Roz. 20
Powiedzmy sobie tak. Po walce Karolin, która była wygrana dla nas w ogóle nie mogłam wyjść z pokoju. Jak tylko próbowałam i już byłam na przykład w salonie, to musiałam natychmiast wracać. Gingka cały czas miał mnie na oku, a ja czułam się jak mała dziewczynka, który ma karę na wychodzenie na dwór. I taka zabawa w kotka i myszkę trwała tak długo, aż nie zasnęłam. Wtedy miałam spokój. No może nie do końca, bo śniła mi się ta scena z mojej walki jak straciłam nad sobą kontrolę. A najgorsze, że nie mogę się tego pozbyć. To nie jest mroczna energia, tylko agresja. Cząstka której nikt nie może się pozbyć. Każdy ma ją w sobie. Tylko że moja jest większa, głównie z tego powodu, że brałam udział w pierwszej edycji "Piekła". Chciałam po prostu spróbować swoich sił. No dobra. Doszłam do finału i byłam z siebie zadowolona, jednak to co zyskałam...Po części było warto, a po części nie. Jestem silniejsza, ale tracę energię i czasami szaleję w ten negatywny sposób. Jednak całe szczęście, że jest to bardzo rzadko i w miarę umiem z tego wychodzić.
Ostatni dzień turnieju. Nasza możliwe ostatnia walk i to będzie walka kapitanów. Pamiętam swoją ostatnią, kiedy byłam kapitanem mojej drużyny. Zawiodłam. Cieszę się, że to Gingka jest teraz naszym kapitanem. Wiem, że on nie przegra. Jest najlepszy z nas wszystkich. No i na pewno nie ma tak jak ja z tą agresją. Przynajmniej dziś pozwolił mi wyjść z tego piekielnego pokoju i nieco rozprostować kości. Poza tym czuję się na serio dobrze. Nigdy lepiej się nie czułam. Stałam oparta o barierkę a na mojej twarzy malował się delikatny uśmiech. Patrzyłam jak chłopak szedł w kierunku areny. Nadal pamiętam co zrobiłam za nim poszedł i weszliśmy na ten podest. Jak tylko to sobie przypomnę to się rumienię. Może nie był to duży gest, ale mam nadzieję, że to nieco pomoże. A dokładnie pocałowałam go w policzek i od razu szybko ruszyłam w kierunku podestu, ukrywając twarz. On jeszcze chwilę stał zaskoczony, ale pojawił się chwilę po mnie. Teraz jak tak patrzyłam mogła stwierdzić, że był spokojny i to bardzo. Sama chciałabym tak być spokojna miejscami. Ale na razie muszę z tą agresją żyć. Cicho westchnęłam i potem od razu wróciłam wzrokiem na arenę.
Komendator-Jesteście gotowi na kolejną porcję emocji? Czy drużyna Gan Gan Galaxy zyska ostatnie zwycięstwo i awansują do następnej rundy? Czy może Light spirit będą dalej walczyć? Za chwilę się o tym przekonamy?!
Wiadomo że to my teraz wygramy. Czuję to całą sobą. A jak tak mam, to oznacza, że mam rację. Oboje stanęli w pozycjach gotowych do wystrzału i czekali na znak. Czuć było tą aurę skupienia. Aż mnie ciarki przeszły. Dopiero teraz przyjrzałam się naszemu przeciwnikowi. Tak jakby znamię, przechodzące po przekątnej po całym oku i nieco nosie. Nie wiem czemu, ale skądś go kojarzyłam. Nie chodzi o to, że mijanie na co dzień jak tu mieszkałam. Kiedy bardziej mu się przyjrzałam od razu go rozpoznałam. To był ten chłopak co trafił wtedy do szpitala. Ale teraz ma ciemniejsze włosy niż wcześniej. Wcześniej chyba miał jasny brąz. Nie pamiętam. Za bardzo nie zwracałam uwagi. Nie był słaby, ale niestety i tak trafił do szpitala. Nawet nie wiem co dokładnie się stało. Podobno zasłabł i tyle.
-3...
-2...
-1...
-LET IT RIP!
Oba Bey'e ruszyły na siebie i wtedy coś dojrzałam w Pegasusie. Tak jakby zmiana trybu? Zaraz po tym szybko ruszył na przeciwnika i musiałam zasłonić się ramieniem przez tak jakby falę dźwiękową. To mnie nie dziwi tylko zmiana trybu. Jak to możliwe?
Madoka- Kawałek gwiazdy w jego Bey'u.
Spojrzałam się na dziewczynę, ale z drugiej strony słyszałam dźwięki uderzeń.
Madoka- To miało miejsce bo turnieju WBBA. Nie mówił ci?
Pokręciłam przecząco głową i oparłam się jedną dłonią o barierkę, a drugą miałam na biodrze.
Madoka- Walczył wtedy z Nemezis. Wygrał dzięki chyba wszystkim blayderom świata.
Wtedy przed oczami pojawiła mi się ta sytuacja sprzed przeprowadzki i znowu usłyszałam rżenie konia i krzyk. Natychmiast odwróciłam się w stronę areny i w tym samym momencie Pegasus poszybował do góry i po chwili usłyszałam Gingkę.
G-Pegasusie! Gwiezdny wybuch!
Po chwili dało się zobaczyć jak Bey leciał w dół z zawrotną prędkością otoczony niebieskim obłokiem.
W-Naprzód
Szepnęłam cicho do siebie i patrzyłam na to wszystko. Na wybuch i potem jak Bey przeciwnika wypada z areny. Potem można powiedzieć, tak jakbym wróciła do normy. Czyli moja zdolność musiała się aktywować, ale jak? Nie byłam podczas walki. Więc jak to jest możliwe? Jednak tym razem nie czułam takiego wielkiego zmęczenia. Wręcz przeciwnie. Byłam pełna energii. Tak samo jak się obudziłam.
Wygraliśmy pierwszą rundę i szkoda że musieliśmy już się zbierać na kolejną. Z chęcią bym tu jeszcze została i może popływała. No ale musieliśmy. Wylot nie mógł poczekać jeszcze kilku dni.
N-Wakane!
Po chwili poczułam znowu ten ciężar na plecach, ale tym razem utrzymałam się na nogach i cicho zaśmiałam.
W-Nie mów, że tęsknić będziesz
N-A żebyś wiedziała
I wtedy zaczęła mnie chwilę dusić. Kiedy ze mnie zeszła, dostała ode mnie kuksańca w bok. Przybiłam jeszcze piątkę z Kubą i wtedy obok mnie pojawił się Gingka.
G-Musimy już się zbierać. Dziękujemy wam
K-Nah. Nie ma sprawy. Powodzenia w dalszych rundach.
Uśmiechnęłam się szeroko i po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem i kieruje do samolotu. Pożegnałam się jeszcze i cicho zaśmiałam. Nie musiał być zazdrosny. Co to to nie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro