Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

- Na pewno dobrze się czujesz ? - spytał Roman  - Wyglądasz na...

- Zmęczoną ? - odparła Hope - Wciąż słyszę szepty, hałas, nie mogę przez to spać...

Brunetka wyszła na spacer razem z chłopakiem. Musiała odpocząć, zaczerpnąć świeżego powietrza, zrobić cokolwiek by poczuć się lepiej. Nie żałowała tego co zrobiła, bo zrobiła to dla rodziny. Znała konsekwencje i teraz musiała się z nimi mierzyć.

- Może to zaklęcie to nie był taki dobry pomysł ? - zasugerował Wampir.

- Znowu widziałam moją mamą i to nie przez ekran telefonu, mogłam ją przytulić. Cała rodzina była w jednym pokoju więc było warto - odparła pewnie Hope.

- Ale teraz Ty cierpisz - stwierdził Roman.

- Jakoś sobie poradzę - odparła Brunetka.

Musiała być silna, wiedziała na co się pisze. Nie było to łatwe, ale musiała dać sobie raę.

Doszli z Romanem do lasu, nikogo nie było widać, tylko oni cisza i spokój. Myślała, że tego właśnie potrzebowała, ale głosy w jej głowie stawały się nie do zniesienie. Do tego na dłoniach pojawiały się czarne żyły. Musiała znaleźć na to sposób.

- Co tu robimy ? - spytał Wampir.

- Wypróbuje sposób Lizzie Saltzman - odparła Hope - Ona chodzi w ciche miejsce gdzie nikogo nie ma i po prostu krzyczy, wyrzuca to wszystko z siebie. Może podziała.

- Warto spróbować... - odrzekł Chłopak.

Nastolatka wzięła głęboko wdech i krzyknęła najgłośniej jak umiała. Jej magiczna moc była znaczenie silniejsza odkąd miała w sobie pustkę. Widziała jak niebieska fala energii odbija się od drzew, unosi liście, kamienie i biegnie dalej. Drzewa będące najbliżej nawet się przełapmały, albo całkowicie przewróciły.

- Wow - odezwał się Roman - To było mocne. Lepiej Ci ? - spojrzał z troską na Hope.

Z reguły nie dbał o nikogo, był typem samotnika, ale Hope... Hope była dla niego wyjątkowa. Dlatego nie zostawił jej. Mówiła by wracał do szkoły,  że sobie tu poradzi i wróci za kilka dni, ale nie mógł od tak wyjechać. Nie gdy wiedział, że jest w niej jakiś zły duch. Musiał wiedzieć, że jest cała i zdrowa.

- Chyba tak - powiedziała Hope oglądając swoje ręce, z których zniknęły czarne żyły - Głowa już mnie nie boli, czarne żyły zniknęły. Chyba pomogło... Tylko pytanie na jak długo.

- Nie martw się tak, jakoś sobie poradzimy - odparł Wampir.

- My ?  - powtórzyła patrząc na niego.

- Em... Myślałaś, że Cie tu zostawię samą ? - uśmiechnął się lekko.

Nagle jednak spoważniał i spojrzał w sobie tylko znanym kierunku. Jego wampirze zmysły były silniejsze od tych Hope, która jeszcze nie aktywowała swoich dwóch natur.

- Co się stało ? - spytała Dziewczyna - Coś usłyszałeś ?

- Poczułem... - odparł.

- Co takiego ? - zapytała.

- Krew...

Hope spojrzała na niego zaskoczona. Czy to możliwe... Nie, w lesie nikogo nie było, nic nie było słychać, byli sami. To niemożliwe by kogoś zraniła podczas swojego wybuchu magii. Nie mogła, nie chciała.

- Sprawdźmy to - odparła przygryzając wargę.

Roman wziął ją za rękę by szybciej przenieść się w odpowiednie miejsce. A może nie był to jedyny powód ?

Znaleźli się przy jednym drzewie, znacznie oddalonym od miejsca w którym byli. Leżał przy nim człowiek, ze strzelbą. Z pewnością myśliwy, miał zamknięte oczy i ślady krwi.

- Czy on... ? - spytała Hope.

Doskonale wiedziała co się stanie jeśli człowiek nie żyje...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro