Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(16)

*Ellie*

Postanowiłam nie załamywać się z powodu tego co napisał Luke i dać sobie z nim spokój. Cholernie mnie to boli i sama nie wierzę, że to robię, ale no cóż. Jeśli po raz kolejny mam dostać potem 'Wisi mi to!', to ja podziękuję.

Usiadłam na łóżku, przecierając mokre i spuchnięte od płaczu oczy. Musiałam szybko coś na siebie założyć i doprowadzić choć trochę do porządku. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne rurki z dziurami na kolanach i tego samego koloru podkoszulek. Udałam się w kierunku łazienki, zgarniając przy okazji kosmetyczkę.

Weszłam pod prysznic i już po chwili poczułam zimny strumień wody na moim ciele. Aż krzyknęłam na uczucie lodowatej wody. Szybko ją wyregulowałam i powróciłam do nakładania żelu na moje ciało.

Po 15 minutowym prysznicu, wyszłami i szybko nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania.

Stanęłam przed lustrem, nakładając fluid, puder, tusz do rzęs i lekko różowy błyszczyk. Rozczesałam włosy i rozłożyłam je po równo na ramionach. Spojrzałam jeszcze raz w odbicie. Westchnęłam głośno, uświadamiając sobie, że stroję się tak tylko dla Brandon'a. No trudno.

Wyszłam z pomieszczenia, gasząc za sobą światło i zamykając drzwi. Weszłam do mojej sypialni i odłożyłam do kosza na pranie moje brudne ciuchy. Spojrzałam na zegar na ścianie, który wskazywał 20:58. Zwinęłam tylko cienki sweterek i ruszyłam do holu.

Zastałam tam bruneta, który siedział na jednej z rozłożonych kanap. Gdy tylko mnie spostrzegł, wstał i szybkim, bardzo szybkim krokiem do mnie podszedł.

- Okey. To idziemy? - zapytał, uśmiechając się szeroko do mnie.

- Jasne. - odwzajemniłam uśmiech.

Ruszyliśmy przez korytarz w kierunku drzwi wyjściowych. Chwilę później uderzył w nas podmuch świeżego powietrza. Ruszyliśmy aleją z drzew w głąb parku. Lecz wolałam jednak nie iść z nim za daleko w ramach bezpieczeństwa, więc przy pierwszej okazji usiadłam na ławce i poklepałam miejsce obok, żeby usiadł. Zaśmiał się i podszedł, grzecznie siadając.

- Z czego się śmiejesz? - zmarszczyłam brwi.

- Z tego, jak się zachowujesz. - odpowiedział.

- Nie rozumiem. - odparłam zdezorientowana.

- Spokojnie nie zrobię ci krzywdy. - rzucił i znów ogarnęła go powaga. - Nie, jak co po niektórzy. - dodał szeptem.

- Kogo masz na myśli? - zapytałam.

- Luke'a. - powiedział jeszcze ciszej.

- Słucham?! - krzyknęłam, podnosząc się z ławki.

- Usiądź i nie rób scen. - warkął.

Głośno westchnęłam i udając wielką niechęć, zajęłam z powrotem swoje wcześniejsze miejsce.

- Co masz na myśli? - zapytałam jeszcze raz.

- Nie wiesz o Luke'u ważnej rzeczy. - odpowiedział.

- Jakiej? - padło kolejne pytanie z moich ust.

Widziałam kątem oka, jak Brandon się zawachał przed powiedzeniem tego, ale chwilę potem usłyszałam zdanie, którego się nie spodziewałam.

- On zabił własną matkę. - wyszeptał tak, że prawie go nie usłyszałam.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Nie wierzę ci! - odpowiedziałam, wstając i ruszając w stronę wejścia do budynku.

- Nie musisz mi wierzyć, ale nie dziwi cię to, że ciągle się nie odzywa. Nie wpadłaś na to, że może mieć traume po tym, jak zabił swoją mamę i widział, jak umiera...

Zatrzymałam się gwałtownie. I tu miał rację. Luke nigdy nie napisał mi na kartce, czemu nie mówi i co za tym stoi.

- Ale skąd masz pewność, że to właśnie to za tym idzie? - zapytałam. - Może była zupełnie inna sytuacja. A jego mama żyje. - stwierdziłam.

- Nie. Jego tata go tu wysłał, bo nie mógł na niego patrzeć za to co zrobił. - rzucił brunet.

Przystanęłam na chwilę. Ale to nie możliwe. Mój Luke nie zrobiłby nigdy czegoś takiego. To jest nie możliwe. A z drugiej strony, Brandon mówi o tym, jakby był tego w 100% przekonany. Albo jest bardzo dobrym aktorem...

- No nie powiem aktorstwo masz na najwyższym poziomie. Prawie ci uwierzyłam. - warknęłam, odchodząc i ostatnie co zobaczyłam to jego chamski uśmieszek. - Albo wiesz co? Czekaj. - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. - Jaki miałeś cel, żeby tak podle kłamać na temat Luke'a? - zapytałam.

- Moim celem byłaś ty. - odpowiedział.

- Jak to?

- Jesteś naprawdę mega piękna. I możesz mieć każdego. Naprawdę każdego. A ty wybrałaś takiego pokrakę, jak Luke'a. Serio? - zapytał sarkastycznie. - Stać cię na coś lepszego, a nie takie coś.

I nie wytrzymałam. Z całej siły zamachnęłam się i uderzyłam go w policzek. On chyba w pierwszej chwili nie pojął co się stało, a po chwili chwycił się za chyba bolące miejsce.

- No nie powiem. Masz siłę dziewczyno. - zaśmiał się. 'Co z nim jest nie tak?'

- I teraz się odemnie odczep człowieku. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - rzuciłam i zaczęłam odchodzić.

- I nadal wolisz Dangers'a. - zapytał, doganiając mnie i dotrzymując kroku.

- Tak. Zdecydowanie. Bo jest 1000 razy lepszy od ciebie. - powiedziałam.

- Powiedź mi jedną rzecz, okey? - zapytał i zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek i obracając w swoją stronę.

- Dajesz. - rzuciłam od niechcenia.

- Co on ma takiego w sobie, że wszystkie na niego lecą?

- Jak to wszystkie?

- Claudia też mówi, że jest słodki i uroczy. - westchnął.

- Słucham?! - moja zazdrość dała o sobie znać.

Znów wpadł w śmiech. Westchnęłam głośno i zroozumiałam, że poraz kolejny raz dzisiaj mnie wrabia.

- Wiesz co? Odwal się. - warknęłam i ruszyłam w stronę budynu.

Weszłam do holu i ruszyłam prosto do swojego pokoju. Gdy znalazłam się w środku, od razu rzuciłam się na łóżko. Nie wierzę, że Brandon jest aż tak podły, żeby kłamać w taki sposób na temat blondyna.

Leżałam tam jeszcze jakieś 15 minut, pogrążona w myślach, gdy w oczy rzuciła mi się biała koperta leżąca na biurku.

*******

To się dzieje. 

Do jutra!

Kocham Was,

xx

-Nat

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro