Rozdział 24
- A co jest w drugiej? – zapytałam cicho ciekawa, oczekując odpowiedzi. Nate nic nie mówiąc, ujawnił najpiękniejszy pierścionek jaki miałam okazję ujrzeć. Był skromny, elegancki i jak najbardziej w moim stylu. Na środku znajdował się diament, który mienił się na wszystkie odcienie niebieskiego, przypominając mi ocean. Dookoła były umieszczone małe diamenciki, które idealnie komponowały się ze złotem. Wybrał idealny dla mnie pierścionek, tak jakby znał mnie całe życie, a nie tylko parę miesięcy. Nie rozumiałam jak to zrobił, ale nie było to ważne w tamtym momencie.
Głęboko wciągnęłam powietrze zamarzając w miejscu. Nie mogłam oderwać wzroku od pierścionka, który nadal leżał na dłoni chłopaka. Powoli uniosłam oczy na twarz Nate'a, która wyrażała niepewność.
- Wiem jak ciężko przeżywasz ten układ. Chciałabyś prawdziwej miłości oraz księcia na białym koniu i bardzo mi przykro, że nie jestem tym kogo oczekiwałaś, dlatego stwierdziłem, że chociaż zasługujesz na pierścionek, który odzwierciedla to jak... wyjątkowa jesteś – próbował wytłumaczyć nerwowo, gubiąc się w swoich myślach. Obserwowałam jak próbuje znaleźć odpowiednie słowa, równocześnie słuchając co ma mi do powiedzenia. Moje oczy zaszkliły się na jego wyznanie, aby zaraz wypuścić falę łez. To najkochańsza rzecz jaką ktokolwiek mógł mi sprawić. Nie czekając długo przyciągnęłam chłopaka do siebie na kolejny pocałunek, różniący się od tych wszystkich poprzednich. Tym razem poczułam uczucia i emocje, które dotychczas nam nie towarzyszyły, jednak w tym momencie były najbardziej odpowiednie. Euforia czułości, pragnienia oraz pasji.
- Dziękuję – wyszeptałam w jego usta oraz odsunęłam się patrząc głęboko w jego oczy. – Ale naprawdę nie musiałeś. To pewnie kosztowało fortunę, a ja nawet na to nie zasługuję. To nie ja powinnam dostawać od ciebie najpiękniejszy pierścionek na ziemi tylko twoja przyszła żona – powiedziałam przez łzy.
- Ty jesteś moją przyszłą żoną – zauważył i uśmiechnął się tajemniczo.
- Ale nie prawdziwą – posmutniałam, już komplenie nie mogąc powstrzymać swoich łez.
- To nieważne – stwierdził. – Mogę? – zapytał i wyciągnął do mnie swoją dłoń. Po chwili zawahania, przytaknęłam głową i oddałam mu swoję lewą rękę, już nie mając siły się z nim sprzeczać. Nate powoli wsunął pierścionek na mojego palca. – Idealnie – wyszeptał podkreślając jak perfekcyjnie pierścionek na mnie pasował. Łzy nadal nie przestawały atakować moich policzków, ale nie przeszkodziło mi to przed wtuleniem się w chłopaka. Dalej płakałam w jego koszulkę, a on cierpliwie głaskał mnie po plecach i masował moją prawą dłoń swoją.
Pewnie nie tak wyobrażał sobie oświadczyn. Napewno nie oczekiwał, że będzie musiał uspokajać i pocieszać swojej narzeczonej od spędzenia z nim reszty swojego życia. Narzeczona. Jak to dziwnie brzmi. Nigdy nawet nie byłam niczyją dziewczyną, a teraz jestem czyjąś narzeczoną. Życie działa na dziwne sposoby.
- Prosimy wszystkich o wrócenie do swoich pojazdów. Seans wznowi się za pięć minut – ogłosił mężczyzna, wyrywając mnie ze swoich myśli.
W końcu wzięłam głęboki oddech i podniosłam się, aby sięgnąć po wodę. Wzięłam parę dużych łyków i z powrotem wtuliłam się w chłopaka. Wyjęłam telefon i stwierdziłam, że to jest idealna okazja, aby ten moment uwiecznić. Wplątałam swoją lewą dłoń w dłoń chłopaka i uwzględniając biały ekran przed nami oraz nasze dłonie zrobiłam parę zdjęć. Nie miałam zamiaru ich nigdzie publikować, gdyż nie chciałam aby osoby w szkole dowiedziały się o moich zaręczynach, chociaż wiem, że już pojawiły się pierwsze plotki.
* * *
- Floss – usłyszałam cichy szept nad swoją głową.
- Mhm... – wymruszałam zaspana, układając się wygodniej.
- Musimy wstawać – oznajmił delikatnie chłopak, gilgocząc lekko moją talię.
- Jeszcze chwilę – poprosiłam nadal nie otwierając oczu.
- Nie możemy, otwórz oczy – powiedział nadal szeptem. Chociaż bardzo nie chciałam, posłuchałam go. Powoli otworzyłam oczy i nagle przypomniałam sobie gdzie jesteśmy. Otóż na zewnątrz było już jasno, a na parkingu kompletnie pusto. Musieliśmy wczoraj usnąć podczas oglądania filmów, gdyż przespaliśmy tutaj całą noc.
- O nie – usiadłam gwałtownie poszukując mojego telefonu. Ósma pięćdziesiąt dwa. Dzisiaj wtorek, czyli szkoła. Zajęcia mam o dziewiątej. Nie ma mowy, że zdążę na pierwszą lekcję. Może wyrobię się na trzecią, jeżeli ruszymy już teraz. W pośpiechu szybko wyszliśmy z bagażnika, aby szybko obejść samochód dookoła i wejść z powrotem do środka. Nate szybko zapiął pasy, odpalił oraz ruszył w stronę wyjazdu z pola. Nagle sobie przypomniałam, że przecież wczoraj po cichu wymknęłam się z domu.
Rodzice mnie zabiją.
Przez to, że było jeszcze pusto na ulicach, droga do mojego domu zajęła nam dwadzieścia minut, zamiast pół godziny.
- Przygotuj się szybko. Ja poczekam i cię zawiozę – powiadomił, a ja nawet nie chciałam tracić czasu na kłócenie się z nim, że sobie poradzę, więc tylko szybko podziękowałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.
Jezu co za idiotka ze mnie. Wczoraj nawet nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą klucze od domu, więc zmuszona byłam zapukać. Wyciągnęłam rękę, aby właśnie to zrobić, lecz moja mama mnie wyprzedziła sama otwierając drzwi wejściowe. Wyglądała na złą. Wściekłą.
- Naprawdę przepraszam. Wszystko ci wytłumaczę, ale teraz muszę się szybko przygotować do szkoły – powiedziałam nie pozwalając jej dojść do słowa. Tłumacząc położyłam dłonie na czole, próbując trochę ochłonąć. Mama już wzięła oddech, aby mnie okrzyczeć, lecz kiedy spojrzała na moją rękę, zastygła. Jej twarz trochę zmieniła się na milszą i kiwając głową przepuściła mnie do środka. Wbiegłam do swojego pokoju i w tym samym momencie ściągałam z siebie ubrania dla oszczędzenia czasu. Wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy, które okazały się być czarnymi, luźnymi jeans'ami oraz t-shirt'em w stylu oversized. Stwierdziłam, że do tego założę jeszcze biały golf pod spód gdyż na zewnątrz robi się coraz zimniej i popędziłąm aby spakować plecak.
Jeszcze zdążyłam umyć zęby oraz nałożyć trochę dezodorantu, zanim stwierdziłam, że nie mam już czasu na nic innego. Dlatego zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i poszłam do kuchni, aby wziąć butelkę wody.
- Gotowa? – zapytał mnie mój narzeczony siedząc przy kuchennej wyspie razem z moją mamą. Popatrzyłam na nich zdziwiona, ale nie miałam czasu aby to kwestionować.
- Tak – powiedziałam krótko. – Porozmawiamy kiedy wrócę – rzuciłam w stronę mojej mamy, która nie wydawała się już być taka zła. Pewnie Nate ją w jakiś sposób udobruchał.
Ponownie wsiedliśmy do pojazdu w którym spędziliśmy całą noc. Chłopak zamiast odpalić samochód, usiadł i odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie.
- Wiem, że wyglądam okropnie, ale kogo to wina? – zapytałam żartobliwie, chociaż nie było mi do śmiechu. Nate wzruszył ramionami i się uśmiechnął niewinnie. Po paru sekundach ruszył w stronę mojej szkoły.
* * *
- Dzięki – powiedziałam szybko odpinając pasy i łapiąc za klamkę, aby wyjść.
- Czekaj – usłyszałam jeszcze głos chłopaka, więc popatrzyłam na niego oczekując co ma mi do powiedzenia. Chłopak zbliżył się do mnie całując mnie szybko w usta – Dzień dobry – powiedział patrząc mi w oczy i sięgnął po klamkę, otwierając mi drzwi. Pokręciłam głową rozbawiona, ale przypominając sobie, że ja przecież się śpieszę, pożegnałam się z brunetem i ruszyłam w stronę wejścia do placówki.
Akurat kiedy przekroczyłam próg szkoły, zadzwonił dzwonek na przerwę. Ufff... zdążyłam na trzecią lekcję, czyli tak dużo mnie nie ominie. Wolnym już krokiem ruszyłam w stronę mojej szafki, próbując uspokoić swój oddech, gdyż dopiero teraz odkąd się obudziłam, mogłam nieco zwolnić.
- Pokazuj! – zaatakowała mnie Laurel, nawet się ze mną nie witając. W porównaniu do mnie, przyjaciółka wyglądała nieskazitelnie. Brązowe włosy miała związane w wysokiego kucyka na czubku głowy, przez co jej oczy wydawały się bardziej uniesione. Miała na sobie bluzkę z długim rękawem i wysokim dekoldem o kolorze pistacji oraz jasne luźne jeansy. Na stopach miała białe buty z zielonymi akcentami pasującymi do bluzki.
- Co? – zapytałam zdezorientowana, kontynuując wyciąganie potrzebnych mi książek z szafki.
- No pierścionek! – wykrzyknęła jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Cii... – usiszyłam ją szybko, rozglądając się dookoła, aby sprawdzić czy nikt nas nie usłyszał, ale oczywiście nikt nie zwrócił na nas zbytniej uwagi, gdyż nie jesteśmy jakoś szczególnie ważne w szkole. Pokręciłam na nią głową posyłając jej zdenerwowany wzrok.
- No już, pokazuj – zniecierpliwiła się, próbując spojrzeć na moją rękę. Przełożyłam trzymane książki do drugiej ręki i wyciągnęłam swoją lewą dłoń w jej stronie.
- Tak wogóle to skąd o tym wiesz? – zapytałam ciekawa patrząc jak dziewczyna uważnie ogląda pierścionek z każdej strony.
- Ktoś musiał pomóc Nate'owi wszystko zaplanować, nie? A kto zna naszą Flossie lepiej niż mua – powiedziała pewna siebie, podnosząc ramię do policzka i uśmiechając się do mnie zadowolona.
- Oczywiście – pokręciłam głową, ale zaśmiałam się myśląc o tym jak musiało jej być ciężko utrzymać to w tajemnicy.
- Hej – przywitała się z nami Kalei. Razem z Laurel podskoczyłyśmy w miejscu, gdyż nawet nie zauważyłyśmy kiedy koleżanki do nas podeszły. Laurel szybko puściła moją dłoń, a ja automatycznie przełożyłam swoje książki z powrotem do drugiej ręki, próbując ukryć pierścionek. Nie żebym chciała ukrywać coś przed swoimi koleżankami, ale one nie są typem osób, które potrafiłby dotrzymać tajemnicę. Tak naprawdę czasami się zastanawiam czy my się naprawdę przyjaźnimy czy trzymamy się ze sobą, bo już się tak przyzwyczaiłyśmy. Bynajmniej, nie chcę, aby wiedziały akurat o tym, bo to jest zbyt poważną oraz trudną częścią mojego życia.
- Hej, zaraz się zacznie lekcja, idziemy? – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem wymalowanym na mojej twarzy. Dziewczyny dziwnie się na mnie spojrzały, ale przytaknęły i wszystkie zaczęłyśmy iść w stronę sali do geografii.
* * *
Dopiero na piątej lekcji dotarło do mnie co się wczoraj wieczorem wydarzyło.
Siedziałam znudzona słuchając jak pani od literatury angielskiej opowiada nam o traktowaniu kobiet za czasów ery szekspirowskiej, kiedy kazała nam porównać wartości kobiet wtedy do tych teraz. Wybiła mnie tym z tropu. Pomimo tego, że zdecydowanie kobiety mają teraz o wiele więcej praw oraz ich aspiracje również się zmieniły, moje życie nie różni się za wiele od ich życia wtedy. Podobnie jak ponad sto lat temu, rodzice wybrali mi męża, bez uwzględniania mojego zdania oraz traktują to małżeństwo jak transakcję biznesową. Ponadto, oczekują, że będę potulnie ich słuchać i robić wszystko to co mi powiedzą. Jeżeli to nie brzmi jak średniowiecze, to ja już nie wiem.
Dodatkowo, zaczynam stąpać po cienkim lodzie. Nie oczekiwałam, że moim przyszłym mężem będzie Nate, który jest... jest... po prostu inny niż się spodziewałam. Przez to, że coraz bardziej odpowiada mi jego towarzystwo i zaczynam go lubić, czuję, że jeszcze bardziej dogadzam moim rodzicom. Poza tym, nie chcę zostać przez niego zraniona. Nie mogę pozwolić, abym rozwinęła jakiekolwiek romantyczne uczucia wobec niego. Przyjaźń. Tylko na tyle mogę sobie pozwolić.
Ale z drugiej strony, za każdym razem kiedy spoglądnę na moją dłoń, na ten przepiękny pierścionek, to czuję jak moje ciało przestaje słuchać mojej głowy. Jak mogę pogodzić serce i rozum? Dlaczego moje życie zostało skomplikowane w najważniejszy rok mojej szkolnej kariery?
Ugh, on za bardzo miesza mi w głowie.
To wszytko i tak już nie ważne. Nie mogę cofnąć czasu ani zmienić swojego losu. Muszę po prostu żyć dalej i może wszystko się jakoś ułoży. Mam przynajmniej nadzieję, która jest jedyną rzeczą powstrzymującą mnie od kompletnego szaleństwa.
- Wszystko w porządku? – zapytała mnie przyjaciółka cicho. – Odpłynęłaś trochę – dodała patrząc na mnie zmartwiona. Delikatnie przytaknęłam głową, ale ona i tak nie wyglądała na przekonaną. Pomimo tego, że zdarza mi się często bujać w obłokach, gubić się w moich myślach, teraz czuję się jakbym cały czas żyła w swojej głowie. Ciągle przemyśluję, analizuję i planuję jak to będzie, zanim faktycznie żyć. Jak tak dalej pójdzie to trafię na terapię, co tak naprawdę nie było by taką złą opcją. Może w końcu zrozumiałabym siebie.
* * *
No i większość z was zgadła... to był pierścionek!! Co to tym myślicie?
Do następnego!
xoxo,
K
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro