Rozdział 19
Miłej niedzieli :) Enjoy :*
Mijały kolejne dni a ja nadal przebywałem w moim mieszkaniu. Każdy poranek niestety kończył się tym, że musiałem zadzwonić do Stylesa. Mała co dzień rano wierciła się niemiłosiernie dopóki nie usłyszała głosu swojego ojca. Harry za każdym razem próbował tłumaczyć się albo porozmawiać jednak ja za każdym razem kończyłem rozmowę jak tylko dziewczynka się uspokoiła. Na nic zdały się prośby i błagania Zayna, który był częstym świadkiem naszych porannych „rozmów". Mulat uważał, że loczek na pewno przemyślał swoje zachowanie i powinienem już z nim porozmawiać. Opowiedział mi, że Harry wściekł się na Kendall i porządnie ją zbeształ za kulisami po tej akcji. Przytaczał mi słowa Nialla opisujące Harrego jako wrak. Gdyby nie Liam zapewne by nie jadł. To prawda gryzły mnie wyrzuty sumienia, jednak nie potrafiłem jeszcze spotkać się z nim. Nie mogę tu mówić o zdradzie, ponieważ żadna taka nie miała miejsca. Czasami przyłapywałem się na tym, że sam nie wiem na co się złoszczę. O co jest ta cała kłótnia? Zresztą jaka kłótnia. Może faktycznie moja ucieczka była błędem. Może powinienem zostać i skonfrontować się ze Stylesem. Powiedzieć mu prosto w oczy jak bardzo mnie to zabolało. Wyrzucić z siebie cały gniew. Jednak już raz zostałem zraniony. Już raz przechodziłem przez to. Wiedziałem, że rzucanie się sobie do gardeł również nie jest sposobem. Bałem się, że mogłyby paść słowa niewybaczalne. Dlatego wolałem się ukryć. Przeczekać burze. Jednak jak długo? Wielkimi krokami zbliżała się kolejna wizyta u Emmy. Sama lekarka również dzwoniła do mnie z zapytaniem o moje samopoczucie. Nawet nie pytałem skąd wie, bo domyśliłem się, że media miały z tego niezłą pożywkę.
Kolejnego dnia wybijającego równy tydzień od mojej ucieczki siedziałem na kanapie poczułem spory ból w dole mojego brzucha. Złapałem się za niego i zacząłem głęboko oddychać. Poniosłem ze stolika telefon i wybrałem dobrze znany mi numer.
- Tak?- zapytał dziwnym formalnym tonem
- Zayn- szepnąłem przez ból.
- Co się dzieje skarbie?- jego głos momentalnie złagodniał
- Mam skurcze- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Zaczyna się?- spytał przerażony było słychać jak ktoś szamota się obok. Zapewne Niall.
- Nie. To chyba Braxton- Hicks, ale boli...
- Jesteś pewien. Dzwoniłeś do Emmy? Zadzwonić po nią?
- Jestem pewien Zee nie dzwoń. Tylko przyjedź do mnie boje się być sam- poprosiłem.
- Zaraz będę.- odpowiedział i rozłączył się. Ja natomiast szybko przypomniałem sobie słowa doktor Thomson dotyczące owych skurczów. Skoro złapał mnie w pozycji siedzącej najlepszym sposobem jest zmiana pozycji. Dlatego też podniosłem się z kanapy i zacząłem chodzić po mieszkaniu. Można uznać, że metoda ta pomogła. Ból stał się znacznie słabszy. Chwile później zadzwonił dzwonek do drzwi. Powolnym krokiem udałem się, aby spojrzeć kto przyszedł. Kiedy po drugiej stronie zobaczyłem Zayna otworzyłem drzwi i skierowałem się w stronę kanapy. Drzwi mieszkania zamknęły się a ja zdziwiłem się dziwnie milczącą postawą przyjaciela. Jednak gdy odwróciłem się moim oczom nie ukazał się Malik a Harry. Stał tam i wpatrywał się we mnie tymi swoimi zielonymi oczyskami. Jego włosy były potargane. Twarz blada ukazująca wielkie sińce pod oczami. Zmiękłem, wiedziałem.
- Louis- szepnął. Zaraz przypomniała mi się podobna sytuacja z przed kilkunastu miesięcy. Kiedy to loczek wrócił wcześniej z Ameryki. Kiedy po raz pierwszy kochaliśmy się. Wtedy jak tylko go zobaczyłem rzuciłem się w jego ramiona. Teraz też miałem taką ochotę. Jednak wiedziałem, że nie mogę.
- Harry- odpowiedziałem tylko.
- Byłem z Zaynem kiedy zadzwoniłeś. Wybacz mu. Zmusiłem go, aby mnie tu przywiózł. Przeraziłem się jak dowiedziałem się, że masz skurcze.
- To tylko Braxton- Hicks spokojnie- posłałem mu uśmiech.
- Lou..- powiedział niepewnie stąpając w moją stronę. Nie wiedziałem co zrobić. Uciec? Odsunąć się. Jednak moje ciało wiedziało lepiej czego potrzebuje. Stałem tak a następnie delektowałem się bliskością ciała chłopaka, kiedy ten porwał mnie w swoje objęcia. – Tak bardzo cie przepraszam. Jestem takim idiotą. Obiecuje ci, że już nigdy się to nie powtórzy. Nie wiem co mną kierowało. Ona upadała, chciałem zwyczajnie pomóc a ona to wykorzystała jest taką żmiją. Tak bardzo jej nienawidzę- mówił bez oddechu. Odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy, które były pełne łez.
- To ja przepraszam. Nie powinienem uciekać.- spuściłem wzrok. – Chciałem tylko przemyśleć sobie wszystko. Dać ci nauczkę choć nie miałem ku temu podstaw. Przepraszam. Tak bardzo Cię kocham- dodałem również wybuchając płaczem.
- Och Lou..- Styles ponownie przygarnął mnie w swoje ramiona. Staliśmy tak wypłakując łzy i kołysząc się. – Mój prawnik wysłał odpowiednie pismo do prawników Kendall o zaprzestanie prowokacji medialnych z naszym udziałem pod groźbą sprawy sądowej. Jeszcze raz namiesza w naszym związku a ją zniszczę- oznajmił ostro.
- Nie oczekuję tego od Ciebie. Dajmy temu spokój.
- Nie Louis! Musiałem ją zastraszyć. Ona się nie poddaje to nie ten typ człowieka. Ona jest typem po trupach do celu. Nie pozwolę, żeby kolejny raz nas zwaśniła i koniec tematu. – zakończył. Odsunąłem się od niego. Teraz wiedziałem, że powinno nastąpić to za czym tak bardzo tęskniłem. Stanąłem na palcach i delikatnie musnąłem wargi bruneta. Jednak on nie oczekiwał delikatnych pocałunków. Wpił się bardziej w moje usta. Nasze pocałunki stawały się bardziej zachłanne a całą coraz ciaśniej do siebie przyciśnięte. Atmosfera w pokoju zrobiła się jeszcze bardziej gorąca. Nie zastanawiałem się długo. Zacząłem powoli odpinać guziki jego koszuli. Styles natomiast szybko pozbył się mojej koszulki. Powolnymi krokami, gubiąc po drodze nasze ubrania kierowaliśmy się do sypialni. Harry położył mnie na łóżku i zaczął całować po całym ciele.
- Tęskniłem- szepnął znajdując się tuż przy moim penisie.
- Ja też. Nie drocz się.- fuknąłem na niego. I tak zrobił powoli zaczął przygotowywać mnie na swoją wielkość. Kiedy czułem, że jestem już gotowy dałem mu znak. Brunet nie zastanawiał się dwa razy. Powolnym ruchem wszedł we mnie. Jego ruchy były powolne i romantyczne i tego właśnie dziś obydwaj potrzebowaliśmy. Mój orgazm nadszedł zdecydowanie za szybko, jednak Styles nie przejął się tym i kontynuował swoje poczynania. Kiedy on również osiągnął szczyt położył się obok mnie.
- Kocham Cie- powiedział składając czuły pocałunek na moich wargach.
- A ja kocham Ciebie. Przepraszam Hazza.
- Cii Lou. To nic. Już nie ważne. Powiedz mi tylko czy wrócisz ze mną do domu? Proszę.
- Wrócę. Oczywiście, że tak. Jednak nie teraz. Chce poleżeć- powiedziałem uśmiechając się do loczka. Ten tylko odwzajemnił uśmiech. Podniósł się, aby przynieść z łazienki ręcznik i oczyścić nas z pozostałości po seksie a następnie położył się obok i przykrył kołdrą. Leżeliśmy tak w ciszy, ciesząc się swoją bliskością dopóki drzwi mojego mieszkania nie zostały brutalnie otworzone.
- No pięknie- powiedział z wyrzutem Zayn wchodząc do sypialni- To ja tu siedzę jak idiota pod klatką już ponad godzinę. Zastanawiam się, czy się nie pozabijaliście a wy tu sobie kizi-mizi w łóżku? Zajebiście- powiedział uśmiechnięty.
- Złamałeś obietnice Zee- skarciłem go odsuwając się od ciała Hazzy.
- Gdyby nie moje złamanie obietnicy nie czułbyś się tak wspaniale Tomlinson- zakpił a ja zaczerwieniłem się.- Gdybym wiedział, że tak to się skończy zrobiłbym już to dawno.
- A ja nadal jestem o to właśnie wściekły. Jak mogliście mi nie powiedzieć, że wiedzie gdzie on jest?- powiedział tym razem loczek.
- To akurat kolejna rzecz, którą musisz wyjaśnić sobie ze swoją miłością- wskazał na mnie.- Jednak teraz pytanie brzmi: Czy zostajecie tu? Czy wracacie do siebie? Bo pozwolę sobie was odwieźć- zapytał. Harry spojrzał na mnie pytającym wzorkiem a ja nawet przez chwilę nie zastanawiałem się nad odpowiedzią.
- Wracamy. Daj nam chwilę Zayn- odpowiedziałem uśmiechając się prosto w szczęśliwą twarz mojego ukochanego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro