Rozdział 7
Przed śniadaniem napotkałem się z Harrym na korytarzu, gdy wyszliśmy ze swoich pokojów praktycznie w tym samym czasie. Chłopak odwrócił wzrok widząc, że patrzyłem się na niego, po czym wyprzedził mnie, by wejść na schody jakby za wszelką cenę chciałby mnie uniknąć.
- Hej - odezwałem się, a on zdziwiony spojrzał się na mnie z opóźnionym refleksem.
- Hej - uśmiechnął się lekko i odwrócił się, by zejść po schodach, a ja podążyłem za nim.
Nie wiem dlaczego, ale kąciki moich ust również powędrowały w górę. Dawno nie byłem dla kogoś tak miły, a to było dla mnie zupełnie nowym zachowaniem. Nie ukrywam, poczułem się dzięki temu trochę lepiej.
Po posiłku razem z Harrym dostaliśmy zadanie od pani Anne, by pójść do sklepu, na co zgodziłem się głównie dlatego, bo nie miałem już fajek.
- A i jeszcze jedno - odezwała się ponownie, przez co skupiliśmy na niej całą uwagę zanim wyszliśmy z domu - Jutro z rana pojedziemy do Manchesteru, więc możecie kupić coś do jedzenia na drogę.
Manchester? Zapowiada się ciekawie.
Po wyjściu z domu stwierdziłem, że było dość ciepło, więc ściągnąłem swoją czarną bluzę i przewiesiłem ją przez ramię, przez co zostałem w tego samego koloru koszulce z logo zespołu Muse.
W pewnym momencie przyłapałem Harry'ego na patrzeniu się na mnie, przez co zaśmiałem się pod nosem.
- Widzę, że zainteresowały ciebie moje tatuaże - podniosłem brew, a on odwrócił ode mnie swój wzrok.
- Są ładne - przyznał cicho.
- Wiem, zostały przemyślane.
- Uhm, a coś oznaczają? - zapytał, ale wyczułem zawahanie w jego głosie.
- Nie. Po prostu zajebiście wyglądają - uśmiechnąłem się szeroko.
- Jesteś skromny - westchnął mówiąc z sarkazmem.
- To moja największa zaleta - zażartowałem, a on uśmiechając się spojrzał na swoje buty.
Ostatnio zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i nie było tak źle, więc są postępy. Po za tym myślę, że jego uśmiech jest uhm... uroczy?
Horan, stop.
- Co kupimy na podróż? - zapytałem.
- A chciałbyś coś szczególnego?
- Na pewno fajki - powiedziałem, a on westchnął głęboko - Okej, jeszcze jakieś chipsy. Po za tym, napiłbym się czegoś.
- Możemy teraz kupić wodę.
- Nie o to mi chodzi, aniołku - prychnąłem i wtedy jego twarz wykrzywiła się w zrozumieniu.
- Nałogi są złe.
- Nie będziesz mnie pouczał, Harry.
- Przepraszam - rzucił cicho i wtedy zauważyłem, że niezależnie od tego jak bardzo by się rozgadał to i tak uciszy się, gdy choć trochę odezwę się w niemiły, ale w naturalny dla mnie sposób. Harry był wrażliwy i nie byłby w stanie tego ukryć. Poza tym, bez problemu było można go rozpracować, co ktoś mógłby to wykorzystać, żeby go zranić i sądzę, że to wydarzyło się już wiele razy. Cóż, ja też to robiłem na początku naszej znajomości i przyznam się, że trochę tego żałuję. A jeśli ja zrobiłem to w przeciągu kilku dni, to ktoś z łatwością mógł to robić przez kilka lat. Czy po części doszedłem do tego co z nim jest nie tak?
Po zakupach, na których kupiłem sobie m.in piwo, które miałem zamiar wypić dziś w swoim pokoju w samotności, zapaliłem papierosa. Zapytałem Harry'ego, czy chciałby się poczęstować, mimo że domyślałem się jego jednoznacznej odpowiedzi, ale chciałem usłyszeć co ma do powiedzenia na ten temat.
- Nie, Niall.
- Nigdy nie zapaliłeś?
- N-nie, może, nie wiem - powiedział szybko czym mnie zaciekawił.
- Przyznaj się, grzeczny chłopcze - mrugnąłem, a on pokręcił głową, ale w końcu udało mi się wydusić z niego dosłownie jedno słowo:
- Raz.
- Nie wierzę, Harry Styles miał fajkę w ustach - zaśmiałem się, ale mu zdecydowanie nie było do śmiechu. - Nie spodobało ci się to, co?
- Nie, bo...
- Bo?
- Przestań, Niall.
- To temat tabu czy co?
- Nie zrobiłem tego z własnej woli - przyznał się, ale wyglądał jakby chcial stąd uciec.
- Nie z własnej woli? - zmarszczyłem czoło - Co masz na myśli?
- Zostaw mnie w spokoju - powiedział twardo.
Uniosłem brwi słysząc w jaki sposób się do mnie odezwał, bo to nie było w jego stylu.
- To brzmi trochę nierealnie, ale chcę dobrze i żebyś już nie zadręczał się złymi sprawami.
- I tak wykorzystasz mnie tak jak zrobili to inni - wynamrotał cicho pod nosem patrząc gdzieś w bok.
- Co masz na myśli? - spytałem a on odetchnął głęboko, by po chwili się odezwać:
- Jeśli powiem o tych papierosach to dasz mi spokój?
- W porządku.
Może.
Szliśmy trochę w ciszy, podczas której obserwowałem jak Harry widocznie zbierał swoje myśli w całość. Sam fakt, że chciał mi opowiedzieć o jednym z jego jak się domyślam wielu problemów był zaskakujący, a to mogłoby polepszyć nasze relacje.
- To było rok temu - zaczął mówić patrząc na swoje buty, a ja w tym czasie zamieniłem się w słuch. - Ja... Ja byłem popychadłem. Jest taka osoba, która robiła mi złe rzeczy i raz kazała mi zapalić wbrew mojej woli, bo inaczej... - przełknął ślinę - Bo inaczej powiedziałby innym coś czego nie chciałbym by się dowiedzieli, a bardzo mi na tym zależało, więc po prostu wiedział, że zrobię dla niego wszystko, by zachował to w tajemnicy. Poza tym, tak bardzo mi go przypominasz.
- Dlatego się mnie boisz?
Skinął głową i wtedy nie wiedziałem co powiedzieć. Właśnie zwierzył mi się chłopak, który uciekał przede mną od kiedy się poznaliśmy i teraz po części wiem dlaczego to robił. Ten ktoś znęcał się nad Harrym z jakiegoś konkretnego powodu, ale jakiego?
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
- Żałuję tego.
- Dlaczego?
- Bo każdy kto choć trochę dowiedział się o moich sprawach, wykorzystał to.
- Zachowam to dla siebie.
- Tak powiedział chłopak, którego uważałem za przyjaciela. Zgadnij z kim naprawdę się zadawał.
- Przykro mi, Harry. Poza tym, nie znam tu nikogo oprócz ciebie, więc komu miałbym o tym powiedzieć?
- J-ja nie wiem, Niall. Po prostu zawsze tak było. Zapomnij o tym, dobrze?
- A mogę spytać o coś jeszcze?
- Dobrze - westchnął.
- Czy ten ktoś zrobił ci coś jeszcze?
Styles odetchnął głęboko, po czym przełknął ślinę zanim się odezwał.
- Tak - odpowiedział krótko i wtedy zacząłem zastanawiać się czy gdyby nie ten ktoś to Harry zachowywałby się jak przeciętny, beztroski nastolatek.
~
Na następny dzień z samego rana zapaliłem papierosa chwilę po uszykowaniu się i cudem uniknąłem śniadania, na które i tak nie miałem ochoty. Czekała nas około godzinna podróż o ile na drodze nie będzie korków, więc gdy uzbroiłem się w portfel, słuchawki i naładowany telefon, ubrany w czarne spodnie i koszulkę Muse zszedłem na parter, gdzie wszyscy na mnie czekali.
- Już jestem - oznajmiłem dobierając się do moich butów, a zanim wyszliśmy z domu, pochwyciłem snapbacka z motywem kamuflażu, by założyć go daszkiem do tyłu. Kochałem tego typu nakrycie głowy i szczerze mówiąc mógłbym wydać na nie swoje wszystkie oszczędności, o ile niedługo nie zostanę z niczym przez pieprzone fajki, bez których nie potrafię żyć.
Swoją drogą, to czy przypadkiem nie zostały mi ostatnie sztuki? Poza tym, nie wziąłem ich, kurwa.
W samochodzie, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca (ja z tyłu po lewej, a Harry po prawej) zająłem się sobą puszczając na słuchawkach kawałki Olivera Francisa. Nie dosyć, że kochałem jego twórczość to chyba mi się podobał, ale to nie jest teraz ważne. Swoją drogą miał jasne oczy, a do takich miałem słabość. Jakiego koloru są oczy Harry'ego? W sumie nigdy mu się nie przyglądałem, bo wystarczała mi świadomość, że po prostu był, ale chciałbym teraz się tego dowiedzieć.
Podczas podróży z nudów bawiłem się swoją czapką i wypychałem językiem swój kolczyk w wardze. Gdy zajrzałem do portfela ucieszyłem się widząc awaryjną fajkę, ale mina mi szybko zrzedła, gdy zdałem sobie sprawę, że nie miałem zapalniczki ani zapałek.
Obracając papierosa palcami włączyłem kawałek wspomnianego wokalisty, a słysząc fragment "The sun sets up over the beach as I burn the marijuana leaf" uświadomiłem się, że przez jakieś dwa tygodnie nie byłem na żadnej imprezie, na której zazwyczaj zabawiałem się z innymi paląc przy tym trawkę.
Jestem zniszczonym dzieciakiem.
Będąc w Holmes Chapel w towarzystwie Harry'ego zmieniałem się przez to, że nie robiłem rzeczy, które towarzyszyły mi w każdym tygodniu.
Coż, Horan, jesteś na pewnego rodzaju odwyku i musisz to przeżyć.
Gdy dotarliśmy na miejsce to po wyjściu z auta rozprostowałem się nabierając świeżego powietrza.
Okej, co teraz?
Zaczęliśmy zwiedzać parki i inne gówna, na które nie miałem żadnej ochoty po wycieczce w Holmes Chapel. Jednakże nasze mamy chciały skorzystać z okazji i zrobić zakupy w pobliskim centrum handlowym, dzięki czemu razem z Harrym zyskałem czas wolny.
- Gdzie mnie zabierzesz, kolego? - zapytałem, gdy zaczęliśmy pałętać się po mieście.
- A byłeś tu kiedyś?
- Nie ruszam dupy z mojej Irlandii, a jeśli chodzi o duże miasta to byłem tylko w tych, które są w moim kraju oraz w Londynie, gdzie poznałem kogoś niesamowitego - uśmiechnąłem się mając na myśli Louisa.
- Niesamowitego? Uhm, przepraszam, że pytam, ale... masz dziewczynę? - spytał niepewnie, a ja zaśmiałem się kręcąc głową, kiedy jego twarz przybrała dziwny wyraz.
- A ty, Harry? - spytałem, mimo że zdawałem sobie sprawę, że taki ktoś jak on nie bawił się w związki.
- N-nie, a ty?
- Ja też.
- Naprawdę? - spytał zdziwiony.
- A dlaczego miałbym mieć?
- Nie wiem? To znaczy... Jesteś odważny, przystojny ch-chyba, więc uch, tak.
Podniosłem brew zdziwiony uśmiechając się do Harry'ego, który właśnie opuścił swój wzrok na chodnik.
Och, Haroldzie.
- Więc gdzie mnie zabierzesz? - wróciłem do tematu.
- Możemy pójść na lody, na diabelski młyn...
- Lody, och - przerwałem mu mówiąc może tak, a może nie sugestywnie i wtedy zauważyłem jak jego policzki się rumienią.
Czy ja właśnie odkryłem, że Harry jest...
Nie ma pieprzonej mowy.
- Więc ja stawiam - odezwałem się - Diabelski młyn też.
- Nie, Niall, nie możesz...
- Mogę. Jeśli coś mówię, to tak jest i ma być.
- Dobrze - powiedział zapewnie nie chcąc się ze mną kłócić.
- Ale najpierw kupimy fajki zanim będziemy musieli wracać.
- Twoja mama wie, że palisz?
- Kiedyś mnie na tym przyłapała, ale teraz staram się z tym ukrywać, do cholery nie wiedząc dlaczego. Może dlatego, że mam dosyć kłótni z nią.
Harry nie odezwał się i tak zostało dopóki nie weszliśmy do sklepu. Wkurzyłem się, gdy powiedzieli mi, że nie ma czerwonych Marlboro, więc kupiłem coś innego co mi odpowiadało, a Harry przyglądał się temu wszystkiemu krecąc głową, jakby nie miał słów na to wszystko.
- Jak długo palisz? - zapytał, gdy po wyjściu ze sklepu zasmakowałem papierosa.
- Chyba rok.
- I palisz paczkę dziennie? To nie jest dobre.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Harry. Po prostu wpadłem w pieprzony nałóg, który ciągnie za sobą mnóstwo pieniędzy.
- I zdrowia - westchnął - Nie myślałeś nad tym, żeby to rzucić?
- Myślałem, ale nie dałbym rady tego zrobić. To popieprzone, Harry.
Przy budce z lodami i innymi smakołykami Styles zdecydował się na gofry zamiast na loda, o którego ja poprosiłem. Po zapłaceniu i odebraniu zamówień zaczęliśmy jeść i iść w kierunku diabelskiego młynu, który nie znajdował się daleko od nas.
Liżąc zimny deser patrzyłem na chłopaka myśląc nad pewnymi sprawami, ale przerwałem to, gdy on zauważył coś lub kogoś co sprawiło, że przestraszył się i przyśpieszył kroku.
- Hej, co jest? - zapytałem.
- Nic - odpowiedział, gdy wrzucał śmieci do kosza.
- Kogo zobaczyłeś?
- Nie powiem ci, bo nie chcę.
Uszanowałem jego zdanie, mimo że byłem cholernie ciekawy o co chodziło.
Po pół godziny wchodziliśmy już na atrakcję. Gdy zapłaciłem za nasze bilety, wszedliśmy do jednej ze szklanych kabin, gdzie byliśmy sami.
Harry usiadł naprzeciwko mnie i patrząc gdzieś w bok schował dłonie pomiedzy swoimi kolanami, więc przypuściłem, że się denerwował.
- Wyluzuj, Harold.
- Uhm, Niall?
- Co?
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie zwracał się do mnie w ten sposób.
- To coś złego?
- Ja...
- Słuchaj, Harry - powiedziałem wstając, by zająć miejsce obok niego - Jesteśmy tu, by dobrze się bawić, a ciebie widocznie coś trapi - westchnąłem i wtedy atrakcja została wprawiona w ruch, dzięki czemu zaczęliśmy przemieszczać się w górę.
- Dlaczego ty, Niall Horan, się tym przejmujesz?
- Okej, oboje wiemy, że to nie jest w moim stylu, ale tu jest coś nie tak, co mnie irytuje, nie ukrywam.
- Nie powiem ci...
- Zrób to - powiedziałem i wtedy łzy pojawiły się w jego oczach.
- On mnie dręczył, Niall - zaczął mówić zakrywając swoją twarz dłońmi - Bił mnie na szkolnych korytarzach na oczach wszystkich - zaczął płakać i wtedy nie wiedziałem co zrobić, bo nie przypuszczałem, że coś takiego zobaczę.
- Hej, spokojnie - położyłem dłoń na jego ramieniu, ale to nic nie dało, bo rozpłakał się na dobre. Westchnąłem zastanawiając się co zrobić, aż postanowiłem, że go przytulę.
Zrobiłem to powoli, by Harry się nie przestraszył, ale on bez zastanowienia wtulił się we mnie, co mnie bardzo zszokowało.
- Uhm, Harry? - odetchnąłem gładząc jego plecy - Tu... Tu nikt tobie nic nie zrobi. Jesteś bezpieczny - powiedziałem wsuwając dłoń w jego miękkie włosy.
- Nigdy nie czułem się bezpieczny - szepnął odsuwając się ode mnie i wtedy nasza kabina zatrzymała się ma samej górze w celach widokowych.
- Stary, głowa do góry - powiedziałem i wtedy Harry spojrzał się na mnie będąc cały zapłakany.
- Dlaczego jesteś teraz dla mnie taki miły?
- Myślę, że skoro spędzamy ze sobą tyle czasu to powinienem... Ciebie pocieszać? Nigdy tego nie robiłem, bo nie miałem do tego powodów, więc nie sądzę, że jestem w tym dobry, ale unieś głowę i pokaż wszystkim, że to ty jesteś panem swego świata i nikt nie ma prawda dyktować w nim warunków oprócz ciebie - wypowiedziałem chyba najmądrzejsze zdanie w moim życiu co było zaskakujące i wtedy Harry opuścił głowę ocierając łzy.
- Dziękuję - szepnął i wtedy lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Nie ma za co - wzruszyłem ramieniem i od tego momentu Harry nie był smutny ani razu więcej tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro