Rozdział 2
Obudziłem się wyjątkowo bardzo wcześniej. Nie żebym był śpiochem, ale kto nie lubi pospać dłużej? W szkole umówiony byłem z Violą dopiero na godzinę 13. Wygrzebałem się z łóżka, poszedłem pod prysznic i wykonać codzienną poranną toaletę. Poczłapałem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie pysznego śniadania. Zanim się spostrzegłem była już godzina 11. Zacząłem zbierać się do wyjścia mając na uwadze moje wczorajsze postanowienie: starbucks. Spoglądając jeszcze raz przez okno upewniając się, że ubranie mojego ulubionego tank topu nie jest złym pomysłem, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem przed siebie. Z daleka już było widać tłum ludzi czekającym przed wejściem do kawiarni.
- Bez przesady- pomyślałem. Przepchnąłem się przez tłum nastolatek i kiedy miałem już złapać za klamkę usłyszałem wrzaski owych dziewcząt.
-Harry! Tam jest Harry i Liam!- odwróciłem się w stronę krzyczących nastolatek. Pokręciłem z politowaniem głową i odwróciłem się, aby wejść do środka. Nagle moje ciało spotkało się z ciałem dużo ode mnie większym. Co gorsza dużo większe ciało zdarzyło już coś zamówić w kawiarni i na moje nieszczęście był to wrzątek, który wylądował na moim dekolcie.
-Jasna cholerna- wrzasnąłem. Czułem piekielny ból a moja skóra momentalnie zrobiła się czerwona. Mężczyzna, który wylał na mnie gorącą wodę stał jak słup soli.
- Hej nic Ci nie jest?? Wszystko w porządku- zapytał nagle jego towarzysz. Był to przystojny brunet o ślicznych miodowych oczach, ale nie to było mi w głowie.
- Boli- szepnąłem i czułem jak zaczęło mi się robić słabo. Mężczyzna momentalnie znalazł się przy mnie i mnie podtrzymał.
- Harry!- krzyknął- Hazza ogranij się trzeba go zawieźć do szpitala.- dodał. Wspomniany chłopak natychmiast obudził się z amoku, w którym był. Podszedł dwoma szybkimi krokami do mnie, włożył ręce pod moje kolana i delikatnie mnie uniósł.
- Przepraszam- szepnął i to była ostatnia rzecz, jaką usłyszałem zanim zemdlałem.
*****
Obudziłem się w sterylnie białym pomieszczeniu. No tak szpital. Natychmiast spojrzałem na mój dekolt a ruch sprawił mi ból. Miałem tam wielką czerwoną plamę, na której pojawiały się małe bąble.
- Super- szepnąłem z sarkazmem.
- O witam. Widzę, że się Pan obudził- do sali wszedł lekarz. Był on starszym niskim mężczyzną z długą siwą brodą i okularami na nosie. – Panie Tomlinson doznał Pan oparzeń I i II stopnia. Nie jest to poważne, ale jednak zalecam pozostanie w szpitalu na kilka dni
- Nie ma mowy- wszedłem mu w zdanie- Nie mam zamiaru tkwić tutaj.- dodałem
- Rozumiem. Decyzja należy do Pana.- powiedział i już zamierzał wyjść- A zapomniał bym panowie, którzy Pana tu przywieźli czekają przed salą można ich wpuścić?- zapytał. Wtedy do mnie do wszystko dodarło. Starbuks, krzyki nastolatek, wrzątek, dwaj mężczyźni.
- Tak proszę- odpowiedziałem cicho. Lekarz obrócił się na pięcie i wyszedł. Po chwili do sali weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy wszedł brunet o miodowych oczach. Drugi schowany za nim szedł mój „oprawca". Teraz dopiero miałem okazję mu się porządnie przyjrzeć. Wysoki mężczyzna o długich włosach, które cudownie kręciły się na końcach. Miał smukłą twarz, która nie wyrażała nic. Spojrzał na mnie a wtedy dostrzegłem kolor jego oczu. Zielone, piękne zielone wręcz szmaragdowe, rozpłynąłem się. Stop Louis stop!
- Jak się czujesz?- spytał brązowooki
- Jest dobrze, chciałbym podziękować za przywiezienie mnie tu.- odpowiedziałem z chrypką w głosie. Co ze mną jest?
- Nie ma sprawy to z był nasz obowiązek. A tak w ogóle jestem Liam- powiedział chłopak podając mi rękę.
- Louis, nazywam się Louis.- odpowiedziałem
- Wiemy. Przepraszam, ale musieliśmy zajrzeć do twojego portfela, aby podać dane osobowe lekarzom
- To nic- odchrząknąłem. Skąd ta moja chrypka. Nastała dziwna cisza mój wzrok powędrował w stronę lokowanego bruneta. Nie patrzył w moją stronę, jego głowa była opuszczona a wzrok utkwiony w podłodze.
- Harry- zagadnął Liam. Wtedy wspomniany mężczyzna uniósł wzrok i spojrzał na mnie.
- Tak.- podszedł bliżej- Jestem Harry i przepraszam- powiedział również bardzo zachrypniętym głosem unikając spojrzenia mi w oczy.
- Nic nie szkodzi po części to moja wina więc...- dodałem niezręcznie, próbując się podnieść.
-Chyba nie powinieneś się jeszcze podnosić- powiedział Liam asekurując moje ruchy.
- Muszę, chce już wrócić do domu. Możecie zawołać lekarza?- zapytałem
- Ja pójdę- wyrwał się Harry i szybko wyszedł z mojej Sali.
- Przepraszam za niego. Nie wiem, co w niego wstąpiło normalnie jest wesołkiem.
- Spokojnie nie mam żalu. Każdy ma prawo mieć zły dzień.- odparłem. W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł lekarz a za nim Harry.
- Panie Tomlinson jednak wraca Pan do domu?- zapytał, ale widząc moją minę nie kontynuował swojego kazania na ten temat- Dobrze w takim razie tu jest recepta na maście i leki, które przyśpieszą gojenie i uśmierzą ból. Proszę się zgłosić do nas za tydzień na kontrolę. – dokończył podając mi receptę. – Ma Pan jak wrócić do domu?- zapytał na odchodne
- Odwieziemy go- powiedział Liam zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć
- Nie trzeba Liam, wezmę taksówkę- powiedziałem próbując założyć koszulkę, co sprawiło mi nie lada wyzwanie. Z pomocą przyszedł mi Harry potrzymał mi mój tank top a ja się w niego wślizgnąłem. Kiedy już miałem poprawić dół koszulki Harry zrobił to samo. Nasze palce się dotknęły aż przeszedł mnie dziwny dreszcz. Harry chyba to zauważył gdyż natychmiast spojrzał w moje oczy.
- Dziękuję- szepnąłem zabierając dłoń. Harry jednak nie odpowiedział nic tylko odwrócił się i zmierzał ku drzwiom. Kiedy już byliśmy przed szpitalem i wsiadłem do samochodu chłopaków Harry zatrzymał się.
- Li ja wrócę taksówką do domu- powiedział niepewnym głosem
-Hazza nie wymyślaj i wsiadaj- odpowiedział pewnie Liam
- Nie! Jedź odwieź go ja wrócę sam!- dodał pewniej i odszedł w kierunku postoju taksówek. Zrobiło mi się przykro na jego słowa, nie chciałem zostać tak potraktowany. Liam wsiadł do auta i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Przepraszam Louis nie mam pojęcia, co mu odbiło.
- Nic nie szkodzi- odpowiedziałem. Chciałem, brzmieć jakby mnie to nie ruszało, ale chyba mi nie wyszło. Ruszyliśmy spod szpitala w kierunku centrum. Nie zdziwiło mnie to, że Liam nie pyta o adres przecież podawał go w szpitalu. Kiedy dojechaliśmy pod moje mieszkanie Liam odwrócił się w moją stronę podając mi karteczkę.
- To jest mój prywatny numer telefonu, jakbyś potrzebował jakiejś pomocy dzwoń o każdej porze. Tylko proszę zachowaj go dla siebie.
- Jasne- odpowiedziałem- wyślę Ci sms, abyś też miał mój.- dodałem powoli wysiadając z auta. – Jeszcze raz dzięki za wszystko.
- Cała przyjemność po mojej stronie- oznajmił i odjechał.
Jak ja cieszę się, że mieszkam w centrum i naprzeciwko mojego mieszkanka jest apteka. Poszedłem do niej i wykupiłem przepisane leki a następnie wróciłem do mieszkania. Rozłożyłem się na kanapie i wziąłem telefon do ręki. Zignorowałem chyba z 50 połączeń od Violi i z 20 od mamy. Zajmę się tym później, zapisałem numer Liama i wysłałem mu obiecanego smsa.
Do Liam:
Hej tu Louis! Cały, zdrowy i z gorącym dekoltem :) Jeszcze raz dzięki.
Odłożyłem telefon, zażyłem przepisane leki i nawet nie wiem, kiedy zapadłem w sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro