Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24 "WAR?"

 Wzięłam koszulkę do rąk i zaczęłam wpatrywać się w nią, jak gdyby była czymś w rodzaju cudu albo relikwii. W pewnym momencie przypomniała mi się rozmowa telefoniczna Joan i doszłam do wniosku, że powinnam delikatnie nawiązać do tematu i jakoś podnieść ją na duchu. Rozejrzałam się po podłodze w poszukiwaniu zdjęcia, które podarła. Po kilku sekundach natrafiłam na starą fotografię z młodości Jett. Stały na niej z Cherie Currie, ubrane w niebieskie kombinezony i obejmowały się w biodrach. Było tak przynajmniej pierwotnie, bo w chwili obecnej zdjęcie przerwane wzdłuż, rozdzielało obydwie dziewczyny.

 - To ona dzwoniła?- zapytałam nieśmiało i usiadłam na podłodze obok Joan.

 Kathi zrobiła to samo, dzięki czemu oblegałyśmy ją z obydwu stron. Brunetka podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się gorzko. Doskonale wiedziałam, że stało się coś, co mocno ją zraniło.

 - Tak...- kiwnęła głową.- I jak zwykle musiała mnie zdenerwować. Zawsze lubiła wkurwiać ludzi i jak widać do dziś jej to zostało.

 - Ale...- zaczęłam, lecz Jett mi przerwała.

 - Zaprosiła mnie na ślub z jakimś... Robertem, czy innym chujem. I wiecie co? W trakcie rozmowy wyszło jeszcze, że ma dziecko. Cudownie, prawda? Zajebiście, że o czymkolwiek mi powiedziała. Z jednej strony ma mnie generalnie w poważaniu, a nagle po prostu sobie przypomina, kiedy uzna to za słuszne. Mam wrażenie, że zaprosiła mnie tylko po to, żeby ktoś nie daj Boże nie uznał, że jest nietaktowna i zapomina o starej przyjaciółce...

 - To głupie.- powiedziała Kathi, a kobieta tylko kiwnęła głową.- Jak dla mnie trochę egoistyczne podejście.

 - Cholernie egoistyczne!- Joan podniosła głos.- Ona zawsze była egoistką. Liczyło się dla niej tylko i wyłącznie jej życie i jej szczęście. Zostawiła nas przez swoje widzimisię, zrezygnowała ze wszystkiego... Ba, ona nas olała i tyle. Skończyła z niczym i dobrze jej tak. Tych rzeźb i tak nikt nie kupuje, a jej kochany mężuś zostawi ją prędzej, czy później, kiedy tylko zrozumie jaka z niej szmata.

 Nie chciałam nic mówić, ale było wyraźnie widać, że Joan zależało na Cherie, nawet bardziej niż powinno. Gdyby rzeczywiście miała o swojej byłej przyjaciółce takie złe zdanie po prostu by ją olała, zamiast przeżywać wszystko, co bez przerwy robiła. Nie byłam do końca pewna, czy wpadłam na dobry pomysł, ale w pewnej chwili doszłam do wniosku, że one dwie powinny się w końcu naprawdę pojednać.

***

 Na wieczornym występnie Nirvany zgromadziło się naprawdę sporo osób. Wybrałyśmy się na niego tylko z Selene, bo cała reszta stwierdziła, że ma coś do roboty. Chłopaki jak zwykle byli świetni, a momentami zachowywali się nietypowo, co naprawdę do nich pasowało. Krist od czasu do czasu kładł się na scenie, a pod sam koniec występu Kurt zaczął tłuc gitarą o jeden z głośników. Nie ukrywałam uśmiechu ani wtedy, ani kiedy kilka osób podeszło do mnie i Vigil z prośbami o autografy. Czułam się wyjątkowo; dumna i pewna siebie, niczym jakaś cholerna wielka gwiazda.

 W pewnym momencie od niechcenia rozejrzałam się i dostrzegłam w tłumie kogoś, kogo w życiu nie spodziewałabym się spotkać. Ową osobą był Axl Rose, wokalista Guns N' Roses, którym Kurt otwarcie gardził i wyzywał od komercyjnych świń i homofobów.

 - Sel...- pociągnęłam przyjaciółkę za rękaw koszulki.- Widzisz go?

 Dziewczyna odwróciła głowę i również napotkała wzrokiem rudego. Wyglądała na zdziwioną prawie jak bardzo jak ja. Sama kilkakrotnie słyszała zdanie Cobaina na temat Axla i całego jego zespołu.

 - Chyba biedak nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jest niemile widziany.- zadrwiła.

 - Chyba nie zdaje...

 Po zakończonym występie poszłyśmy za kulisy spotkać się z chłopakami. Ochrona nie robiła problemów, bo sam Kurt dał im jasno do zrozumienia, że możemy wchodzić gdzie chcemy.

 - Byliście zajebiści, jak zwykle.- powiedziałam i stuknęłam się szklanką pełną piwa, ze wszystkimi zgromadzonymi.

 - Tak w ogóle to przypomniałem sobie o czymś ważnym.- oświadczył Kurt i upił łyk napoju z własnej.- W maju musimy być w Madison; Geffen Records udostępniają nam studio.

 Wszyscy popatrzyliśmy po sobie ze zdumieniem.

 - Dzwonili, a ty nic nie mówiłeś?!- zapytał Dave z udawanym oburzeniem i szturchnął przyjaciela w ramię.- Wszyscy na pewno słyszeli? NAGRYWAMY PŁYTĘ!

 Każdy rzucił jakieś pełne aprobaty słowo i polało się jeszcze więcej alkoholu. Byłam tak dumna z chłopaków, że aż nie wiedziałam co powiedzieć. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos ochroniarza.

 - Znów ktoś do was.

 Po tych słowach Kurt zerwał się z miejsca i podszedł do mężczyzny. Zapytał o kogo chodziło, a kiedy dostał odpowiedź wybuchnął niekontrolowanym śmiechem i kazał poprosić gościa. O mało nie udławiłam się piwem, kiedy moim oczom ukazał się Axl. Czego mógł chcieć od chłopaków?

 - O, siema Axl.- powiedział drwiąco Dave, usiłując stłumić śmiech.

 - Cześć.- rudy wyglądał na całkiem zadowolonego z sytuacji.- Chciałem tylko powiedzieć, że daliście zajebisty koncert i że mam pomysł.

 Kurt pytająco uniósł brwi, tak jakby ciągle nie dowierzał w to, że Rose przyszedł z nimi porozmawiać.

 - Musicie nagrać cover Welcome To The Jungle. Niech brzmi jakkolwiek chcecie, ale zróbcie to.

 Wtedy blondyn wybuchnął niekontrolowanym śmiechem i podszedł do Axla na niebezpiecznie bliską odległość. Popatrzyłyśmy na siebie z Selene, jakby czując, że wydarzy się coś złego albo, że chłopaki zaraz się pokłócą.

 - Dobra, Rose.- powiedział Kurt, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Nie wiem po jaką cholerę tu jesteś, ale uwierz mi, że mam wystarczająco własnych kawałków i cudze są mi naprawdę niepotrzebne. To, że wy nie potraficie zarabiać na swojej muzyce, nie znaczy, że my musimy robić to samo. A! I jeszcze jedno. Powiedz Goldsteinowi, że może przestać do mnie dzwonić, a moja odpowiedź brzmi NIE. Nie pojedziemy z wami w trasę.

 Kiedy Cobain zakończył swój wywód, Axl poczerwieniał na twarzy i wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć gniewem.

 - Pożałujesz tego, co powiedziałeś śmieciu.- odezwał się w końcu; o dziwo wcale nie podniesionym głosem.

 Nie dodał nic więcej. Po prostu wyszedł, a Kurt pomachał mu ze śmiechem i posłał "całuska". Wszyscy przez moment siedzieli jak wryci, zszokowani całą sytuacją, by w końcu wybuchnąć śmiechem. Można powiedzieć, że nawet podziwiałam Cobaina za tę jego nieugiętą postawę pogardy wobec tego konkretnego zespołu. Mimo że z tamtej sytuacji to właśnie on wyszedł z twarzą, wojna była już nieunikniona.

****************************************************

 Hej hej :* Wstawiam wam wkurzonego Axla i zdjęcie, które podarła Joan. Ogólnie jeszcze jestem z wami i mam nadzieję, że w tym rozdziale zadziało się więcej niż w poprzednich. ;) Znów trochę dramy i oczywiście oficjalny początek spięć między Kurtem i Axlem xD. Do następnego :**.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro