Rozdział 22 "Jesteś królową mojego świata"
Kiedy podniosłam powieki i względnie doszłam do siebie, dotarło do mnie, że przez cały czas leżałam w ramionach Dave'a. Od razu naszła mnie wielka fala wyrzutów sumienia. Lubiłam go i był dla mnie ważny, ale doskonale wiedziałam, że raczej nic z tego nie będzie. Nie czułam do niego tej dziwnej, nieuzasadnionej chemii, nie miałam nóg waty na jego widok, a obecność chłopaka nie była mi niezbędna. Wytrzymałam cztery miesiące bez żadnego kontaktu z nim i zbytnio na tym nie ucierpiałam. Mimo wszystko czułam się, jakbym poprzedniego wieczora go wykorzystała.
- Już nie śpisz?- usłyszałam cichy głos przy samym uchu.
- Nie.- zagryzłam dolną wargę i lekko odkręciłam głowę w jego stronę.
Miałam wielką nadzieję, że sam nie wiązał ze mną nie wiadomo jakich nadziei i nie cierpiałby, gdybym powiedziała mu, że to wszystko na dłuższą metę nie ma sensu.
- Dave...- podjęłam pierwszą próbę porozmawiania z nim na ten temat.- Przepraszam...
- Za co?
- Za to. Po prostu... Boję się, że to nie wyjdzie.
Chłopak głośno westchnął, wypuścił mnie z objęć i przeczesał swoje potargane włosy palcami. Bałam się, że się obrazi albo wkurzy, dlatego jego reakcja nieźle mnie zdziwiła.
- Wiem. Przecież widzę.- powiedział.- Zakochałem się w tobie, Kathleen, ale nie będę Cię do niczego zmuszać. Nie byłabyś ze mną szczęśliwa, prawda?
- Nie o to chodzi...- próbowałam się bronić, ale Grohl mnie uciszył i sam dokończył.
- Prawda. Nie chcę, żebyś była ze mną na siłę, bo to bez sensu. A wczoraj... To był impuls i tyle. Możemy do tego nie wracać, ale chcę, żebyś wciąż była moją przyjaciółką.
Popatrzyłam na niego z mieszaniną wdzięczności i ulgi w oczach.
- Ja też chcę.- lekko się uśmiechnęłam.- I... Mimo wszystko Cię przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak wyszło.
- To nie twoja wina.- smutno się uśmiechnął, wstał i zaczął się ubierać.
Powiodłam za nim wzrokiem, usiłując wymyślić jakieś słowa na pocieszenie albo takie, które dałyby radę go rozbawić.
- Ale fajnie było.- odezwałam się w końcu.
Dave parsknął śmiechem, jeszcze raz przeczesał włosy i lekko przekrzywił głowę w bok.
- A jak miałoby być ze mną, jeśli nie fajnie?
***
Wiedziałam, że powinnam się opanować i zachowywać pozory, ale nie mogłam, podczas kiedy Joan siedziała rozparta na krześle metr ode mnie. Wpatrywałam się w nią jak w obrazek albo idealny posąg, przedstawiający bóstwo. Kobieta popijała ze szklanki cytrynowy tonik i patrzyła na Karrena, który grał na gitarze, co raz go poprawiając. Próbowali coś skomponować, ale Billy (podobnie jak żadna z nas) nie mógł się skupić.
- Dobra, to bez sensu.- westchnęła, zabrała chłopakowi instrument i sama zaczęła coś brzdąkać, po czym zwróciła się do mnie.- Śpiewaj, Kathleen.
Popatrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczami, jakby kazała mi co najmniej wyskoczyć przez okno.
- Co?- zapytałam, kilka razy nerwowo mrugając.
- Śpiewaj.- popędzała mnie.- Cokolwiek. Improwizuj.
Chciałam otworzyć usta, ale coś w pewnym sensie mnie zablokowało. Nie lubiłam czegoś takiego. Tekst zawsze musiałam mieć wcześniej napisany i opracowany, zanim zaczęłam go śpiewać. Dodatkowo onieśmielał mnie fakt, że mogłam narazić się na ośmieszenie przy mojej własnej idolce.
- Nie chcę.- pokręciłam głową.- Napiszmy lepiej jakiś kawałek.
Jett wywróciła oczami, ale wyglądało na to, że się zgadza.
- Niech to będzie typowy feministyczny tekst.- zaproponowała.- Tradycyjny. Jesteście hetero?
Popatrzyłyśmy po sobie z Kathi, usiłując ukryć zdziwienie. No ale czego ja się w sumie spodziewałam po Joan Jett? Że będzie nieśmiała i taktowna?
- Nieważne. Poczujcie się dziś jak lesbijki.
Billy spojrzał na nią z pretensją i odezwał się:
- A ja? Też mam być lesbijką?
- Ty lepiej komponuj.- odparła kobieta i ignorując niezadowoloną minę Karrena odwróciła się do nas.- Możecie spróbować mnie opisać. No dalej, poetki.
Zaczęłam się zastanawiać jak najlepiej opisać kogoś takiego jak Joan. Na pewno była buntowniczką; tego mogłam być pewna.
- Buntowniczka.- rzuciłam, a Jett uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Dobrze. Rebel Girl. Co dalej?
- You are the queen of my world.- powiedziała Tobi, unosząc oczy do góry.- Do rymu. Może być? W sumie to zawsze nas inspirowałaś.
- Świetnie. A czego byście na przykład ode mnie chciały?
- Zaprzyjaźnić się.- powiedziała Kathi.
- Przymierzyć twoje ciuchy.- dodałam ze śmiechem.
Joan notowała sumiennie każde nasze słowo, uśmiechając się co jakiś czas lub cicho prychając. Pracowało nam się ze sobą naprawdę dobrze i po krótkim czasie zupełnie przestałam odczuwać jakąkolwiek presję. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i co raz rzucałam jakimś tekstem, który przychodził mi do głowy na myśl o Jett.
- In her hips, there's revolutions.- odezwał się Billy, za co kobieta obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem, sugerującym powrót do komponowania.
Mimo to, zapisała zdanie, które wypowiedział.
- W sumie, to mi się podoba, Karren.- z uznaniem pokiwała głową.- Dajcie coś jeszcze w tym kontekście.
- When she talks, I hear the revolutions.- zaproponowała Wilcox.
Joan kiwnęła głową i pomachała ręką, za znak, żebyśmy kontynuowali.
- When she walks, the revolution's coming.- autorką kolejnego pomysłu była Vail.
- Jak smakują moje pocałunki?- zapytała Joan, ale żadna z nas chyba nie zrozumiała, co miała na myśli.
No bo... skąd miałybyśmy wiedzieć?
W tej samej chwili kobieta wstała z miejsca, podeszła do mnie i zanim zdążyłam zareagować położyła mi rękę na ramieniu i pocałowała. Szok spowodował, że nawet na chwilę nie zamknęłam szeroko otwartych oczu. Nie miałam pojęcia co zrobić, dopóki nie dotarł do mnie sens tego zabiegu. Z pewnością mogłoby się obyć bez niego, ale przecież Joan robiła, co chciała. Żeby nie wyjść na idiotkę kilka razy oddałam pocałunek, czekając aż sama się odsunie. Gdy to w końcu nastąpiło kobieta wyszczerzyła się, ukazując rząd białych zębów i zapytała:
- No i?
- Jak...- demonstracyjnie oblizałam dolną wargę.- Ale nie licząc papierosów i toniku, tak?
Wszyscy, którzy do tej pory wyglądali na osłupiałych ze zdziwienia wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
- Jak... siła, bunt, brutalność, taka dziwna... moc.- wyliczałam wciąż to, co kojarzyło mi się z samą Joan, a nie jej pocałunkiem, bo z niego nie mogłam wywnioskować zbyt wiele.- Już wiem. Niech to brzmi tak: In her kiss, I taste the revolution.
*****************************************
Jakoś tak fajnie mi się pisało ten rozdział; pewnie dlatego jest dłuższy niż zwykle. Mimo to nie do końca mi się podoba, bo jest w nim za dużo dialogów, a za mało opisów czynności. No ale... Ogólnie to tworzyło się Rebel Girl, było trochę Joan, trochę lesbijskich pocałunków, więc myślę, że nie jest źle. Do następnego ;*.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro