Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 "Cherry Bomb"

Skonsultowałam się z Kurtem i po namowach w końcu zgodził się znaleźć drogę do Cherie. Byłam bardzo dobrej myśli, gdyż po sukcesie jaki odniósł Nevermind przed nim i resztą chłopaków otworzyły się jeszcze większe możliwości niż dotychczas. Pewnego sobotniego poranka, kilka dni po naszej rozmowie, siedziałyśmy z dziewczynami przy kuchennym stole, popijając kawę i omawiając szczegóły kolejnego koncertu. Billy wyszedł do sklepu muzycznego po nowe struny, gdyż poprzednie zdążyły się już zetrzeć lub popękać.

- Myślę, że moglibyśmy zacząć od...- Wilcox otworzyła usta, ale dokończenie zdania udaremnił jej dzwonek do drzwi.

Tobi bez słowa odeszła od stołu, założyła swoje duże okulary w ciemnych oprawkach, które do tej pory spoczywały na blacie i ruszyła w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Po dosłownie kilku sekundach dało się słyszeć rozbawione głosy Dave'a i Kurta. Odkręciłam się w ich stronę i obdarzyłam lekkim uśmiechem.

Czasem naprawdę brakowało mi Grohla, szczególnie kiedy przypominałam sobie, że był chłopakiem, który traktował mnie chyba najlepiej ze wszystkich, których w życiu miałam.

- No cześć, panienki.- powiedział Kurt, usadawiając się na naszej kanapie.

Vail popatrzyła na niego obojętnie i wróciła do picia, zapewne wystudzonej już kawy.

- Co tam?- zapytała Kathi, która jako jedyna nie musiała czuć się niezręcznie w ich towarzystwie.- Tym razem nikogo nam nie przyprowadziliście?

- Nie, ale mamy adres Currie.- wyjaśnił Dave i dosiadł się do swojego przyjaciela.

- Pogadajcie sobie z nią, wymolestujcie, żeby przeprosiła Joan i zagrajcie już z nią ten jebany koncert.- dodał Cobain, uśmiechając się bezczelnie.

Spojrzałam na niego z politowaniem i zaczęłam wkładać buty. Nie chciało mi się czekać, ani zwlekać z całą sprawą bez większej przyczyny. W głębi duszy liczyłam, że Kurt zdecyduje się ze mną pójść, bo nie lubiłam przebywać sam na sam w towarzystwie osób, które w pewnym sensie były moimi idolami. Uwielbiałam muzykę Runaways i wizja spotkania z Cherie wywoływała u mnie niemałą ekscytację.

- Już lecisz?- zapytał Dave, uśmiechając się od ucha do ucha.- Nie napijemy się piwa, czy czegoś?

- Napij się z Kathi i Tobi.- zaproponowałam, starając się, by nie zabrzmieć nieprzyjemnie.- Cobain, zbierasz się ze mną? Nie mam prawa jazdy.

Blondyn wywrócił oczami i niechętnie podniósł się z miejsca. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Ja rzadko jeżdżę, Kath.- powiedział.- I przepisowo, żeby unikać wypadków.

Razem z Grohlem cicho parsknęliśmy śmiechem, a chwilę później złapałam Kurta za nadgarstek i wyciągnęłam z mieszkania.

***

Cherie mieszkała w Tacomie, dlatego droga zajęła nam niecałą godzinę. Kiedy dotarliśmy pod jej dom, ogarnęła mnie lekka panika, którą starałam się zignorować. Myśl o tym, że Joan mogłaby w końcu z nami zagrać pomagała mi uporać się z nerwami.

- Zadzwonisz w końcu, zanim się zestarzejemy?- zapytał Cobain, który od dobrej minuty patrzył na mnie, przestępując z nogi na nogę.

- Jasne. Nie bądź niecierpliwy, bo daleko nie zajdziesz.- skrzywiłam się i powoli zbliżyłam do drzwi.

Zanim zdążyłam się rozmyślić, nacisnęłam dzwonek, czekając na odzew. Po kilkunastu sekundach otworzyły się, a moim oczom ukazała się kobieta mniej więcej mojego wzrostu, o długich blond włosach, ubrana w luźne, dresowe ciuchy. Trzymała na rękach rudowłosego niemowlaka. Zupełnie nie przypominała Cherie z czasów Runaways.

- Dzień dobry.- uśmiechnęła się.- Mogę w czymś pomóc?

- Tak...- zupełnie nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.- Chciałabym porozmawiać.

- A w jakiej sprawie?

- Jestem Kathleen i przez chwilę współpracowałam z Joan Jett...

Po tych słowach Currie otworzyła szeroko oczy i wciągnęła mnie za nadgarstek do mieszkania. Kurt poszedł za nami, nie prosząc o pozwolenie. Miałam wrażenie, że dziecko za chwilę jej wypadnie, z uwagi, że zaczęła trzymać je tylko jedną ręką.

- Kathleen z Bikini Kill!- podniosła głos, a niemowlę zaczęło wydawać dźwięki, przypominające śmiech.- Słuchałam waszej płyty i naprawdę mi się podoba. Przypomina mi czasy młodości...

W tym samym momencie kobieta przeniosła wzrok na Kurta i mało co się nie przewróciła.

- I Kurt Cobain w moim domu... Nie do wiary.

- Kath bardzo pragnie z panią porozmawiać.- powiedział chłopak i przechylił głowę w prawą stronę.- I naciskałbym, żeby się spieszyła, bo mieliśmy zrobić z chłopakami próbę wieczorem...

- Dobrze, potrzymaj go, ja posprzątam ze stołu.- powiedziała Currie i podała mi dziecko, nie pytając czy w ogóle mam na to ochotę.

Zaraz po tym pobiegła do kuchni, a ja mocno objęłam niemowlę, żeby nie daj Boże mi nie wypadło.

- Wyglądasz, jakbyś trzymała zwinięty dywan.- zadrwił Kurt, a potem nie czekając na mnie poszedł za Cherie.

Westchnęłam i zrobiłam to samo. Na miejscu kobieta zgarniała brudne talerze ze stołu, po czym wstawiła wodę w czajniku. Bezceremonialnie usiadłam na pierwszym dostrzeżonym miejscu i spojrzałam na chłopca, by upewnić się, że go nie udusiłam. Uśmiechał się, a jego ust ciekły strużki śliny, po czym wywnioskowałam, że nic mu nie było.

- Jeśli chodzi o Joan, to nie chce ze mną rozmawiać.- powiedziała Cherie, przerywając milczenie.- Zaprosiłam ją na ślub, ale się wściekła. Prawie nie mamy ze sobą kontaktu. Zerwała go, kiedy odeszłam z zespołu. Do dziś nie może się pogodzić, że wybrałam normalne życie, pozbierałam się i wyszłam z uzależnień. Najwyraźniej jest zazdrosna.

- Najwyraźniej.- kiwnęłam głową.- Ale rozmawiałam z nią. Tęskni za tobą, to widać.

Od razu zaczęłam zwracać się do niej na "ty", by oszczędzić sobie takiej sytuacji jak z Joan.

- Wiem.- kobieta zaczęła wsypywać herbatę do kubków.- Ona od zawsze oczekiwała ode mnie czegoś więcej, niż byłam w stanie jej dać. Też mi jej brakuje, ale kocham Roberta i naszego synka. Nie zrezygnuję z nich, przez fochy Joan.

- Może mogłybyście spróbować się dogadać.- westchnęłam.- Wyjechała taka przygnębiona. Zrezygnowała z koncertów z nami. Myślę, że gdybyście się pogodziły, poczułaby się lepiej. Nie oczekuję, że dasz jej coś co nie istnieje, ale może zwykła życzliwość wystarczy...

- Przyjaźń, proszę pani.- wtrącił Kurt, nie patrząc na nas, a rozglądając się po kuchni.- Niech się pani zgodzi, bo ona nie przestanie męczyć, a jeśli nie przestanie męczyć, ja nie wrócę do Seattle.

- Myślę, że mogłabym z nią porozmawiać, ale nie obiecuję, że to coś da.- Currie podała nam herbatę.- Joan ma taki charakter, że ciężko się z nią dogadać. Pewnie na mnie nakrzyczy i obleje gorącą kawą. Tak się skończy. No, ale dobrze. Niech będzie. Skontaktuję się z nią i zrobię co w mojej mocy, żeby się z nią pojednać.

Odetchnęłam z ulgą, że wszystko poszło zgodnie z planem. Wystarczyło już tylko czekać na efekty i kolejną, obiecaną wizytę Jett. Wypiliśmy herbatę i rozmawialiśmy jakiś czas, ale w końcu Kurt zaczął się niecierpliwić. Pożegnaliśmy się z Cherie, minęliśmy w drzwiach jej faceta i wsiedliśmy do samochodu. Kiedy Kurt przekręcił kluczyk w stacyjce, opadłam na oparcie fotela i uśmiechnęłam się od ucha do ucha.

- I co?- zapytał Cobain, kiedy ruszaliśmy.- Zadowolona?

- Bardzo.- odparłam.- A ty jesteś dziś dla mnie wredny.

- Nie jestem wredny. Daj spokój. Przecież wiesz, że to takie żarty.

Z pobłażaniem pokiwałam głową i spojrzałam na jego skupioną na drodze twarz.

- Pójdziemy na imprezę?- zapytałam.

- Ale próba, Kath...

- Zagrasz intuicyjnie. Męczy mnie to jeżdżenie. No chodźmy, proszę.

Cobain przytaknął i głośno westchnął, by po chwili pozwolić kącikom ust lekko się unieść.

*************************************

Jak widzicie na załączonym obrazku; Kurt prowadzi samochód xD. Szczerze to nie wiem gdzie wtedy mieszkała Cherie, dlatego ta Tacoma to fikcja, ale nie chciałam, żeby jeździli nie wiadomo dokąd. Ogólnie jest rozmowa z Cherry; rozdział wyszedł trochę dłuższy niż klasycznie, bo na ponad 1000 słów, ale mam nadzieję, że się podoba. A, i dedykuję go JulieJacksonblog , bo domagała się ciągu dalszego. ;* Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro