Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

– Ejj, jestem głodny co jemy? – odezwał się Alex, kiedy siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś film, który leciał w telewizji.

– Umiesz gotować? Ugotuj coś – powiedziałam wzruszając ramionami i powróciłam do przeglądania Instagram'a.

– Coś ty. Ja gotować nie umiem. Wy jesteście kobietami, więc Wy coś nam ugotujcie – oburzył się.

– O nie, nie, nie, kolego. Tak się nie bawimy – wtrąciła Laurel, zła za uwagę Alex'a. – Nie żyjemy w średniowieczu, aby mieć takie poglądy – stwierdziła Rel i popatrzyła na każdego z chłopaków po kolei. Nawet nie odważyli się jej odpowiedzieć i ich za to nie winię, ponieważ w porównaniu do mnie, Laurel naprawdę potrafi wyglądać groźnie gdy ktoś jej podpadnie.

– Dobra. Aby uniknąć kolejnej kłótni, ja coś ugotuję – ogłosił Nate i ciężko westchną, a następnie wstał ze swojego miejsca i udał się do kuchni.

– Z takich mężczyzn powinieneś brać przykład – dodała Lau w stronę Alex'a, zabierając od niego pilot i zaczęła skakać po kanałach, prawdopodobnie szukając czegoś ciekawszego do oglądania. Popatrzyłam na Joe, który z małym uśmiechem patrzył na Laurel i stwierdziłam, że słodko by razem wyglądali.

Jednak mój spokój, oczywiście musiał zakłócić Nate. Głośne przeklinanie i ocieranie się o siebie garnków nieco mnie zaniepokoiło, więc szybko wstałam z wygodnego fotela i ruszyłam do kuchni. To co tam zobaczyłam przeraziło mnie i równocześnie rozbawiło. Ze zlewu szybko leciała zimna woda, która rozchlapywała się na wszystkie strony, na całym blacie było porozwalane jedzenie. Tymczasem chłopak wściekły trzymał parującą patelnie w jednej w ręce i pochylał się nad rozrzuconym ryżem na podłodze.

– O boże... Co tutaj się stało? – zapytałam patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, co musiało przestraszyć bruneta, gdyż gwałtownie podskoczył w miejscu, przy okazji dotykając drugą rękę gorącą patelnią. Znowu zaczął przeklinać, wywijając patelnią na wszystkie strony. – Wow, wow... uważaj – powiedziałam powoli do niego podchodząc, uważając aby nie stanąć na ryż. Zabrałam od niego patelnię i włożyłam ją pod zimną wodę.

– Nie umiem gotować – ustalił i zrezygnowany usiadł na wysokim stołku przy wyspie kuchennej. Nagle zaczął wymachiwać prawą ręką na wszystkie strony, więc myślę, że mogę spokojnie powiedzieć, że oszalał i nie ma dla niego już żadnego ratunku. Trudno, takie życie.

– Przestań wymachiwać ręką i pomóż mi to wszystko posprzątać – zażądałam i wzięłam się za zbieranie ryżu z podłogi. Po chwili Nate również do mnie dołączył i razem w moment doprowadziliśmy kuchnię do porządku. – Może zamiast gotowania coś po prostu zamówimy? – zapytałam, kiedy skończyliśmy sprzątać.

– Nie – szybko odpowiedział i zaczął przeglądać wszystkie szafki. Zdziwiona na niego spojrzałam.

– Dlaczego? Zanim coś ugotujemy to minie mnóstwo czasu.

– Bo nie – powiedział kończąc naszą dyskusję.

– No to co niby chcesz ugotować? – zapytałam przewracając oczami na jego dziecinne zachowanie.

– Mamy makaron, więc może spaghetti? – zaproponował, a ja od razu się poczułam się głodna, bo co jak co, ale ja kocham włoską kuchnię, a szczególnie makarony. Szybko zabraliśmy się razem za gotowanie. Ja robiłam sos bolognese, podczas gdy Nate gotował makaron. Zanim się obejrzeliśmy jedzenie było gotowe i wszyscy siedzieliśmy w jadalni jedząc posiłek.

– Słyszałam, że jutro jest jakiś muzyczny festiwal – oznajmiła moja przyjaciółka i momentalnie wszystkich głowy zwróciły się w jej stronę.

– Idziemy! – zadecydował Joe podekscytowany. Wszyscy jednogłośnie się zgodziliśmy.

Po zjedzonym jedzeniu wszyscy udali się do swoich pokoi lub łazienki, aby przygotować się do spania. Ja postanowiłam zostać, aby posprzątać po kolacji i zrobić listę rzeczy, których nam brakuje w domu i będziemy musieli kupić.

– Pomogę Ci. – zadeklarował Nate.

Razem sprzątaliśmy w ciszy, jedynie było słychać odgłos wody, gdyż chłopak mył naczynia. Musiałam się zamyślić, ponieważ nagle odwracając się z talerzami w rękach, wpadłam na Nate'a. Resztki jedzenia wylądowały na jego białej koszulce, która oczywiście nie była już biała. I prawdopodobnie taka już nigdy nie będzie. Przerażona przeniosłam wzrok z jego koszulki na jego oczy, które również wpatrywały się we mnie ze złością. Zanim zauważyłam, chłopak wziął resztki makaronu uciapanego sosem i położył na mojej głowie. Sos spływał mi po policzkach, następnie kapiąc na moje ubranie oraz na podłogę.

– Nie zrobiłeś tego – powiedziałam wściekła. Ja go ubrudziłam przez przypadek, za to on zrobił to naumyślnie i na pewno mu nie odpuszczę.

– Zrobiłem, skarbie. – powiedział ze swoim łobuzerskim uśmiechem. Zadowolony z siebie miał jeszcze tupet, aby mrugnąć do mnie jednym okiem. Uniosłam na niego brwi, co miało oznaczać, że właśnie zaczął wojnę. Zaczęłam zbierać resztki sosu na moje ręce, a następnie szybko wysmarowałam mu całą twarz.

– Nie zrobiłaś tego – powtórzył moje wcześniejsze słowa.

– Zrobiłam, skarbie. – powiedziałam niskim tonem i puściłam mu oczko. Tak jak on to zrobił. Powoli zaczął podchodzić do mnie i kiwać głową. Na jego twarzy nadal był przyczepiony pewny siebie uśmieszek. I w tym momencie zorientowałam się, że jestem w tarapatach. Ekspresowo zaczęłam cofać się do tyłu, lecz nagle poczułam szafkę wbijającą się w moje plecy. Nie mam już jak uciec. To jest Twoja śmierć, Florence. Sama się o nią prosiłaś.

W błyskawicznym tempie, Nate położył swoje dłonie na blacie po obu moich stronach.

– Co teraz zrobisz, huh? – odezwał się. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie podpowiadało mi co mam zrobić. Jednak niespodziewanie przypomniałam sobie wszystkie lekcje samoobrony, o których mi ciągle bębnił tata kiedy byłam młodsza. W sumie nadal co trochę mi przypomina jak mam się zachować. Powoli przysunęłam blisko swoją twarz do jego twarzy i popatrzyłam mu prosto w oczy.

– To. – Nate popatrzył na mnie zdezorientowany. Raptownie podniosłam swoje kolano do góry i kopnęłam go prosto tam gdzie słońce nie dochodzi. Kiedy on zwijał się z bólu, ja szybko zaczęłam biec w stronę schodów głośno się śmiejąc z jego naiwności. 1–0 dla mnie.

*   *   *

Następnego dnia postanowiliśmy pojechać do centrum miasta, aby zrobić zakupy do domu. To znaczy ja oraz Nate mieliśmy iść do supermarketu, kiedy reszta będzie chodziła po innych sklepach. Oczekiwałam, że Laurel właśnie to zrobi, ale żeby Alex i Joe? No trudno, przynajmniej będę musiała się tylko użerać z jednym, a nie aż z trzema.

– Tym razem zrobiłam listę, więc mam nadzieję, że nic nie zapomnimy – powiedziałam cicho do siebie, ale Nate i tak chyba to usłyszał, bo popatrzył się na mnie z przymrużonymi oczami.

– Mleko? – zapytał patrząc się na mnie.

– Tak.

– Płatki?

– Też – przewróciłam oczami.

– Popcorn? Pianki? Chipsy? – zaczął po kolei wymieniać, sprawdzając czy zapisałam WSZYSTKO.

– Tak, a teraz chodź i mi pomóż – wymamrotałam i pociągnęłam delikatnie wózek, aby się w końcu ruszył z miejsca. Ja chodziłam po sklepie wrzucając po kolei produkty do koszyka, a Nate ciągnął go za mną narzekając, że to on musi ze mną iść do supermarketu i dlaczego nie mógł to zrobić kto inny. Ja jedynie ignorowałam jego uwagi, bo wszyscy wiemy, że nie skończyło by się to dobrze, gdybym zaczęła mu odpowiadać. Kiedy upewniłam się, że wszystko już znalazłam, udaliśmy się do kas. Samoobsługowych tym razem, bo dzisiaj nie miałabym cierpliwości do niego, gdyby znowu zaczął zagadywać kasjerkę.

– A teraz najlepsza część zakupów.– odparłam sarkastycznie, oczywiście mówiąc o znajdywaniu naszych znajomych i wyciągnie ich ze sklepów. Na szczęście, Alex'a znaleźliśmy pierwszego, gdyż dla naszej uciechy, siedział sobie spokojnie na jednej z ławek na środku galerii i przeglądał coś na telefonie.

– Gdzie Joe i Laurel? – zapytał Nate wzdychając, kiedy podeszliśmy do Alex'a. Ten spojrzał na nas przestraszony, jakbyśmy przyłapali go na gorącym uczynku, czy jak to się tam mówi.

– Nie mam pojęcia. Najpierw poszli tam, później tu i tu i tu i tu, a teraz mogą być tu, albo tu, albo tu, albo wszędzie – mówił pokazując kolejno na inny sklep, a następnie wyrzucając ręce do góry.

– Świetnie – stwierdził Nate i ciężko opadł na ławkę obok Alex'a. – Spróbuję do niego się dodzwonić – dodał wyciągając swój telefon z kieszeni.

– Dobra, to ja dzwonię do Lau – powiedziałam i również wyciągnęłam telefon, tylko, że mój znajdował się w małej torebce. Szybko wybrałam numer, ponieważ to do niej dzwonię najczęściej. Chwilę musiałam poczekać zanim dziewczyna odbierze, ale na szczęście odebrała.

– Halo? – głos brunetki rozniósł się w słuchawce.

– Lau, gdzie jesteś? – zapytałam rozglądając się dookoła.

– Hahah co? Nie słyszę Cię, poczekaj– wymamrotała pomiędzy napadami śmiechu. – Dobra, co mówiłaś?

– Pytałam się gdzie jesteś – powtórzyłam znowu niecierpliwiąc się.

– Eee... zapomniałam – powiedziała po chwili zastanowienia się. – Jaki to sklep? – zapytała kogoś i czyjś męski głos, najprawdopodobniej należący do Joe, odpowiedział jej. – A no tak, w Zara – odparła w końcu, a ja westchnęłam, gdyż to był jej ulubiony sklep i prędko z niego nie wyjdzie.

– Joe jest z Tobą? – zapytałam dla upewnienia się.

– Tak – odpowiedziała i znowu wybuchła śmiechem.

– Czekamy naprzeciwko H&M, więc chodźcie już – rzekłam i prędko się rozłączyłam, zanim cokolwiek mi odpowiedziała, bo wiem, że będzie chciała mnie wybłagać o jeszcze trochę czasu.

– Są w Zara – oznajmiłam chłopakom i także usiadłam na ławkę. Mam nadzieję, że szybko przyjdą, bo nie mam ochoty spędzić tutaj całego dnia. Na szczęście, po dziesięciu długich minutach w końcu ich zauważyłam. Szli obok siebie śmiejąc się z niewiadomego mi powodu. Chłopak coś mówił, a dziewczyna dodawała coś od siebie, następnie oby dwoje wybuchali śmiechem, cały czas patrząc się na siebie. Ja prawdopodobnie nic takiego nie przeżyję. Po prostu jestem zmuszona wziąć ślub z chłopakiem, którego ledwo znam. Bez żadnego zakochania, miłości, poznawania siebie nawzajem, motylków w brzuchu, mówienia sobie "kocham Cię" kiedykolwiek jest tylko to możliwe...

– W końcu jesteście – powiedział uradowany Alex i szybko wstał z ławki. Ja oraz Nate podnieśliśmy reklamówki i również wstaliśmy z naszych miejsc.

– Dobra chodźmy już. – zadecydował brunet i wszyscy ruszyliśmy w stronę samochodu. Laurel i Joe szyli na samym początku. Byli tak w siebie zapatrzeni, że nawet nie zauważyli, że jesteśmy daleko w tyle. Nadal zawzięcie o czymś rozmawiali. Chociaż jest mi smutno, że ja nigdy nie będę miała z kimś takiej więzi to i tak cieszę się z jej szczęścia. Mam nadzieję, że w krótce oznajmią mi, że są razem, bo gorąco im kibicuję.

W drodze do domu nie odzywałam się za bardzo. Tylko wtedy kiedy ktoś mówił bezpośrednio do mnie. Po prostu znowu dostałam tego przeklętego uczucia, przez które czuję, że jeżeli powiem coś więcej to zacznę płakać.

Zanim się obejrzałam, dotarliśmy do domu. Z jednej strony cieszyłam się, jednak z drugiej wiedziałam, że oznacza to, że będę musiała więcej się odzywać i zachowywać się tak jak zazwyczaj. Mam tylko nadzieję, że Laurel nic nie zauważy, ponieważ nie chcę, aby czuła poczucie winy przeze mnie. Pomimo wszystko Laurel zasługuje na to, aby poczuć się kochana. Przez tyle lat mnie wspierała we wszystkim, że nawet nie mam jak się jej odwdzięczyć. 

*   *   *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro