Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Macie kiedykolwiek takie dni, kiedy nie chce się wam nic robić? Nie chodzi mi kiedy czujecie się leniwi i jedyne co chcielibyście robić to leżeć w łóżku i oglądać filmy albo seriale, ale o takie kiedy chcielibyście robić mnóstwo rzeczy, ale po prostu czujecie brak motywacji o taką po prostu wnętrzną pustkę, jakby życie zostało z was wyssane. Mi nie zdarzają się takie dni często, jednak nadal je miewam. Chciałabym się trochę pouczyć, poćwiczyć, może pójść na spacer albo po prostu pooglądać coś ciekawego, ale jedyne co jestem w stanie robić to leżeć na łóżku gapiąc sie w sufit, który tak przy okazji, nie jest zbyt ciekawym punktem do wpatrywania się.

- Flossie – zaczęła moja mama wchodząc do mnie do pokoju i przeglądając coś w stylu albumu, który trzymała w swoich rękach. – Za niedługo już grudzień, dlatego zanim zacznę planować święta chciałabym jeszcze coś odhaczyć związanego z twoim ślubem – kontynuuowała nie podnosząc na mnie wzroku, zbyt zajęta analizowaniem kartek przed sobą.

- Mhm – mruknęłam do niej, nie potrafiąc zmusić się na wypowiedzenie jakich kolwiek słów. Tak naprawdę, planowanie ślubu to ostatnia rzecz na którą dzisiaj mam ochotę.

- Więc... myślałam, że mogłybyśmy dzisiaj wybrać fotografa? – zapytała i wreszcie podniosła na mnie swój wzrok. Na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. – Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – zaczęła zadawać mi pytania i szybko do mnie podeszła dotykając mi czoła.

- Tak, nie musisz się martwić – zapewniłam ją. – Chcesz to zrobić tutaj czy mam zejść na dół?

- Hm, mogę przynieść portfolio każdego fotografa tutaj – stwierdziła wstając.

- Dobrze – zgodziłam się i zmusiłam się, aby usiąść. Wybieranie fotografa wydaje się być dość lekką pracą, więc mam nadzieję, że pójdzie nam szybko.

- To zaraz wracam – oznajmiła. Nie minęły dwie minuty, kiedy pojawiła się w moim pokoju ze stertą małych albumów, co mnie trochę przeraziło, ponieważ myślałam, że będę musiała wybierać pomiędzy maksymalnie trzema fotografami, a tutaj mogę spokojnie stwierdzić, że mama zgromadziła prace przynajmniej dziesięciu. Jak to wogóle możliwe? – No to zaczynajmy! – powiedziała entuzjastycznie, a ja westchnęłam już zmęczona tylko myśleniem o tym.

*   *   *

- Dobrze, więc musimy wybrać pomiędzy tymi dwoma – podsumowała moja rodzicielka po dwóch godzinach dokładnego przeglądania portfolii. Był to trudny wybór, ponieważ zdjęcia każdego z nich były naprawdę dobre, ale w sumie nie ważne którego wybiorę, gdyż jestem pewna, że obydwoje są w stanie zrobić ładne zdjęcia.

- Ten – wskazałam palcem na jeden album.

- Jesteś pewna? – zapytała mama, widocznie niezbyt pewna mojej decyzji. – Wydaje mi się, że ten... – wskazała palcem na drugi album - ...potrafi lepiej uchwycić te kluczowe momenty.

- No to ten – powiedziałam wskazując palcem na ten album o którym mówiła.

- Ale jeżeli ci się bardziej podoba tamten to nie ma problemu – rzekła, a ja już powoli zaczęłam się irytować.

- Podoba mi się ten, zmieniłam zdanie – powiedziałam twardo.

- Niech ci będzie – westchnęła i zaczęła bierać wszystkie portfolia na kupkę. – Zadzwonię do pana Aventona i zobaczę czy ma wolne terminy – postanowiła.

- Dziękuję – odpowiedziałam i wstałam z zamiarem nalania sobie szklanki wody z kuchni, ale nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Stanęłam w miejscu czekając aż obraz wróci z powrotem, ale moja głowa zaczęła wirować i poczułam się bardzo lekka...

*   *   *

Obudziłam się w nie swoim łóżku, a dokładniej w łóżku szpitalnym. Nie wiem jak to się stało, dlaczego i po co się tutaj znalazłam, ale nie czułam się zbyt dobrze. Nadal mi się kręciło w głowie, a serce nagle zaczęło mocniej bić, gdyż nie rozumiałam mojej dezorientacji.

- Obudziłaś się – usłyszałam szept mamy, która razem z tatą i Teddy'm siedziała na krzesełku obok mojego łóżka. Wszyscy troje wyglądali na bardzo zmartwionych.

- Co się stało? – zapytałam cicho.

- Zemdlałaś, ale nie martw się, pani doktor powiedziała, że to nic poważnego. Prawdopodobnie spowodowane odwodnieniem oraz intensywnym stresem – wytłumaczył tata ściskając moją rękę.

- Hm okej, kiedy mogę wrócić do domu? – spytałam – Szpital wydaje się być zbyt poważny jak na zemdlenie – stwierdziłam zdezorientowana.

- Tak, wiem, ale to pierwszy raz kiedy ci się to przydarzyło, więc woleliśmy, aby spojrzeli na ciebie lekarze... – odparł zmęczony.

- Ale kiedy mogę wrócić do domu? – zapytałam po raz kolejny, już się niecierpliwiąc, ponieważ nie mam czasu do zmarnowania na przebywanie w szpitalu.

- Pielęgniarki wypiszą cię już dzisiaj, ale muszą jeszcze przeprowadzić ostatnie badania – wytłumaczyła mama, a ja zdenerowowana westchnęłam kłądąc się z powrotem na poduszki. – Nie denerwuj się Flossie, to doprowadziło do tego abyś się tutaj znalazła i napewno ci nie pomoże – poprosiła.

- Dobrze – wzięłam głęboki oddech i już przestałam się oddzywać. Nie rozumiem po co mi szpital? Czuję się dobrze i to tylko zemdlenie, więc dlaczego rodzice robią z tego coś tak poważnego? Nie jestem jedyną osobą, której zemdlenie się zdarzyło i napewno również nie ostatnią.

Pielęgniarka weszła do pomieszczenia po niecałych dwudziestu minutach. Posłuchała bicia mojego serca, zadała mi parę pytań oraz spojrzała jeszcze raz na wyniki badania krwi, którą mi pobrali kiedy byłam nieprzytomna, i pozwoliła mi wrócić do domu. Na szczęście nie przebierali mnie w te okropne szpitalne ubranie, więc tak naprawdę mogliśmy wyjść od razu po badaniach.

Zirytowana szłam korytarzem zaraz za rodzicami, którzy nadal wyglądali na przejętych. Ugh. Gdybym się źle czuła to bym im o tym powiedziała, więc nie było potrzeby jechać aż do szpitala, aby im udowodnili, że nic mi nie jest i to tylko stres. Nie lubię jak ktoś mi pomaga, gdyż jestem w stanie sama sobie ze wszystkim poradzić.

Droga do domu minęła nam w ciszy. Teddy co jakiś czas na mnie spoglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie nic nie wymówił, za co byłam mu wdzięczna, ponieważ nie jestem w humorze na rozmowy na ten temat.

Pod domem zauważyłam postać siedzącą na schodku przy drzwiach. Nate. Czyżby rodzice go powiadomili o mojej wizycie w szpitalu? Wychodząc z samochodu nie byłam pewna co mogłabym mu powiedzieć.

Mama przechodząc obok posłała mu smutny uśmiech, który on odwzajemnił, a mój tata poklepał go męsko po plecach.

- Cześć – powiedziałam cicho, trochę martwiąc się tym jak wyglądam. Nadal miałam na sobie moje typowe ubrania po domu, a na twarzy ani grama makijażu, przez co pewnie moje since pod oczami były bardziej wyraziste niż zazwyczaj. Jednym zdaniem... wyglądałam jak kupa nieszczęścia.

- Hej – odpowiedział równie cicho wstając. Stał przez chwilę nic nie mówiąc, wpatrując się w moją twarz. Westchnął, pokręcił głową i szybko mnie do siebie mocno przytulił. – Wystraszyłaś nas, Belaire – szepnął mi do ucha.

- Przecież nic mi się nie stało.

- Nie musisz udawać takiej silnej. Wiem, że to tylko zemdlenie, ale to nie jest coś co przydarza się tobie.

- Co to ma znaczyć? – zapytałam nie wiedząc o czym mówi.

- No wiesz, ty jesteś epitomią siły, niezależności...

- Trudo, zdarza się – wzruszyłam ramionami przewracając oczami i posłałam mu wymuszony uśmiech.

- Nie zrozum mnie źle, ale to może twoje ciało w swój sposób próbuje ci powiedzieć, że nie musisz być wszystkich podporą? Że możesz dać sobie przerwę – westchnął, ponieważ widział, że nie dokładnie go rozumiem. Od kiedy Nate stał się tak filozoficzny? W sumie, pasuje mu to.

- Nie ma potrzeby się martwić – podsumowałam, chcąc skończyć już ten temat. – Wejdziesz? – spytałam, gdyż stwierdziłam, że przebywanie z nim będzie o wiele lepsze niż toczenie tej samej konwersacji z moimi rodzicami. Chłopak się przez chwilę wahał, ale ostatecznie się zgodził.

Tak naprawdę, kiedy spędzam z nim czas, to chociaż na chwilę może przestać myśleć i martwić się o ślub, egzaminy i ogólnie moją przyszłość. Wtedy czuję, że cokolwiek się stanie, wszystko się ewentualnie samo ułoży...

*   *   *

Witajcie kochani!

Muszę od razu powiedzieć, że nie jestem pewna czy jestem dumna z tego rozdziału, ale męczyłam się nad nim przez długi czas i tak naprawdę nie wiedziałam w którą stronę chcę iść z tą historią... 

Miłego tygodnia!

xoxo,

K


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro