Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 "Panna Miłość"

Znów znaleźliśmy się w tym pieprzonym barze. Miałam wrażenie, że oczy wszystkich są zwrócone w moją stronę. Byłam prawie pewna, że stali bywalcy Satyricon doskonale pamiętali, jak tydzień temu prawie zwymiotowałam tam na podłogę. Może i to było trochę abstrakcyjne, ale tak właśnie myślałam.

Nie chciało mi się pić. Patrzyłam tylko na Billy'ego, który świetnie bawił się z Dave'm i Kristem oraz na Kurta rozmawiającego z Tobi. Kathi gdzieś się zapodziała i pomyślałam, że pewnie poszła do toalety. W pewnej chwili mój wzrok przykuła kobieta, siedząca kilka metrów od nas. Miała blond włosy do ramion, ogromne niebieskie oczy i sporych rozmiarów usta. Nie mogłam przestać na nią patrzeć, bo w tamtej chwili wydawała mi się taka piękna i charyzmatyczna. Od czasu do czasu popalała papierosa albo wymieniała krótką rozmowę, z którymś ze swoich towarzyszy, ale nie licząc tego, nie odrywała spojrzenia od Kurta i Tobi.

- Kath...- usłyszałam w pewnym momencie głos Vail.- Widziałaś gdzieś tę sukę, Wilcox?

Obie się zaśmiałyśmy, a ja pokręciłam głową. Miałam nadzieję, że nie dostała od kogoś koki i nie poszła jej wciągać do kibla.

- Dobra, poszukam jej.- wywróciła oczami i oddaliła się.

Miałam już wstać i podejść do Kurta, ale uprzedziła mnie tamta tajemnicza blondynka. Kiedy tylko Vail zniknęła w toaletach, zbliżyła się do Cobaina, stanęła przy jego stoliku i rzuciła:

- Wyglądasz jak Dave Pirner.

Kurt podniósł na nią wzrok i lekko przekrzywił głowę w prawą stronę.

- To miał być komplement?- zapytał, a ja nie przestawałam się im przyglądać.

- Sam zdecyduj.- przysiadła się do niego.- Jestem Courtney.

- A ja Kurt.- rzucił. Nie był chyba zbyt zainteresowany; w przeciwieństwie do blondynki, która zachowywała się wręcz natarczywie.

To było dużo mniej subtelne niż ten niewinny podryw Tobi. Courtney przysunęła się do niego tak blisko, jak tylko mogła i wciąż zalotnie się uśmiechała. Doskonale widziałam ten jej wzrok... Ona pożerała nim Kurta.

- Chyba nie jesteś zbyt rozmowny.- powiedziała, na co Cobain zareagował jedynie kiwnięciem głowy.

Miałam ochotę się roześmiać, ale coś mnie powstrzymało. Zamiast tego w końcu wstałam i podeszłam do tamtej dwójki.

- Cześć.- uśmiechnęłam się.- Jestem Kathleen, przyjaciółka Kurta.

Nie wiem czy swoim działaniem chciałam rozluźnić atmosferę, czy po prostu poznać tę nieokrzesaną panienkę, która zrobiła na mnie takie wrażenie. Możliwe, że chodziło o jedno i drugie.

- Courtney.- przedstawiła się.- Nie wiem jak mogliście się zaprzyjaźnić, skoro pan Kurt jest niemy. Czyżby braterstwo dusz?

Na te słowa nawet sam Cobain się zaśmiał. Ja tylko szeroko się uśmiechnęłam. Ta dziewczyna była naprawdę nadzwyczajna i miałam wrażenie, że też była feministką.

- Czasem ma więcej do powiedzenia.- zapewniłam i przysiadłam się do nich.

Courtney wcale mi nie przeszkadzała, ale oczami wyobraźni widziałam już Tobi, która dostaje dzikiego szału na widok jakiejś laski, podwalającej się do "jej" Kurta. Na moje oko nie miała powodów do zazdrości. Cobain wciąż nie wykazywał większego zainteresowania blondynką.

- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.- zapewniła i przeczesała włosy palcami, o długich czarno-białych paznokciach.- Albo raczej nie usłyszę...

W tej samej chwili do towarzystwa wróciła Tobi, trzymająca pod rękę bladą jak ściana Kathi. Jej widok naprawdę mnie przeraził.

- Nie wiem czy się naćpała, czy zasłabła, ale nie ma z nią kontaktu.- poinformowała Vail, z początku nie zwracając uwagi na Courtney.- Zabiorę ją do domu. Może Billy mi pomoże. A ty wracasz?

Popatrzyłam raz na Kurta i raz na jego nową "adoratorkę". Chłopak wzruszył ramionami, a dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Zupełnie nie wiedziałam jak interpretować jej gest. Mimo wszystko postanowiłam zostać i obserwować rozwój sytuacji.

- Jeszcze chwilę zostanę.- odparłam.

W tej samej chwili Tobi kątem oka zerknęła na Courtney i skrzywiła się. Mimo to, chyba postanowiła nie robić afery. Po prostu pokiwała głową i razem z Kathi podeszła do Karrena. We trójkę opuścili Satyricon, a Dave i Krist nie przerwali rozmowy nawet na chwilę.

Kiedy znów spojrzałam na Kurta i jego "koleżankę", tamta ponownie go kokietowała. To zaczynało się robić trochę irytujące, ale postanowiłam im nie przerywać. Miałam dość akcji w tym jednym konkretnym barze.

- W sumie to mógłbyś do mnie zadzwonić.- stwierdziła dziewczyna i zanotowała swój numer długopisem, bezpośrednio na dłoni Kurta.- Moje nazwisko Love. Zapamiętaj je, bo jeszcze nie raz je usłyszysz.

- Gdzie?- zapytał Cobain i beznamiętnie popatrzył na swoją rękę.

- W radiu.- odparła, z ogromną pewnością siebie w głosie.- Albo w telewizji. Zapamiętaj, że Courtney Love i Hole podbiją ten świat.

Chłopak spojrzał na blondynkę, lekko się uśmiechnął, ujął jej dłoń w swoją i złożył na niej pocałunek. Moje oczy, jakby automatycznie szerzej się otworzyły, bo stanowczo nie spodziewałabym się po nim takiego zachowania. Był prawie jak rasowy gentleman.

- Miło mi było panią poznać, panno Love.- powiedział.- Ale jak na razie mam mnóstwo pracy i spotkania nawet z tak uroczą osobą jak pani w najbliżej przyszłości będą utrudnione. Nirvana może nie podbije świata, ale na pewno będzie chciała odwalić dobrą robotę.

Courtney już miała coś powiedzieć, ale w tej samej chwili do stolika podszedł facet, z którym wcześniej rozmawiała; wysoki, o pociągłej twarzy i blond włosach do ramion.

- My już spadamy, idziesz?- zapytał.

- Tak, Eric.- odparła.- Tylko się pożegnam.

Po tych słowach mężczyzna oddalił się. Love jeszcze raz spojrzała na Kurta, a potem na mnie.

- Miło było was poznać. Odezwijcie się czasem.

- Do zobaczenia.- Lekko się uśmiechnęłam, a Kurt jedynie uniósł rękę do góry, nie siląc się nawet na pomachanie nią.

Kiedy dziewczyna odeszła, siadłam bliżej Cobaina i popatrzyłam na niego pytająco. Trochę dziwiło mnie jego obojętne zachowanie, bo nie sądziłam, że mógłby być tak oddany Tobi, z którą chyba nawet oficjalnie nie był. Przyczyna musiała leżeć w czymś innym.

- Dlaczego ją okłamałeś?- zapytałam, nawiązując do tej jego gadki o natłoku pracy. W końcu gdyby to była prawda, nie kręciłby z moją przyjaciółką.

- Nie okłamałem jej.- powiedział.- Nie do końca. Mamy pracę, a ja na prawdę nie mam czasu na ogarnianie tylu bab na raz. Każdy facet ma swoje granice.

Na te słowa niekontrolowanie parsknęłam śmiechem. Mimo wszystko, chyba rzeczywiście coś w tym było.

- Wyglądało jakbym ją zbywał, prawda?- skrzywił się, jakby właśnie pojął, że jego zachowanie było jednak zbyt nietaktowne.- Może trochę przegiąłem, ale mam wrażenie, że oczekiwała trochę zbyt wiele jak na pierwsze spotkanie.

- Wyglądała, jakby chciała ci wskoczyć do łóżka i tyle.- podsumowałam i lekko zsunęłam się po oparciu swojego krzesła.- Ale sugerowała to w całkiem fajny sposób, nie? Ciekawa osoba...

- Może kiedyś zadzwonię.- jego wzrok ponownie powędrował na numer, zapisany na dłoni.- Ale jeszcze nie teraz.

*******************************

A jednak wstawiam dziś ;). Jest nawet trochę dłuższy niż normalnie, więc mam nadzieję, że będzie się podobał. Wybaczcie mi tę porę, ale dopiero na teraz się wyrobiłam. Ogólnie to... Courtney. Myślę, że samo jej imię wyraża więcej niż tysiąc słów ;DDD. To jej debiut u mnie, a do następnego "wielkiego wejścia" będziecie musieli trochę poczekać. Pozdrawiam ;***.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro