Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Cały tydzień minął mi niezmiernie szybko i zanim się obejrzałam, musieliśmy wychodzić na kolację do państwa Lauder. Ubrana w białą, prostą sukienkę z prześwitującymi rękawkami oraz małymi falbankami wokół ramion, siedziałam w samochodzie chcąc już wrócić do domu. Droga do państwa Lauder zajęła nam jedynie 20 minut,

– Florence, pamiętaj, że masz się przyzwoicie zachowywać. – przypomniał mi tata, po czym wszyscy wysiedliśmy z samochodu. Moje relacje z rodzicami w ogóle się nie ociepliły, ponieważ nie potrafię im tak po prostu tego wszystkiego wybaczyć. Gdyby chodziło o cokolwiek innego niż moje całe życie, pewnie byśmy szybko się pogodzili, ale podejmowanie tak dużych decyzji bez uwzględniania mojego zdania jest zbyt poważne.

Niezadowolona cicho człapałam za podekscytowanymi rodzicami i zastanawiałam się jak długo to jeszcze zniosę.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze Floss. – Starał się mnie pocieszyć Teddy widząc moją niepewność. Nadal nie mogłam rozgryźć czy on również jest przeciwko temu planowi czy raczej go popiera. Widziałam, że na spotkaniu rodzinnym dobrze dogadywał się z Nate'm.

Kiedy rodzice zadzwonili dzwonkiem do drzwi, wiedziałam, że teraz jest za późno, aby uciec. Jedyne co mi pozostało to grać dalej w tym koszmarnym przedstawieniu. Po chwili pani domu z wielkim uśmiechem na twarzy otworzyła drzwi.

– Jak miło Was wszystkich widzieć! – powiedziała wesołym tonem, zapraszając nas do środka. Teddy ostatni raz posłał mi pocieszający uśmiech i weszliśmy do budynku. Mnie oczywiście kazano wejść pierwszej, w obawie, że im zwieje. Przewracając oczami na ich dziecinność wkroczyłam do elegancko wyglądającego pomieszczenia. Po przywitaniu się z państwem Lauder, zauważyłam, że brakuje mojego przyszłego męża.

– Nate skarbie! Zejdź na dół! – krzyknęła pani Lauder podchodząc do schodów, aby lepiej ją usłyszał. Po krótkim momencie, usłyszeliśmy jak chłopak schodzi po schodach.

- Dobry wieczór – powiedział uprzejmie w stronę moich rodziców, przeczesując swoje brązowe włosy palcami. Natomiast na mnie nawet nie spojrzał. Ale nie przejęłam się tym, ponieważ czuję się wystarczająco niekomfortowo, a jego wzrok tylko by wszystko pogorszył.

Pomimo tego, że rodzice podkreślili wielokrotnie fakt, że mam wyglądać elegancko, Nate widocznie nie zaprzątał sobie tym głowy, gdyż ubrał się w zwyczajne czarne jeansy oraz białą koszulkę. Wbrew temu, nadal wyglądał atrakcyjnie, co jest bardzo denerwujące, ponieważ nie powinnam myśleć o nim w żaden pozytywny sposób, bo to tylko wszystko skomplikuje.

Po ściągnięciu butów zostaliśmy zaproszeni do jadalni, gdzie wszystko było już przygotowane. Jak mogłam przewidzieć, moje miejsce znajdowało się naprzeciw chłopaka, co tylko utrudni mi ignorowanie jego osoby. Nasi rodzice pochłonęli się w rozmowach na wszelakie tematy, kiedy ja zdecydowałam, że skupię się jedynie na jedzeniu w nadziei, że ten wieczór szybciej minie. Mam nadzieję, że uda mi się przeżyć ten wieczór bez udzielania się w jakikolwiek sposób.

– Wszystko dobrze kochanie? – usłyszałam delikatny głos mamy. Tak mamusiu, u mnie wszystko dobrze... niedawno się dowiedziałam, że muszę wziąć ślub z kompletnie nieznaną mi osobą, ale kogo by to obchodziło, jak tam u ciebie? Ugh, oczywiście, że nie jest wszystko dobrze.

– Ta. Wiesz co? Muszę iść do toalety. – Szybko wymyślam na poczekaniu, aby jak najszybciej uciec z tego miejsca chociaż na chwilę. Przez to, że gwałtownie wstałam, moje krzesło wydało dziwny dźwięk pierdzenia. Momentalnie spojrzałam na moją rodzicielkę zażenowana, ponieważ już wiem co wszyscy sobie zaczną myśleć. Jak na złość, konwersacje pomiędzy dorosłymi ucichły i wzrok reszty zwrócił się w moją stronę. Widziałam jak wszyscy próbują nie wybuchnąć śmiechem, ponieważ oczywiście to brzmiało jakbym wydobyła z siebie głośnego bąka. – To nie byłam ja! To krzesło! – pisnęłam spanikowana, próbując przesunąć ponownie krzesłem tak aby ponownie zrobiło ten okropny dźwięk, lecz niestety nic takiego się nie stało. Nawet rzeczy martwe są przeciwko mnie! Usłyszałam ciche chichotanie pani Stephanie i mojej mamy, przez co moja twarz stała się cała czerwona ze wstydu.

– Ta jasne. Może lepiej Ci pokażę, gdzie jest ta toaleta – odezwał się Nate, śmiejąc się pod nosem. Chciałam mu przywalić za ten zbędny komentarz, ale się na szczęście powstrzymałam. Przewracając oczami wyszłam za nim z jadalni, nadal zażenowana sytuacją.

– To naprawdę nie byłam ja – powiedziałam po raz kolejny, ale wiem, że przez to wychodzę na większą idiotkę.

– Wiem – powiedział wciąż rozbawiony.

– Więc dlaczego się dalej śmiejesz? – zapytałam sfrustrowana. Zazwyczaj bym nie zareagowała tak emocjonalnie na coś tak dziecinnego, ale przez to, że nie miałam jeszcze szansy dać upust mojej złości, wychodzi ona w najmniej odpowiednich momentach.

– To Twoja reakcja tak wszystkich rozbawiła. – Wzruszył ramionami. Głęboko westchnęłam i weszłam do łazienki, upewniając się, że na pewno ją zamknęłam. Miałam ochotę wejść pod prysznic, aby zmyć z siebie ten cały wstyd, ale na to muszę poczekać aż wrócimy do domu. Zamiast tego, dokładnie umyłam ręce oraz wytarłam je o mały różowy ręczniczek. Po tym odblokowałam swój telefon, postanawiając, że napiszę do Laurel.

Flossie: SOS! Dłużej tutaj nie wytrzymam...

Lau: Na pewno nie jest tak źle. Przesadzasz! Lepiej idź spędzić czas ze swoim przystojniakiem!

Wiedząc, że za wiele i tak nie zdziałam. Spojrzałam ostatni raz na swoje odbicie w lustrze i szepcząc sobie słowa otuchy, stwierdziłam, że czas już wyjść z powrotem do tej szopki. Otwierając drzwi, przez przypadek walnęłam w coś dużego.

- To bolało. – stwierdził Nate, pocierając swoje ramię. Zdziwiłam się, ponieważ myślałam, że już dawno wrócił do wszystkich na dół.

– Nie musiałeś na mnie czekać. Trafiłabym na dół. – Uniosłam brwi do góry próbując go zrozumieć.

– Nie tylko ty chcesz stamtąd uciec – powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

– Okej... więc chodźmy, bo sobie jeszcze coś pomyślą, jeżeli nas długo nie będzie. – Po raz kolejny przewróciłam oczami, więc ruszyliśmy w stronę schodów. – Więc co o tym wszystkim myślisz? – zapytałam zaciekawiona. Siedzimy w tym oboje, więc muszę znać jego opinię, prawda?

– Co mam niby myśleć? Stworzyli jakiś pokręcony plan, a teraz każą nam się cieszyć i potulnie robić wszystko co nam każą – powiedział zły wzruszając ramionami. Ja jedynie pokiwałam głową zgadzając się z nim, ponieważ wchodziliśmy już do jadalni. Rodzice nas widząc szeroko się uśmiechnęli, co było przerażające. Niepewnie z powrotem siadłam na swoim miejscu opierając głowę na dłoni nieco już znudzona.

– Za tydzień koniec szkoły – stwierdził pan James, uważnie na nas patrząc. – A co za tym idzie? Wasz wyjazd nad morze! – odparł uradowany. Dlaczego oni się tym wszystkim tak bardzo ekscytują? Zepsuli mi wakacje na które wyczekiwałam już od dawna. Razem z Laurel miałyśmy wszystko zaplanowane. Rodzice wiedzieli jak bardzo cieszę się na ten wyjazd, ale oczywiście musieli mi go doszczętnie popsuć. Czyżby mój ból sprawiał im przyjemność?

– Razem ustaliliśmy, że w sobotę rano wyruszycie – odezwał się tym razem mój tata Thomas. – Spotkamy się wszyscy w naszym domu o 9 rano – oznajmił na co ja wydałam długi jęk niezadowolenia. O 9 rano to ja w wakacje jeszcze śpię. – Jak chcecie to możecie zaprosić swoich przyjaciół, ale głównym celem tego wyjazdu jest to abyście się lepiej poznali i przyzwyczaili do swojego towarzystwa. – Kiwnął głową, kiedy skończył. Przez cały czas mówił rzeczowym tonem, tak jakby załatwiał ważne interesy. Nie jestem w ogóle przyzwyczajona do tego tonu. Zazwyczaj odnosi się do mnie ciepło i z uśmiechem. Nie poznaję moich rodziców. Ten ślub ich tak wchłoną, że nawet swoją córkę traktują z dystansem.

*   *   *

– Nie chcę z nim spędzić tych dwóch tygodni, Lau – wymamrotałam, kiedy wraz z Laurel siedziałyśmy u mnie w pokoju na łóżku. Wyjeżdżamy jutro, a ja nawet nie zaczęłam się pakować.

– Nie będzie tak źle. Nie będziesz musiała z nim nawet spędzać czasu jak nie chcesz. Po prostu będziemy wykonywać to co zaplanowałyśmy. Waszych rodziców i tak tam nie będzie, więc o niczym się nie dowiedzą – próbowała mnie pocieszyć i chociaż to co mówiła miało sens, wiedziałam, że ten wyjazd nie będzie udany. – A teraz idź się pakować! Moja walizka stoi gotowa już od jakiegoś miesiąca!

– Ugh no dobra. Ale pomagasz mi. – rozkazałam żartobliwie. Wyciągnęłam moją dużą walizkę z garderoby i położyłam ją na środku pokoju rozpiętą, tak abym mogła wrzucać do niej rzeczy, które chcę zabrać na wyjazd.

Pakowanie zajęło nam 2 godziny, ponieważ większość czasu sprzeczałyśmy się o to co powinnam spakować, a czego nie. Na szczęście Laurel przypilnowała, abym nie spakowała swojej całej szafy, co oczywiście bym zrobiła, gdyby jej tutaj ze mną nie było. Po zapięciu mojej walizki, postanowiłyśmy się przebrać w swoje piżamy i włączyć jakiś film.

Kiedy skończyłam się przebierać, Laurel nadal była w łazience, więc postanowiłam, że za ten czas zejdę na dół, aby przynieść nam jakieś przekąski. Niestety, otwierając szafkę w której zazwyczaj trzymamy wszystkie słodycze, szybko zauważyłam, że oprócz solonych orzeszków, nic nie mamy. Rodzice pewnie byli zbyt zajęci dopracowywaniem wszystkich kontraktów związanych ze ślubem oraz połączeniem korporacji, żeby pójść na zakupy. Z westchnieniem wróciłam z powrotem na górę. Laurel akurat wychodziła z łazienki przebrana w swoje onesie, które było podobne do mojego.

– Nie mamy żadnych przekąsek – oznajmiłam znudzona.

– Co?! Nasz maraton filmowy sporo ucierpi bez przekąsek... – odparła zbulwersowana. Tak naprawdę, podczas naszych maratonów filmowych większość czasu spędzałyśmy jedząc oraz plotkując na różne tematy, więc nie dziwię się przyjaciółce, że tak zareagowała.

– Więc idziemy do sklepu – stwierdziłam wzruszając ramionami. Wróciłyśmy do mojego pokoju, aby zabrać wszystkie potrzebne rzeczy i w piżamach ruszyłyśmy do sklepu.

Po drodze sprzeczałyśmy się które przekąski chcemy kupić. Laurel od zawsze wolała wszystko co jest strasznie słodkie i czekoladowe, natomiast ja jestem zwolenniczką chipsów i innych słonych dobroci.

– Dobra, mamy chipsy, m&m'sy, karmelową czekoladę i popcorn... – Laurel zaczęła wyliczać po kolei nasze produkty. – Co jeszcze?

– LODY! – wykrzyknęłam uradowana, podskakując w miejscu. Co jak co, ale lody zawsze muszą być.

– Dobra to idziemy po lody – odparła Laurel przewracając oczami na moje dziecinne zachowanie. Zdecydowałyśmy, że wybierzemy trzy różne smaki lodów, bo i tak się nie zmarnują jeżeli ich nie zjemy, a przynajmniej będzie na następny raz. Tym razem nasz wybór padł na smak tropikalny, ciasteczka z kremem oraz brownie. – Bierzemy mrożoną pizzę czy zamówimy w domu?

– Zamówimy. Znając nas spalimy mrożoną, więc i tak będziemy musiały zamawiać.

– Racja, chodźmy już do kasy – wymamrotała pchając wózek w stronę kas samoobsługowych. Na szczęście kolejka była krótka, więc nie musiałyśmy długo czekać i po chwili byłyśmy w drodze do domu.

*   *   *

– Flossie! Chodź tutaj do mnie. – krzyknęła mama, kiedy weszłyśmy do domu. Popatrzyłam na moją przyjaciółkę i przewróciłam po raz kolejny oczami dramatycznie wzdychając.

– Coś się stało? – zapytałam po przekroczeniu progu kuchni. Mama jak zwykle siedziała przy kuchennym stole, a wokół niej walały się różne papiery. Zaprzestała pisać coś na klawiaturze swojego laptopa, aby na mnie spojrzeć.

– Pamiętasz, że jutro wyjeżdżacie prawda? – spytała się zmartwiona.

– Tak, pamiętam. Nie dałabyś mi zapomnieć.

– To dobrze, więc połóżcie się dzisiaj wcześnie, abyście nie były zmęczone na podróż – odparła i wróciła do stukania na klawiaturze, tak jakby wcale ją nie obchodziło to, że psuje mi moje życie.

– Oczywiście – odpowiedziałam sarkastycznie i zawzięcie odwróciłam się, aby wrócić do mojego pokoju. Nie mogę uwierzyć, że będę musiała spędzić całe dwa tygodnie z osobą, której praktycznie wcale nie znam.

Kiedy wróciłam do swojego pokoju, Laurel już leżała rozwalona na moim łóżku zajadając się swoją karmelową czekoladą i szukała jakiegoś filmu na laptopie. 

*   *   *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro