(15)
JUŻ WRÓCIŁAM!!!! KTOŚ SIĘ CIESZY? I z góry przepraszam za tak długą nieobecność na tym opowiadaniu. Teraz rozdziały będą pojawiać się prawidłowo w soboty i niedziele co tydzień.
I teraz mam prośbę. Czy możecie mi napisać co sądzicie o tym opowiadaniu. I czy w jakimś stopniu Was ono ciekawi. Bardzo mi się liczy wasza opinia.
Z góry dziękuję, jeśli ktoś napisze odpowiedź.
I wogóle dziękuję za to, że tu jesteście i to czytacie.
Kocham Was.
*******
*Ellie*
Luke już się uspokoił i siedział już znów przy mnie, szybko oddychając. A reszta nadal patrzyła na nas wyczekująco. Westchnęłam głośno, chwyciłam pod stołem Luke'a za rękę i w końcu się odezwałam.
- No nie wiem, czy to był duch. - powiedziałam. - Zamiast tego ducha to mogłam być ja, a raczej na pewno to byłam ja. - dodałam szybko.
- Ale jak to? - zapytała Soph.
- Co? - tym razem Dan.
- Jak? - padło tym razem od Faith.
- No, bo wczoraj była burza.
- Boisz się burzy? - odezwał się Brandon. - Jak coś mogłaś przyjść do mnie. Posiedzielibyśmy razem. - uśmiechnął się uwodzicielsko, a blondyn bardzo mocno ścisnął moją rękę.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam, jak patrzy na bruneta i zabija go wzrokiem. Chciałam się zaśmiać na to, że jest zazdrosny o tego idiotę, ale w ostatnim momencie się powstrzymałam i ja też mocniej ścisnęłam jego rękę, by dać mu znać, że nie ma się przejmować. Tym razem wzrok przeniósł na mnie i słodko się uśmiechnął, co ja szybko odwzajemniłam i wróciłam do rozmowy.
- Nie, nie boję się burzy, ale nie mogłam zasnąć, więc stwierdziłam, że pójdę do Luke'a. I siedziałam z Luke'iem, więc Soph to mnie słyszałaś, gdy szłam do niego, a nie duchy. - zaśmiałam się.
- Uff.. całe szczęście już się bałam. - odparła.
Cała reszta przy stole wybuchła śmiechem, oprócz Sophie, która zrobiła naburmuszoną minę, ale też ledwo się nie śmiała. Reszta wróciła do jedzenia oraz ożywionej rozmowy o szkole i tej samej nauczycielce, która nas przyłapała wczoraj z blondynem. Usłyszałam tylko tyle, że nikt jej nie lubi, a resztę swojej uwagi poświęciłam blondynowi.
Po zjedzonym posiłku, zanieśliśmy do kuchni naczynia, dziękując przy okazji kucharką za dobry posiłek.
- Ej, może wyjdziemy dzisiaj gdzieś na spacer wszyscy? Hmm? - zaoferował Brandon.
- Okey. Możemy gdzieś iść się przejść lub gdzieś posiedzieć na świeżym powietrzu. - stwierdziłam.
- To Ellie jest za. Kto idzie z nami? - zapytał brunet.
Jakoś nikt nie wyrywał się, żeby z nami iść. Patrzyłam na wszystkich z nadzieją by w końcu ktoś się zlitował i, żebym nie musiała iść z nim sama. Ale niestety nikt mnie nie uratował.
- W takim razie El idziemy sami. - powiedział do mnie, uśmiechając się.
- A może ty Luke z nami pójdziesz? Co? - odwróciłam się w stronę blondyna, ale ten ze smutną miną pokiwał przecząco głową. - Masz sesję? - padło kolejne pytanie z moich ust do blondyna.
W odpowiedzi tylko pokiwał potakująco. - No okey. - westchnęłam.
- No to w takim razie, rzeczywiście idziemy sami. - uśmiechnął się zboczenie w moją stronę.
- Okey. To o której? - zapytałem niechętnie.
- O 21. Okey? - odparł.
- A czemu tak późno?
- Niestety o tej najwcześniej mam czas. - zauważył. - Chyba się nie boisz? - zaśmiał się na cały głos.
- Nie, raczej nie, ale po prostu rano mam szkołę i chciałabym się porządnie wyspać. - odparłam, co było jednym wielkim kłamstwem, ale nie podobał mi się scenariusz kręcenia się po dworze z brunetem, gdy jest ciemno.
- Nie pękaj. Będzie dobrze. - odpowiedział.
- No okey. - zgodziłam się zrezygnowana.
Pożegnałam się z resztą, chcą iść z blondynem do jego pokoju, ale zobaczyłam, że niebieskooki już wspina się po schodach do skrzydła chłopców. Już wiem, że jest wkurzony o to, że wychodzę wieczorem z brunetem.
No w sumie nie dziwię mu się, w ciągu ostatnich dni stopniowo się do siebie zbliżaliśmy i teraz jesteśmy ze sobą naprawdę bardzo, ale to bardzo blisko. I nagle ja wyskakuję ze spotkaniem z chłopakiem, którego Dangers nienawidzi. Ale myślałam, że chociaż Luke z nami będzie. Zupełnie zapomniałam, że w tym tygodniu ma on sesje wieczorem. Nie ukrywam, że mi też nie podoba się to, że idę z nim sama.
Pobiegłam szybko w stronę Luke'a i dogoniłam go w momencie kiedy zamykał drzwi. Włożyłam stopę między drzwi, a futrynę i uniemożliwiłam mu ich zamknięcie. Na początku nie chciał mnie wpuścić, ale po 2 minutach poddał się i wzdychając głośno, pozwolił mi wejść. Stanęłam na środku pokoju, czekając aż w końcu zamknie drzwi. On zupełnie nie przejął się moją obecnością i i usiadł na łóżku, nawet nie zaszczycając mnie wzrokiem. Ja nadal stałam na środku pokoju, wpatrując się w niego.
- Niech zgadnę chodzi ci o to, że idę się z nim przejść? - zapytałam, przerywając ciszę.
Pokiwał głową w odpowiedzi, nadal na mnie nie patrząc.
- Aha. Ale wiesz, że ja idę się z nim tylko przejść? - zauważyłam.
Znów potaknął głową, siagając notes z szafki nocnej, który zawsze używał, gdy miał coś ważnego do powiedzenia w danej sprawie. Podeszłam bliżej do łóżka by lepiej zobaczyć odpowiedź.
- 'Wisi mi to!'. - widniało na kartce.
Nie powiem takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Coś strasznie zakuło mnie w klatce piersiowej. Nie wierzę, że ma to gdzieś. Stałam tam chwilę, tępo wgapiając się w kartkę, aż w końcu coś we mnie wybuchło i nie wytrzymałam.
- Wiesz co? Nie mogę uwierzyć, że tak cholernie się o ciebie starałam i w odpowiedzi dostałam 'Wisi mi to'. - zrobiłam nawias w powietrzu. - Cholernie mnie to boli. Jesteś dla mnie mega ważny. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. Straciłam dla ciebie głowę. I co dostałam? 'Wisi mi to'. Kurwa naprawdę? - widziałam po jego wyrazie twarzy, że już żałuje tego co napisał, ale no cóż. Czasu nie cofnie. - Nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim dostałam to. Wczoraj po tym pocałunku myślałam, że teraz między nami będzie coraz lepiej. Ale co? Gówno. Mam dość. Po co ja się tyle starałam, bo chyba to było bez sensu. A no tak pamiętam. Starałam się o ciebie, bo cię kocham. - rzuciłam ile sił w płucach, posyłając mu tylko smutne spojrzenie.
Skierowałam się do wyjścia, trzaskając z wściekłością drzwiami. Po chwili zdałam sobie sprawę co się stało i czym prędzej pobiegłam do swojego pokoju.
Dopiero tam dałam upust moim łzą, które siedziały we mnie od momentu, kiedy przeczytałam napis na kartce.
*******
Jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność.
Kocham Was,
xx
-Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro