Roz. 4
Pov. Wakane
Tak jak myślałam. Znowu mi dureń zamknął okno. Jak ja go dorwę. Chociaż raz. Powtarzam chociaż raz mógłby zostawić je tak jak było! A nie! On mi na złość robi. Ja się zemszczę! Jak nie dziś to jutro na eliminacjach. Jednak teraz...Heh...Muszę po prostu wejść przez drzwi. Nie żebym nie chciała czy coś, ale po i przed treningami wolę okno. Nie muszę odpowiadać gdzie idę. A w nocy mi nie zamyka! Zdjęłam swój kaptur z głowy i podeszłam do frontowych drzwi. Ogólnie cały budynek, który był piętrowy, był w jasnych kolorach pomarańczy i czerwieni. Kolory ognia. Żywiołu związanego z Wolfem, a Wolf ze mną. Akurat w tej kwestii wygrywałam z Kaito. Jego bestia to koń wodny. A więc kolory związane z wodą. Tsaaaaa....Jeszcze ani razu go nie pokonałam, ale ostatnim razem byłam na prawdę blisko. Teraz powinno mi się udać. Wierzę w to. Złapałam za klamkę i cicho westchnęłam. Dopiero po chwili je otworzyłam i po cichu weszłam do środka. Nie było jakoś późno. W końcu czy dwudziesta pierwsza to późna godzina? Jak dla mnie nie. Cichutko zamknęłam za sobą drzwi i na paluszkach poszłam do swojego pokoju. Światło zapewniały mi latarnie, które mimo, że były na zewnątrz, rzucały jakieś tam promienie do środka. Szybko odnalazłam swój pokój i do niego weszłam, zamykając drzwi na klucz. Kaito czasami był zdolny aby wejść i mnie obudzić na przykład przez zrzucenie ze mnie kołdry. Oj nie kończyło to się dobrze. Wręcz przeciwnie. Szczególnie dla niego. Nie że lubię pokazywać tą drugą stronę, ale jeśli chodzi o niego, to konieczne. Szybko przebrałam się w swoją piżamę, czyli jakieś luźne spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem i czerwonym sercem. Jeszcze tylko zdjęłam swoją rękawiczkę z dłoni. Niby nic mi się w tą dłoń nie stało, ale lubię ją nosić. Nawet jeśli prędzej nawiązuje, do wody niż do ognia. Wślizgnęłam się pod kołdrę i odwróciłam się w kierunku okna. Byłam pełnia. Jedno z moich ulubionych zjawisk. Miejscami można było usłyszeć wycie wilków. Popatrzyłam się na księżyc i może zasnęłam dopiero po dwudziestej drugiej. Dziś wcześnie tylko dlatego, że chcę mieć sporo sił na jutrzejszy dzień. Dzień eliminacji.
Rano usłyszałam swój budzik. Był na tyle głośny, że potem człowiekowi nie chciało się dalej spać. Głównie z tego powodu go wybrałam, ale wystarczyło go wyłączyć i odczekać chwilkę. A że miałam go na szafce nocnej, to po prostu go wyłączyłam i znowu zatopiłam się w swój kokon. Było tak ciepło, że w ogóle zapomniałam jaki jest dzień i jaka godzina. Chciałam tylko zostać w łóżku. Jednak moja prośba nie została wysłuchana, ponieważ po chwili ktoś zaczął ściągać ze mnie kołdrę siłą. Moja reakcja była chyba bezcenna (Tylko to jak się na łóżku rzucał XDD)
https://youtu.be/vn-1c2KbsiU
Gdy nie poczułam chcianej rzeczy czyli w tym przypadku ciepłej kołderki, podniosłam się do siadu i powoli otwierałam oczy. Jak zobaczyłam mojego "kochanego" braciszka, trzymającego róg kołdry, wstąpiła we mnie furia.
-Jak żeś tu wlazł do jasnej?!
-Normalnie. Zapasowy klucz
Puścił moją kołderkę i zaczął kierować się do wyjścia z pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że był naszykowany jakby miał zaraz walczyć. Granatowa bluza z kapturem, czarne getry i opaski na nadgarstkach koloru granatowego. Chwilę nic nie ogarniałam, aż w głowie nie zaczęłam mi pikać pewna kontrolka
-CHOLERA! ELIMINACJE!
Jak porażona prądem wyskoczyłam z łóżka i na szybko się przebrałam w swój kostium. Pomarańczowa koszulka z krótkim rękawkiem, czerwony szal, błękitna rękawiczka, oraz granatowe jeansy. Te ostatnie zakładałam w biegu do kuchni. Nie ma opcji. To musiało być jakoś śmieszne. W kuchni założyłam jeszcze tylko swój pas i przewiązałam bluzę przez talię. Potem sprawdziłam czy wszystko jest i mogłam już iść na zawody, gdyby nie mój tata.
-A śniadanie to co?!
-Potem zjem!
-Nie potem tylko teraz!
-Kurna mać
Z przygnębioną miną poszłam do kuchni i złapałam za pierwsze lepsze jabłko i je przemyłam. Ojciec piorunował mnie wzrokiem, ale aktualnie na to nie zwracałam uwagi.
-No co? Liczy się. Na razie
Usłyszałam tylko jego westchnięcie i również "Na razie". Mogłabym się założyć, że pokręcił głową na boki. Zaspałam, więc muszę się śpieszyć. Nie mogę się spóźnić i ominąć tą okazję. Biegłam tam jakby mnie jakiś drapieżnik gonił, czyli powiedzmy sobie, że w miarę szybko. Mniej więcej po chwili dojrzałam swojego brata i totalnie zignorowałam fakt, że niedaleko była drużyna Gan Gan Galaxy i ta dziewczyna co spotkałam wtedy. Chyba Karolin z tego co pamiętam.
-Kaito! Normalniej mnie obudzić się nie dało?! Lub wcześniej?! Specjalnie to zrobiłeś!
Ten tylko zaśmiał się pod nosem i wytknął mi język. Zatrzymałam się w połowie kroku, czując żyłkę na moim czole.
-Teraz nie żyjesz!
Jak na zawołanie rzucił się do ucieczki.
-EJ! WRACAJ MI TUTAJ!
Nawet usłyszałam czyjś śmiech, ale żądza mordu na moim bracie wzięłam teraz nade mną górę. Ale jak go teraz nie dorwę, to potem na eliminacjach to zrobię. Już możesz spisywać testament Kaito
>>>>>>>>
Taki trochę maraton z tego robię. Jutro na pewno biorę się za "Ojca drużyny" bo powoli kończę rozdział
Plus. Wygląd bestii Kaito
A wygląda nieco jak Storm Aquario tylko jaśniejsze kolory
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro