Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 "Zróbmy sobie rewolucję"

 Koncert u Knighta poszedł nam naprawdę dobrze; zresztą jak wiele późniejszych. Bikini Kill stawało się w Seattle coraz bardziej rozpoznawalne, podobnie jak my sami, lecz już nie jako trzy feministki i buntownik, a prawdziwi muzycy. Na samym początku '91 roku wybraliśmy ze swoich materiałów osiem, naszych zdaniem najlepszych i najbardziej dopracowanych piosenek z zamiarem zamieszczenia ich na pierwszej płycie. Gdy osiem wytwórni odmówiło wydania krążka zadecydowaliśmy sami nagrać nasze utwory na kasecie kompaktowej i opublikować je. Jeden ze sklepów muzycznych w Seattle z otwartymi ramionami przyjął do sprzedaży te kilka wydanych przez nas nagrań, które zatytułowaliśmy Revolution Girl Style Now!

 W międzyczasie wyprowadziliśmy się od Selene i dziewczyn do mieszkania, które miał wynająć nam kumpel Billy'ego, ale wciąż utrzymywaliśmy z nimi kontakt. Poznaliśmy również wiele innych ciekawych osób z tamtejszej sceny muzycznej i nie tylko. Chłopaki z Nirvany wciąż nie dawali znaku życia, mimo że od naszego wyjazdu z Portland minęło parę ładnych miesięcy.

***

 L7 w pewnym sensie mnie fascynowały. Razem z 7 Year Bitch wybraliśmy się na ich koncert, a ja od samego początku nie mogłam nadziwić się jaką zajebistą muzykę tworzyły. Słyszałam je już wcześniej, ale między radiem, a występem na żywo zawsze była ogromna przepaść. Sparks miała naprawdę niesamowity i przyjemny dla ucha głos, który doskonale zgrywał się z całą resztą. 

 Od samego rozpoczęcia zastanawiałam się jak to by było się z nimi poznać, ale niezbyt na to liczyłam bo nie grały już po barach, tak jak my. Koncert L7 odbywał się na jednym z niewielkich miejskich stadionów i nie każdy miał bezpośredni dostęp do muzyków.

 - Co tam, Kath?- zapytał Billy, nachylając się w moją stronę.

 Lekko uniosłam głowę i przybrałam niezadowoloną minę.

 - Pogadałabym z nimi, ale pewnie uciekną zaraz po koncercie.- odparłam, a Karren objął mnie delikatnie ramieniem.

 - Bo jeszcze nie należymy do... no wiesz... ich ligi, czy jak to się teraz nazywa. Niby gramy, sprzedają tę naszą kasetkę, ale... Potrzebujemy jakiegoś bodźca.

 - Bodźca do czego?

 - Czegoś co wybije nas poza ten krąg grajków do kotleta.- wyjaśnił, po czym wskazał na dziewczyny z L7.- I uczyni takimi jak one.

 W tym samym momencie Donita wydarła się do mikrofonu i zarzuciła swoimi rozczochranymi włosami, o bliżej nieokreślonym, szarawym kolorze do tyłu.

 - Kurt pewnie uznałby to za komerchę, ale w sumie chciałabym tego.- delikatnie uśmiechnęłam się na myśl o Cobainie i całej reszcie.

 Ostatnimi czasy naprawdę mi ich brakowało. Wcześniej deklarowali, że przyjadą do Seattle jakiś miesiąc po nas, a od naszego wyjazdu minęły już mniej więcej cztery. Niby miałam Selene i resztę, ale coraz częściej tęskniłam za wspólnymi popijawami z Nirvaną, za Kurtem i jego nieodłączną odrazą do połowy muzycznego światka, za Davem, który ratował mnie z opresji, i oczywiście za Kristem, któremu wiecznie było mało alkoholu. Zapodział mi się gdzieś ich numer telefonu, przez co nasz kontakt na te cztery miesiące urwał się całkowicie.

 - Dziękuję wam bardzo.- moje rozmyślania przerwał głos Sparks.- Żegnam wszystkich serdecznie, bo od kurewskiej godziny chce mi się sikać i niestety bisu nie będzie.

***

 Dziewczyny wpadły do nas na piwo, jak po każdym wspólnym wypadzie zresztą. One także stawały się coraz bardziej rozpoznawalne, ale nagrywanie kawałków szło im dużo wolniej niż nam, co Vigil zwykle tłumaczyła tym, że "Nie chce jej się ruszyć dupy do mikrofonu".

 Jak zwykle rozmawialiśmy, Karren brzdąkał coś na akustyku, a Elizabeth malowała paznokcie na czerwono, siedząc gdzieś w kącie pokoju. Robiła to na tyle nieumiejętnie, że spora ilość lakieru wychodziła poza wyznaczony obszar, brudząc jej palce. W pewnym momencie rozległ się dźwięk telefonu komórkowego "wspólnego użytku", z którego w sumie rzadko korzystaliśmy. Jako, że nie miałam nic ciekawego do roboty, podniosłam się i odebrałam połączenie.

 - Kathleen, powiedz, że to ty.- omal się nie przewróciłam, kiedy do mojego ucha dotarł głos Kurta.

 - Kurt?!- krzyknęłam z radością.- Cześć. Co tam u was? Dlaczego dzwonisz dopiero teraz?

 - Wybacz, mieliśmy multum roboty na głowie. Wszystko się trochę przedłużyło, a potem jak chciałem dzwonić z tej pierdolonej komórki, to przepadł mi wasz numer. Dave pamiętał go prawie w całości, ale mieliśmy problem z jedną cyfrą, więc od kilku dni dzwonię pod jakieś cudze numery, licząc że trafię na was.

 Zaśmiałam się, bo my byliśmy w dokładnie takiej samej sytuacji, tyle że nikt z nas zupełnie nie pamiętał kontaktu do chłopaków.

 - Dobra, ale gdzie wy teraz jesteście?- zapytałam, nie próbując hamować radosnego tonu. 

 - W Seattle. W sumie od dziś.- odparł.- Dlatego dawaj adres i wpadamy na imprezę.

 Szybko podyktowałam Cobainowi ulicę i numer naszego mieszkania, po czym chciałam się rozłączyć, ale zanim mi się to udało chłopak dodał jeszcze:

 - Weź lepiej leki na serce, bo mamy dla was niespodziankę.

 Po zakończeniu połączenia wróciłam do towarzystwa i opowiedziałam jak dokładnie przebiegała nasza rozmowa. Billy, Kathi i Tobi na wieść, że Nirvana ma zaraz się u nas zjawić wpadła w podobną euforię co ja. Dziewczyny z 7 Year również się ucieszyły, bo (z tego co mówiła Selene) uważały muzykę chłopaków za zajebistą, a ona, jako że zdążyła się z nimi zapoznać, ich samych za "naprawdę w porządku osoby".

 Dzwonek do drzwi rozległ się po niecałych czterdziestu minutach, odkąd skończyliśmy rozmawiać. Jak oparzona poderwałam się z miejsca i poszłam otworzyć. Kiedy jednak to zrobiłam mało co rzeczywiście nie dostałam zawału. Nieruchoma jak kamień wpatrywałam się w osobę, która razem z Kurtem, Kristem i Davem stała w progu naszego mieszkania. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię albo że ktoś dosypał mi do piwa czegoś, co wywołało halucynacje.

 Doskonale znałam te krótkie, ciemne włosy, rysy twarzy, które czyniły ją nieziemsko piękną, a nawet posturę, której nauczyłam się prawie na pamięć po obejrzeniu dziesiątek koncertów z jej udziałem.

 W progu mojego własnego mieszkania stała Joan Jett.

 Popatrzyła mi w oczy, potem zlustrowała od góry do dołu, by w końcu się odezwać się tym swoim nieziemskim, niskim głosem:

 - No, miał pan rację, panie Cobain... 

 - Mówiłem, że są świetne.- Kurt uśmiechnął się do mnie.

 Dokładnie to samo, sekundę później uczyniła Joan.

 - Dobra.- zwróciła się w moją stronę. To zróbmy sobie rewolucję.

 *******************************************

 Doczekałaś się sleepyclementine xD Mamy w końcu, na pewno wyczekiwaną przez wszystkich Joan xD. Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, do następnego ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro