyłam ramionami nadal zażenowana. Prawą ręką zaczęłam się bawić srebrną bransoletką, którą zawsze nosiłam na lewej ręce.

– Miło Cię poznać Flossie czy coś – powiedział ze śmiechem chłopak z włosami czarnymi jak noc, którego imienia jeszcze nie poznałam. – Jestem Alex. – wyciągnął rękę. Szybko oderwałam prawą rękę od bransoletki i wyciągnęłam ją aby uścisnąć rękę Alex'a. Jednak on zamiast przywitać się uściśnięciem ręki, przytulił mnie, co bardzo mnie zaskoczyło.

– Zaraz ją zmiażdżysz Alex – odezwał się po raz kolejny Nate i delikatnie odsunął swojego przyjaciela ode mnie. A jemu o co znowu chodzi?

– Zignoruj tych idiotów, kochanie. – tym razem odezwał się chłopak z jasno brązowymi włosami – Ja jestem Joe. Wiesz, ten fajniejszy od tych dwóch palantów. – wytłumaczył i mrugnął do mnie jednym okiem, a ja trochę zdezorientowana tym co tutaj się dzieje, po prostu się zaśmiałam.

– A więc, miło mi Was poznać i mam nadzieję, że miło razem spędzimy ten czas... – powiedziałam niezręcznie. – ...wszyscy. – dodałam cicho nadal nie wierząc, że będę musiała nie tylko dbać o to, aby Nate dobrze tutaj spędził czas, ale również Alex, Joe oraz Laurel. Czekają nas bardzo ciekawe dwa tygodnie.

*   *   *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro