Rozdział 18
- Dobra, to chyba tutaj – odezwał się Nate po raz pierwszy, odkąd wsiedliśmy do samochodu. Dobiero wtedy zrozumiałam dlaczego moja mama była tak niezadowolona rano z mojego ubioru. Nie wyglądałam jak przyszła panna młoda, tylko bardziej jak buntowniczka. Jednak nie za bardzo się tym przejęłam. Gdyby tak bardzo jej się nie podobało, to mogła mi to powiedzieć, teraz już i tak jest za późno. Poza tym, przynajmniej pasuję do Nate'a i jego skórzanej kurtki. O jejku, już boję się co pomyśli sobie o nas Clementine, którą mieliśmy spotkać przed cukiernią.
- Dzień dobry – przywitałam się z kobietą, która już na nas czekała przed drzwiami.
- Witam was, kochani. Gotowi? – zapytała, lecz nie czekając na naszą odpowiedź, odwróciła sie i weszła do małej, ale elegancko wyglądającej, cukierni.
Oczywiście Clementine zajęła się rozmową z cukierniczką, a nam kazała usiąść przy stoliku już przygotowanym dla nas.
Reszta czasu minęła nam bardzo szybko. Mieliśmy razem wybrać pięć różnych ciast oraz smak tortu. Nie rozumiem po co nam tort na przyjęście zaręczynowe, ale chyba już ustaliliśmy, że wszystko w tym układzie jest dla mnie nie zrozumiałe. Z Nate'm trudno było dojść do porozumienia, ponieważ kiedy ja wolałam ciasta z owocami i galaretką, on wolał te najbardziej czekoladowe i słodkie. Pod koniec stwierdziłam, że to i tak nie zrobi żadnej różnicy, bo znając moją mamę, sama je jeszcze zmieni.
- Dziękujemy, do widzenia – pożegnaliśmy się uprzejmie z cukierniczką oraz Clementine i wyszliśmy z budynku.
- Bleh teraz mi niedobrze – powiedziałam wsiadając do samochodu, a następnie wyciągając butelkę wody z mojej torby.
- A czeka nas jeszcze obiad – westchnął Nate i szybko zabrał mi moją wodę z ręki i wziął parę dużych łyków.
- Ej! Teraz tam będą twoje zarazki! – wzburzyłam się, patrząc na niego zła. Chłopak spojrzał na butelkę wody, później ponownie na mnie i posyłając mi swój łobuzerski uśmiech, mrugnął do mnie jednym okiem. Pokręciłam głową odbierając mu moją wodę i nie przerywając kontaktu wzrokowego, również się napiłam. Dlaczego tam zrobiłam? Nie wiem.
- Uważaj bo umrzesz – rzekł unosząc brwi na moje zachowanie.
- Trudno. Wszystko lepsze niż spędzenie mojego życia z tobą – odpysknęłam żartobliwie, ale chyba trochę przesadziłam, gdyż Nate przewracając oczami, odwrócił się z powrotem w stronę kierownicy, odpalił samochów i odjechał. Westchnęłam na jego dziecinne zachowanie, a następnie włączyłam radio. I tak już przeskrobałam, więc nie znienawidzić mnie już bardziej nie może.
Na szczęście droga do jego domu szybko nam minęła, pomimo uciążliwej ciszy. Nie wiem co ostatnio się z nami dzieje. Na wakacjach wydawałoby się, że zaczynamy się lepiej dogadywać... Na podjeździe do domu państwa Lauder, zauważyłam samochód moich rodziców, co oznacza, że wszyscy już chyba na nas czekają w środku. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ nie wiem jak zachowałabym się tylko w towarzystwie Nate'a i jego rodziców. Nie znam ich wystarczająco dobrze, aby wiedzieć o czym z nimi rozmawiać, co jest trochę dziwne zważając na to, że za niedługo poślubię ich syna i technicznie, oni są moimi teściami. Ha! Ale to dziwnie brzmi...
- Jesteśmy! – krzyknął chłopak wchodząc do domu i zdejmując buty.
- W kuchni! – odkrzyknęła Stephanie. Również zdjęłam buty i podążyłam za Nate'm do pomieszczenia. Nasi rodzice siedzieli wszyscy razem przy stole śmiejąc się z czegoś, ale szybko przestali kiedy nas zauważyli.
- Siadajcie! Zaraz podam obiad – odezwała się Stephanie z uśmiechem i wskazała na dwa krzesła obok siebie. Uśmiechnęłam się do niej i grzeczenie usiadłam na jednym z krzeseł, modląc się, aby ten obiad szybko się skończył, żebym mogła wrócić do nauki.
* * *
- Nate, dlaczego nie pokażesz Florence swój pokój? – zapytała Stephanie próbując ukradkiem spojrzeć na moją mamę, która na jej słowa wbiła swój wzrok we mnie i zaczęła się uśmiechać jak kot z Cheshire.
- Po co? – odpowiedział chłopak pytaniem patrząc na nią zdezorientowany. Wyraz na twarz Stephanie zmienił się z łagodnego na nieprzyjazny. Kobieta uniosła brwi i nawet nic nie musiała powiedzieć aby Nate zrozumiał, że musi jej posłuchać. – No dobrze... – westchnął, leniwie wstając z krzesła. – Chodź Floss pokażę ci mój pokój – przewrócił oczami i opuścił kuchnię. Przez parę sekund siedziałam odębiała, przykuwając zbyt dużą uwagę na to jak mnie nazwał. Hm... Floss... nawet fajnie. Po chwili uśmiechnęłam się niezręcznie i nawet na nikogo nie patrząc, szybko wstałam i również opuściłam pomieszczenie.
Powoli weszłam po schodach, a na szczycie ich zastałam chłopaka, który obserwował mnie z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Myślałam, że był na mnie obrażony? Jak do niego doszłam, nadal nie odzywając się ruszył w stronę swojego pokoju.
- Oto mój pokój – powiedział wskazując na białe drzwi. Nie rozumiałam dlaczego po prostu ich nie otworzy tylko się w nie wpatruje, ale to Nate, więc chyba już nic mnie nie zaskoczy.
- Wow – odpowiedziałam sarkastycznie i się na niego popatrzyłam unosząc brwi.
- No dobra, żartuję – przewrócił ponownie oczami i w końcu wpuścił mnie do pomieszczenia. Wyglądało ono jak typowy pokój chłopaka. Duże podwójne łóżko, biurko, telewizor, gitara... nic nadzwyczajnego. Jednak widać było, że był starannie zaprojektowany, pewnie przez Stephanie.
Na nic nie czekając, podeszłam do jego łóżka i usiadłam na jego brzegu wyjmując telefon z kieszeni. Oczekiwałam, że chłopak położy się obok mnie, kiedy zauważyłam, że zbliża się ku mnie, ale to co postanowił zrobić kompletnie mnie zaskoczyło. Szybkim ruchem zabrał mi telefon z rąk i rzucił go gdzieś dalej na łóżko, a następnie popchnął mnie tak, że leżałam na plecach. Położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, tak że teraz leżał nademną twarzą w twarz. Trochę za blisko zważając na nasze tymczasowe relacje.
- I co teraz powiesz? – szepnął mi do ucha ucha, muskając je swoimi ustami. – Zabrakło słów, huh? – drażnił się ze mną, widząc jak na mnie działa.
- Zejdź ze mnie – wydusiłam w końcu z siebie.
- Jak mnie przeprosisz to pomyślę na tym – odpowiedział patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie mam za co cię przepraszać
- Nie? – zapytał przybliżając swoją twarz bliżej mojej.
- Mhm nie – potrząsnęłam delikatnie głową na boki, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- To nie – powiedział szybko, zanim nie zaatakował moich ust swoimi. Dopiero teraz zauważyłam jak długo i bardzo czekałam na ten moment. Z lekkim wahaniem, oddałam jego pocałunek, który nie był już tak zaborczy jak na początku. Chłopak delikatnie muskał swoimi ustami moje. Powoli przesunął swoją dłoń na moją talię, sprawiając, że ponownie uwolnił te ćmy w moim brzuchu, przez które nie potrafię nie skupić. Ćmy ponieważ one były zbyt intensywne aby nazwać je motylkami. Smakował jak mięta, nawet nie wiem jak, bo przecież dopiero jedliśmy obiad. W porównaniu do niego musiałam smakować okropnie... ziemniaki, kurczak a do tego sałatka z fetą, napewno nie są najlepszym wyborem na pocałunek. Ale przecież nie wiedziałam, że go dzisiaj pocałuję... Nate po chwili łagodnie oderwał się od moich ust i zaczął całować moją szczękę powoli zbliżając się do ucha. – Teraz napewno masz moje zarazki – szepnął i ostatni raz całując moje usta, wstał i ruszył w stronę swojego biurka.
Skołowana, nie wiedziałam już co ze sobą zrobić, dlatego nadal leżąc wpatrywałam się w jego biały jak śnieg sufit.
- Co oglądamy? – zapytał uśmiechając się do mnie zaczepnie.
- Hm? – mruknęłam, nie przyswajajac jego słów.
- Jaki film? – spytał ponownie, tym razem wolniej, trochę jak do dziecka.
- Um... obojętnie. – No i tu był błąd, bo Nate oczywiście włączył horror. Ułożyłam się wygodnie na jego poduszkach, a chłopak dziwnie się na mnie patrząc, pokręcił głową i siadając na łóżku przysunął mnie bliżej siebie, tak że leżałam na jego torsie.
W najbardziej strasznym momencie, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Jadnak nie byłam pewna czy to w filmie, czy naprawdę ktoś puka do drzwi, więc to zignorowałam. Nate również nie reagował, dlatego stwierdziłam, że musiało to być w filmie. Muzyka zaczęła robić się coraz napięta. Już wiedziałam, że zaraz coś wyskoczy na ekranie, ale nie mogłam oderważ wzroku. W oddali słyszałam otwierające się powoli drzwi.
- Flossie – usłyszałam szept, lecz przez ciemność nie wiedziałam skąd on dochodzi. Nagle stało się jasno, przez co głośno krzyknęłam i podkoczyłam w miejscu nie spodziewając się tego. Poczułam jak chłopak próbuje zatrzymać swój głos, kiedy ja złą wpatrywałam się w mojego tatę, który razem z panem James'em stali wpatrując się w nas. Głupio mi się zrobiło, ponieważ cały czas wtulałam się w Nate'a.
- Tak? – zapytałam, szybko odrywając się od chłopaka.
- Czas już iść. Już późno – wytłumaczył uśmiechając się nieznacznie.
- Mhm, już idę – powiedziałam wstając. Tata tylko przytaknął głową i zamykając za sobą drzwi, wyszedł z pokoju. – Widziałeś mój telefon? – zwróciłam się do chłopaka tym razem, który starannie mnie obserwował. – Nie ważne tutaj jest – powiedziałam roztargniona. Włożyłam swoją własność do tylnej kieszeni, a następnie porawiając moje ubrania, skierowałam się w stronę drzwi.
- Nie zapomniałaś o czymś? – odezwał się zielonooki.
- Nie sądzę – rzekłam zdezorientowana, ale i tak zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mogłam zapomnieć.
Nate wstał powoli z łóżka i głęboko wzduchając podszedł do mnie przygwazdżając mnie do drzwi. Ponownie połączył nasze usta w krótkim lecz zachłannym pocałunku.
- O tym – szepnął pomiędzy całusami.
- Mogłam się bez tego obyć – odezwałam się uśmiechając się zwycięsko, chociaż dobrze sama wiedziałam, że tego chciałam. Chłopak pokręcił głową rozbawiony.
- Częściej noś te spodnie – powiedział ostatni raz, zanim otworzył mi drzwi. Pokręciłam głową i odwróciłam się do niego tyłem, udając się na dół, gdzie pewnie czekali już na mnie rodzice. Nate podążał za mną i wiedziałam, że teraz pewnie spogląda na mój tyłek.
* * *
No i mamy kolejny... W końcu był pierwszy pocałunek i relacje zaczynają się polepszać, a może nie? Zobaczymy!
xoxo, K
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro