Władca piekieł
Nie mogła usiedzieć w miejscu. Wciąż nerwowo przemierzała swój pokój, a w jej głowie panował chaos. Nie umiała pozbierać myśli. Dodatkowo czuła niepokój, po plecach przechodziły jej ciarki. Martwiła się o Grega.
- W porządku? - Pojawiła się Eleonora.
- Tak. Jest przerażająco spokojnie.
- Ty tak siedzisz przez cały czas? - zapytała wróżka, gdy Angel z nerwów zajadała się swoimi długimi paznokciami, rozłożona na sofie.
- Na niczym nie mogę się skupić. Nawet na czarach.
- Może pooglądaj telewizję albo posłuchaj muzyki. Poszperaj w internecie, nie wiem, potańcz, tylko nie siedź tak bezczynnie, bo oszalejesz.
- Masz rację - przyznała Angel. - Zmuszę się do zrobienia czegoś sensownego.
- Okej, to ja lecę. Przyjdę jeszcze później.
I znów została sama. Nie miała pomysłu, ani ochoty wziąć się za cokolwiek.
Zaczęła znowu przechadzać się po pokoju. Gdy tylko spadło z niej napięcie, momentalnie zrobiła się senna. Spoczęła na sofie, ale długo przewracała się z boku na bok, czekając na sen. W końcu przytulona do poduszki, odpłynęła.
Przed oczami stanęła jej sylwetka Grega. Normalnego Grega. Cierpiał jednak, a jego ciało przeszywał ból. Trząsł się, zwijał, próbował walczyć z wewnętrznym sadystą, który go powoli wyniszczał. Przeraźliwy krzyk przerwał w końcu jego męki. Leżał na białej marmurowej posadzce, dysząc ciężko. Biały snop światła, jaki oświetlał jego ciało, powoli przygasał, ustępując miejsca ciemności, której macki wdzierały się w ostatnie promienie, wirując i przygaszając je. W mętnym odcieniu leżąca postać powoli wstawała. Nie była już słaba, wręcz przeciwnie- rosła w siłę. Czaiła się w mroku.
Strach wyrwał Angel z tego koszmaru. Zaspane oczy zastygły na ciemnym profilu sylwetki. Początkowo miała wrażenie, że wciąż jeszcze śniła, jednak złowieszcze oblicze drgnęło. W jednej sekundzie dziewczyna zerwała się na równe nogi, łapiąc za różdżkę.
- Greg! - krzyknęła rozpoznawszy swojego anioła. Nie wiedziała tylko, jak się zachować. Poczuła lekką ulgę, jednak podświadomość mówiła jej, że coś było nie tak. Opuściła różdżkę, lecz wciąż trzymała ją w pogotowiu.
- Gregor, jeśli łaska - odparł chłodno i wyszedł z cienia. Zaciętość wykrzywiała mu twarz. Włosy miał nienaturalnie potargane, nie w takim nieładzie, jak codziennie, a błękitne oczy straciły blask i stały się wręcz szare, bez wyrazu. Twarz nie była już blada, a bardziej sina, przypominająca lico topielca.
Serce dziewczyny zabiło mocniej.
- Nie zbliżaj się - syknęła z różdżką wycelowaną w jego pierś.
- Nie mam zamiaru cię skrzywdzić - zawahał się, patrząc na koniec różdżki. - Jeśli nie będzie to konieczne. Mam cię dostarczyć w jednym kawałku.
- Dostarczać sobie możesz listy. Nie jestem rzeczą. Poza tym nigdzie z tobą nie pójdę.
- Nie pusz się tak. Zaraz poznasz oblicze Księcia Ciemności. Przypudruj nosek, musisz wyglądać oszałamiająco.
- Czegokolwiek chce, niczego ode mnie nie dostanie.
- To się okaże. - Wykrzywił wargi w chytrym uśmiechu. - Książę Ciemności zawsze dostaje to, czego chce, a myślę, że ma wobec ciebie poważne zamiary. Obawiam się tylko, że lekko się rozczaruje. - Spojrzał na nią z ukosa, po czym westchnął zniecierpliwiony. - No, zbieraj się. Nie mamy czasu na zbędne pogawędki.
- Cofnij się - ostrzegła go. Nie usłuchał i zbliżał się małymi kroczkami, drocząc się z nią. Był już niebezpiecznie blisko, gdy z końca jej różdżki wypalił biały promyczek i powędrował w jego stronę. Machnął tylko ręką, a zaklęcie zamieniło się w białą mgiełkę, która delikatnie otuliła dłoń anioła. I tyle wyszło z zaklęcia, które pierwsze przyszło jej na myśl.
- Ty do mnie z tak słabymi zaklęciami? Zaskoczyłabyś nimi może początkującego, ale nie mnie.
Machnął różdżką i wokół nich zawirował krąg. Najpierw był zielonkawy, a potem wciągnął wszystkie przedmioty w pokoju i stał się wielokolorowy. Przestrzeń zaczęła wirować wokół nich, najpierw powoli, aż w końcu zlała się w wielkim pędzie.
Nagle wszystko ustało. Zniknęły znajome sprzęty. Jasno-żółte ściany zmieniły kolor na czerń, a nawet na czarno-bordowy.
- Gdzie jesteśmy? - warknęła gniewnie do Grega.
- W twoim Królestwie - odparł z szyderczym uśmiechem. Gdy tylko pojawili się w tym dziwnym miejscu, wytatuowany na przedramieniu znak zaczął ją lekko piec. Od czasu wagarów z dnia na dzień rana zabliźniała się, a kontur rysunku zdawał się zanikać, ale teraz ledwo widoczne czarne linie stawały się wyraźniejsze.
Greg zacisnął dłoń na nadgarstku dziewczyny i pociągnął ją przez ciemny korytarz. Nie pomogło jej szarpanie, ani zapieranie się. Jego stalowy uścisk nie poluźnił się, a nawet wręcz przeciwnie- jeszcze mocniej się zacisnął. W końcu pchnął ją przed siebie, przez co prawie straciła równowagę.
- Trochę delikatniej, Gregor - wycedził ktoś z podestu.
Angel powiodła wzrokiem za głosem, aż w końcu zatrzymała oczy na ciemnej postaci.
- Proszę, proszę. Co za spotkanie - rzekł przymilnie nieznajomy ze sztucznym uśmiechem.
Powoli zmierzał w jej stronę. Wysoki, odziany w długą czarną pelerynę. Tak trupio blady, że rzęsy tworzyły wokół oczu ciemne obwódki. Spojrzenie w te zimne oczy przenikało przez każdy zakątek ciała, wywołując dreszcze. Opadające na ramiona hebanowe włosy były potargane, a liche kosmyki sterczały mu na wszystkie strony.
- Lucyfer - szepnęła sparaliżowana strachem, gdy dzieliło ich zaledwie kilka kroków.
- Wolałbym, żebyś zwracała się do mnie Książę, Księżniczko. Jestem Panem Piekieł - przedstawił się i lekko ukłonił. - W moich żyłach płynie wrząca lawa, palę poprzez dotyk. Jestem niezwyciężony. Razem możemy zdobyć cały świat. - W jego oczach odbijał się ogień z pochodni, choć Angel tak do końca nie była pewna, czy rzeczywiście był to odblask, czy może płomienie żądzy i amoku. - Będą nam padać do stóp. Błagać o litość.
Zacisnął pięść w przypływie emocji i zaczął chodzić po komnacie. Obszedł Angel powoli i stanął za nią.
Z kątów komnaty wyszli jego zakapturzeni szpiedzy. Rozpoznała wśród nich najbrzydszą kreaturę, którą spotkała w parku.
- Razem możemy wszystko - szepnął jej do ucha. Wstrzymała oddech, a serce zabiło jej w uszach jak dzwony. - Aniele Ciemności...
Poczuła palce na swoich żebrach i momentalnie ostry ból w całym ciele. Odwróciła się na piętach i wymierzyła mu policzek. Mężczyzna zachwiał się zdezorientowany, trzymając za twarz.
Atak na Lucyfera nie uszedł jej na sucho. W następnej chwili była już otoczona przez szpiegów, którzy bronili swego Pana jak psy. Gdy ujrzała kątem oka dobiegające do niej zakapturzone sylwetki, skuliła się i z piskiem przerażenia zasłoniła oczy.
- Gdzie z tymi łapami! - zagrzmiał Lucyfer. Lekki podmuch zmiótł od niej szpiegów. Otworzywszy oczy zauważyła, że wszyscy leżeli na marmurowej posadzce i z jękiem powoli próbowali wstać. Ona sama była już o krok od omdlenia.
Lucyfer pomasował sobie zaczerwieniony policzek.
- Wybacz im tę niesubordynację - powiedział słodko, próbując ją udobruchać. - Zapraszam cię na kolację.
Objął ją ramieniem.
- Nie jestem głodna - wypaliła drżącym głosem i strąciła jego dłoń.
- Mnie nie można odmawiać - zagroził.
Poprowadził ją korytarzem. Przez cały czas myślała, co się zaraz wydarzy, czy zabije ją, otruje, zamieni w potwora. Serce chciało wyskoczyć jej z klatki piersiowej.
- Proszę bardzo.
Wprowadził ją do jednej z komnat. Pomieszczenie było stosunkowo duże. Na środku stał wielki stół, krzesła, dziwna żelazna szafa i wielkie lustro. Wydawała się o wiele mroczniejsza od poprzedniej, którą rozświetlały pochodnie.
- Czuj się jak u siebie. Niedługo to wszystko będzie twoje.
Dziewczynę denerwowała jego pewność siebie. Nie lubiła, gdy ktoś traktował ją jak swoją własność, której z góry była zapisana przyszłość. Przyszłość, jakiej nie zamierzała spełniać.
Lucyfer pstryknął palcami i na stole pojawiły się srebrne tace z różnymi daniami, owocami, kielichy z jakimś przezroczystym napojem, talerze i sztućce oraz duży świecznik. Wykonał ten gest ponownie i na loncie wyrosły małe płomyki, które poczęły wesoło tańcować.
- Nastrojowo - rzekł do niej przymilnie. Nałożył sobie na talerz kawałek faszerowanej kaczki, zgarnął z półmiska parę ziemniaków, po czym nagarnął trochę marchewki i zaczął jeść ze smakiem.
Na widok i zapach tych wszystkich pyszności Angel aż coś podskoczyło w brzuchu. Nie jadła kolacji.
- Jedz - odparł Lucyfer lekko poirytowany. Angel pokręciła tylko głową, zwieszając wzrok. Smakował po kolei wszystkich dań, ale przecież magia była dla niego niczym zabawa i wszystko mogło doprowadzić do jej śmierci. Mógł wcześniej wypić jakiś eliksir i trucizna na niego nie działała, kiedy ona przekręciłaby się po jednym kęsie, a Archanioł natomiast na sam widok zmierzającego do jej ust jedzenia, jeśli w jakiś magiczny sposób miał podgląd na tę sytuację.
Wszyscy wokół mówili, jaka to Angel była cenna, ważna. Musiała się więc powstrzymać, choć była głodna jak wilk. Starała się, by nie było słychać burczenia. Lucyfer jeszcze specjalnie afiszował się z jedzeniem.
- No, dobrze - odezwał się w końcu i odłożył na talerz trzymane w dłoniach sztućce i przełknął jeszcze ostatni kęs. - Mam wobec ciebie poważne plany. - Złączył przed sobą opuszki palców. - Chcę, żebyśmy połączyli siły. Będzie piękna ceremonia.
- Ale... - wyjąkała. - Muszę wracać. Jutro idę do szkoły.
Dziwnie zabrzmiały te słowa. Lucyfer aż uniósł brew, a ona spuściła wzrok i zaczęła skubać palce.
- I mam już chłopaka.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie chciałabyś żyć wiecznie i być sławną w świecie magów?
- Nie. Mam mnóstwo przyziemnych spraw na głowie, które muszę wypełnić, bo inaczej mnie zabiją, nawet pomimo nieśmiertelności.
A tego była pewna. Nie było na świecie żadnej racjonalnej rzeczy, ani wymówki, która powstrzymałaby Jacka Camerona przed znalezieniem jej i ukaraniem za przykładowo opuszczenie lekcji. Mogłaby się ukryć na końcu świata, a nawet w czeluściach piekła, a on i tak by ją wytropił i postarałby się o jeszcze dotkliwszą karę niż śmierć.
Po każdym wypowiadanym zdaniu Lucyfer zdawał się być coraz bardziej rozjuszony, bo nawet zacisnął palce na pucharze, a Angel dziwnie czerpała z tego satysfakcję, jak z denerwowania Grega czy ojca.
Nachyliła się ku niemu, jakby chciała zdradzić mu jakąśtajemnicę.
- A w waszym świecie i tak już jestem sławna - dogryzła mu.
- Głupia! - Odstawił z łoskotem kielich, z którego na stół skapnęło kilka kropel zawartości. - Daję ci możliwość życia. Nie pokonasz mnie.
- Śmierć jest lepsza od życia z tobą - rzekła chłodno, a Lucyfer aż ściągnął wargi z wściekłości. Wyglądał jeszcze groźniej niż na początku, ale wraz z jego rosnącą złością zmniejszał się strach dziewczyny.
- Przypomnę ci coś - wycedził, tłumiąc w sobie gniew. Podszedł do niej, a Angel skamieniała z wyczekiwania, co miało nastąpić. Złapał ją za nadgarstek i podciągnął rękaw. - Mam cię w garści. - Wskazał znak na jej przedramieniu. - Moja pieczęć. Oddałaś mi swoją duszę.
- Myślisz, że wycięcie żyletką obrazka i wypowiedzenie kilku słów, to od razu zawieranie paktu z tobą? To tylko głupia zabawa młodych ludzi.
- Za błędy trzeba płacić.
- I że niby co? Nie będę twoim wspólnikiem.
Wstała z krzesła, szurając nim o podłogę. Machnęła na pożegnanie blond końskim ogonem i wyszła z komnaty. Nie wiedziała, którędy iść i co ją czekało za zakrętem. I dlaczego jeszcze nikt nie przybył jej z pomocą?
- Czekaj!
Usłyszała za sobą głos Lucyfera. Jego słowa podziałały jak bat i przyspieszyła kroku. Już się go nie bała. Będzie co ma być. Przeznaczenia przecież nie zmieni. I tak ją zabije. Jak nie teraz, to za miesiąc lub dwa.
Przeszła przez wielką komnatę, gdzie zwróciły się w jej kierunku oczy wszystkich szpiegów.
W pewnym momencie na ramieniu poczuła gorący uścisk i szarpnięcie. Obróciła się i wpadła Lucyferowi w objęcia.
- A weź ty mnie zostaw! - Wyrwała się z uścisku. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie przyjmę twojej propozycji. Nigdy.
- Cóż, próbowałem po dobroci - rzekł, cofając się. - Nie pozostawiasz mi wyboru.
Zdążyła jeszcze posłać przelotne spojrzenie w stronę Grega, gdy nagle całe jej ciało przeszył ostry ból. Mięśnie napięły się maksymalnie. Czuła, że coś próbowało przeniknąć do jej mózgu, zawładnąć nim.
Greg kiedyś w wolnej chwili opowiedział jej o zaklęciach, które mieszały w głowie i przez nie można było stracić pamięć, zmienić intencje czy nawet zrobić coś wbrew własnej woli. Powstrzymać je mogła blokada dostępu do własnych myśli, wypowiedzenie zaklęcia stalowego umysłu.
- Psyche animus. - Pomyślała półprzytomna, choć nie wiedziała, czy tak brzmiało to zaklęcie. Nie miała już siły walczyć, lada moment mogła przegrać walkę o własne życie, ale nie zamierzała się poddać.
Lucyfer przerwał atak, a wtedy opadła bez sił na zimną posadzkę. Dyszała ciężko, a mięśnie drżały jej z wysiłku.
- Nie myślałem, że jesteś aż tak słaba, Księżniczko - zaśmiał się ochryple. - Jeszcze chwila i poznasz nowy, lepszy rozdział swojego życia.
Błysnęło zielone światło i znów ogarnęło ją to uczucie.
- Psyche animus... - szeptała. - Psyche animus...
Wiedziała, że nie mogła się poddać, że Blaise jej potrzebował. Powinna być przy nim, gdy się wybudzi, wspierać go w rehabilitacji, nastawiać psychicznie, żeby chciał walczyć.
- Psyche animus! - krzyknęła ostatkiem sił. Zielony promień zaklęcia nagle rozpadł się na milion kawałków, rozsypując ze szklanym brzdękiem o posadzkę.
Lucyfera aż wmurowało. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wymówić słowa.
Angel powoli wstała. Było to trudne, gdyż nogi miała jak z waty i obawiała się, że upadnie.
- Anioł Ciemności nigdy się nie poddaje. Nie jestem tak słaba, jak myślisz. Jestem Angela Juliet Cameron i wiem, czego chcę i zawsze osiągam swój cel. Jedna parszywa łajza nie odbierze mi szczęścia - wysapała.
Wtem Eleonora i Archanioł Michał przybyli z eskortą aniołów. Osłonili dziewczynę przed zasięgiem czarów Lucyfera, celując przed siebie różdżkami.
- W porządku? - zapytała ją Eleonora.
Oszołomiona zaklęciem i zmęczona jego odpieraniem Angel nie umiała pozbierać myśli, ani też zakodować, co się wokół niej działo. Archanioł, zauważywszy Grega, mruknął coś pod nosem i z jego różdżki wyleciał jarzący się na żółto długi język i niczym lasso owinął się wokół ramion anioła.
- Już! - krzyknął do towarzyszy. Eleonora położyła dłoń na ramieniu Angel i zniknęli. Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund.
- Durnie! Dlaczego nie atakowaliście?! - warknął na swoich kompanów Lucyfer, wciąż oszołomiony zdarzeniem, jak oni. - Już prawie była moja!
Zacisnął pięść i wrzasnął z wściekłości na całe gardło, aż w kilku korytarzach zawyło głuche echo.
- Zgrabnie poszło - ucieszył się Archanioł Michał. - Szczęście, że mamy też Gregora.
- Dlaczego tak późno przyszliście? - zapytała roztrzęsiona Angel. Eleonora podała jej puchar. Wypiła jednym haustem jego zawartość. Mdliło ją od słodkości napoju, ale była tak spragniona, że nawet usta jej spierzchły i wyglądały jak popękany piasek na pustyni.
- Musieliśmy pogrzebać w zaklęciach i złamać barierę aż do samej siedziby Lucyfera. To długi proces, ale całkiem szybko poszło z pomocą Louisa - odparła Eleonora, napełniając Angel puchar. - Kiedyś był szpiegiem Lucyfera i zna te wszystkie zakamarki. Te ich lochy to prawdziwy labirynt. Bez niego nigdy byśmy się tam nie dostali.
- A co z Gregiem? - zapytała Angel, przypominając sobie o nim.
- Uwarzyliśmy już eliksir, teraz spróbujemy odzyskać naszego kompana. Obawiam się, że bardzo długo to potrwa.
- Najważniejsze, żeby się udało - westchnęła. - Muszę wracać. Pewnie jest już późno - rzekła Angel i odstawiła naczynie na stół.
- Idę z tobą. Trzeba zabezpieczyć twój dom przed szponami Lucyfera - wyjaśniła Eleonora i razem poszły do punktu teleportacyjnego, z którego przeniosły się na ulicę, tuż przed dom Angel.
- Myślisz, że to go powstrzyma? - zapytała niepewnie, gdy Eleonora rzucała odpowiednie zaklęcia. Co chwilę budynek lśnił na moment, od szczytu dachu aż po fundamenty, po czym znów zasypiał w mroku. Powtórzyła to kilka razy. Wyglądało to tak, jakby obsypywała go różnymi kolorami brokatu.
- Już ja się postaram - rzekła z zaciętością. - Odprowadzę cię do pokoju.
I w jednej chwili znalazły się w ciemnym pomieszczeniu. Angel wciąż jeszcze zapominała, że dla nich słowo „odprowadzić" czy „pójść" to zwyczajne kilkusekundowe przeniesienie swoich molekułów w wielkim pędzie w inne miejsce, czasem odległe o całe mile.
Angel zapaliła lampkę nocną i w napięciu rzuciła okiem na pokój. Wszystko było na swoim miejscu. Zegarek elektroniczny wyświetlił godzinę trzecią w nocy.
- Jak późno - zmartwiła się. W jednym momencie zrobiła się strasznie senna. Ziewnęła przeciągle.
- To ja już będę lecieć - pożegnała się Eleonora.
- Ej, czekaj! Jutro po szkole zaczniemy trening, dobrze?
- Jasne, nie ma sprawy.
- Weźmiemy się za najmocniejsze zaklęcia - powiedziała pewnie Angel.
- Jesteś pewna?
- Tak. Najwyższy czas.
- W takim razie daj mi znać, gdy będziesz gotowa. Do jutra.
Angel była tak strasznie senna, że ledwo stała na nogach, ale nie zmrużyłaby oka, bo kiszki grały jej marsza. Musiała najpierw coś zjeść.
Zeszła na palcach do kuchni i zajrzała do lodówki. Wzięła z talerza zimną panierowaną nogę z kurczaka. Wgryzła się w lekko wyschłe już mięso.
- A ty co tu robisz? - zapytał ktoś w drzwiach. Obróciła się na piętach z zębami zatopionymi w nodze.
- Głodna jestem - wybełkotała z pełnymi ustami, kiedy wyszarpała kęs. - A ty co?
- Pić mi się chce - odparł ojciec, mrużąc zaspane oczy. Podszedł do szafki, odkręcił butelkę z wodą i napełnił nią połowę szklanki.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zapytała z zainteresowaniem.
- Jutro o ósmej. Do Londynu.
- A kiedy wracasz?
Ojciec zastanowił się, wzdychając i pocierając czoło wierzchem dłoni.
- Chyba za dwa dni. A co? Planujesz coś? - zagadnął ją złośliwie. Angel uśmiechnęła się i zanurkowała głową w lodówce.
- Mogę? - zapytała, gdy upolowała jogurt. Ojciec skinął głową.
- A tak mi się nie chce jechać... - grymasił jak przedszkolak.
- To idź za mnie do szkoły, a ja pojadę za ciebie do Londynu - zaproponowała Angel.
- Chciałbym tak zrobić. - Dopił do końca wodę i odstawił szklankę do zlewu. - No, idę dalej spać.
Wyszedł z kuchni, powłócząc nogami.
Kiedy zabiła głód, zrobiła się jeszcze bardziej senna. Strzałki kuchennego zegara ściennego wskazywały dwadzieścia po trzeciej. Nie miała już nawet siły myśleć o tym, co się wydarzyło. Pragnęła tylko przyłożyć głowę do poduszki i zamknąć ciężkie powieki. Przez myśl przeszło jej tylko, że ranek będzie jednym z najgorszych w jej życiu, o ile nie najgorszym.
I faktycznie, nie mogła się wywlec z łóżka. Wszystko robiła w zwolnionym tempie i była nieprzytomna. Pakując książki i zeszyty do torby w końcu już nie wiedziała, czy wszystko miała.
W szkole też była ledwo żywa. Nie pozwalała sobie nawet na chwilowe przymknięcie oczu, bo zapewne by usnęła, a zwykle przecież spała jak zabita, więc nie zdziwiłaby się, gdyby obudziła się w pustej klasie albo wśród uczniów z innej grupy.
Zmęczenie potęgowało w niej gniew. Mimo wielu godzin wyczerpujących ćwiczeń wciąż była kiepska, a na pewno nie na tyle dobra, by chociaż okaleczyć albo oszołomić Lucyfera. Denerwowało ją to, że wyciskała z siebie siódme poty, a i tak było to bezowocne. Musiała zacząć się uczyć mocniejszych zaklęć, przestać bawić w mało skuteczne czary-mary, które rzucała w pokoju. Przyszedł czas, by pomyśleć logicznie i przyszłościowo. Koniec zabawy.
Jednak nauka zaklęć, którymi z łatwością można by odebrać komuś życie, namieszać w pamięci czy manipulować jak kukiełką, wcale nie była taka prosta. Wymagała wielkiego skupienia, pewnej ręki, a nawet dopasowanej różdżki. Angel nie miała tej, z którą miała stanąć do walki z Lucyferem, bowiem miała ona zbyt wielką moc. Aktualnie używana wcale nie była taka zła. Już się przyzwyczaiła, że czasem wibrowała i niekiedy strzelała prądem po palcach, gdy źle wypowiedziała zaklęcie. Kwestia przyzwyczajenia.
Od teraz musiała dawać z siebie dwa razy więcej. Studiowała Wielką Księgę Magii i spędzała w Skrawku Nieba każdą wolną chwilę. A wszystko to z rządzy zemsty. Chciała za wszelką cenę stanąć twarzą w twarz z Lucyferem i pokazać mu, że z nią nie warto zadzierać. Chciała dać mu lekcję, której nigdy nie zapomni, ale najpierw musiała sama sobie udowodnić, że nie była słaba, za jaką ją uważał przeciwnik.
Przez tydzień skupiła się wyłącznie na zaklęciach, a w weekend już w ogóle nie wychodziła ze Skrawka Nieba pod pretekstem nauki na sprawdzian, z przerwami na posiłki. Najważniejsze jednak było to, że z dnia na dzień czuła drobne postępy.
Miejsce Gregora zajęła Eleonora. Była o wiele bardziej wymagająca i Angel nie mogła liczyć na oklaski z jej strony. Nie tłumiła jednak delikatnego uśmiechu zadowolenia, gdy po wielu ciężkich próbach Angel w końcu przełamywała barierę i rzucanie trudnych zaklęć powoli jej wychodziło. Widoczne były rezultaty. A te najbardziej cieszyły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro