anodyne
smut, który miał być karą dla Grzecha, ale przerodził się w seks pełen uczuć i niepewności.
enjoy.
~~~~~~~
Wracanie do mieszkania, gdy konto wskazywało nieprzyjazny minus, a skóra swędziała od wcześniejszej pomarańczy, nigdy nie należało do ulubionych czynności Erwina Knucklesa. Udawanie, że nic się nie stało, że pierwszy wyrok wcale nie jest taką złą rzeczą i cholera jasna, świadomość, że w pieprzonym wieżowcu, gdzie w jakiś dziwny sposób uciskali się wszyscy mieszkańcy miasta, czeka jego chłopak, który jeszcze niedawno działał mu na nerwy, wpychając go na minę, wcale nie poprawiała mu humoru.
Pogoda mimo parszywego samopoczucia klimatycznej wróżki naprawdę nie doprowadzała go teraz do płaczu. Słońce leniwie chyliło się ku zachodowi, gdy nogi bolały go od spaceru, a głośne miasto wcale nie dawało odczucia mijającego dnia. Możliwe, że tak właściwie nie obchodziły go warunki atmosferyczne panujące na wyspach, ale mimo wszystko starał uspokoić panujący w nim żar czymś przyjemnym, czymś, czym było słoneczne ciepło.
Nie mógł się nim nacieszyć długo, bo dotarcie do apartamentowca wcale nie było wymagającym wyzwaniem – a jak się miał później o tym przekonać – początkiem miłej zemsty za odjęty z jego grafiku: „Wszystko co Erwin Knuckles musi zrobić drugiego dnia normalnego życia" kilku godzin, które miał przeznaczyć za zabawną przejażdżkę po mieście w towarzystwie znajomych, chcących się na nowo nacieszyć swoją bliskością.
Niestety miła zabawa została zamieniona w pościgi, a pościgi w – pożal się boże – rozprawę, której tak właściwie starał się unikać, aż do momentu, gdy ten pieprzony Gregory Montanha zaczął kłamać, jak rasowy przestępca, którym przecież nie był. To była rola Erwina, by kłamać. Nie lubił, gdy ktoś odbierał mu jego kukiełki i zaczynał grać sam, oczekując, że mężczyzna nie ruszy za nim w ten wir miłosnej gierki, którą tylko oni rozumieli.
W prywatnym życiu Erwina Knucklesa, wszystko było teatrem, w którym grał dla swoich widzów i cieszył ich oczy rozrywką, z której sam czerpał przyjemność. Trzymał dłonie na sznurkach i za te sznurki pociągał, a gdy w skrypcie, który sam starannie napisał, wydarzyła się wada, dokładnie ją poprawiał. Poprawa czekała na Gregory'ego Montanhę.
Mieszkanie było niewielkie, gdy tak naprawdę było trzema pokojami, w których osoba chcąca przestrzeni nie wytrzymałaby za długo. Ale Erwin, chociaż pragnął być wolny, nie marudził na stan swojego życia i czerpał wszystko garściami, ciesząc się z małych rzeczy. Taką osobą na pewno nie był Gregory, ale nawet jego szaleńczy charakter nie był w stanie zwyciężyć z długami kochanka. Ogólna sytuacja była więc nieciekawa.
Za to ciekawa była ich relacja. Darzyli się czymś, co niektórzy mogliby nazwać nienawiścią, ale tylko niewielkie grono wiedziało, że za wszystkimi kłótniami kryła się prawdziwie pokręcona relacja, kierująca tę dwójkę prosto do łóżka, jakby seks był rozwiązaniem każdego problemu.
Erwin nie rozmawiał. Nie przepraszał, nie dziękował i zdecydowanie nie był szczery w swoich miłych słówkach. Okazywanie emocji było dla niego na tyle trudne, że pierwszą dziewczynę odprawił z płaczem po pierwszej randce, a podczas seksu z byłą partnerką zwyczajnie odszedł, rzucając krótkie: „Wolę penisy". Erwin był zdecydowanie człowiekiem czynów, osobą rozwiązującą problemy agresją i przede wszystkim unikającą rozmowy. Gdy po raz pierwszy musiał przyznać się do własnych uczuć względem policjanta, napadł na bank, a łup oddał w pobliskim śmietniku, wysyłając wiadomość ze zdjęciem do Gregory'ego. Mało romantyczna scena skończyła się wizytą w więzieniu, a pierwsza poważna rozmowa tej dwójki uświadomiła Knucklesowi, że uczucia są do bani.
Z taką myślą wszedł do mieszkania, w którym czekał na niego jego partner. Dzielili jedno łoże już kilka miesięcy i mieli się dobrze, ale w takich chwilach, gdy Erwin przepełniony był frustracją za cały dzień, Gregory dowiadywał się, że dolewanie oliwy do ognia czasami może być przydatne. Szczególnie, gdy mogła go czekać za to kara, przyjemnie bolesna. Jednak teraz, młodszy mężczyzna naprawdę zastanawiał się jedynie nad ich relacją, gdy zaufanie zostało nadszarpane, a słodkie „przepraszam" nie opuściło żadnych ust. Nie miał ochoty na nośne igraszki, gdy jeszcze chwilę temu spędzał czas za kratkami, rozmyślając o bolesnej zdradzie. Czy miłość by na to pozwoliła? Widocznie mieli na nią różne spojrzenie.
Siedział tam, wcześniejszy mundur został zastąpiony zwykłymi dresami, a zwycięski uśmieszek, który gościł jego twarz przy ogłaszaniu wyroku, jakoś teraz zniknął, a obojętność przetapiała się w rozgoryczenie lub może nawet rozczarowanie własną osobą. Ale Erwin nie chciał rozmawiać, nie chciał udawać, że kolejne słowa go nie krzywdzą i miał dosyć zagrywek, w której kończył na przegranej pozycji z łatką bezuczuciowego szaleńca, na którego kreowało go miasto.
Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, żaden z nich nie otworzył ust, ale nawet ta cicha walka wystarczyła, by Erwin poczuł się jeszcze gorzej. Szedł ulicami Los Santos z zamiarem jakiejś zmiany, ale prawda była taka, że nie potrafił się do niej przekonać. Był na tyle przywiązany do policjanta, siedzącego na kanapie, że pozbycie się go z życia nawet nie przychodziło mu do głowy, a uczucia, które do niego żywił, nareszcie zaczęły formować się w coś trwałego i wyrzucenie ich zwyczajnie nie miało sensu. A może ten sens tam był, ale Erwin nie chciał go widzieć? Widocznie naprawdę musieli ze sobą porozmawiać.
Gregory wstał, podchodząc do mężczyzny, ale otrzymał jedynie syk, zatrzymujący go w połowie drogi. Bolało, ale zdrada zawsze bolała, gdy najskrytsze sekrety zdradzone z miłością wychodziły i raniły w okrutny sposób. Nawet wyciągnięcie ręki i lekki uśmiech, próbujący załagodzić sytuację nie podziałał, a złote oczy jarzyły się jak wulkaniczna lawa, grożąc oparzeniem.
— Erwin, nie obrażaj się jak baba – przewrócił oczami, chociaż doskonale wiedział, że Erwin tego nienawidził.
— Nie wiem o co ci chodzi.
— Doskonale wiesz, jaka jest moja praca. Nie mogę być na każde twoje zawołanie!
— Więc wykorzystujesz moje zaufanie, by podlizać się kumplom z pracy? Dla czego? – Parsknął śmiechem, choć był on bolesny i drażniący jego gardło. – Dla idei? Zabawy? A może zwyczajnie się zmęczyłeś?
— Nie możesz mówić mi wszystkiego, licząc na moją ciszę!
— Kurwa Grzechu, jesteś moim chłopakiem! Mam ci nie ufać?
Wymiana słów, choć bolesna, mogła znaczyć więcej dla ich relacji niż którykolwiek mógł się spodziewać. Wyrzucone słowa, wyplute z jadem, jakiego dawno nie używali w mieszkaniu, ich pierdolonym azylu, do którego żadna zła energia związana z pracą miała nie mieć wstępu, nadały im obu jakiś nowych myśli, a przede wszystkim – wywołały potrzebne poczucie winy, kwitnące w żołądku policjanta.
Podchodzenie do Erwina było, jak zabawa z rozwścieczonym lwem, ale nawet gdyby miał zginąć, Gregory nie poddałby się tak łatwo. Jedno słowo, kłębiące mu się w głowie i naciskające na jego zęby mogło faktycznie załagodzić sytuację, ale żaden z nich tak naprawdę nie potrafił przepraszać. Gdy ego było na tyle duże, że przyznanie się do winy wymagało zbyt wielkiej ilości energii, zdawało się, że żaden z nich go nie usłyszy. A jednak, Gregory owijał teraz ramiona wokół spiętego ciała partnera, a usta, przyciśnięte do męskiego ucha, układały się już w odpowiedni kształt, by wyszeptać ciche:
— Przepraszam.
I na razie wystarczyło. Erwin nie należał do pamiętnych osób, nie narzucał swoim myślom jednego toru, by przeć przez nie uparcie, więc przeprosiny, wypowiedziane w tak słodki i uprzejmy sposób, całkowicie niepodobny do ostrego charakteru szatyna wcale nie były mu obojętne. Nie potrzebował bukietu kwiatów, nie chciał miłosnej ballady i przede wszystkim chciał ufać, że te słowo jest prawdziwe.
— Chcę ci ufać.
— Przepraszam, że to utrudniam.
Żaden z nich nie miał ochoty na ostrość, namiętność i szybkość. Słodkie mlaśnięcie, z którym połączyły się spierzchnięte usta rozniosło się echem po pustym pomieszczeniu, ale nie miało to znaczenia, gdy pocałunki wymieniane były nareszcie z uczuciem, za którym oboje tęsknili, a które wymagało tak niewielkiej, a jednak potrzebnej – miłości, buzującej teraz zaufaniem, pomimo gorszącego go naderwania. Tylko chwila wystarczyła, by dłoń złotookiego wtopiła się w czekoladowe włosy i pociągnęła za ich końcówki, by właściciel kosmyków odchylił głowę, a ciche westchnięcie opuściło jego usta, napuchnięte od wcześniejszych pocałunków. Momenty takie jak te tworzyły wspomnienia, za którymi oboje zwyczajnie chcieli tęsknić, ale teraz, gdy ich ciała przyciskały się do siebie, a duszący gorąc w żadnym stopniu nie był nieprzyjemny, woleli skupić się na sobie, by w najprostszy sposób pokazać sobie swoje uczucia.
To była pierwsza taka chwila – pierwszy raz, gdy romantyczność brała górę nad szałem i gdy chcieli zwyczajnie cieszyć się swoją obecnością, jakby miał to być ich ostatni wspólny moment. Nic nie wskazywało, że pojękujące usta mają się zamknąć, a te, tworzące wilgotne ścieżki na karmelowej skórze odsunąć się, ale mimo wszystko moment był zbyt ważny, aby odwrócili swoją uwagę na coś innego. Teraz byli tylko oni i tworzące się zaufanie, z którym mieli taki problem.
Wraz z prawdziwym uczuciem pojawiło się te drażniące napięcie, jakby robili to po raz pierwszy i może faktycznie tak było. Mieli zamiar się kochać, wziąć uczucia ponad wszystko i to sprawiało, że twarde charaktery miękły, by przenieść ich obu w ich prywatną strefę, wolną od policji i przestępstw. Nawet ta niewielka sypialnia, do której teraz się przenieśli, naprawdę nie przeszkadzała im w najmniejszych stopniu, chociaż innego dnia mogliby narzekać na jakość materaca lub na samą jego wielkość.
Gdzieś po drodze ubrania stały się nieważne, guziki odpięte z najwyższą starannością, a pasek od spodni zwyzywany w towarzystwie świszczącego śmiechu (szybko zastąpionego zaskoczonym jękiem, gdy wargi młodszego zassały się na udzie, tworząc różowy ślad) i gdy Gregory leżał na białej pościeli, jego spojrzenie mętniało od wcześniejszych bodźców i spoglądał tylko na Erwina, srebrnowłosy poczuł, że naprawdę jest szczęśliwy.
— To niesprawiedliwe, jesteś taki atrakcyjny.
Może brzmiał, jakby się dąsał, ale naprawdę nie miało to znaczenia, gdy siadał na biodrach Gregory'ego, a ten śmiał się z jego słów i oboje czuli się zwyczajnie dobrze. Gdy Erwin ponownie przycisnął usta do szyi szatyna, mógł poczuć jak Gregory drżał, a jego palce zaciskały się na karku młodszego; ale Erwin zamknął oczy i zrobił to ponownie, bardzo świadomy tego, jak oboje na siebie działali.
Chociaż Erwin był świetny w ukrywaniu swoich uczuć, nie robił tego teraz. Chwila, miłosne wykrzyczenie „Jestem tu i cię kocham" i ta próba zapewnienia, że błąd, który ich tu sprowadził nie powtórzy się ponownie, naprawdę chwytała go za serce, gdy decydował, że tego wieczoru nie chodziło z zranienie Gregory'ego. To już nie była kara, na którą się szykował, a słodkie „kocham cię", którego żaden z nich nie potrafił wypowiedzieć.
Nie chciał się spieszyć. W słodkim, powolnym seksie nie było nic z pośpiechu, więc ponownie wrócił do ust, bo oboje kochali pocałunki, a biorąc pod uwagę, w jaki sposób Gregory wzdychał, przyciskając swoje usta mocniej, przeciągając dłonie w górę pleców Erwina, by wplątać je w szare kosmyki włosów, a ostatecznie przycisnąć mocniej do siebie, Gregory nie miał nic przeciwko powolnego kochania się. Erwin starał się być delikatny, jak tylko może, gdy ciepło rozprzestrzeniało się po jego ciele wraz z każdym najmniejszym dźwiękiem z ust Gregory'ego, każdym najmniejszym muśnięciem, za każdym razem, gdy mężczyzna drżał.
Czuł, że mógłby spędzić cała noc na powolnych pocałunkach.
Ale musi pójść do przodu, bo oboje chcą czegoś więcej i choć Gregory zaczął się już wiercić, Erwin nie zamierzał przyznawać się do swojej małej niepewności.
W takich chwilach Erwin chciałby się rozpaść, ale to nie była jego rola. Tego dnia musiał być tam, być delikatny i chociaż to on został zdradzony, chciał pokazać Gregory'emu, że jest dla niego kimś więcej, niż policjantem do wykorzystania.
Spodnie szatyna, które szybko znalazły się na ziemi, obok bokserek i reszty ubrań Erwina, odkryły widok, idealnie nielegalny dla wzroku Erwina. Mógłby śledzić każdy szczegół, każde zagłębienie i każdą bliznę, ale jakoś teraz nie było na to czasu, gdy zamglone spojrzenie patrzyło na niego z oczekiwaniem.
— Obrócisz się?
Zrobił to szybko i bez żadnego komentarza, który mógłby zdenerwować i tak pełnego emocji Erwina. Erwin poczuł, jakby zjawa chwytała go za gardło i pochylił się, by musnąć ustami ucho Gregory'ego; a dreszcz, który go przeszył, wystarczył, by nieco podnieść pewność siebie byłego już pastora. Nic nie mówił. Po prostu całował krawędź szczęki policjanta, by następnie położyć dłonie na jego biodrach, szturchając w dół, aż Gregory zrozumiał co Erwin chciał zrobić i pomógł mu z tym, ciężko dysząc, gdy wylądował płasko na brzuchu, z rękami wciąż zaciśniętymi w prześcieradła obok niego.
Było spokojnie, chociaż tak właściwie nic jeszcze nie robili. Z największą łatwością Gregory'emu przychodziło zaufanie Erwinowi w tej kwestii – wiedział, że nigdy by go nie skrzywdził i czekał, chociaż w obecnej pozycji nie mógł się niczego spodziewać. Mruczał jedynie uspokajające teksty i żaden z nich nie wiedział, kto tak właściwie potrzebował teraz wsparcia. Widocznie obydwoje byli wypruci emocjonalnie i zapewnienie, że wszystko było w porządku stało się dla Erwina wiatrem, popychającym go do przodu.
Leniwie pochylił się na tyle daleko, by wziąć olejek z szafki i dziękował bogom, że nie wyślizgnął mu się z ręki, gdy zahaczał palcem, by go dosięgnąć. Wylanie zawartości butelki na palce było tylko formalnością, ale rozgrzewał ją z największą starannością, aby wyzbyć się całego możliwego dyskomfortu, jaki mógł czekać jego kochanka. Gregory wciągnął powietrze, rozkładając szerzej nogi, aby pomóc Erwinowi w przygotowaniu go. Jednak on po prostu trzymał się go, jego oddech urwał się na moment, by po chwili zaczął ostrożnie krążyć palcami, nie wciskając się do środka. A kiedy Gregory spróbował szarpnąć się na niego, przesuwając się tak, że palce Erwina uderzały go mocniej, młodszy potrząsnął głową, nie pozwalając, aby szatyn go pospieszał.
— Nie spiesz się, kurwa. Nie chcę, aby coś cię bolało.
— Ty planujesz zrobić ze mną cokolwiek w tym stuleciu, czy–
Erwin odciął go powolnym, ostrożnym ruchem jednego palca, samego czubka, ale wystarczająco, by Gregory przełknął swoje słowa. Puls Erwina walił mu w uszach, gdy podniósł głowę, by spojrzeć na swojego partnera. Jego głowa opadała na poduszkę, skóra zarumieniła się na szyi, oczy zacisnęły się, a zęby zahaczyły o dolną wargę. A gdy Erwin odwrócił wzrok, wsunął palec do końca i wrócił do całowania podstawy szyi Gregory'ego.
Sposób, w jaki ciało Gregory'ego zaciskało się wokół niego, był już wystarczająco zły, co sprawiło, że niemal kręciło mu się to w głowie; a kiedy ostrożnie wsunął drugi palec, tak wolno, jak potrafił, aż oba były tak głęboko, jak tylko mogły, dłoń Gregory'ego mocno zacisnęła się na jego włosach, że aż nie mógł powstrzymać skrzywienia powstałego na twarzy. Palce wbijały się agresywnie i wysyłały kolce bólu przez całą jego skórę głowy, ale Erwin naprawdę nie miał nic przeciwko – ból, który odczuwał naprawdę nie był nieprzyjemny.
Chociaż nic się jeszcze nie działo, Gregory już wyglądał na zniszczonego, mimo że oczy wcale mu nie łzawiły, ślina nie rozmazywała się na jego policzku i był w stanie rozmawiać, nawwt jeżeli żaden z nich się nie odzywał. Było w tym coś związanego z uczuciem i Erwin naprawdę nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, którego Gregory i tak nie widział.
Erwin szybko dodał trzeci palec, a kiedy zwinął całą trójkę i nacisnął dokładnie tam, gdzie tego potrzebował, Gregory natychmiast się skręcił, a jego oddech wyrwał się z niego z dźwiękiem imienia Erwina. Mężczyzna dał mu tylko sekundę, zanim zrobił to ponownie, tym razem ocierając się nieco mocniej, nie odpuszczając, dopóki Gregory nie jęczał, próbując się w to wcisnąć, desperacko podążając za ruchem. A potem Erwin wyciągnął palce, wyrywając je prawie do końca, zostawiając tylko końcówki w środku. Gregory miał tylko kilka sekund na krzyk, gdy jego skóra podskakiwała, a oczy błyskały, gdy ramiona próbowały złapać Erwina, usta wyszeptać „nie rób tego".
— Za dużo? – Leniwy szept opuścił roześmiane wargi, ale Gregory zaprzeczył ruchem głowy, a Erwin kontynuował, aż widzi, że policjant jest bliski desperacji.
Jednak zanim zastąpił swoje palce czymś innym, upewnił się, że Gregory dobrze się czuje. W żadnym stopniu nie chciał go krzywdzić, bo nie o to teraz chodziło. Wolał na spokojnie założyć prezerwatywę i pogładzić biodra mężczyzny, zamiast zostawiać na nich bolesne znaki, jak to miał w zwyczaju.
Przewrócenie Gregory'ego z powrotem na plecy znacznie uspokoiło obydwu. Chociaż byli już na skraju i sam seks analny zająć miał znacznie mniejszą część ich wieczoru, patrzenie sobie w oczy jakoś przedłużało tę chwilę. Powolne pchnięcia były wystarczające, brak pośpiechu przynosił ze sobą przyjemną mgiełkę i chociaż chwila ta była pozbawiona intensywności, dalej stawała się jedną z najlepszych w historii ich związku. Bo to właśnie takie momenty, odurzone miłością umysły i zaufanie, którego czasami im brakowało, dawało przeświadczenie, że wszystko się kiedyś ułoży.
A gdy było już po wszystkim, a Erwin delikatnie zajmował się Gregorym, podając mu szklankę wody i wycierając go wilgotnym ręcznikiem, mężczyzna był pewny, że za żadne pieniądze nie wymieniłby tego wspomnienia. Wiedział, że to jeszcze nie koniec i będą musieli porozmawiać o zaufaniu na poważnie, ale w tym momencie wolał objąć ramionami swojego partnera, zasypiając z uśmiechem na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro