(16)
*Ellie*
Postanowiłam nie załamywać się z powodu tego co napisał Luke i dać sobie z nim spokój. Cholernie mnie to boli i sama nie wierzę, że to robię, ale no cóż. Jeśli po raz kolejny mam dostać potem 'Wisi mi to!', to ja podziękuję.
Usiadłam na łóżku, przecierając mokre i spuchnięte od płaczu oczy. Musiałam szybko coś na siebie założyć i doprowadzić choć trochę do porządku. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne rurki z dziurami na kolanach i tego samego koloru podkoszulek. Udałam się w kierunku łazienki, zgarniając przy okazji kosmetyczkę.
Weszłam pod prysznic i już po chwili poczułam zimny strumień wody na moim ciele. Aż krzyknęłam na uczucie lodowatej wody. Szybko ją wyregulowałam i powróciłam do nakładania żelu na moje ciało.
Po 15 minutowym prysznicu, wyszłami i szybko nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania.
Stanęłam przed lustrem, nakładając fluid, puder, tusz do rzęs i lekko różowy błyszczyk. Rozczesałam włosy i rozłożyłam je po równo na ramionach. Spojrzałam jeszcze raz w odbicie. Westchnęłam głośno, uświadamiając sobie, że stroję się tak tylko dla Brandon'a. No trudno.
Wyszłam z pomieszczenia, gasząc za sobą światło i zamykając drzwi. Weszłam do mojej sypialni i odłożyłam do kosza na pranie moje brudne ciuchy. Spojrzałam na zegar na ścianie, który wskazywał 20:58. Zwinęłam tylko cienki sweterek i ruszyłam do holu.
Zastałam tam bruneta, który siedział na jednej z rozłożonych kanap. Gdy tylko mnie spostrzegł, wstał i szybkim, bardzo szybkim krokiem do mnie podszedł.
- Okey. To idziemy? - zapytał, uśmiechając się szeroko do mnie.
- Jasne. - odwzajemniłam uśmiech.
Ruszyliśmy przez korytarz w kierunku drzwi wyjściowych. Chwilę później uderzył w nas podmuch świeżego powietrza. Ruszyliśmy aleją z drzew w głąb parku. Lecz wolałam jednak nie iść z nim za daleko w ramach bezpieczeństwa, więc przy pierwszej okazji usiadłam na ławce i poklepałam miejsce obok, żeby usiadł. Zaśmiał się i podszedł, grzecznie siadając.
- Z czego się śmiejesz? - zmarszczyłam brwi.
- Z tego, jak się zachowujesz. - odpowiedział.
- Nie rozumiem. - odparłam zdezorientowana.
- Spokojnie nie zrobię ci krzywdy. - rzucił i znów ogarnęła go powaga. - Nie, jak co po niektórzy. - dodał szeptem.
- Kogo masz na myśli? - zapytałam.
- Luke'a. - powiedział jeszcze ciszej.
- Słucham?! - krzyknęłam, podnosząc się z ławki.
- Usiądź i nie rób scen. - warkął.
Głośno westchnęłam i udając wielką niechęć, zajęłam z powrotem swoje wcześniejsze miejsce.
- Co masz na myśli? - zapytałam jeszcze raz.
- Nie wiesz o Luke'u ważnej rzeczy. - odpowiedział.
- Jakiej? - padło kolejne pytanie z moich ust.
Widziałam kątem oka, jak Brandon się zawachał przed powiedzeniem tego, ale chwilę potem usłyszałam zdanie, którego się nie spodziewałam.
- On zabił własną matkę. - wyszeptał tak, że prawie go nie usłyszałam.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Nie wierzę ci! - odpowiedziałam, wstając i ruszając w stronę wejścia do budynku.
- Nie musisz mi wierzyć, ale nie dziwi cię to, że ciągle się nie odzywa. Nie wpadłaś na to, że może mieć traume po tym, jak zabił swoją mamę i widział, jak umiera...
Zatrzymałam się gwałtownie. I tu miał rację. Luke nigdy nie napisał mi na kartce, czemu nie mówi i co za tym stoi.
- Ale skąd masz pewność, że to właśnie to za tym idzie? - zapytałam. - Może była zupełnie inna sytuacja. A jego mama żyje. - stwierdziłam.
- Nie. Jego tata go tu wysłał, bo nie mógł na niego patrzeć za to co zrobił. - rzucił brunet.
Przystanęłam na chwilę. Ale to nie możliwe. Mój Luke nie zrobiłby nigdy czegoś takiego. To jest nie możliwe. A z drugiej strony, Brandon mówi o tym, jakby był tego w 100% przekonany. Albo jest bardzo dobrym aktorem...
- No nie powiem aktorstwo masz na najwyższym poziomie. Prawie ci uwierzyłam. - warknęłam, odchodząc i ostatnie co zobaczyłam to jego chamski uśmieszek. - Albo wiesz co? Czekaj. - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. - Jaki miałeś cel, żeby tak podle kłamać na temat Luke'a? - zapytałam.
- Moim celem byłaś ty. - odpowiedział.
- Jak to?
- Jesteś naprawdę mega piękna. I możesz mieć każdego. Naprawdę każdego. A ty wybrałaś takiego pokrakę, jak Luke'a. Serio? - zapytał sarkastycznie. - Stać cię na coś lepszego, a nie takie coś.
I nie wytrzymałam. Z całej siły zamachnęłam się i uderzyłam go w policzek. On chyba w pierwszej chwili nie pojął co się stało, a po chwili chwycił się za chyba bolące miejsce.
- No nie powiem. Masz siłę dziewczyno. - zaśmiał się. 'Co z nim jest nie tak?'
- I teraz się odemnie odczep człowieku. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - rzuciłam i zaczęłam odchodzić.
- I nadal wolisz Dangers'a. - zapytał, doganiając mnie i dotrzymując kroku.
- Tak. Zdecydowanie. Bo jest 1000 razy lepszy od ciebie. - powiedziałam.
- Powiedź mi jedną rzecz, okey? - zapytał i zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek i obracając w swoją stronę.
- Dajesz. - rzuciłam od niechcenia.
- Co on ma takiego w sobie, że wszystkie na niego lecą?
- Jak to wszystkie?
- Claudia też mówi, że jest słodki i uroczy. - westchnął.
- Słucham?! - moja zazdrość dała o sobie znać.
Znów wpadł w śmiech. Westchnęłam głośno i zroozumiałam, że poraz kolejny raz dzisiaj mnie wrabia.
- Wiesz co? Odwal się. - warknęłam i ruszyłam w stronę budynu.
Weszłam do holu i ruszyłam prosto do swojego pokoju. Gdy znalazłam się w środku, od razu rzuciłam się na łóżko. Nie wierzę, że Brandon jest aż tak podły, żeby kłamać w taki sposób na temat blondyna.
Leżałam tam jeszcze jakieś 15 minut, pogrążona w myślach, gdy w oczy rzuciła mi się biała koperta leżąca na biurku.
*******
To się dzieje.
Do jutra!
Kocham Was,
xx
-Nat
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro