Roz. 24
Wyszliśmy na arenę. Tak samo jak było w Polsce. Piski, krzyki i ogólnie jeden wielki hałas. Tylko tu była jakaś różnica. Przynajmniej dla mnie. Można powiedzieć, że nadstawiłam uszu i próbowałam się wsłuchać, ale ciężko było coś wyłapać. A im bardziej się wysilałam, tym bardziej bolała mnie głowa od tych krzyków. Zakryłam sobie uszy i lekko pokręciłam głową. Po części dobrze, że w tej rundzie nie walczyłam, bo bym od razu przegrała przez to co teraz odwaliłam. Jednak z drugiej strony bardzo ale to BARDZO chciałam walczyć. Przynajmniej aby wypróbować moje ogniste tornado, które wzrosło na sile.
Komendator-Czy ja dobrze widzę, czy jedna zawodniczka Gan Gan Galaxy jakby wróciła przed chwilą z jakiegoś pojedynku?
W-Wypraszam sobie. To był zwyczajny trening, a nie pojedynek. Nawet nie miałam przeciwnika
Powiedziałam to tak, aby tylko moja drużna to usłyszała i przymrużyłam oczy i założyłam ramiona na piersi. Potem zerknęłam na naszych przeciwników. Pierwszy raz widzę ich na oczy. Jednak ich karnacja pokazywała, że są stąd. Nieco ciemniejsza, tak jakby po opalaniu się. I chyba to była opalenizna. Tego dokładnie powiedzieć nie mogę. Oparłam się o barierki i skrzyżowałam nogi, cicho nucąc pierwszą lepszą piosenkę jaka przyszła mi do głowy. Po chwili na arenę skierowała się Karolin, a w jej ślady z przeciwników ruszył jakiś chłopak o zielonych włosach, spiętych kitkę. (Tu nie chodzi o Kyoyę. Wygląd bardziej jak Midorikawa z Inazumy. Zresztą na koniec rozdziału pokażę) Coś czułam, że to dla dziewczyny będzie trudna walka. I to nawet bardzo. Obawiałam się jak Karolin z tego wyjdzie. Mój instynkt jeszcze mnie nie zawiódł. Szczególnie jak przez moje ciało przechodził dreszcz. Ten sam co wtedy, że wiedziałam, że mam przechlapane na lotnisku. Myliłam się? Nie. Zacisnęłam dłoń na barierce, jednak mimika twarzy się nie zmieniła. Okey stop. Nie mogę myśleć negatywnie. Karolin na pewno sobie poradzi. Na pewno nie z takimi przeciwnikami walczyła. Oboje stanęli w pozycji gotowej do wystrzału. Wyprostowałam się i czekałam na rozpoczęcie jak na szpilkach. Nawet jeśli to nie ja walczyłam i tak czułam te emocje i chyba nie ja jedyna tak miałam.
-3...
-2...
-1...
-LET IT RIP!
Dopiero jak się rozpoczęło, mogłam zobaczyć Bey'a przeciwnika. Oj obronny to to nie był. Bardziej wyglądał mi na typ atakujący. Ale Leone mniej więcej też jest taki. Tak trochę jak starcie drapieżników. Po jakimś czasie jak tak dwa Bey'e krążyły po arenie, zaczęłam stukać palcem o barierkę. Tak z nudów. No i nie mogłam usiedzieć w miejscu, to przynajmniej sobie postukam palcem. Byłam zła, że nie mogę walczyć. I chyba ktoś to od mnie wyczytał.
G-Nie ma. Ja coś o tym powiedziałem dziś.
Założył ramiona na piersi i odwrócił się twarzą do areny. Zaczęłam cicho marudzić pod nosem, ale szybko dostałam na to marudzenie pod nosem odpowiedź
G-Mówiłaś coś? Wiesz jeszcze mogę zmienić decyzję z tym Musuru czy jak mu tam.
W-Nic nie mówiłam.
Spuściłam głowę w dół i po chwili usłyszałam głos chłopaka
?-Chupacabra Szpon bestii!
Zerknęłam na arenę i wtedy z Bey'a wyłoniła się bestia. Oj miło to ona nie wyglądała. Przegryzłam nerwowo wargę. Uniknij to Karolin. Dasz radę.
K-Pas tornada!
Przynajmniej się zasłonili, jednak coś czułam, że atak przeciwnika mógł się przedostać. Tak wnioskowałam po pozycji przyjętej przez Chupacabrę czy jak mu tam. Prawa łapa uniesione do góry i nieco z tyłu z wysuniętymi pazurami. Mogły jakoś się przedostać przez tornado, a to by się skończyło przegraną dla nas. W momencie jak miały się zderzyć zamknęłam oczy i nadstawiłam znowu uszu, aby coś wyłapać. Początkowo ciężko mi powiedzieć co słyszałam, jednak ostatni odgłos znałam doskonale. Uderzenie Bey'a spadającego na ziemię, czyli inaczej wyautowanie. Powoli otworzyłam swoje oczy i wtedy zauważyłam kto został wyautowany. Po chwili rozległy się piski krzyczące "Austin". Cicho westchnęłam i Karolin zrobiła to samo. To była jej druga walka i pierwsza przegrana w tym turnieju. Ale nikt z nas nie miał jej to za złe. Każdy mógł przegrać. Kiedy wróciła do nas, ja tylko się uśmiechnęłam i poklepałam po ramieniu, by potem mocno przytulić i nieco poczochrać jak to miałam w zwyczaju
W-Żadnych przeprosin mi tu
Kai-Każdemu mogło się zdarzyć.
G-Jedna przegrana to nie tragedia młoda. Damy sobie radę.
Mas-Nie ma co się przejmować przegraną
Widać że nico ją to podniosło na duchu. O to chodziło. Początkowo na mojej twarzy widniał uśmiech, aż nie poczułam jakiegoś ukłucia i powrotu wspomnień z mojej walki jako kapitan. I chyba ktoś to wyczuł, bo zaraz poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na czubku głowy i nieco kieruje w dół, tak że lekko się wychyliłam za barierkę. Tylko jedna osoba tak robi. Specjalnie mocno stanęłam piętą na jego stopie. Jak ode mnie odskoczył, tak złapał się za tą stopę i nieco podskakiwał. Spojrzałam na niego kątem oka i nieco przymrużyłam oczy.
Kai-Wiesz o co mi chodziło, a ty mnie kopiesz!
W-Czasem ciebie trzeba. Jeszcze raz spróbuj a nie daruję.
Kai- Przynajmniej wtedy się skupiasz na tym jak mnie ukatrupić a nie na tamtych meczach.
Cicho westchnęłam. Wiedziałam, że o to mu chodziło. Na to nic nie poradzę. Po chwili na arenę ruszył Tsubasa. Czyli druga walka, ale tym razem nie mogłam się skupić.
G-Chodziło mu o te twoje przegrane z Scorpionem i Gravity Destroyerem?
Lekko kiwnęłam głową na tak i odwróciłam się z powrotem na arenę.
G-Tym razem zgodzę się z Kaito. Nie przejmuj się nimi. Każda przegrana czegoś uczy.
W-To czemu mnie nie wypuścicie powalczyć? Bym wykorzystała to czego się nauczyłam przez te przegrane
G-Chciałabyś. Mówiłem coś o tym. Nie wychodzisz i tyle.
W-To jest niesprawiedliwe! Ja chcę walczyć!
Zgromił mnie wzrokiem, a ja od razu nieco się skuliłam, ale ostatecznie prychnęłam pod nosem i oparłam podbródek o wierz dłoni. Nadęłam lekko wargi i patrzyłam się przed siebie.
G-Wiesz czemu jeszcze dziś nie walczysz.
W-Tsaaaaaa...
G-Ciebie nawet na pół sekundy z oka spuścić nie można
Cicho prychnęłam pod nosem ze śmiechu i odwróciłam się w jego stronę lekko wytykając język.
G-Uważaj, bo za ten języczek będzie kolejna kara.
W-Już się boję
G-A powinnaś
Oboje cicho się zaśmialiśmy i potem sprzedałam mu lekkiego kuksańca w bok. Odpłacił się mi tym samym i tak rozpoczęła się mała wojna, którą wygrał przez moją kapitulację ze śmiechu. I mniej więcej w tym momencie co doszliśmy do siebie rozpoczęła się druga walka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro