Rozdział 14
– Co robisz? – zapytał Nate, siadając obok mnie na jednym z leżaków. Podniosłam wzrok znad książki, aby na niego spojrzeć.
– Czytam? – odpowiedziałam, jednak zabrzmiało to bardziej jak pytanie. No przepraszam, ale czy to nie jest oczywiste, że czytam książkę? Bo co innego mogłabym robić, trzymając książkę w rękach?
– Przecież widzę. – powiedział przewracając na mnie oczami, jakbym to ja zadawała głupie pytania.
– To po co się pytasz? – zapytałam zirytowana. Ta książka naprawdę mnie zainteresowała, a on mi przerwał!
– Nie wiem, nudzi mi się – odparł, układając się wygodniej na leżaku. Teraz zamiast siedzieć, leżał bokiem zwrócony do mnie. Cicho westchnęłam i zamknęłam książkę, gdyż wiedziałam, że teraz nie będę w stanie spokojnie czytać.
– To po co wyszedłeś z basenu? – zapytałam, zamykając oczy.
– No przecież powiedziałem, że znudziło mi się – odpowiedział, jakbym miała pięć lat.
– Trudno, idź marnować czas komuś innemu – powiedziałam, mając nadzieję, że w końcu da mi spokój.
– Ranisz moje małe serduszko – rzekł sarkastycznie i zaczął dźgać mnie palcem, pozostawiając mokre ślady na mojej rozgrzanej od słońca skórze. – Tak w ogóle, to która jest godzina?
– Nie mam pojęcia. Mój telefon został w kuchni – mruknęłam, otwierając z powrotem oczy. Nate uśmiechnął się do mnie złowieszczo i gwałtownie wstał z leżaka. – O nie! – krzyknęłam, ale on już wchodził przez drzwi tarasowe. Szybko ruszyłam za nim biegiem.
– Mrr jakie zdjęcia – powiedział próbując mnie sprowokować, ale dobrze wiedziałam, że nie mam żadnych dziwnych zdjęć.
– Skąd w ogóle znasz hasło?
– Serio? Data twoich urodzin? Myślałem, że potrafisz bardziej się wysilić – odparł, śmiejąc się ze mnie i z czegoś co znajdywało się w moim telefonie. Skąd on wie kiedy mam urodziny? Ja nawet nie znam jego.
– Oddaj – rozkazałam podchodząc do niego powoli. Jednak za każdym razem kiedy podeszłam do niego o krok bliżej, on oddalał się ode mnie o jeden krok.
– Nie – powiedział, uśmiechając się do mnie łobuzersko.
– Tak – nie poddawałam się i zaczęłam do niego podążać coraz szybciej, lecz on również przyspieszył swój chód. Po jeszcze paru krokach, jego plecy spotkały się ze ścianą, a ja znalazłam się centralnie przed nim. Wyciągnęłam rękę, aby zabrać mój telefon, ale on podniósł swoją rękę do góry, uniemożliwiając mi to. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, tak, że teraz nasze klatki piersiowe się dotykały. Stanęłam na palcach, ale to nie było wystarczające, aby dosięgnąć telefonu, więc zamiast idiotycznie skakać, owinęłam swoje dłonie wokół jego szyi i na niego skoczyłam. Zdezorientowany, nawet nie zauważył tego, że jego ręka nieco opadła w dół, dlatego zwinnie wyjęłam mu moją własność z jego dłoni oraz z niego zeskoczyłam. – Ja też potrafię grać w tą grę, skarbie – odezwałam się, przybliżając do niego swoją twarz. Widziałam jak jego wzrok, wędruje z moich oczu na usta i z powrotem, ale zanim mógł cokolwiek zrobić, zgrabnie się oddaliłam. Odwracając się, spojrzałam na niego ostatni raz, posyłając mu całusa w powietrzu i wyszłam na ogród. Byłam dumna, że nie dałam się mu sprowokować i chociaż raz to ja wyszłam na tym lepiej niż on.
Resztę popołudnia spędziłam już bez żadnych zakłóceń, więc w spokoju mogłam pochłonąć się w lekturze.
* * *
– Gdzie to dokładnie jest? – zapytał Alex, rozglądając się dookoła.
– Nie wiem jak Ci to dokładnie opisać, ale niedaleko stąd – odpowiedziałam uśmiechając się delikatnie do niego, a on tylko przytaknął, odwzajemniając mój gest.
Po niecałych dziesięciu minutach, dotarliśmy na miejsce. Było już tam dużo ludzi, ale to nic dziwnego, ponieważ pamiętam, że każdego roku pojawiało się tutaj wiele osób. Rozejrzałam się dookoła szukając stoiska, gdzie sprzedają lampiony i kiedy je znalazłam, szturchnęłam Nate'a stojącego obok mnie, a następnie wskazałam na stoisko. Szybko kupiliśmy nasz papierowy lampion oraz zapałki i znaleźliśmy dla siebie miejsce, z dala od całego tłumu.
– Florence Belaire? – usłyszałam kobiecy głos, dochodzący znad moich pleców. Zdziwiona spojrzałam na moich znajomych, a następnie odwróciłam się, aby sprawdzić, czy na pewno to o mnie chodzi.
– Tak? – odpowiedziałam uprzejmie, patrząc na kobietę, mniej więcej w wieku moich rodziców. Wyglądała dziwnie znajomo, ale jakoś nie mogłam sobie przypomnieć skąd ją znam.
– Och! Jak dawno cię nie widziałam! – wykrzyknęła szczęśliwie, uśmiechając się szeroko przy tym, lecz ja nadal nie wiedziałam skąd znam tę kobietę. – Ah, przepraszam! Ty chyba mnie nie kojarzysz? – zapytała, patrząc na mnie niepewnie, na co ja delikatnie pokręciłam głową.
– Nie, przepraszam – powiedziałam grzecznie, czując poczucie winy.
– Oh nic nie szkodzi, kochana. Jestem Clara, jak byłaś mała, co wakacje z rodzicami przychodziliście do nas na grilla. Zawsze bawiłaś się z moim synem... Jake, pamiętasz? – zaczęła mówić, próbując mi przypomnieć.
– Ah, tak! Teraz pamiętam. Jak miło panią widzieć! – odezwałam się, kiedy w końcu przypomniałam sobie o czym mówi.
– Jak u rodziców? Ich też dawno nie widziałam – oparła, nieco smutniejąc.
– U nich wszystko dobrze. Dużo pracują – powiedziałam, starając się nie zrujnować wizerunku moich rodziców, czyli tak jak zawsze mnie uczyli.
– To wspaniale – podsumowała, nadal patrząc na mnie z uśmiechem. Jednak po chwili jej wzrok, skierował się w stronę moich przyjaciół, co przypomniało mi, że jeszcze ich nie przedstawiłam.
– A tak, to są moi przyjaciele. Laurel, Joe, Alex oraz Nate – powiedziałam, wskazując po kolei na każdego. – A to jest Pani Clara, często spędzałam u niej czas, jak byłam mała. – wytłumaczyłam, chociaż na pewno słyszeli naszą rozmowę.
– Bardzo miło nam Panią poznać – odezwał się Nate.
– Mi też Was miło poznać, kochani, lecz niestety muszę już uciekać, ponieważ mój mąż Walter na mnie czeka i znowu będzie mówił, że się za bardzo rozgadałam – wytłumaczyła, wskazując na mężczyznę stojącego obok stoiska z lampionami. Zaśmiała się przyjaźnie i uścisnęła mnie ostatni raz. – Fantastycznie było cię znowu zobaczyć, Florence. Mam nadzieję, że wpadniecie do nas na grilla wkrótce! – dodała i machając nam, odeszła do swojego męża. Cicho westchnęłam i znowu pogrążyłam się w rozmowie z Laurel.
Po około pięciu minutach, organizator tego wieczoru wszedł na małą scenę, aby ogłosić, że chwilę zacznie się odliczanie i poprosił abyśmy przygotowali swoje lampiony. Oprócz osób, które brały udział w tym wydarzeniu, zgromadziło się wiele, tak zwanych 'gapiów', aby również pooglądać oddalające się od nas małe światełka.
– Napiszmy na nim nasze imiona – zaproponowała Lau i wyciągnęła czarny mazak z torebki. Jako pierwsza podeszła do Alex'a, który trzymał lampion i starannie napisała swoje imię. Następnie podała mazak mnie, więc po chwili na blado–pomarańczowym papierowym lampionie zawidniał napis "Flossie" z małym serduszkiem nad literą 'i'. Kiedy skończyliśmy pisać swoje imiona, organizator zaczął odliczanie. Alex podał mi lampion, twierdząc, że to ja powinnam czynić honory. Reszta przyjaciół, zgromadziła się wokół mnie i wszyscy czekaliśmy na moment, kiedy go w końcu wypuścimy.
– Za naszą przyjaźń! – wykrzyknęłam, kiedy nadszedł ten czas. Nasz lampion powoli zaczął się unosić do góry, wraz z dziesiątkami innych. Wszyscy złapaliśmy się za ręce, patrząc jak nasz lampion wędruje w stronę gwiazd. Po mojej prawej stała Laurel patrząc na to wszystko z szerokim uśmiechem. Natomiast po mojej lewej, znajdował się Nate, patrząc w górę z nieodgadnionym dla mnie wyrazem na twarzy.
Bo tak naprawdę, to on zawsze był i będzie dla mnie tajemnicą, zagadką, którą pragnę rozwiązać.
– To było magiczne. – podsumowała dziewczyna, nadal patrząc się rozmarzona w górę. Na niebie było jedynie widać małe światełka, które z każdą sekundą robiły się coraz mniejsze, aby w końcu zniknąć z naszego pola widzenia. Przytaknęłam tylko głową, gdyż nie byłam w stanie w tamtym momencie wypowiedzieć, chociaż jednego słowa.
– Chodźmy już, robi się zimno – powiedział cicho Nate. Chyba wszyscy baliśmy się cokolwiek powiedzieć, w obawie, że zepsujemy tę atmosferę.
– Tak – zgodziłam się, przenosząc mój wzrok z nieba na chłopaka, który również się we mnie wpatrywał. Poczułam jak Laurel puszcza moją dłoń, jednak ręka bruneta, nadal była przepleciona z moją. Jeżeli on nie chce mnie puszczać, dlaczego ja miałabym to zrobić? Poza tym, czując jego ciepło, mam wrażenie, że jestem bezpieczna.
Powoli zaczęliśmy iść brzegiem morza, kierując się w stronę domku. Przed nami szła Laurel, trzymając rękę Joe, a obok niego szedł Alex. Rozmawiali głośno, o... nawet nie wiem o czym, ponieważ sama byłam pogrążona w swoich myślach. Kroczący obok mnie Nate, również nic nie mówił, co było dziwne, ponieważ on ma zawsze coś do powiedzenia, nawet w najgorszych momentach, ale to jest to co sprawia, że jest niepowtarzalny, prawda? Te wszystkie denerwujące rzeczy, sprawiają, że jest wyjątkowy, w swój własny sposób, a ja chyba muszę się w końcu nauczyć, aby je akceptować. Cicho westchnęłam, kiedy zorientowałam się, że chyba zaczynam wariować.
– O czym myślisz? – zapytał chłopak, przerywając ciszę.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – A ty? – zapytałam, patrząc na niego. W świetle księżyca wyglądał bardzo atrakcyjnie. Jego brązowe włosy, wyglądały o wiele ciemniej, niż zazwyczaj, a jego ubrania leżały na nim lepiej, niż zwykle. Lecz jego oczy, pozostały takie same. Jednak teraz, byłam w stanie zauważyć małe błyszczące gwiazdki, które rozświetlały całą jego twarz. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie, kiedy tak się na mnie patrzył, ale to chyba była kara, za to co wcześniej mu zrobiłam. Przecież gwiazdy widzą wszystko, nawet kiedy my nie widzimy ich...
Droga powrotna zajęła nam piętnaście minut dłużej niż wcześniej, ale to chyba przez to, że w połowie drogi postanowiliśmy zrobić sobie zdjęcia, aby uwiecznić ten wieczór. Nagrałam również krótki filmik, ponieważ na zdjęciach nie zawsze widać, jacy jesteśmy naprawdę. Zdjęcia to tylko sekunda z naszego życia, a co z resztą? Jedna sekunda nie pokaże kim jesteśmy.
Resztę wieczoru postanowiłam spędzić w ogrodzie, na małej ławeczce, na której kochałam oglądać gwiazdy jak byłam mała. Od czasu do czasu, lubię spędzić czas samotnie, z dala od tego całego chaosu. Natomiast dzisiaj chyba nie było to mi dane, ponieważ usłyszałam delikatny szelest dochodzący znad moich pleców.
– Dlaczego siedzisz tutaj sama? – zapytał mnie zielonooki.
– Czasami muszę – wzruszyłam ramionami. – A ty coś się dzisiaj do mnie tak przylepił? – zapytałam próbując ukryć moje rozbawienie, kiedy mina chłopaka zrobiła się zakłopotana.
– Czasami muszę – powtórzył moje słowa, również wzruszając ramionami i zajął miejsce obok mnie. – Widzisz to – wskazał palcem na jeden z gwiazdozbiorów na niebie. Popatrzyłam w tamtą stronę, lecz nie byłam w stanie rozpoznać jaka to konstelacja. Jedyna jaką znam to Bliźnięta, ale tylko dlatego, ponieważ to mój znak zodiaku. – To Strzelec – wyjaśnił. – Oznacza siłę, potęgę oraz wolność – odparł, jednak jego wzrok nie był zwrócony w stronę nieba, tylko w moją. Nie byłam pewna co mam powiedzieć w tym momencie, dlatego tylko pokiwałam głową. Nie wiedziałam również, dlaczego mi to wszystko mówi, ale stwierdziłam, że nie chcę psuć tego momentu i... pragnę takich więcej.
– Niesamowite – odezwałam się w końcu. Żadne słowo nie wydawało się odpowiednie.
– To prawda – odpowiedział patrząc wprost na mnie. Jego głowa zaczęła niepewnie przysuwać się w moją stronę, a jego wzrok powędrował na moje usta. Zamarłam, ponieważ wiedziałam co właśnie ma się wydarzyć, ale nie odsunęłam się. W tamtym momencie pragnęłam tego pocałunku tak samo jak on, więc sama zaczęłam przybliżać swoją twarz w jego stronę, aby przyspieszyć ten proces. Moje usta spotkały się z jego... nie było już odwrotu. Nawet nie mam pojęcia ile ten pocałunek trwał, ale w świetle gwiazd oraz blasku księżyca, mógłby on trwać wiecznie, a ja nawet bym się nie sprzeciwiła. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, nadal patrzyliśmy sobie w oczy.
– Chodźmy do środka– szepnął. Przytaknęłam i oboje wstaliśmy z drewnianej ławki oraz w ciszy udaliśmy się do środka. Nawet nie zorientowałam się, jak zimno było, dopóki nie poczułam jak ciepło domku otula moje ciało. Udaliśmy się na górę, jednak zatrzymaliśmy się przed naszymi drzwiami, które były na prosto siebie.
– To ja już pójdę... spać... tak – powiedziałam niezręcznie. Bo niby co mam powiedzieć, po tak intensywnym dniu?
– Tak... ja też – odparł, drapiąc się po karku.
– To dobranoc – powiedziałam i odwróciłam się, aby otworzyć drzwi do mojego pokoju.
– Dobranoc, Floss – odpowiedział mi i po chwili usłyszałam, że on również otworzył swoje drzwi. Ostatni raz posłałam mu uśmiech i już jak miałam zamknąć za sobą drzwi, poczułam jak łapie za mój nadgarstek. Zdezorientowana odwróciłam się do niego z powrotem, lecz zanim byłam w stanie zareagować, cmoknął mnie delikatnie w usta. – Dobranoc – powtórzył ostatni raz i poszedł do swojego pokoju, nie odwracając się już.
* * *
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro