Rozdział 24
- Załóż to o czym mówiłeś i już przestań zadawać więcej pytań - powiedziałem do Louisa, cisnąwszy w niego najbliżej znajdującą się przy mnie poduszką, gdy tylko podszedł do łóżka, na którym leżałem.
Tak, do Louisa. Postanowił do mnie przylecieć pierwszy raz w życiu i spędzić wspólnie cały tydzień stwierdzając, że nic się nie stanie, gdy opuścimy kolejne pięć dni szkolnych. Za to moja mama niezbyt była do tego przekonana, ale w końcu zgodziła się mówiąc, że chętnie pozna mojego przyjaciela, z którym znam się dość długo. Co najlepsze, w realnym świecie dogadywaliśmy się równie dobrze jak przez internet i to było świetne. Cieszyło mnie to, że mogłem zobaczyć go ponownie i to po tak długim odstępie czasu.
- A może lepiej będę wyglądać w tym? - podniósł brew zupełnie mnie ignorując i pokazując kolejną koszulkę.
- To tylko impreza, o mój Boże, Louis.
- W takim razie wezmę to. - Sięgnął do walizki po niebieską koszulkę z białymi paskami na rękawkach, by następnie przebrać się w nią tuż przy mnie.
- Z tobą gorzej niż z babą. - Przewróciłem oczami wstając z łóżka, by podejść do biurka i sięgnąć z niego papierosy. - Fajkę? - zapytałem wkładając jedną do ust. Przyjaciel podszedł do mnie skinąwszy głową i zabrał jednego papierosa z paczki.
- Kiedy przyjedzie po nas ten cały Dan? - zapytał odpalając fajkę, gdy ja ze swoją podszedłem do okna, by je otworzyć i tym samym wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Na zewnątrz była ładna, jesienna już pogoda. Jednakże na szczęście nie wiało, a do tego do południa świeciło słońce, co nie zmienia faktu, że było chłodno. A teraz było dość ciemno.
- Niedługo powinien się zjawić - odpowiedziałem patrząc na godzinę ukazaną w telefonie. - Śpieszy ci się?
- Tylko pytam, stary. - Wzruszył ramionami siadając na rogu łóżka, zaciągając się dymem, by następnie go z siebie powoli wypuścić. - Impreza z tobą to coś na co długo czekałem - posłał mi uśmiech.
- Ta - zaśmiałem się pod nosem. - Ja też. Poza tym, to dobra okazja, by dobrze spędzić czas z najlepszymi kumplami, nie? - uniosłem brew, a on skinął głową.
- Już nie mogę się doczekać.
Wtem do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka, co oznaczało, że Dan się zjawił. Zgasiłem papierosa w szklanej popielniczce leżącej na parapecie, po czym krzyknąłem:
- Mamo, otworzysz? To Dan!
- Co? - usłyszałem z parteru i wtedy westchnąłem głośno. Wstałem, podszedłem do drzwi i otworzyłem je, by odezwać się ponownie.
- Dan przyjechał, otwórz mu drzwi, ja zaraz zejdę!
- Jestem zajęta, Niall - usłyszałem i wtedy skinąłem głową do Louisa na znak, że ma iść ze mną. Gdy odstawił niedokończonego papierosa, zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do głównego wejścia, by powitać jednego z moich miejscowych przyjaciół.
- W końcu jesteś, Louis się niecierpliwił - odezwałem się, gdy otworzyłem drzwi, lecz to nie Dan stał za nimi.
- O kurwa - usłyszałem za sobą głos Louisa, a sam otworzyłem szerzej oczy, widząc przed sobą Harry'ego, stojącego razem z walizką.
________________
HA, NIESPODZIANKA, TO NIE KONIEC ♡
Postanowiłam, że jeszcze trochę to rozpiszę, nie mogę tego tak zostawić, so here we go. Miłego weekendu, kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro