6.
„ Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć."*
* * * * * * * * * *
W niewielkim mieszkaniu pary rozległ się głośny huk oraz krzyk Soojung, która w obecnej chwili naskakiwała na swojego chłopaka. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, gdy para kłóciła się ze sobą, wytykając sobie nawzajem popełniane błędy. Szatynka rzucała w Jongina poduszkami oraz jego ubraniami, oskarżając go o zdradę, której miał dopuścić się z Inyoung, natomiast sam Kim stał w miejscu broniąc się i usiłując zrozumieć swoją partnerkę.
Krystal nigdy wcześniej nie przeglądała jego telefonu, nie podejrzewała o jakiekolwiek zdrady, a tym razem była od niej czysta zazdrość oraz wściekłość. Nieufnością i krzykiem próbowała zatrzymać go w domu, co sprawiało, że Jongin denerwował się tracąc nie tylko cierpliwość, ale i resztki zdrowego rozsądku.
Myśli, które się w nim kłębiły powodowały, że nie potrafił znaleźć racjonalnego rozwiązania sytuacji, w jakiej się znalazł. Inyoung bezustannie zaprzątała jego umysł, była wszędzie, w niemal każdym zakamarku jego głowy czy serca. Gdy tylko zamykał powieki, widział ją, taką bladą i zagubioną, rzadko kiedy uśmiechniętą jak kiedyś. Cierpiał razem z nią, chcąc jej za wszelką cenę pomóc, więc gdy tylko napisała o spotkaniu, zgodził się, gotów porzucić wszelakie plany na wieczór. Prymitywne oskarżenia padające z ust Soojung jedynie utwierdzały go w przekonaniu, iż dobroć i współpraca w kwestii wsparcia dziewczyny minęła. Jongin uznał, iż skończyła się jego otwartość oraz próba pogodzenia oby płaszczyzn, na których dryfował, powoli tonąc.
W pewnej chwili spojrzał na Krystal i uśmiechnął się. Dostrzegłszy jej czerwone policzki oraz wściekłe spojrzenie, uśmiechnął się. Wyglądała niczym naburmuszone dziecko, które nie dostało zabawki, a to spowodowało, że pokiwał głową z widoczną dezaprobatą.
—Długo zamierzasz się wydzierać? — zapytał spokojny, obserwując to, jak dziewczyna się zapowietrzyła. - Nie rozumiem twojego zachowania — wypowiedział. — Zachowujesz się jak rozpieszczona dziewucha, co nie dostała diademu na konkursie piękności — zadrwił — zarzekałaś się, że jesteś wyrozumiała w tej sytuacji, a tymczasem robisz mi awantury i oskarżasz mnie o zdradę, której się nie dopuściłem. W porównaniu do ciebie również nie wykazywałem tak desperackich zachowań.
— Sugerujesz mi coś? — prychnęła, a wtedy Jongin poruszył ramionami, sięgając swoją bluzę spośród stosu innych ubrań. Ubrał ją i ostatni raz obłapiał wzrokiem Soojung. — Dokąd się wybierasz? —spytała idąc za nim aż do drzwi.
—Wychodzę na spotkanie, a tobie nic do tego — nakreślił sytuacje, wiążąc trampki. —Przecież to tylko układ, kochanie — podkreślił określenie, którego użył, rozumiejąc już tak naprawdę na czym polegał jego związek z córką szefa oraz całe jego dotychczasowe życie.
Od kilku lat tkwił w wagoniku chorej karuzeli, z której nie potrafił się wydostać, ponieważ początkowo zakochany w Soojung, dawał się jej manipulować do samego końca.
Zabrał co musiał i po prostu wyszedł z mieszkania, ignorując krzyczącą za jego plecami i nawołującą go dziewczynę. Miał głęboko w poważaniu wszelakie dosłyszane z oddali groźby. Skierował się prosto do parku, sprawdzając co chwilę godzinę.
Chciał już zobaczyć Inyoung. Pragnął spojrzeć w jej piękne oczy i obiecać, że wszystko będzie dobrze.
* * * * * * * * * *
Z chwilą, kiedy spojrzała na zegarek, jego wskazówki pokazały równą siódmą wieczór. Wtedy też usłyszała kilka głośniejszych uderzeń i śmiechów, jednak jak miała to w czystym zwyczaju.. nie zareagowała. Schowała spokojnie do swojego plecaczka portfel i kilka innych potrzebnych rzeczy. Podchodząc do lustra, ściągnęła z grubszego sweterka kilka kłębków nitki, które zdążyły się pozaciągać. Westchnęła cicho, ciągle niepewna tego, czy dobrze robi. Spojrzała na swoje dłonie, kiedy usłyszała serię głośnych jęków.
— Uoh... głupio wyszło — usłyszała, kiedy stała w przedpokoju, gdzie ubierała swoje buty. — Gdzie idziesz? Dziś czwartek, zawsze spędzamy razem wieczór.
— Nie, Chanyeol. — spojrzała po nim, kiedy ten próbował doprowadzić się do jakiegoś porządniejszego stanu. Chował koszulę w spodnie, zapinał jej guziki, odgarniał włosy.
— O co chodzi? Jest późno, nie powinnaś już wychodzić.
— Channie — powiedziała, wchodząca i owinięta kocem śliczna kobieta. — Chodź, nie każ mi czekać — pociągnęła go.
— Tak właśnie spędzasz „nasze" czwartki. Ale przecież nie musimy się kochać, prawda? — zabrała bukiet czarnuszek, który kupiła dzień wcześniej. Ruszyła do wyjścia, zabierając swoją rękę, kiedy ją złapał. Nie chciała tego, jego dotyk ją po prostu brzydził.
Wiedząc, że do miejsca spotkania doszłaby szybciej niż w dziesięć minut, obrała zdecydowanie dłuższą drogę. Wsunęła słuchawki w uszy, puszczając losową playlistę.
Ludzie znów krzywo na nią patrzyli. Z ruch ich warg, drobnych znaków, jakie pokazywali ciałem, potrafiła poznać, że szeptali i mówili o niej. Czuła ich wzrok na każdym skrawku zakrytego ciała. Czy czuła się z tym źle? To była kwestia czystego przyzwyczajenia. Od zawsze spotykała się z takim spojrzeniem. Była inna, a to przeszkadza większości ludzi. Zawsze starała się znaleźć na wszystko jakieś wytłumaczenie. W tym przypadku.. tutaj jednak nie chciała. Choć w sobie, może wiedziała, nie zamierzała tego powiedzieć głośno.
Zaciągnęła rękawy grubego swetra na blade i zimne dłonie, idąc wśród ludzi, ubranych na krótko. Zakrywała twarz, kiedy inni ją odsłaniali z powodu duszności, jaka panowała tego wieczoru. Schodziła im z drogi, kiedy inni wpychali się przed nią. Milczała, kiedy kilkunastu krzyczało tak głośno, że słyszała to przez słuchawki. Tuliła kwiatki, kiedy kilkanaście par stało pod klubami, całując się namiętnie. Szła spokojnie, nieco szybszym krokiem, kiedy inni rzucali rękami na prawo i lewo, popychając czy uderzając innych.
Ulica spustoszała dopiero niedaleko parku. Wtedy też wyciągnęła telefon. Była 19:48. Wtedy też zawibrował jej telefon, a ona od razu weszła w ikonkę wiadomości.
Od: Seullie
„Dziś mija kolejny rok, jak nie widziałam Jongina.. Chciałbym go przytulić. Pomóż mi go znaleźć"
Ta wiadomość... zamknęła oczy, nie pozwalając łzom spłynąć w tym miejscu.
Nie spodziewała się tego. Nie sądziła, że Seul wyzna jej coś takiego, przecież wyraźnie powiedziała jej, że takie sprawy, to już nie jej sprawa. Doskonale pamięta jej słowa, którymi miała wyraźnie zrozumieć, że wszystko jest tak naprawdę skończone. Dzięki jednej rozmowie, doszło do niej, że ma tylko odbudować to, co zepsuła choć w jakimś najmniejszym stopniu, a potem.. będzie, co ma być, lecz ich drogi miały się rozejść. Żałowała, że nie powiedziała wtedy nawet jednego słowa, że zgodziła się na to tak łatwo, że była tak...
Ruszyła powoli do parku, czując jak jej dłonie drżały coraz bardziej, robiły się coraz zimniejsze. Minęła trzy zajęte ławki, które szybko jednak zostały opuszczone przez udające się gdzieś w tylko sobie znanym kierunku pary. Usiadła dwie ławki od budki, patrząc na bukiecik. Miała jeszcze sześć minut. Po chwili już tylko pięć, na ucieczkę. Chciała zostawić te kwiatki i uciec jak najdalej było to możliwe, ale nie potrafiła. Coś kazało jej tu siedzieć i czekać. To paraliżowało jej nogi, przez co nie mogła uciec. Uczucie, które siedziało w niej już tak wiele czasu, nie umarło. Kiedy tylko pomyślała, że on tu przyjdzie... Ono wracało do pełni życia. Choć myślała, że jak spróbuje je ukryć, zakopać i pogrzebać, nie wróci, a teraz uderzało w nią jeszcze mocniej.
K o c h a ł a.
Za ten czas Jongin snuł się z wolna po parku szukając Inyoung. Był niespokojny, obawiał się, iż dziewczyna zrezygnowała, aczkolwiek coś wewnątrz mówiło mu, że czekała na niego i błagał o jego obecność tak, jak on robił to względem jej osoby.
Przez całą drogę myślał o niej, o uczuciach, swoich myślach. Dotarło do niego, iż potrzebował In w swoim życiu, chciał ją kochać i dać bezpieczeństwo. Pragnął zabrać ją od Chanyeola, od świata, który ją obwiniał, oceniał. Chciał zabrać tę kruchą i wystraszoną istotkę na koniec świata, zamknąć ją w swoich ramionach i dawać bezpieczeństwo, miłość, szczerość. Pragnął oddać całego siebie, być tylko jej, należeć do Inyoung.
W pewnej chwili zobaczył ją. Rozpoznał te włosy, tę postawę i leciutko zadarty nosek. Uśmiechnął się z ulgą i czując jak jego serce wzmożyło swoje bicie, podszedł bliżej i usiadł obok. Lekko drżącą pod wpływem emocji dłonią, chwycił tę jej.
Była zimna, blada i taka obca, ale mimo wszystko piękna i delikatna. Należała do osoby, która była dla niego wszystkim. Schował w swoich obu dłoniach tą jej, z czasem na chuchając delikatnie na nią, by ogrzać.
— Inyoung — szepnął cicho, spoglądając na bladą twarz przyjaciółki. Bardzo chciał jej powiedzieć, jak cholernie mocno ją kochał. Zajmowała każdy skrawek jego osoby i świata. Obawiał się jednak ją przestraszyć. — Moja mała Inyoung — wyszeptał.
Dziewczyna nigdy nie sądziła, że taka chwila, tak bardzo na nią wpłynie. Od zawsze wiedziała, że chłopak działał na nią w szczególny i specyficzny sposób, jednak nigdy nie spodziewała się, że podobny moment będzie tak... magiczny.
Spojrzała uważnie po jego dłoniach, uśmiechając się ledwo. Pamiętała chyba każdą idącą po niej linię, żyłę czy liczbę zmarszczek tworzących się podczas zgięcia palców. Tak samo, jak podczas każdego poprzedniego wieczoru, odtwarzała momenty, kiedy mogła czuć jego ciepło, tak jak teraz.
Dopiero po dłuższej chwili spojrzała na jego twarz. Na linię szczeki, usta, policzki i oczy. Jej serce wpadło w jeszcze większy szał, a ona za nic nie mogła go uspokoić. Mimo tego, że trzymał jej dłoń, ona zaczęła drżeć jeszcze bardziej, kiedy też wbiła wzrok w jego lśniące i ciemne oczy. Miała wrażenie, że nic się nie zmienił. Wciąż był tak samo piękny.. śmiało nawet mogła powiedzieć, że jeszcze piękniejszy.
Mógł być inny wewnątrz siebie, ale to nie miało dla niej znaczenia. Czuła i wiedziała, że przy niej, on zawsze był sobą. Momentalnie uśmiechnęła się nieco szerzej, przypominając sobie jego sposoby na rozbawienie, zagadanie czy zwykłe wygłupy, których tylko we dwoje mieli więcej niż pragnęła.
— Jongin — wyszeptała, nie odrywając oczu, od tych jego.
—Jak się czujesz? — zapytał cicho, gładząc wierzch jej dłoni.
Nie oderwał od dziewczyny wzroku. Jej oczy lśniły i wydawały się być przez to jeszcze piękniejsze, pomimo smutku i cierpienia, jakie emanowało z całej osoby Inyoung. Przyciągnął ją delikatnie, obejmując ramionami. Nie potrzebował słów, aby wiedzieć, że tego potrzebowała.
Trzymał ją przy sobie, uznając, że przechodzący obok ludzie mogli szeptać i wytykać ich palcami, a to i tak nie zmieniłoby jego postępowania. Nawet gdyby nie mówili, to i tak obejmowałby ją i gotów byłby stać się takim, jak ona. Zabrałby od niej cierpienie, dałby szczęście.
Mógłby stać się wrakiem człowieka, biednym pijaczyną błąkającym się po świecie, wytykanym palcami odludkiem, problemem świata... Oddałby wszystko, co miał i nawet o wiele więcej, aby Inyoung mogła żyć szczęśliwie, bezpiecznie i zdrowo.
W tamtej chwili uśmiechał się delikatnie, tuląc ciemnowłosą do siebie, chcąc, by poczuła ciepło drugiej osoby, wsparcie i miłość, bezgranicze uczucie, którym ją darzył.
Pragnął ją codziennie rozbawiać, być obok i pokazywać, uczyć żyć na nowo.
Inyoung stała się sensem jego życia. Odkąd tylko po raz kolejny, a raczej znowu się spotkali, ta ogromna przepaść i przerwa czasowa, zniknęły. Dziewczyna zajęła cały jego umysł, obróciła rzeczywistość i czas tak, że Jongin zdołał wiele zrozumieć, mógł dotrzeć do pewnych wniosków. Zaczął również żałować swojej przeszłości i związku z Soojung, który od samego początku był jedynie złudzeniem i grą.
— Mam się dobrze —zapewniła, pozwalając sobie bardziej schować się się jego ramionach.
Czuła się zupełnie jak kiedyś. Uśmiechnęła się pod nosem, wdychając jego zapach. Z każdą kolejną chwilą, czuła się coraz spokojniej. Z każdym kolejnym oddechem, mogła słyszeć jego bicie serca, nawet nie zwracając uwagi na rytm jego uderzeń. Z każdym kolejnym mrugnięciem, mogła zobaczyć silne ramiona. Ważniejsze było to, że mogła je poczuć. Odczuć bijące od niego ciepło, którego tak bardzo jej brakowało. —A Ty, Nini?
— Czuję, że nie jest dobrze —wyszeptał, głaszcząc jej plecy.
Nie zamierzał jej puszczać. Już nigdy nie chciał pozwolić jej odejść.
— To nie jest ważne, co u mnie— odrzekł też po chwili. — Nie chcę o tym mówić, po prostu nie mówmy o tym— poprosił, zaraz ujmując jej policzki i spoglądając w piękne oczy.— Po prostu spędźmy czas, jak dawniej, proszę. Chcę, abyś się uśmiechała i była szczęśliwa.
Patrzyła na niego, czując, że oboje tego chcieli i potrzebowali. Swojej obecności, rozmowy i chwilowego powrotu do czasów, w których byli dla Ciebie.
— Dobrze. Zróbmy tak — uśmiechnęła się.
—- Więc, gdzie najpierw? — zapytał, odgarniając włosy z jej twarzy.
—Kakao i muffinki?
Uśmiechnął się szeroko. Skinął głową i wstał, wyciągając do niej dłoń. Chciał, by wzięła go pod ramię. Inyoung sama z uśmiechem, wstała, łapiąc go pod rękę.
— To... To dla Ciebie —powiedziała, podając mu bukiet czarnuszek. Była ciekawa, czy pamięta ich rozmowy o mowie kwiatów.
Kim uśmiechnął się, biorąc bukiecik. Czarnuszka oznaczała zakłopotanie, dlatego też lekko nachylił się nad przyjaciółką.
— Nie musisz się bać, Inyoung — powiedział cicho, gładząc jej policzek. — Mogę o coś zapytać?
— Tak.
—Jaki on jest? — zapytał, mając nadzieję, że nie poruszył nieodpowiedniego tematu. — Dobrze cię traktuje?
— Nie znam go.. on po prostu.. żyje własnym życiem.
— Rozumiem — skinął lekko, ruszając wraz z dziewczyną w stronę kawiarni, która jeszcze była otwarta.
Szli kawałek w ciszy. Kim obserwował otoczenie i przyjaciółkę, myślą o niej przez cały czas. Miał pomysł i próbował go zrealizować. W pewnej chwili Jongin zobaczył otwartą kwiaciarnię. Uśmiechnął się, zerkając na dziewczynę.
— Inyoung, poczekasz moment? Dwie minutki — nie odrywał od niej wzroku.
—Dobrze — uśmiechnęła się delikatnie.
Pobiegł szybko do kwiaciarni. Obiecał dwie minuty, więc starał się znaleźć to, czego szukał. To na co zasługiwała Inyoung. Uśmiechnął się do kwiaciarki, witając się. Mimowolnie rozejrzał się kilka razy, zastanawiając się czy powinien kupić białą i czerwoną różę, czy może bukiecik konwalii. Z chęcią kupiłby róże, aczkolwiek ich znaczenie mogło nieco zagęścić atmosferę między nimi. Zdecydował się ostatecznie na konwalie, oznaczające pragnienie uszczęśliwienia drugiej osoby.
Zapłacił za bukiecik, szybko po tym wracając do dziewczyny, mając nadzieję, że pamiętała znaczenie owych kwiatów. Stanąwszy przed nią z delikatnym uśmiechem oraz usiłując zignorować zdenerwowania ogarniające jego osobę, był pewny tego, co czuł i, co chciał przekazać.
— Inyoung — zaczął, podając powoli i subtelnie bukiecik. — Proszę.
Spojrzała po nim, uśmiechając się. Wzięła bukiecik, przysuwając go pod nos.
— Też chciałabym byś był dziś i jutro, każdego kolejnego dnia szczęśliwy Jongin — spojrzała w jego oczy.
— Mogłem wybrać prymulę — szepnął i uśmiechnął się delikatnie, pstrykając nosek ciemnowłosej.
Prymula mówiła przez siebie "kochałem tylko Ciebie, nie bądź nieśmiałą, radzę Ci dobrze". W związku z tym, iż Kai wiedział, że dziewczyna znała znaczenie kwiatu, nie wytłumaczył tego. Nie rozwinął swojej wypowiedzi, a jedynie zagryzł dolną wargę, delikatnie ściskając dłoń dziewczyny. Niebawem chwycił Inyoung tak, jak wcześniej, czyli ułożył jej rękę tak, by lekko oplatała jego ramię i znowu powoli ruszył przed siebie. Uśmiechał się tym razem trochę szerzej z wyraźną ulgą i szczęściem.
— Dziękuję, Inyoung — odezwał się nagle, wpatrując się w coraz ciemniejsze niebo.
— To ja dziękuję — spojrzała na niego, trzymając się go nieco pewniej.
— Jaką chcesz muffinkę? —przeniósł swój wzrok na zaróżowioną twarzyczkę przyjaciółki, stwierdzając w myślach, iż była najpiękniejszą kobietą, jaką znał i, która zawróciła w jego dwudziestotrzyletnim życiu.
—Taką jak zawsze. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
— Dobrze.
Szła pół kroku za nim, patrząc na bukiecik czy to, jak się trzymali. Zapragnęła powiedzieć mu wszystko, co działo się w jej życiu, odkąd zamieszkała u Parka. Chciała wyznać, jak bardzo miała tego dość, prosić by po prostu jakoś to skończył ale... Nie potrafiła. Nie umiała powiedzieć tego, jak mocno cierpiała, by naprawić to, co tak bardzo zniszczyła.
Zgłupiała. Po wpływem pojawiających się myśli i kłębiących uczuć. Nie śmiała myśleć, ze on też był winny. Zabroniła sobie, wciągać w to chłopaka, na którego spojrzała. Przecież był aniołem. Czystym i nieskazitelnie pięknym aniołem.
— In.
—Tak, Jongin?
— O czym myslisz? — zapytał, ściskając jej dłoń.
— Ja.. o wszystkim - wzruszyła lekko ramionami.— Zwłaszcza o twoich nieudanych żartach - zaśmiała się.
—Możliwe, że są mało konstruktywne, ale i tak mnie nie oszukasz.
— A Ty o czym myślisz?
— O tobie— powiedział szczerze, nie potrzebując czasu na odpowiedź. — O tym, że coś cię dręczy, ale boisz się powiedzieć.
— Tęskniłam za Tobą.
—Ja za tobą też.
Uśmiechnęła się, zaraz puszczając go, by wejść do kawiarenki.
Wszedł za nią do środka, szukając najodleglejszego miejsca, by mogli być razem. Inyoung poszła zamówić dwie muffinki i kakao, płacąc od razu. Uśmiechnięta po chwili wróciła do chłopaka, który odwzajemnił uśmiech, zająwszy wcześniej miejsce przy ścianie. Był to odległy kąt kawiarni, który uznał za najbardziej osobisty. Odsunął od razu dziewczynie krzesło, czekając aż usiądzie. Po tym, sam siadł naprzeciwko niej. Patrzył w lśniące oczy i nie potrafił przestać.
— Więc... może opowiedz co tam u Ciebie?
— Wszystko i nic - odpowiedział.
— To u Ciebie się coś dzieje, prawda?
—U ciebie też — zauważył.
Sięgnęła plecaczek, wyciągając z niego kartkę i długopis. Napisała numer Seul, razem z jej imieniem. Podsunęła mu ją powoli, a on automatycznie spojrzał na kartkę. Zagryzł wargi, nie rozumiejąc tego, po co mu numer do Seul.
— Nie odsyłaj mnie —poprosił, lustrując jej twarz. Po kilku minutach jednak zdecydował się zapytać o ich niegdyś najlepszą przyjaciółkę.— Co właściwie u niej? Jest lepiej?
— Napisała mi dziś, że tęskni za Tobą, więc nie chce być waszą sekretarką. — powiedziała cicho. — Nie odsyłam Cię, są rzeczy ważne i ważniejsze.
—Inyoung — patrzył na nią, chcąc powiedzieć to, co leżało mu na sercu od dawna.
— Co tam? — uśmiechnęła się.
—Zawsze będę tylko twój — powiedział, wpatrując się w jej oczy.
Wpatrywała się w jego oczy, nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć. Jego słowa, zmieszały ją.
Poczuła dziwną ulgę, nieopisany spokój. Uśmiechnęła się, pozwalając sobie złapać jego dłoń.
Uśmiechnął się, patrząc na ich dłonie. Możliwość poznania kontrastu między nimi, była niesamowitym doświadczeniem.
Splótł ich palce, zaraz jednak obejmując jej rączkę obiema swoimi dłońmi. Ucałował wierzch dłoni dziewczyny.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałam, Nini. Twoich ramion i po prostu Ciebie — wyszeptała, kładąc delikatnie dłoń na jego policzku.
— Ja potrzebuje ciebie— powiedział, czując, że to wszystko było dla niego, jak i dla Inyoung przełomem.
*Jonathan Carroll
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro