Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Roz. 5

-WHA! POMOCY! BIJĄ!
-JA CI DAM! JUŻ MNIE TAM PASZOŁ WON!
No tak. Oberwało mu się za tą pobudkę. I to nie lekko. Jeszcze teraz dodatkowo zasadziłam mu kopa, aby już poszedł na arenę. Ja wolałam poczekać i nieco się uspokoić. Poniosę się agresji i będzie. Wtedy na pewno się nie dostanę. Oparłam się o ścianę z założonymi ramionami i cicho westchnęłam, odchylając głowę do tyłu. Przymknęłam oczy i po chwili ponownie je otworzyłam, patrząc w niebo. Chmury znowu formowały się w różne kształty. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się lekko

Kilka lat wcześniej

-Gingka patrz na tą. Co ci przypomina?
Cała dwójka leżała plecami na łące i patrzyła w niebo. To był jeden z tych momentów, co chociaż chwilkę odpoczywali. Moment kiedy czas leciał wolniej i bardziej dla nich korzystniej.
-Mnie to burgera przypomina.
Dziewczyna przewróciła się na brzuch i podpierając się łokciami spojrzała na niego.
-Tobie to wszystko burgera przypomina.
Nadęła wargi, ale potem cicho się zaśmiała.
-Bardzo śmieszne. Nie wszystko
Spojrzał na nią, odwracając głowę w jej stronę.
-To co?
Zapytała z nutką ciekawości w jej głosie.
-Jest sporo rzeczy. Woda na przykład.
Czarnowłosa podparła swoją twarz, o wierz dłoni i czekała na jego dalsze słowa. Nie chciała teraz wchodzić w zdanie. Nawet jeśli by tak nie było
-Przypomina twoje oczy
Wtedy chłopak odwrócił się na drugi bok, a ona leżała jak sparaliżowana. Powoli do niej docierały jego słowa, a kiedy to już miało miejsce, poczułam pieczenie na policzkach i nie wiedziała, co powiedzieć. Jednak nie wiedziała, że chłopak miał tak samo. Leżeli, aż rudowłosy spostrzegł kolejną ciekawą chmurę i jakoś wybrnął z sytuacji

Powrót

Ciekawe czy on również to pamięta. Tylko jak ja mam się odezwać teraz? "Hej. Pamiętasz mnie?" czy "Hejka. Długo się nie widzieliśmy. Brakowało mi ciebie". Na tą drugą opcje znowu poczułam pieczenie i szybko otrząsnęłam głowę. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział. Może zapytać tego głupka o pomoc? Chociaż nie. Kaito prędzej by mnie popchnął. I nie wiem czemu, mam przeczucia, że to właśnie zrobi. A mnie przeczucia nie mylą. Cicho westchnęłam i można powiedzieć, że opuściłam ramiona w dół. Wcześniej miałam je założone.
-Hejka. Gotowa na eliminacje?
Aż podskoczyłam w miejscu. Można powiedzieć, że już powoli zasłaniałam się ramionami, aby się jakoś obronić. Dopiero jak usłyszałam śmiechy, zerknęłam. Wypuściłam powietrze z świstem.
-To wy. Weźcie tak nie straszcie. Oczywiście że jest gotowa i nie poddam się, aż się nie dostanę.
-Ha. I tak nie pokonasz numeru jeden.
Z tego co kojarzę Masamune, pokazał kciukiem na siebie, wielce dumny z siebie. Z tego co wiem on nie jest numerem jeden i mogłabym się założyć, że pokonałabym go z jedną ręką związaną za plecami.
-Z tym bym się kłócił
Od razu odwróciłam się w kierunku rudowłosego. Czyli pamięta. Uśmiechnęłam się lekko i poczułam jakieś tam pieczenie. Czyli naprawdę pamięta. Teraz tylko jak się odezwać. A może zostawić to jemu. Ale nie wiem. Jedno mogłam powiedzieć. Nie patrzył teraz na mnie tylko na Kadoyę. Wyglądało jakby zaraz mieli wywołać kolejną wojnę. Jednak jakiś młodszy chłopak ich powstrzymał.
-Wiecie, że nie musicie się kwalifikować
-ŻE CO PROSZĘ?!
Wykrzyczeli chyba wszyscy oprócz Gingki. Czyli to by wnioskowało, że są tylko dwa miejsca. Jedno rezerwowe i jedno podstawowe. Będzie ciężej, ale dam radę. Spojrzałam na godzinę i cicho westchnęłam.
-Będę się zbierać. Za chwilę się zaczyna. A ciebie...
Powoli podniosłam palec wskazujący na "Wielkiego pana numer jeden" i moja mina była teraz nad wyraz poważna
-...Pokonam po tych eliminacjach. 
Potrafiłam taka być. Głównie przy walce, lub jak byłam zdenerwowana lekko. A tu raczej to drugie. W końcu byłam jeszcze nieco zdenerwowana. Pomachałam im.
-Widzimy się później. 
I ruszyłam w swoją stronę. 

Byłam przed wejściem na arenę i stałam tam patrząc na zbiorowisko blayderów. Byłam spokojna, ale jakiś tam stresik był. Powiedzmy sobie szczerze. Bałam się. Bałam się, że się nie dostanę i nie pomogę reszcie. Wiem jaki jest ten turniej i tym bardziej chcę im pomóc. Nie po to że chcę rewanżu z tą fioletową czupryną. To to swoją drogą. Bardziej chcę dopilnować aby nikt nie miał tak jak ja. Już miałam wchodzić na arenę, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Nieco się speszyłam i nie wiedziałam co robić. Powoli odwróciłam się przodem do tej osoby i wtedy zobaczyłam, że to był Gingka. Z jego wzroku mogłam wnioskować, że się o coś martwił.
-Hej....Pamiętasz mnie?
Poczułam jak znowu pieką mnie policzki. Spuściłam głowę nieco w dół i potem lekko się uśmiechnęłam, co nie było widać. Chciałam go przytrzymać w napięciu. Kiedy już nie mogłam wytrzymać, mocno go przytuliłam.
-Oczywiście, że tak. Jakbym mogła zapomnieć mojego najlepszego przyjaciela, z którym spędzałam cały czas przed przeprowadzką?
Dopiero po chwili odwzajemnił przytulasa, który chyba był równie mocny, co nie silniejszy. Jakby nie chciał mnie już puszczać.
-Cieszę, się że nareszcie wróciłaś. Wiesz jak ja tu się nudziłem bez ciebie? Oszaleć można.
-Hej hej hej. Mówiłam ci, żebyś znalazł mnie na necie, bo niedługo będę miała konto. Mówiłam tak? Hmmmm~?
Przewrócił oczami i oboje się cicho zaśmialiśmy. Mogłabym tak zostać, ale za chwilę się zaczynało.
-Ekhem. Gingka. Ja muszę już iść. Zaraz zaczną się eliminacje.
-Jeszcze chwilka.
Zaśmiałam się cicho, ale kiedy już nadszedł ten moment, musiałam się jakoś uwolnić. Nie udawało mi się to. Był silniejszy ode mnie.
-Wypuszczę jak coś obiecasz.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Że będziesz na siebie uważać. Wiem co się dzieje.
Nieco spochmurniałam i opuściłam głowę w dół.
-Nie martw się
Jego uścisk wzrósł na sile, a ja nie miałam jak dalej tak smutać. Podniosłam głowę do góry i nieco się uśmiechnęłam.
-Obiecuję. Obiecuję, że będę uważać
-No. To leć i daj z siebie wszystko
-Masz to u mnie jak w banku!
Odkrzyknęłam, kiedy powoli zmierzałam na arenę. Teraz albo nigdy  



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro