(3)
*Ellie*
Obudził mnie drażniący dźwięk mojego budzika w telefonie. Szybko przesunęłam palcem po ekranie, żeby pozbyć się uciążliwej muzyczki. Westchnęłam patrząc na zegarek, była dokładnie 7:05 w sobotę. Napewno się zastanawiacie co takiego walnęło mnie w głowę, żeby wstać o tej godzinie w sobotę. Powtarzam w SOBOTĘ! Otóż była to moja mama, która poprosiła mnie, żeby pomogła jej z papierami w ośrodku.
Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Stałam tam, tępo wgapiając się w ciuchy w szafie. Po jakiś 15 minutach trudnego wybierania, wyjęłam czarne rurki i czerwono-czarną koszulę w kratę, a do tego dopasowany, czarny podkoszulek. Później udałam się do łazienki, zdjęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Po orzeźwiającym prysznicu, który trwał jakieś 20 minut, ubrałam wcześniej wybrane rzeczy. Nie malowałam się, jak codzień, wogóle nie nałożyłam makijażu, bo nie miałam się po co stroić. No chyba, że spotkam Luke'a... Nie dobra, nie maluję się.
Zeszłam na dół i zobaczyłam, że tata siedzi przy stole, czytając gazetę i pijąc kawę. Podeszłam do niego i przywitałam się z nim całusem w policzek.
- Dzień dobry tato. - uśmiechnęłam się promiennie, co było dziwne, patrząc na to, która jest godzina.
- Dobry córcio. - zwinął gazetę. - To jak, jedziemy, bo zgaduję, że śniadanie zjesz tam, co nie? - i wziął ostatni łyk swojej kawy.
- Tak. Jedzmy. - uśmiechnęłam się do niego miło, to znaczy tak miło, jak się dało w sobotni poranek.
- Okey. To ja czekam w aucie. - on również uśmiechnął się ciepło, kierując się na korytarz, gdzie ubrał swoje buty i już po chwili mogłam usłyszeć zamykanie drzwi wejściowych.
Ruszyłam w ślady mojego ojca i również udałam się na korytarz. Ubrałam moje niskie, czarne vansy, wzięłam jeszcze telefon i słuchawki z komody. Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz i ruszyłam w kierunku samochodu, gdzie na przednim siedzeniu czekał tata. Usiadłam na siedzeniu obok niego i zapięłam pasy.
- No to okey, a tak właściwie to po co mama kazała ci przyjechać tak wcześnie? - zapytał, ruszając i włączając radio jednym przyciskiem.
- Mam jej pomóc przy porządkach w papierach. - odpowiedziałam i skupiłam się na obrazach za oknem.
- Oj... to życzę powodzenia, z tego co mówiła jest tego strasznie dużo. - zaśmiał się, nadal ciągnąc rozmowę.
Przez resztę drogi nie odezwaliśmy się do siebie ani razu. Wysiadłam przed ośrodkiem, zabierając ze sobą wszystkie moje rzeczy i poszłam w stronę głównego wejścia, a mój tato odjechał, ale mówił, że jakbym chciała wracać to mam dzwonić.
Weszłam do holu i zobaczyłam całą dziewiątkę, siedzącą na kanapach przy ścianie i śmiejącą się z czegość. Mała Zoe, gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła się w moją stronę. Szybko ją złapałam i zakręciłam się z nią wokół mojej osi. Zaśmiała się słodko.
- Jak fajnie, że jesteś. Chodź do nas. - uśmiechnęła się, schodząc z moich rąk i ciągnąc za dłoń w stronę reszty.
- Hej Ellie. - zawołała Soph.
- Hej wszystkim. - zaśmiałam się i machnęłam ręką w ich stronę.
Usiadłam na jednym wolnym fotelu przy reszcie, a Zoe usiadła na kolanach Luke'a, co było dla mnie dziwne, bo myślałam, że on się do nikogo nie odzywa, a jednak mała przekroczyła jego strefę osobistą.
Nagle ktoś machnął mi przed nosem ręką, a ja zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w Luke'a i Zoe.
- Przepraszam. - spuściłam głowę, a za plecami usłyszałam śmiech reszty.
Podniosłam głowę i widziałam kątem oka, że nawet Luke się zaśmiał, więc na samą myśl też uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie słyszałaś mojego pytania, co nie? - padło pytanie z ust gotki.
- Nie. Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się nerwowo.
- No to je ponowie. Co ty droga niewiasto robisz tu o tej godzinie? Przecież jest 8 rano. - zapytała Faith.
- Wiem, ale mama kazała mi przyjść i pomóc jej w papierach, bo ponoć sama nie da sobie rady. - westchnęłam. - Do tego nie długo mają przyjść jakieś dwie nowe osoby.
- No słyszeliśmy. Ponoć jakaś Claudia i jakiś Brandon. - poinformowała Kate.
- No ja też tak słyszałem, ale też słyszałem, że ten chłopak jest strasznym podrywaczem. I tak na jasną sprawę nie mam z tym problemu, ale niech się tylko zbliży do mojej kobiety, to zapierdole go i nie żartuję zajebie gnoja. - warknął zabawnie Dan.
- Jaką ty masz kobietę ośle? Nikt by cię nie chciał. - zjechała go, jak zwykle gotka.
- No jak to jaką kobietę. Ellie, debilko. - na te słowa, zachłysnęłam się powietrzem.
- Jestem twoją kobietą? - zapytałam ze śmiechem.
- No, a jak. Niech się tylko zbliży to zapierdolę. - zaśmiał się na swoje własne słowa.
- No okey mogę być twoją kobietą Dan. - wybuchłam śmiechem, a Dan poruszył brwiami i usiadł na oparciu fotela, na którym siedzę, uśmiechając się zboczenie przy tym, a ja nie mogłam opanować śmiechu.
- Nie pogrążaj się deklu, ona i tak na ciebie nie spojrzy. - powiedziała znów Faith.
- Ona już jest moja, więc popatrz jednak na mnie spojrzała. - odparł, próbując ukryć śmiech.
Gdy oni tak się kłócili, ja rozejrzałam się po reszcie, która była skupiona na tym co dzieję się w wymianie zdań Dan'a i Faith. Nagle mój wzrok przyciągnął Luke, który patrzył na mnie, wogóle nie skupiając się na wymianie zdań przez tą dwójkę. Patrzył mi prosto w oczy ze smutkiem, by po chwili spuścić wzrok na swoje dłonie i małej Zoe, które były splecione ze sobą. Natomiast dziewczynka siedziała na kolanach blondyna i skupiała tak jak większość uwagę na chłopaku o kruczo czarnych włosach i dziewczynie o włosach tego samego koloru. Później niebieskooki, jak zdążyłam zauważyć, nie spojrzał na mnie już ani razu, przez cały czas patrzył w podłogę, a ja mogę powiedzieć tylko jedno: 'Luke Dangers jest dla mnie jedną, wielką zagadką, którą ja odkryje.'
*******
Dziękuję za miłe przyjęcie tej książki i postanowiłam, że będę wydawać rozdziały 2 razy w tygodniu. W soboty, jak zwykle i w niedziele, co wy na to?
Kocham was,
xx
-Nat
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro