Rozdział 22
Dzień balu nadszedł szybciej niż myślałam. W okół mnie rozbrzmiewała muzyka oraz rozmowy naszych gości. Wszyscy dookoła byli pogrążeni w rozmowach albo tańcu. Moi rodzice wraz z rodzicami Nate'a stali z grupką innych osób zawzięcie rozmawiając i wybuchając śmiechem co jakiś czas. Babcia Nancy wraz z dziadkiem tańczyli na środku parkietu, zbyt zająci sobą na wzajem aby przejmować się czymkolwiek innym. Na drugim końcu sali również zauważyłam Nate'a siedzącego ze znajomymi oraz Laurel przy jednym z okrągłych stołów. Pomimo tego, że to mój dzień, nikt by raczej nie zauważył gdyby mnie tutaj wogóle nie było. Cicho westchnęłam i biorąc lampkę szampana od przechodzącego obok kelnera, postanowiłam, że nic się nie stanie jeśli sobie trochę pozwiedzam. Jeżeli ktoś mnie przyłapie, najwyżej powiem, że zgubiłam się szukając toalety.
Chociaż przyjęcie odbywało się w sali, opuszczając ją wcale nie pozbyłam się hałasu oraz ludzi. Niektórzy pragnąc chociaż chwili ciszy, stali na korytarzu cicho rozmawiając i podziwiając architekturę budynku.
- Florence – usłyszałam i natychmiast zatrzymałam się, nerwowo patrząc na moją ciotkę.
- O ciocia Valerie – uśmiechnęłam się do kobiety życzliwie, kiedy ona spojrzała na mnie od dołu do góry. Po chwili nasz wzroć znowu się spotkał, przez co poczułam się jakbym została przyłapana na czymś czego powinnam była nie robić.
- Znakomite przyjęcie, nieprawdaż? – zapytałam mnie jakbym była tylko jednym z gości.
- Tak, Clementine przeszła samą siebie – odpowiedziałam nadal utrzymując sztuczny uśmiech na twarzy. Trafiłam z deszczu pod rynnę... Ciocia przez chwilę patrzyła na mnie, nic nie mówiąc. Bałam się co mogło przechodzić jej w tym momencie przez głowę.
- Interesujący wybór sukienki – w końcu się odezwała, po raz kolejny patrząc na mnie od góry do dołu. – Może jeszcze ci się kiedyś przyda... na mniej wesołą okazję – powiedziała po chwili zastanowienia, zaskakując mnie. Dokładnie wiedziałam o jaką okazję jej chodzi. Dlaczego starsze panie często mają problem z kolorem czarnym na okazje inne niż pogrzeb? Przecież czarny to nie tylko kolor śmierci, ale również elegancji.
- Na pewno się przyda prędzej czy później – rzuciłam w jej stronę subtelną uwagę.
- Tak, tak, a gdzie twój narzeczony? Jeszcze nie miałam szansy z nim porozmawiać – popatrzyła na mnie znacząco, zmieniając temat.
- W śródku – powiedziałam krótko wzruszając ramionami. – O! Próbowała ciocia już tych krewetek? – spytałam i szybko podeszłam do kelnera, który miał już wchodzić do sali. Kiedy ciocia była zajęta rozmową z kelnerem, szybko oddaliłam się w stronę jednego z korytarzy.
Nie byłam pewna czy mogę sobie pozwolić na otwieranie drzwi od innych pomieszczeń w tym gigantycznym budynku, ale co mam do stracenia? Pierwsze parę drzwi prowadziły tylko do podobnych sali w której odbywał się bal, jednak te, które były oddalone najbardziej okazały się prowadzić do najpiękniejszej biblioteki jaką miałam okazję w życiu ujrzeć.
W porównaniu do innych pomieszczeń w budynku, to było okrągłe. Po środku zajdowała się biała, drewniana balustrada, dzięki której kiedy spojrzałam na dół mogłam ujrzeć, że bilbioteka ciągnęła się przez parę pięter. Nie mam pojęcia jak można dostać się do reszty książek, gdyż w moim zasięgu wzroku nie było żadnych schodów prowadzących na dół. Wszyskie ściany były wypełnione książkami od podłogi po sufit, ułożone alfabetycznie na biało-złotych wysokich półkach. Pomiędzy nimi znajdowały się duże okna z potężnymi parapetami, na kórych można było usiąść. Pomimo tego, że na zewnątrz było już ciemno, okna pozwalały księżycowi na rozświetlenie pomieszczenia.
Kiedy usłyszałam dźwięk na korytarzu, postanowiłam szybko zamknąć za sobą drzwi i wejść głębiej. Nie było to zaskakujące, że na półkach znajdowały się sami klasyczni autorzy... Jane Austen, Mary Wollstonecraft Shelley, William Shakespeare... to tylko mały ułamek pisarzy, których dzieła znajdywały się na półkach. Pomimo tego, że biblioteka wyglądała niczym wyjęta z renesansu, nie zauważyłam ani grama kurzu, a książki były idealnie utrzymane.
Sięgnęłam po jedną z książek... „Emma" napisana przez Jane Austen. Delikatnie otworzyłam ją na losowej stronie, uważając aby nie uszkodzić książki w żaden sposób. Skanując stronę wzrokiem, trafiłam na jeden cytat, który idealnie pasował do mojej sytuacji „jeżeli kobieta waha się czy ma przyjąć oświadczyny, to nie ulega wątpliwości, że powinna je odrzucić". Szkoda tylko, że odrzucenie oświadczyn nawet nie jest jedną a opcji. Odłożyłam książkę z powrotem na półkę i usiadłam na parapecie, gdzie miałam idealny widok na duży ogród w którym znajdowali się niektórzy goście naszego przyjęcia.
- Tutaj jesteś – usłyszałam głos, który nieco mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek mnie znajdzie, a jednak od Nate'a uciec się nie da.
- Mhm... – odpowiedziałam cicho, nie chcąc burzyć tej przyjemnej ciszy w której byłam pogrążona, zanim nie pojawił się mój narzeczony.
- Twoja mama cię szuka – kontynuuował pomimo tego, że widocznie nie byłam zbyt rozmowna.
- Spodziewałam się tego – westchnęłam i w końcu odwrociłam się w jego stronę. Mimo tego, że biblioteka była zanurzona w ciemności, księżyc lekko oświetlał mu twarz, przez co mogłam zaaobserwować jego delikatny uśmiech na twarzy na moje słowa.
- Dlaczego się chowasz? – zapytał zaciekawiony i powolnym krokiem zmierzał ku mnie. Kiedy ja się zastanawiałam nad odpowiedzią, on zdążył usiąść obok mnie na parapecie i chociaż ja wciąż byłam zapatrzona na ogród za oknem, on nie odwracał wzroku ode mnie.
- Nie chowam się. Po prostu... – No właśnie. Po prostu co, Florence? Po prostu nie chcę tam być? Po prostu nie chcę być otoczona ludźmi, których ledwo znam? Po prostu nie chcę za Ciebie wyjść i dlatego siedzę tutaj z nadzieją, że jeżeli odetnę się od tamtego pomieszczenia, to również odetnę się od umowy? - ... po prostu mnie boli głowa – powiedziałam w końcu pomimo, że to było kłamstwo.
- Rozumiem – stwierdził niezbyt przkonany moimi słowami. – Wiesz, że tkwimy w tej sytuacji razem i możesz ze mną porozmawiać. Ze wszystkich tam zebranych, to ja najbardziej zrozumem to co czujesz. – Powiedział cicho. Jego słowa mnie zaskoczyły. Do tego czasu był dla mnie niemiły, nie dając mi powodu dla którego mogłabym z nim porozmawiać, nie dając mi nawet znaku, że jest otwarty na rozmowę ze mną. A teraz razem siedzimy w tej bibliotece, kiedy powinniśmy zabawiać gości i wyjawia mi, że on jest najbardziej odpowiednią osobą do rozmowy? Nie rozumiem. Chciałabym go zrozumieć, ale nie mogę. Nie po tym jak za każdym razem kiedy zrobimy krok do przodu, on wycofuje się o trzy do tyłu. To jest jak ciągła gonitwa do zrozumienia siebie nawzajem, chociaż w głebi wiemy, że możemy na siebie liczyć.
- Wiem – odpowiedziałam krótko, łagodnie się uśmiechając.
- A teraz chodź – odparł wstając i wyciągnął do mnie dłoń, którą złapałam. – Obowiązki czekają. – dodał i szybko pocałował mnie w czoło, po czym pociągnął w stronę dzwi. Popatrzyłam na niego skołowana jego gestem, ale on chyba sam zdziwiony, nie spojrzał już na mnie.
- Tutaj jesteście! – zaatakowały nas nasze mamy zaraz po wejściu z powrotem na salę. – Szukałyśmy was – dodały a potem zaciągnęły nas do grupki osób przedstawiajac nas oraz angażując się w konwersacje. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo chciały, abyśmy poznali tych ludzi, ale i tak podążaliśmy za nimi uśmiechając się oraz udając, że miło spędzamy ten czas. Dłoń Nate nie opuściła mojej już do końca ceremnoni.
* * *
Muzyka nagle ucichła. Mój tata razem z Thomasem wstali ze swoich miejsc i ruszyli na środek pomieszczenia, tak aby wszyscy mieli na nich dobry widok. Jedna z kelnerek podała im po jedym mikrofonie i już wiedziałam na co nadszedł czas.
Nie jestem aktorką, ale będę musiała zagrać tak jakby moje życie od tego zależało. Zaskoczenie. Wzruszenie. Łzy. Dokładnie w takiej kolejności. Nie zepsuj tego, Flossie. Usłyszałam głos mojej matki w głowie. Łzy to chyba będzie jedyna rzecz której nie będę musiała wymuszać. Jestem tak zdenerwowana, że mogłabym rozpłakać się nawet teraz, ale jeszcze chwilkę...
- Dziękujemy wszyskim za przybycie na tę wyjątkową okazję i podzielenie się z nami tą niesamowitą chwilą – zaczął mój tata z szerokim uśmiechem na twarzy, rozglądając się dookoła. Zrobiło mi sie niedobrze. Chciałam uciec. Dlaczego muszą z tego robić taką szopkę? Czy by to wszystko tak hucznie obchodzili, gdybym naprawdę wychodziła za mąż? Tak naprawdę to bardziej się martwią czy ten ich cały plan połączenia firm wyjdzie im na dobre, niż o to co ja w tym momencie czuję.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że moje uczucia nigdy nie były brane pod uwagę. Od samego początku manipulowali mnie emocjonalnie, ciągle dążąc do swojego celu. Ani razu nie pomyśleli jak to się na mnie odbije... czy sobie wogóle poradzę z tak wielkim bagażem na moich ramionach.
Już nie słuchałam dalej co ma do powiedzenia. Odcięłam się emocjonalnie i fizycznie od jego słów. Jedyne co słyszałam to jak goście co jakiś czas wybuchają gromkim śmiechem albo wydają z siebie krótkie 'aww' ze wzruszenia. Próbowałam naśladować co robią inni, ale było to trudne, gdyż również próbowałam powstrzymać się od wybuchnięcia płaczem.
Nagle poczułam dużą ciepłą dłoń na mojej. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie z poważnie, lecz w jego oczach mogłam zauważyć podobne emocje, które sama odczuwałam. Szybko posłałam mu uśmiech z zamiaram dodania mu otuchy, ale jestem pewna, że bardziej wyglądało to jak grymas.
Pod koniec przemówienia w końcu pozwoliłam swoim łzom, aby opuściły moje powieki. Podczas kiedy wszyscy dookoła mnie myśleli, że to ze wzruszenia, ja starałam się opanować je, tak aby to naprawdę wyglądało jak wzruszenie, a nie jakbym błagała o pomoc.
* * *
Pod koniec uroczystości byłam już kompletnie wyczerpana i nie mogłam się doczekać, kiedy rodzice oznajmią, że czas wracać do domu.
- Idziesz? – zawołał Nate patrząc na mnie oczekująco.
- Gdzie? – zapytałam zdziwiona, bo myślałam, że wracam do domu wraz z rodzicami.
- Jak to gdzie? Do pokoju? – odpowiedział pytaniem, zdezorientowany.
- Pokoju?
- No tak?
- Ale po co?
- Czy twoi rodzice ci nie powiedzieli, że wynajęli również pokoje, abyśmy wszyscy nie musieli wracać po nocach?
- Nie?
- No to ja ci mówię. – Przewrócił oczami, zniecierpliwiony moją niewiedzą. – A teraz chodź bo jestem zmęczony – odparł i ruszył w stronę drzwi od sali nawet nie czekając na mój ruch. Nadal byłam zdziwiona, ale i tak ruszyłam za nim. Czekał na mnie przed drzwiami bawiąc się kluczami, a kiedy zauważył, że do niego doszłam, wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę długiego korytarza.
Wchodząc do pokoju zauważyliśmy, że niestety jest tylko jedno łóżko. Przewróciłam oczami, ponieważ już wiedziałam, że nasze mamy zrobiły to specjalnie w nadzieji, że przez to razem z Nate'm się do siebie zbliżymy. Inne mamy raczej by nie chciały aby ich córka spała w jednym w łóżko z ledwo jej znanym chłopakiem, ale nie moja mama. O nie. Ona zrobi wszystko, abym tylko się zbliżyła do Nate'a. Normalnie czułam się jak w kiepskiej komedii romantycznej.
- Śpisz na podłodze – powiedziałam, podejmując decyzję sama.
- A co, pani niewinna boi się spać w jednym łożku z chłopakiem? – zaczął się ze mną droczyć.
- Nie – ucięłam jego zagrywki krótko i zaczęłam zdejmować moje buty na obcasach, ponieważ już nie mogłam w nich wytrzymać. Po chwili przypomniałam sobie o jedym szczególe. – Ej, ja przecież nie mam ubrań na zmianę – stwierdziłam przerażona patrząc na chłopaka.
- Trudno. Będziesz musiała spać nago – uśmiechnął się do mnie łobuzersko zdejmując marynarkę.
- Absolutnie nie, wolę już spać w tej sukience – pokręciłam głowa zdenerwowana. Tak naprawdę pomimo tego, że sukienka była śliczna, wcale nie była wygodna wystarczająco aby w niej spać. – Skąd ty masz ubrania? – zapytałam kiedy zauważyłam, że Nate wyciąga niewielką torbę z szafy.
- W porównaniu do ciebie, ja jestem przygotowany na wszystko – popatrzył na mnie sugerująco.
- To nie moja wina, że nikt mi nie powiedział, że będziemy tutaj nocować – przewróciłam oczami po raz kolejny i siadłam na brzegu łóżka.
- Moja tymbardziej nie – wzruszył ramionami i rzucił we mnie koszulką.
- Dziękuję – odpowiedziałam cicho i wstając z łóżka, ruszyłam w stronę łazienki. Na szczęście znalazłam w niej biały puchaty szlafrok, którego użyję jako dodatkowej ochrony, bo wiem, że sama koszulka pewnie mi się podwinie w nocy podczas spania.
Po szybkim prysznicu, weszłam z powrotem do naszego pokoju. Nate leżał nadal ubrany w garnitur na łóżku, a kiedy usłyszał, że wyszłam z łazienki, uniósł wzrok znad telefonu. Następnie wstał i nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego, przeszedł obok mnie i udał się do łazienki. Nie wiem dlaczego, ale kiedy tak na mnie patrzył, przeszły mnie ciarki po całym ciele.
Potrząsnęłam głową na boki, aby odgonić niechciane uczucia i położyłam się po lewej stronie łóżka. Byłam tak zmęczona, że ledwo kiedy moja głowa dotknęła poduszki, usnęłam.
* * *
Obudziłam się przez promienie słoneczne, które przeciskały się przez zasłony. Musieliśmy zapomnieć ich dokładnie zasłonić w nocy. Delikatnie się przeciągając, spojrzałam na godzinę na zegarze wiszącym na ścianie. 12:25. Woah, długo spaliśmy, lecz to nie dziwne zaważąc, na to że wczoraj mieliśmy dość urozmaicony wieczór.
Odwróciłam głowę na drugą stronę, chcąc uniknąć promieni słońca i zamiast trafić na poduszkę, trafiłam prosto w ramiona chłopaka.
- Belaire, od kiedy jesteś taka chętna – chłopak odezwał się tym swoim zachrypniętym porannym głosem.
- Nie schlebiaj sobie, Lauder. To było tylko przez przypadek – odpysknęłam i spróbowałam wstanąć, ale dłoń Nate'a na mojej talii mi to uniemożliwiła.
- Wcale nie powiedziałem, że mi to przeszkadza – zaprotestował i wtulił się bardziej we mnie, nadal nie otwierając oczu. Cicho westchnęłam i pokręciłam głową, lecz nie prostestowałam, gdyż było mi dość wygodnie. Jednak ta chwila nie trwała długo, ponieważ po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem chłopak pozwolił mi wstać, żeby ponownie zakopać się w pościeli. Wyglądał trochę jak taki duży piesek.
- Dzień dobry – zaświergotała moja mama wchodząc do środka, nawet nie czekając aż ją zaproszę. Za nią podążyła Stephanie, równie zadowolona jak moja mama.
- Dzień dobry – odpowiedziałam jej.
- Wstawaj – Stephanie zwrociła się do swojego syna i pociągnęła kołdrę ukazując chłopaka w samych bokserkach. Nawet nie zauważyłam że tak spał. Przez to, że Nate leżał na brzuchu, miałam idealny widok na jego umięśnione plecy, które muszę przyznać, że robiły wrażenie. Poczułam się speszona, dlatego szybko odwróciłam od niego wzrok. Usłyszałam jak Nate mruknął coś pod nosem, lecz nadal nie słuchał swojej rodzicielki.
- Masz – odezwała się moja mama podając mi plecak z ubraniami.
- Dzięki. Wiesz, wczoraj by mi to się bardziej przydało – odparłam patrząc na nią zła, ale ona tylko niewinnie wzruszyła ramionami uśmiechając się zadowolona z siebie, kiedy zauważyła, że mam na sobie nie swoją koszulkę. Pokręciłam tylko głową na jej zachowanie i udałam się do łazienki, aby przygotować się do opuszczenia tego miejsca. Mama wyjątkowo postarała się z wybraniem mi ubrania na dzisiaj. W plecaku znalazłam brązowy sweterek oraz spódniczkę w kratkę, przez co nie wyglądałam jakbym spędziła noc w hotelu bez żadnych kosmetyków ani ubrań.
* * *
Dzień dobry kochani!
Chciałam ten rozdział wstawić w piątek, ale jakoś tak się zakręciłam, że jednak dopiero dzisiaj miałam czas.
W poprzednim rozdziale było o wiele więcej komentarzy niż zazwyczaj, co dla mnie jest bardzo motywujące!
Mam nadzieję, że wam się spodoba i jak zwykle zachęcam do gwiazdkowania, a przede wszystkim do komentowania <3
xoxo,
K
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro