Piracka zjawa cz.2
Rok 2015
- Kapitanie mgła na burcie! - zawołał marynarz do kapitana ich kutra.
- Trzymaj kurs, znam te wody jak własną kieszeń. Nic nam nie będzie - odrzekł mu podstarzały kapitam.
- Tak jest. Utrzymuje kurs na... kapitanie! W tej mgle jest statek. Żaglowy!
- Jaka bandera?
- Czaszka...
- Piraci?!
- Ale... statek wydaje się być opuszczony. Jest porośnięty glonami i ma rozdarte żagle. To chyba wrak - uściślił marynarz patrząc przez lunetę.
- Dziwne - powiedział do siebie kapitan kutra - zatrzymaj się przy nim. Zobaczymy z czym mamy do czynienia.
- Rozkaz! - marynarz zasaluyował i pobiegł do sterowni.
Po dłuższej chwili udało im się zatrzymać kuter przy kadłuboe statku pirackiego. Wyglądał jakby od lat leżał na dnie morza. Kapitan podszedł do jednej z desek i reką zdarł warstwę mułu odsłaniając napis na burcie.
- Szfirowa Orchidea... nigdy nie słyszałem o takim statku. No dobra wchodzimy tam, dwóch zostaje, reszta ze mną. Możliwe, że właśnie dokonaliśmy wielkiego odkrycia - zarządził kapitan.
I tak dziesięć osób wspieło się na pokład statku. Ukazał im się niezbyt przyjemny widok, było tam dużo glonów, mułu i pąkli, a także ludzkie kości, leżące w różnych odstępach od siebie.
Niektóre deski były przegniłe, inne spełniałe, wszędzie były ślady wody.
- Rozdzielić się na dwuosobowe grupy i przeszukać pokład. Kowalski, ty idziesz ze mną - powiedział kapitan do swojego pierwszego oficera.
I tak pięć grup się rozeszło.
Kapitan zawędrował do kajuty pirackiego kapitana i zaczął ją badać.
W pewnym momencie wydawało mu się, że zobaczył stojacą w kącie kobietę, jednak musiały to być zwidy.
Razem z Kowalskim przeszykiwali jakieś skrzynie, kiedy usłyszeli hałas na głównym pokładzie. Pobiegli tam czym szybciej i zobaczyli sześciu swoich ludzi stojących przy balustradzie.
- Co się dzieje? - zapytał podchodząc szybko. I wtedy zobaczył jak jego kuter dryfuje w kierunku otwartego oceanu - Kowalski, daj mi lunetę! - zarządał wyciągając rękę w tył. Po chwili poczuł w niej lunetę i przyłożył do oka.
Widok go zmroził. Na kutrze były ślady krwi. Dużo śladów i... kapitan wstrzymał oddech widząc zwłoki dwóch członków swojej załogi.
- Co tu się... - zapytał zabierając lunetę od oka. Wtedy dostrzegł, że jest ona ubrudzona krwią - Kowalski?!
Kapitan się odwrócił i zobaczył leżącego na ziemi Kowalskiego z dziurą w piersi. Nad nim stał szkielet z zakrwawionym mieczem. Wokół grupki kości składały się w następne i zaczęły mordować jego załogę.
Nim kapitan się spostrzegł został zraniony w bok. Padł na ziemię i zobaczył stojącego nad nim szkieleta z mieczem wycelowanyn w jego pierś.
Wystraszony mężczyzna podniósł wzrok na żagle i zobaczył siedzącą na belce bladą kobietę z szafirowymi oczami, patrząca na niego.
Potem usłyszał tylko świst i nastała ciemność...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro