(14)
*Ellie*
Powoli zaczęłam otwierać powieki i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Luke na środku pokoju, który był w samych dresach i szukał teraz czegoś w szafce nocnej obok łóżka, na którym leżałam.
- Dzień dobry. - przywitałam ziewając przy tym, na co niebieskooki cicho się zaśmiał i nachylając nademną pocałował mój nos, a potem delikatnie usta. - Która godzina? - zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Chłopak wskazał elektryczny zegar na biurku, który pokazywał godzinę 9:44.
- O kurdę. - westchnęłam, znów rzucając się na poduszki plecami.
Dangers spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Wiesz, że jeśli ktoś mnie zobaczy to będę mieć kłopoty i to całkiem duże. A zważając na to, że jestem w piżamie to tym bardziej mogę mieć kłopoty. Nie chcę wiedzieć co sobie pomyślą, gdy zobaczą mnie w takim stanie i na dodatek w piżamie, a fakt, że jestem bez stanika nic nie ułatwia. - westchnęłam.
Blondyn szybko pojął o co mi chodzi i delikatnie się zaczerwienił, a potem zjechał wzrokiem z mojej twarzy trochę niżej i zaczerwienił sie jeszcze bardziej.
- Wiesz, że jesteś prze uroczy, gdy się rumienisz. - zaśmiałam się wesoło. - A zresztą ty teraz jesteś przy mnie bez koszulki. To prawie to samo. - i w tym momencie chyba zaczerwienienie twarzy mojego blondynka uzyskało najwyższy poziom.
A ja sama zauważyłam, że przez to co się wczoraj stało, cała niezręczność którą przy nim miałam nagle wyparowała. Patrząc na to co przy nim mówię, a gdyby nie wczorajsza sytuacja sama byłabym już całkiem czerwona. A to, że nie mam stanika i tylko przylegającą czarną bluzkę, to powiedzenie, że byłabym czerwona to szczegół. Ja byłabym przynajmniej bordowa.
- I co mam teraz zrobić? - zapytałam, wzruszając ramionami.
Chopak podszedł do szafy i wyjął z niej czarną bluzę. Podszedł znów do mnie i pomógł mi ją założyć, zapinając na koniec zamek.
- Dziękuję. Czyli nie domyślą się, że jestem w piżamie? - zapytałam, dla upewnienia. - Ale domyślą się, że nie jest moja patrząc na to, że jest mi trochę za duża. - zaśmiałam się.
Uzyskałam skinienie głową, a potem machnięcie ręką. Podeszłam do drzwi i już chciałam pociągnąć za klamkę, ale w ostatnim momencie cofnęłam się do tyłu i pocałowałam przelotnie blondyna w usta. Szybko doskoczyłam do drzwi, wybiegając na korytarz i zamykając z trzaskiem drzwi.
Zeszłam po schodach i już kierowałam się do kolejnych schodów do skrzydła dziewcząt, gdy usłyszałam, jak ktoś woła moje imię.
- Ellie! - na to odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam pędzącego w moją stronę Brandon'a.
- Hej? - odparłam niezbyt zadowolona, że go spotkałam.
I właśnie w tej chwili zobaczyłam Luke'a, który schodził po schodach i poprawiał swoją koszulkę i dresy te same, które miał na sobie, gdy wychodziłam. Chyba nas zauważył, bo zmierzył mnie, a potem Brandon'a, którego mógłby zabić spojrzeniem, gdyby się tak dało.
- Co ty na to, abyśmy dzisiaj wieczorem trochę razem pospacerowali? - zaproponował, w momencie, gdy blondyn był obok nas.
I niestety Luke to usłyszał i gwałtownie się zatrzymał. Wiem, że Brandon nie powiedział tego specjalnie akurat teraz, bo był tyłem do Dangers'a, więc nie mogłam go winić. Niebieskooki podszedł do mnie, uśmiechając się szeroko, obejmując mnie ręką w talii i całując w skroń.
- Przepraszam cię Brandon, ale mam już inne plany. - odparłam niezręcznie i spojrzałam na chłopaka obok mnie.
- Okey. To może kiedy indziej. - zaśmiał się i zawrócił w kierunku schodów do skrzydła chłopaków.
Gdy brunet zniknął mi z oczu, spojrzałam na Luke'a, który właśnie teraz to mnie mordował wzrokiem.
- Ej. Stop. To on do mnie podszedł i zapytał, a ja odmówiłam, bo mam ciebie. - uśmiechnęłam się, a chłopak głośno westchnął. - No weź. - zaśmiałam się, a blondyn sekundę po mnie. - Okey. Idziesz na śniadanie? - skierowałam pytanie w stronę chłopaka, który był odemnie o ponad głowę wyższy, a w odpowiedzi pokiwał głową. - To ja idę się przebrać i ogarnąć, a ty leć coś zjeść. Zaraz będę. - powiedziałam i pobiegłam w stronę mojego pokoju.
Wleciałam do pomieszczenia, jak torpeda. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czyste, granatowe dżinsy, a do tego zwykłą, luźną koszulkę na na ramkach. Na to narzuciłam jeszcze bluzę od Luke'a. Sięgnęłam po kosmetyczkę i wyjęłam z niej szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów. Poszłam do naszej wspólnej damskiej łazienki i ogarnęłam moje włosy i zostawiłam rozpuszczone. Umyłam szybko zęby i wróciłam do pokoju. Odłożyłam rzeczy na swoje wcześniejsze miejsce, sięgając jeszcze po perfum i psikając się nim trzy raz, by potem jego też odłożyć tylko tym razem do szafki.
Szybko dla świętego spokoju pościeliłam też łóżko i wyszłam z pokoju, kierując się do holu, a potem do wielkich drzwi jadalni, które jak zwykle były otwarte. Przy stolikach siedzieli już wszyscy i smacznie jedli i głośno rozmawiali.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdy w końcu mój wzrok spoczął na blondynie, który siedział przy stoliku z Dan'em, Sophie, Faith, Zoe, Claudią i Barndon'em. Podeszłam do nich, witając się i zajmując wolne miejsce obok Luke'a, który tak, jak Faith siedziała na brzegu. Pomiędzy mną, a nią zostało ostatnie wolne miejsce przy tym stoliku.
- Ej, a mam pytanie. - zaczęła Sophie. - Jak myślicie czy tu są duchy? - zapytała i wydawało mi się, że serio jest przestraszona.
- Co? - zaśmiał sie Dan niedowieżając, że powiedziała coś takiego. - Rozumiem gdyby zapytało o to Zoe, ale ty? - śmiał się w najlepsze.
- Ej! - powiedziała głośno malutka blondyna. - Ja nie wierzę w duchy, bo duchy nie istnieją. - powiedziała i wytknęła język Dan'owi.
- Okey mała. Spoko. Luz. - czarnowłosy podniósł ręce w geście niewinności, a Zoe znów zaczęła jeść w spokoju swoje czekoladowe płaki z mlekiem.
- Dlaczego tak myślisz? W sensie, że tu są duchy? - zapytał Brandon.
- No, bo wczoraj słyszałam, jak ktoś szedł po korytarzu, a wszyscy wiemy, że nauczyciele nie wchodzą na piętra, tylko chodzą po holu i po tym piętrz, gdzie są ich pokoje i tam gdzie szkoła. - zauważyła.
- Około której to było? - zapytała Faith.
- Około 1:10 w nocy. - powiedziała. - Wiem, bo właśnie wtedy spojrzałam na zegarek. - odparła.
A ja zaczęłam się dusić powietrzem. Faith zaczęła mnie klepać po plecach, a po blondynie widziałam, że powstrzymuje się, żeby nie zacząć się śmiać. Po 20 sekundach się uspokoiłam i spojrzałam takim przerażonym wzrokiem na chłopaka obok, że już nie wytrzymał i zaczął się na cały głos śmiać i spadł z krzesła. A reszta patrzyła na nas, jak na debili. W końcu byli już przyzwyczajeni do tego, że Dangers się śmieję, robił to przy nich już tyle razy, że nie zliczę, dlatego nie zdziwił ich ten szczegół. A bardziej fakt co go tak rozśmieszyło.
*******
To, jak myślicie w ośrodku są duchy?
Do soboty!
Kocham Was,
xx
-Nat :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro