Rozdział 36
Zayn Pov
Razem z Niallem wybierając naszą surogatkę kierowaliśmy się przede wszystkim anonimowością. Nie chcieliśmy, aby Hannah była nagabywana przez prasę. Brunetka zgodziła się na zamieszkanie aż do rozwiązania w jednym z naszych mieszkań w Londynie. Z pomocą Emmy, ginekolog Lou w jednym z pokoi zorganizowaliśmy specjalny gabinet lekarski, dzięki któremu nie musieliśmy pojawiać się w klinice na badaniach. Nasi prawnicy przygotowali odpowiednią umowę dla dziewczyny tak aby zaraz po porodzie zrzekła się praw do dzieci. Ustaliliśmy, że zaraz po porodzie w prywatnej klinice nawet nie będzie miała kontaktów z dziećmi. Wiem, trochę to przerażające jednak sama się na to zgodziła podpisując naszą umowę. Codziennie odwiedzaliśmy ją, aby sprawdzić jak się czuje i czy czegoś jej nie potrzeba. Han okazała się przyjazną i miłą osobą. Świetnie spędzało się z nią czas. Mogła całymi dniami grać na konsoli z Niallem, świetnie dogadywała się z Lou i uwielbiała rysować tak jak ja.
- Kochanie idę właśnie do Hannah. Postaram się być na 15 w domu.- oznajmiłem dzwoniąc do mojego narzeczonego.
- Cieszę się. Ja dziś nie dam rady do niej zajrzeć będę wieczorem. Wybacz.- usprawiedliwił się.
- Nic nie szkodzi. Do zobaczenia.- dodałem i rozłączyłem się,
Wjechałem windą do mieszkania dziewczyny i spędziłem z nią całe przedpołudnie. Upewniając się, że niczego nie potrzebuje zebrałem się do domu.
- Słucham cie skarbie?- zapytałem odbierając telefon wjeżdżając na nasz podjazd.
- Rozmawiasz prowadząc?
- Akurat parkuje przed domem spokojnie. Uspokoiłem mojego rozmówce.
- A gdybym zadzwonił pięć minut wcześniej też byś odebrał?
- Oczywiście, że nie przecież byłem na drodze.- skłamałem.
- Kłamiesz! Nieudolnie w dodatku.- skarcił mnie.
- Dzwonisz tylko po to, aby mnie sprawdzić czy masz jakiś interes Tomlinson.- zapytałem wysiadając z auta.
- Mam interes.
- Ależ oczywiście bo przecież nie zadzwoniłbyś martwiąc się o mnie.- zażartowałem
- Zayn.
- Dobra przecież żartuję. Co tam?
- Mam pewien pomysł, ale musisz mi pomóc.
- Od tego jestem.- oznajmiłem przyjacielowi i wsłuchałem się w jego koncepcje. Szatyn chciał zrobić Harremu niespodziankę na weselu. Jak wiemy wszyscy chłopak wspaniale śpiewa, choć on sam nie jest o tym przekonany. Dodatkowo umie wspaniale grać na fortepianie o czym Hazza nie ma zielonego pojęcia, dlatego też Lou chce na ich weselu zagrać i zaśpiewać piosenkę. Musi poćwiczyć a przecież nie zrobi tego w domu. Z chęcią udostępnię mu nasz instrument i znajdę kilka pomysłów na jego wymówki dlaczego jest u nas. Czego nie robi się dla przyjaciół a tym bardziej dla Lou, który jest dla mnie jak brat. Po rozmowie z chłopakiem zabrałem się za gotowanie obiadu dla mojego wieczne głodnego Irlandczyka. Nie macie pojęcia ile ten człowiek jest w stanie zjeść. Kiedy już kończyłem przygotowywać nasz posiłek mój telefon zawibrował oznaczając wiadomość.
Od Niall
Wracam kochanie! Jestem głodny :* Xxx
Zaśmiałem się i od razu odpisałem mu wiadomość.
Do Niall
Jak zawsze J Obiad na stole. Jak się pospieszysz może będzie też deser. Xxx.
Od Niall.
Pędzę. KC!
Zaraz po skończeniu naszej konwersacji wyjąłem potrzebne mi talerze i wyłożyłem danie na nie. Zaniosłem je do naszej jadalni i cierpliwie czekałem. Wiedziałem, że wizja jedzenia na stole i deseru sprawi, że Niall pojawi się tu w przeciągu góra piętnastu minut. Tak tez się stało dokładnie po dwunastu minutach w drzwiach naszego domu pojawił się blondyn. Przywitał się ze mną całusem, poszedł umyć ręce i zabrał się do jedzenia. Kiedy tylko skończył jeść druga dokładkę wyprostował się na krześle i spojrzał na mnie.
- Co na deser?- zapytał a ja parsknąłem śmiechem.- No co?- zdziwił się.
- Nic.- odpowiedziałem.
- Jak nic? Mówiłeś, że będzie deser.- oznajmił smutno.
- Nie w tym sensie nic. Deser będzie. Choć tu do mnie.- powiedziałem wskazując moje kolana. Niall długo się nie zastanawiając wstał od stołu i szybko ulokował się na moich kolanach, wtulając się w moją szyję. Gładziłem delikatnie jego plecy dopóki nie zaczął cicho mruczeć. - Jesteś takim kotem.
- Zawsze chciałeś mieć kota.
- Prawdziwego.
- Jestem lepszy niż kot. On tylko mruczy i woła jeść.
- Czyli jak Ty.
- Nie prawda.- oburzył się.- Ja jeszcze mogę inne rzeczy.- zasugerował jeżdżąc dłonią po moim udzie.
- Doprawdy?
- Chcesz się przekonać?- zapytał całując mnie. Długo nie zastanawiając się wziąłem go na ręce i zaniosłem do naszej sypialni. Obaj byliśmy tak za sobą stęsknieni, że nasz sex nie trwał długo. Zaraz po osiągnięciu szczytu wyczyściliśmy nasze ciała i leżeliśmy przytuleni na łóżku. Coraz rzadziej zdarzały nam się takie chwilę. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie za dużo czasu. Tak jak zasugerował nam Lou chcieliśmy przed narodzinami bliźniaków załatwić wszystkie formalności, aby potem móc całkowicie poświęcić się opiece nad nimi. Ja więcej pracowałem w domu. Kolejna kolekcja butów dla Zanottiego była już skończona ale miałem na głowie jeszcze kilka ubrań dla Versace. Niall natomiast siedział całymi dniami w Modest Golf chcąc zrobić jak najwięcej przed urlopem, aby ułatwić prace Bobbiemu. Cieszyłem się, że mój przyszły teść tak bardzo zaangażował się w firmie syna. Byliśmy pewni, że firma będzie w dobrych rękach. Przyznam się szczerze, że strasznie się boje narodzin bliźniaków. To bardzo duża odpowiedzialność. Niby każde z nas miało jakiś kontakt z dziećmi, ale posiadanie własnych to chyba inna bajka. Zdecydowanie inna a w dodatku dwójki naraz. Zgodnie z moim narzeczonym ustaliliśmy, że nie chcemy znać ich płci. Dlatego też jeszcze niczego nie kupowaliśmy ani nie przygotowaliśmy. Do porodu zostały jeszcze dwa miesiące zdążymy.
- Lubię takie desery.- powiedział pewnie.
- Wiem.- oznajmiłem uśmiechając się.- Lou chce zaśpiewać i zagrać dla Stylesa na weselu.- dodałem po chwili ciszy.
- Jak to zrobi razem z Paynem nie dadzą mu żyć i będą chcieli zmusić go do wydania płyty.
-Chyba zdaje sobie z tego sprawę. Pewnie będzie liczył na nas.
- Zawsze może na nas liczyć.
- To prawda. Cieszę się, że Harry go znalazł.
- Ja też. Zobacz nasz wiecznie skaczący z kwiatka na kwiatek, z dziewczynki na chłopaka Styles ustatkował się szybciej niż my.
- Masz za złe, że biorą ślub przed nami?- zapytałem niepewnie. Już dłuższy czas męczyło mnie to pytanie. Przecież zaraz po przerwie planowaliśmy ślub a tu minął ponad rok my nic.
- Oczywiście, że nie.- oznajmił z uśmiechem. Położył głowę na mojej klatce piersiowej i zaczął rysować palcem po moim brzuchu.- Jesteśmy ze sobą już tyle lat, że ślub to tylko formalność. Najważniejsze są teraz nasze dzieci.
- Dociera to już do ciebie?
- Powoli. Tak długo na to czekaliśmy. Jestem takim idiotą, gdyby nie ja i mój upór już dawno mielibyśmy dziecko.
- Tylko jedno. A tak w nagrodę mamy dwójkę- zaśmiałem się.
- Już nie mogę się doczekać.
- Mam nadzieję, że będą takie jak Mel.
- Będą lepsze.- odparł pewnie Horan.
- Tylko nie sugeruj tego Harremu.
- Boże on będzie tragiczny ojcem. Nie pozwoli nikomu się do niej zbliżyć. Biedni jej faceci.- oznajmił z przerażeniem blondyn.
- Zobaczymy jaki ty będziesz.
- Ja?
- Ty ty.
- Ja będę tym rozrywkowym a ty tym stanowczym.- powiedział a ja wybuchnąłem śmiechem. W to akurat nie wątpię, już sobie wyobrażam jak Horan całymi dniami pozwala dzieciom na granie na konsoli a co gorsza gra razem z nimi.
- Będziesz wspaniałym tatą.- powiedziałem pewnie całując go we włosy.
- Ty też.- odpowiedział.- Dobrze, że jest dwójka wiesz?
- Tak?
- Tak. W razie rozstania możemy się podzielić.- zasugerował.
- Boże Niall!- krzyknąłem.
- No co?- zapytał wybuchając śmiechem, kiedy zacząłem go łaskotać.
***
Jest trochę wymęczony Ziall. Jednak Larry przychodzi mi Larry. Mam nadzieje, że choć trochę spełniłam Twoje oczekiwania <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro