Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

 "( ...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze."* 




14 lipca

Do: Innie

"Mam pewien plan. Staram się go zrealizować, może nie dojdzie do niczego. Muszę jeszcze znaleźć kilka dokumentów i wtedy będę mógł na spokojnie się z tego wykręcić, o ile jest to do odkręcenia. Wszystko u ciebie dobrze? Jak się czujesz? Jesz dużo? Wysypiasz się?"

20 lipca

Do: Innie

"Znalazłem dokumenty, ale nic z nich nie wynika. nie ma żadnej możliwości, aby odstąpić od "umowy". Przeczytałem nawet drobny druczek. To głupie, bo z tego wynika, że robią ze mnie niewolnika i błazna. Wszystko jest załatwiane bez mojej zgody i bez informowania mnie. Uh, dzisiejszy dzień, jak i cały tydzień to dla mnie porażka. Mam już dosyć. Zabieram rzeczy i wyjeżdżam. Nie chcę tak. Bardzo chciałbym to wszystko rzucić, no ale nie mogę. Po chuja mi ślub z taką wariatką. Nie chcę tej firmy, a jeszcze każą mi robić nie wiadomo co, uczyć się wszystkiego o rządzeniu nią, wypełnianiu jakichś druczków. Ja jestem stworzony do czegoś innego, a nie do garnituru i jakichś pieprzonych umów czy współpracy międzynarodowych. Nieważne. Jak mijają Ci dni, Innie? Jak się czujesz? Jesz? Chanyeol w jakiś sposób jest ludzki wobec Ciebie? Kocham Cię i najchętniej bym z Tobą uciekł. Pilnują mnie jednak na każdym kroku, żebym nie nawiał, bo muszę być na ślubie. Chujowo mi idzie życie ostatnio. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej"

23 lipca

Do: Innie

"Innie, błagam Cię zabierz mnie stąd. Powiedz jakieś "stop" albo coś, bo zaraz wykorkuję. Albo zabiję Soojung, albo siebie. Od kilku dni działa mi na nerwy, ale dziś jeszcze bardziej. Za kilka godzin mam brać z nią ślub, a najchętniej posłałbym ją na cmentarz. Proszę przerwij to, jak wszystko im wyjaśnię później, załatwię co trzeba. Po prostu potrzebuję jakiegoś Twojego słowa, wiesz przecież, że zrobię dla Ciebie wszystko. Nie każ mi tam iść. Błagam powiedz, że mam siedzieć z dupą w miejscu i nie ruszać się, i czekać na Ciebie, i że razem uciekniemy, że po prostu będziemy żyć razem. Ja nie umiem tego zrobić. Nie potrafię Cię ranić. Nie potrafię patrzeć na Twój smutek czy łzy."

Próbując dopasować jakkolwiek swoje rzeczy, obserwowała z uwagą każdy ruch Parka, który miał mieć jedno spotkanie w firmie ze swoimi współpracownikami. To było dla niej dziwne, że spotykają się w sobotę ale z drugiej strony było to jej jakoś na rękę. Miała odebrać go spod firmy, by potem pojechać na ślub, który szczerze miała ochotę zniszczyć.

Będąc już samą w domu, czytała po raz kolejny wiadomości od Jongina, na które nie wiedziała, co ma odpisać. Od rozmowy w restauracji, jakoś nie umiała pozbierać się sama w sobie. Oddzielała każde z uczuć, znacznie bardziej je ważyła i próbowała jakby zatrzymać, by mieć czas na ich analizę, która zawsze dawała ten sam efekt. Każda chwila jaką poświęcała na przemyślenie tego wszystkiego, kończyła się na prostym stwierdzeniu, że nie chce bez niego żyć, jak bardzo go kocha.

Każdy kolejny dzień w świadomości, że może wydarzyć się coś, co na zawsze już odebrałby jej miłość życia, była dla niej nowa. Nawet wcześniej nie czuła się tak niepewnie. Wspominając wyjazd chłopaka, była święcie przekonana, że nawet wtedy nie była tak zestresowana faktem, że już nigdy może go nie zobaczyć, przytulić czy zrobić z nim cokolwiek innego, co kiedyś dawało im ulgę i było tylko ich własną ucieczką.

Nie chciałaby mężczyzna miał jakieś większe problemy, gdyby cokolwiek poszło nie tak. Po jednej rozmowie, kilku słowach i spojrzeniach na kobietę, która stała wcześniej przy jego boku, była pewna, że Soojung była zdolna do wszystkiego. Może nie znała się za dobrze na ludziach, ale tamta kobieta dawała jednoznaczne sygnały, które od samego początku nie spodobały się In. Widząc ją tak blisko człowieka, którego kochała całą sobą, miała ochotę wydłubać jej oczy, poćwiartować na kawałki albo wrzucić do ognia, by już nigdy nie dotknęła jej anioła.

Nie odpisała na wiadomość, będą pewną, że chłopak wie, o tym, że razem z Parkiem potwierdzili obecność na tej jakże sztucznej uroczystości. Wiedząc, że i tak nie miała za wiele czasu, poszła do łazienki i ukryła kilka niedoskonałości podkładem, po czym umalowała delikatnie oczy i rzęsy. Podręciła delikatnie włosy, ubierając niebawem z najprostszą granatową sukienkę, razem z baletkami. Biorąc wszystko, co powinna, wyszła zaraz idąc do auta Chanyeola, które tego dnia, zostawił jej. Niedługo potem odjechała w stronę jego pracy, wiedząc, że musi przejechać przez najgorszą część miasta.

Z ciężkim sercem wraz z siostrą Soojung oraz swoim przyjacielem poznanym podczas studiów za granicą, Jongin stał przed budynkiem, w którym miał odbyć się ślub, jak i ciche wesele, mające być dużym, zapijanym obiadem. Musieli być wcześniej na polecenie znienawidzonej przez niego narzeczonej. Kazała im sprawdzić wszystko i w razie nieścisłości i wad doprowadzić do ideału, jaki sobie wymarzyła. Nie pałał, co do tego pomysłu entuzjazmem, wręcz przeciwnie - był wściekły. Próbował trzymać się w ryzach, by nie palnąć czegoś głupiego lub nie popełnić błędu. Choć czy mógł istnieć większy błąd od brania ślubu z kobietą, której nie kochał, a raczej nienawidził z całego serca.

Spojrzał po wszystkich, wzdychając cicho. Miał serdecznie dosyć patrzenia na to, jak jego przyjaciel wykonywał polecenia siedzącej na krzesełku siostry Soojung, mającej nadzorować naszą pracę. Podszedł do Sehuna, zabierając od niego większość winietek, które Oh miał rozkładać na stolikach zgodnie z rodzinami. Poszedł na drugą stronę, układając je po kolei. Spoglądał czasem na przyjaciela, chcąc go w jakiś sposób przeprosić, nie wiedział jednak czy Sehun rozumiał jego przepraszające spojrzenie. Starał się początkowo ignorować dogryzji Sooyeon, aczkolwiek po której uwadze, rzucił karteczkami pod jej nogi.

— Sama sobie układaj te pierdolone karteczki — warknął, patrząc na nią z gniewnie. usiłował jeszcze zachować choć odrobinę cierpliwości.

— Podnieś to i do roboty, kochany — uśmiechnęła się tak samo szyderczo, jak jej siostra. — Mam tylko patrzeć na to, co robicie i wydawać inne polecenia, jak mam niby układać winietki? — zapytała złośliwie, wpatrując się w Jongina.

W tej samej chwili podszedł Sehun i stanął między nimi. Jemu też nie podobało się takie zachowanie dziewczyny, lecz nie zamierzał się odzywać. Wiedział, że i tak zostałby wgnieciony w ziemię, gdyby tylko powiedział słowo. Znał siostry Jung dłużej niż Jongin, w związku z czym naprawdę preferował stanie z boku, aniżeli wchodzenie im przed paradę.

— Skończcie oboje — poprosił spokojnie, podnosząc zaraz karteczki z imionami i nazwiskami gości. Zebrał je w całość, po chwili przypatrując się zarówno Jonginowi, jak i Sooyeon. — Nie zachowujcie się jak dzieci, proszę. Przynajmniej dzisiaj spróbujcie zakopać topór wojenny. Nie chcesz być w tej rodzinie i Jessica też nie chce, żebyś w niej był. Nie znosicie się i to zrozumiałe, że będziecie walczyć ze sobą, ale może dzisiaj skupcie się na tym, żeby spierdolić ten ślub i żyć jak chcecie, co? — zagadnął, wracając do układania karteczek na stoliku.

Jongin przyznał mu rację, to samo zrobiła też Soyeon. Sehun zauważał więcej stojąc z boku i nie ingerując w różne sytuacje. Czasami mógł śmiało powiedzieć, co myślał, ale tylko w przypadku kłótni i wiecznego dogryzania sobie przez Jessicę i Jongina. W tej sprawie odzywał się dosyć często, chcąc ich jakkolwiek utemperować. Nie był głupim człowiekiem, dlatego też zazwyczaj doceniano jego spostrzeżenia i zgadzano się z nimi.

— Nie chcę cię mieć w klanie — warknęła Sooyeon, wstając i idąc odstawić krzesełko do stolika. — Jestem dzisiaj skłonna zepsuć ten ślub, a ty?

— Jestem gotowy się na nim nie pojawić — przyznał, wracając do pomagania Sehunowi.

Tak minęły im dwie godziny, podczas których nikt już się więcej nie odzywał. Tylko chwilami mężczyźni żartowali z jakichś rzeczy lub słów, jakie wyłapywali na winietka. Sooyeon natomiast zajmowała się sprawdzaniem menu oraz głównej sali oraz wszystkiego, co chroniło ją od spędzania czasu z dwoma samcami, których niezbyt lubiła.

Chanyeol nie mogąc wyczekać, napisał In, by przyjechała od razu na miejsce. Sam poszedł tam nieśpiesznie, trzymając prezent i kwiaty, rozglądając się.

Po drodze zastanawiał się nad tym wszystkim, co mogło łączyć Inyoung z Jonginem. Widział, że bardzo dobrze się znali, że przyjaźnili się od lat. Nie umiał zrozumieć jednak tego, co widział, kiedy patrzył na nich. Nie dostrzegał tego, jak wiele mogły znaczyć ich spojrzenia i niektóre gesty. Dopuszczał do siebie fakt, że ich słowa, wypowiadane nawet w towarzystwie innych, mogą dla nich samych mieć znacznie głębsze i ważniejsze znaczenie.

Nie chciał przez to też tracić znacznie lepszych kontaktów z Inyoung. Oboje ciężko na nie pracowali. Strali się dłuższy czas, docierali się by chociażby porozmawiać jak normalni ludzie. Uśmiechał się lekko, wspominając każdy uśmiech dziewczyny, jakim go obdarzyła, odtwarzał każde jej wypowiedzi, z których starał się wyciągać wnioski. Dla niej chciał się starać bardziej.

Wszedł do budynku, idąc korytarzykiem w stronę sali, gdzie dojrzał Jongina i Sehuna do których podszedł.

— Cześć — uśmiechnął się. — Widzę, że już wszystko gotowe... Jak się czujesz? — spojrzał na Jongina.

— Nie czuję się — odpowiedział cicho, patrząc na mężczyznę z małym żalem. — Gdzie Inyoung? — rozejrzał się za dziewczyną.

Miał wrażenie, że powoli zaczynał się denerwować, ale nie w kontekście stresu, a złości na Chanyeola, że nie pilnował In i nie dbał o nią w tamtym czasie. Mieli przyjechać razem, a nie osobno. Patrzył na niego skonsternowany, próbując wyrzucić z głowy czarne scenariusze.

— Mówiła, że nie zdąży objechać miasta, przy przyjechać jeszcze po mnie, więc przyszedłem. Powinna być tu za jakieś dziesięć minut — uśmiechnął się lekko, obserwując go. — Nie bój się, nie zostawi Cię dzisiaj.

Skinął lekko, obserwując go. Był wdzięczny wszem i wobec, że Chanyeol nie wiedział ani nie domyślał się czegokolwiek, co mogło dotyczyć Inyoung i jego. Obawiał się niestety reakcji przyjaciela oraz każdego dookoła. Nie był osobą, która lubiła bycie w centrum zainteresowania, dlatego też związek z Soojung bardzo go męczył i wyprowadzał z równowagi. Przez to właśnie momentami pragnął mieć święty spokój. Chciał zwyczajnego związku, bez obserwowania, oklasków i patrzenia na ręce czy całe prywatne życie.

Z Jung czuł się niczym pies na smyczy, którego dziewczyna ciągała w każdą możliwą stronę, w jaką zamierzała i chciała iść. Zawsze był jej cieniem, ale i zarazem narzeczonym, kochanym i wspierającym mężczyzną jej życia. Jedynie na papierze. W rzeczywistości nie umiał nawet cieszyć się z jej sukcesów, ponieważ kompletnie go nie obchodziły, raczej irytowały, będąc zdobywane przez Soojung jego kosztem i kosztem jego uczuć.

Patrzył na Chanyeola, przenosząc zaraz wzrok na Sehuna, rozmawiającego z Sooyeon. Zmrużył powieki, dostrzegając te uśmieszki i charakterystyczny gest ze strony Huna - drapanie się po karku i niewinna mina, wręcz infantylna. Po chwili najzwyczajniej w świecie spojrzał na zegar i usiadł na krzesełku przy ołtarzyku.

— Wracam do domu, mam to głęboko gdzieś — powiedział głośniej, podnosząc się gwałtownie. — Jeśli tylko ktoś mnie zatrzyma, to jutro będzie bezdomny, bezrobotny i goły! — krzyknął idąc w kierunku wyjścia.

Nie myślał o konsekwencjach. Naprawdę był gotowy wyjść, a jeszcze wcześniej wykrzyczeć na głos wszystko, co czuł do Inyoung. Nie potrafił jednak się przełamać, by zrealizować swoje drugie pragnienie. Bał się, że mógłby ją stracić, zarazem i wszystko inne. Szedł pewnie, dopóki nie zauważył na horyzoncie rodziców Soojung i jej samej. Otworzył wtedy szerzej oczy i cofnął się, chowając momentalnie za szerokimi plecami Chanyeola.

— Cofaj się, poprowadzę cię do łazienki — powiedział szybko, ciągnąc mężczyznę za krańce marynarki.

Park zrobił jak powiedział przyjaciel. Nie chciał zadawać teraz pytań, wkopywać go w coś, czego nie był w stanie pojąć. Cofał się, dając prowadzić, jednak z chwilą po prostu się obrócił i poszedł za nim, jakby zakrywając go swoim ciałem.

Obserwował go, zastanawiając się, czemu kazał to zrobić. Chciał znać powód, dla którego jego przyjaciel zachowuje się właśnie w ten sposób. Znał Jongina kupę lat, ale widocznie za mało, by móc w jakikolwiek sposób mu pomóc czy odczytać, zrozumieć i dopuścić do siebie to, co się działo.

— Jongin, chcesz o czymś pogadać? Stresujesz się? — zapytał, kiedy zamknął za sobą drzwi do męskiej łazienki. — Nie chcę naciskać czy coś podobnego ale.. po prostu się martwię. Nie wyglądasz najlepiej a tym samym twoje zachowanie... Mogę Ci jakoś pomóc?

Zagryzł mocno wnętrze policzków, zamykając drzwi. Nie chciał nieproszonych osób. Zamierzał powiedzieć, choć część prawdy, co naprawdę nie było proste. Czuł, jak bardzo było to skomplikowane i płytkie jednocześnie. Oparł się więc o marmurowy blat ze zlewami, biorąc głęboki oddech.

— Ten ślub to jedna, wielka pomyłka. — zaczął. — To tylko szukanie poklasku przez rodzinę Soojung. Zwieńczenie chorej umowy dotyczącej firmy, żeby ona mogła nią zarządzać za kilka lat lub wcześniej. Nie pisałem się na takie coś na początku. Zresztą w Stanach wyglądało to inaczej niż tutaj. Tam miałem wolną rękę i nikt mnie nie pilnował jak zwierzaka, tu czuję jakby wszystko mi odbierali. — wypowiedział, choć nie liczył na to, że Chanyeol zrozumie wszystko po takich ogólnikowych opisach. — Nie kocham Soojung, nie chcę żadnej firmy i życia w dostatku. To nie jest moja bajka. Nie umiem nawet tu być, ale konsekwencje są różne. Raz jestem pewien, że chcę uciec, a raz boję się, że to skończy wszystko.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi szybciej? Zresztą... Teraz to już nie ma znaczenia — zagryzł wargi. — Uwierz mi, rozumiem to. Kiedy rodzice kazali znaleźć mi żonę, czułem to samo. Ale nie o mnie teraz.. Ne możecie wziąć potem jakiegoś rozwodu? Dojść do porozumienia między sobą bez wpieprzania się jej rodziców?

— Wszystko ustala z rodzicami — odpowiedział. — Nie mam możliwości na nic. To jak kontrakt na całe życie. Traktat z diabłem w ludzkim ciele. Jeśli chciałbym zrobić cokolwiek, muszę rozmawiać z jej rodzicami, a zwłaszcza ojcem.

— O jakich konsekwencjach mówisz?

— Wilczy bilet, zabiorą mi wszystko, plus jeszcze mogą pozwać mnie o zniesławienie, znaczy o to, że wprowadziłem ludzi w błąd i czerpałem korzyści majątkowe z oszustwa — patrzył na Parka. — Ten staruch sam założył mi konto, sam wpłaca tam pieniądze, a w dodatku jeszcze ciągle przypomina "no nie chciałbym być niemiły, ale pamiętaj, że masz zobowiązania wobec swoich obietnic, Kim Jongin" — wyrecytował.

— Żeby założyć konto w banku miał mieć twoje dane i podpis. Zgodziłeś się na to? To on oszukuje, to można zaliczyć do mobbingu, nękania i niszczenia psychicznego, ograniczanie wolności, Kai. Zrezygnuj z tego, pomogę Ci. Mam dobrego prawnika, zresztą sam nie raz widziałem jak ona się zachowywała. Innie widziała wtedy w restauracji, masz świadków. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście.

Zwrócił uwagę na zdrobnienie imienia Inyoung. Uśmiechnął się lekko i skinął głową. Myślał o Inyoung znacznie wyraźniej niż wcześniej. Nie chciał jednak, aby Park coś zauważył, dlatego powrócił myślami, choć w małym stopniu, do rozmowy.

— Ona miała moje dokumenty. Obiecała je któregoś dnia dostarczyć do ojca i tak jakoś wyszło. Próbowałem to odkręcać, ale na darmo. — wytłumaczył, przeczesując włosy palcami. — Chodź. Powinniśmy już wracać na salę. Zadzwoń do Inyoung i zapytaj czy wszystko u niej w porządku i czy Sehun ma po nią wyjść gdzieś.

Park skinął lekko, próbując jakoś skupić myśli na tym, by pomóc przyjacielowi. Westchnął cicho, wybierając zaraz numer dziewczyny, gdzie miał ustawione jej zdjęcie z ich jednego spaceru.

— Nigdy nie odbiera jak prowadzi... — zerknął na niego. — Oddzwoni. Zawsze to robi. Wracajmy, ale wiesz.. jeśli chcesz mogę rozwalić co nieco.

— Sam to zepsuję — powiedział, będąc pewnym, że tak się stanie, bo nie da rady wytrzymać psychicznie. Potrzebował, by Inyoung była przy nim w tym czasie, by dodała mu siły i odwagi. — Idziemy. — Otworzył drzwi i wyszedł od razu, idąc na salę.

Poszedł za nim, widząc, jak goście pozajmowali już swoje miejsca. Nawet świadkowie byli już za miejscami młodej pracy, dlatego podszedł i usiadł blisko Sehuna, pilnując miejsca dla swojej żony przy swoim boku.

Spojrzał za Jonginem, zerkając zaraz na zegarek. Wszystko miało się zacząć za kilka sekund, sam martwił się o In. Wiedział jednak, że to czas korków i pożałował, że puścił ją samą.

Zagryzł wargi, wracając myślami do rozmowy z przyjacielem. Znów zobaczył to nieznajome coś. Od długiego czasu próbował to jakkolwiek nazwać, poznać ale nie był w stanie. Zdawał sobie sprawę, że ich relacja musiała być jedną z wyjątkowych w ich życiu, w końcu znali się wiele lat. Znacznie więcej niż on sam z Kimem.

Wstał z chwilą, jak pozostali goście, kiedy jak się domyślił, przyszła panna młoda, której też szczerze nie znosił.

Patrzył na jeden punkt z czasem dopiero zerkajac na Soojung w takim stroju, jaki sobie wymarzyła. nie chciała mieć tradycyjnej uroczystości, wręcz awanturowała się o to ze swoją mamą. Jongin natomiast wolał się w ogóle nie odzywać w owej kwestii. Nie miał i tak możliwości wypowiedzenia się. Był całkowicie zależny, co sprawiało, iż tracił wszelką nadzieję, że kiedykolwiek będzie w stanie mieć swoją opinię i nie przytakiwać non-stop.

Jongin kolejny raz wziął głęboki oddech, zerkając na miejsce przy Chanyeolu. Wciąż nie było Inyoung. Bardzo się martwił i próbował przekazać przyjacielowi, że coś musiało się dziać. Był pewien tego, że był jakiś powód, ale nie wiedział jaki. Chciał, by mężczyzna nadal próbował dzwonić mimo wszystko.

Chanyeol natomiast obserwował wszystko z boku, z czasem patrząc tylko na plecy stojącej obok siebie pary. Zacisnął wargi, widząc sztuczne gesty miłości i troski kobiety w stronę przyjaciela. Wyłączył się na dłuższy moment, myśląc o czymś, czego sam nie umiał określić. Ocknął się dopiero z chwilą, kiedy z daleka usłyszał "Proszę powtarzać za mną."

Kim patrzył na swoją dłoń i tę należącą do Jung, próbując nie uciekać myślami do próby ucieczki. Zerknął krótko na Chanyeola, powracając po chwili wzrokiem do narzeczonej. Ach, jak bardzo chciał stamtąd uciec.

Sam Chanyeol obserwując wszystko dalej, w pewnej chwili poczerwieniał znacznie. Przeprosił wszystkich, wyciągając dzwoniący telefon. I wtedy poczuł coś jeszcze gorszego.

— To doktor Kang — mruknął, mając nadzieję, że chociaż Sehun go usłyszy. Ruszył do wyjścia, odbierając. — Jak to In jest u was? — niemal krzyknął i przyspieszył znacznie, z chwilą po prostu wybiegając z sali.

Kiedy usłyszał, że Inyoung trafiła do kliniki, wszystko w nim jakby zdębiało, zastygło ale jednocześnie zaczęło trząść się niewyobrażalne mocno. Starał się, nie zrobić za wielkiego zamieszania, jednak jak usłyszał, że Innie trafiła do szpitala i już zabierają ją na blok, nie umiał zapanować nad swoim ciałem. Drżącymi dłońmi, próbował otworzyć auto, by jak najszybciej pojechać do szpitala i Inyoung, która każdego kolejnego dnia, znaczyła dla niego coraz więcej.   



---------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie Kochani, już w 2019 roku! 

Jak już powitaliśmy Nowy Rok, wysłuchaliśmy góry życzeń, dorzucam się i ja!

Chciałabym życzyć Wam, by te kolejne dwanaście miesięcy, było lepsze niż poprzednie. Spełniajcie swoje marzenia, dążcie do swoich celów, nie poddawajcie się! Pragnę życzyć wam wszyskieeeeeegooo dobrego!

Zostawcie po sobie jakiś znak~~





* J.K. Rowling - Harry Potter i Kamień Filozoloficzny 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro