Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32 "Manager z drugiej ręki"

Joan przyjechała do nas w listopadzie, kilka dni po moich urodzinach, pełna energii i zadowolona jak dziecko, któremu ktoś podarował zabawkę, (a raczej oddał starą, zgubioną w przeszłości). Moja rozmowa z Cherie najwyraźniej poskutkowała i przynajmniej Jett mogła być zadowolona z życia. W całej swojej hojności i wspaniałomyślności, przywiozła do nas gościa o nazwisku LaVey i oznajmiła, że był kiedyś jej managerem, ale zrezygnowała z współpracy z nim, co nie przeszkodziło jej po latach znów go skądś odgrzebać i przysłać nam. Deklarowała, że będzie nam się z nim cudownie współpracowało, w co nie do końca wierzyłam z uwagi na moje podejrzenia, co do tego, że był spokrewniony z kalifornijską rodziną satanistów.

Joan nagrała swój wokal i partie gitarowe w Rebel Girl, a także wzięła udział w kilku koncertach z nami, co zapewniło nam dodatkowy rozgłos. Po wszystkim podziękowała za dotychczasową współpracę, jeszcze raz zaręczyła, że Xavier LaVey poradzi sobie świetnie i wyjechała. Rzeczywiście nowy manager okazał się pożyteczny, bo niemal od razu wyruszył na poszukiwania jakiejś porządnej wytwórni płytowej, która zainteresowałaby się naszą muzyką. Mimo tylu dobrych rzeczy i czegoś, co pozwoliło nam ruszyć z miejsca, ja nie umiałam się cieszyć. Wciąż cierpiałam, wciąż patrzyłam jak ktoś, w kim się zakochałam i o kim myślałam całymi dniami, świetnie bawił się z inną i wciąż myślałam o tym, co stałoby się, gdybym nie straciła dziecka. Może wtedy Kurt zerwałby z Courtney? Może w końcu pokochałby mnie?

Wymyślałam różne scenariusze. Łudziłam się, że mam jeszcze jakieś szanse aż do początku lutego '92 roku, kiedy odwiedził nas Dave. Billy podał mu butelkę piwa i usiedli obok siebie na kanapie. Tobi kręciła się po kuchni, Kathi notowała coś w grubym notesie, a ja stałam oparta o ścianę, wpatrzona w sufit i popijałam sok porzeczkowy z podłużnej szklanki.

- Słyszeliście co się okazało?- zapytał Grohl.- Jaja jak z jakiejś telenoweli, mówię wam.

- Co znowu?- Karren wzruszył ramionami.- Ktoś ma AIDS?

- Nie... Gorzej. Dziś rano Kurt oświadczył, że Courtney jest w ciąży i że mają zamiar wziąć ślub dwudziestego czwartego, czy piątego.

Zamarłam, a trzymana przeze mnie szklanka wyślizgnęła mi się z ręki i upadła na podłogę. Nie rozbiła się, ale cały sok popłynął po drewnianych panelach. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Dave. Nie docierało do mnie, że Courtney, która przyczyniła się do śmierci mojego dziecka, miała mieć wkrótce własne i to w dodatku z tym samym facetem; z facetem, którego wciąż kochałam i, o którym wciąż nie umiałam zapomnieć. Zaczęłam w myślach przeklinać los za tę pieprzoną niesprawiedliwość.

Zanim ktokolwiek zdążył zapytać, poszłam do swojego pokoju, w którym się zamknęłam. Jedynymi osobami, które wiedziały o mojej nocy z Kurtem były Kathi i Tobi, ale tylko ta pierwsza znała moje uczucia co do niego i poznała prawdę o ciąży. Nie miałam ochoty tłumaczyć tego wszystkiego pozostałym, dlatego po prostu ukryłam się, by uniknąć konfrontacji.

Nie płakałam. Po prostu usiadłam na łóżku i wbiłam wzrok w sufit. Wszystko to zaczęło mnie przytłaczać i nie wiedziałam jak poradzić sobie z emocjami. Kurt mnie nie chciał, miał mieć żonę i dziecko, a ja? Byłam tylko głupią, smutną Kathleen, która kiedyś miała marzenia i wierzyła, że da radę zmienić świat. Po tym co się wydarzyło przestałam wierzyć w cokolwiek. Robiłam co musiałam, nawet cała "sława" i muzyka nie były dla mnie tak ważne jak na początku. Straciłam dziecko, czyli kogoś, kto mógłby mnie pokochać i byłam sama. Przyjaciele mogli odejść; nikt nie dał mi gwarancji, że zostaną przy mnie na zawsze. Rodzina przeniosła się do Vancouver i prawie nie miałam z nimi kontaktu. Nie miałam nikogo, ani niczego; szansa na miłość prysła, a ból, żal i nienawiść rosły we mnie z każdą chwilą. Czułam, że powinnam coś zrobić, coś dla siebie, jakoś sobie pomóc, ale nie miałam pojęcia jak.

Zrobiłam w życiu tyle głupot, podjęłam tyle złych decyzji, że szansa na dobrą przyszłość wydawała mi się nie istnieć. W mojej głowie zaczynały rodzić się różne pomysły; głupsze, mądrzejsze, mniej lub bardziej realne... Nie wiedziałam, czy mszczenie się na Courtney przyniosłoby mi jakąkolwiek ulgę, ale nawet jeśli... to co właściwie miałam zrobić? Zabić ją? Kurt by mnie wtedy znienawidził, a tego bym nie zniosła.

Już niewiele byłam w stanie znieść, moje emocje były naczyniem pełnym wody, które nawet mała kropla była w stanie przelać. Najgorsza była gorycz. Wciąż czułam się skrzywdzona, zapomniana, pominięta, zbesztana...

A nigdy, przenigdy w całym swoim życiu nie chciałam tak się poczuć.

********************************

Część 2, czekajcie na następne.

Jak widzicie dużo nudnych monologów, ból, drama i jeszcze raz ból... Ona zaczyna nam się robić jednak niepoczytalna xD.

A i jeszcze macie tu jakieś kompromitujące fotosy z młodości. Do następnego ;*

PS. Ten manager to zmyślona postać xD.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro