Roz.1
Z samolotu wyszłam pierwsza. Mój brat miał się wziąć za nasze bagaże. Rodzice już byli tu od jakiegoś czasu, ale my zostaliśmy przez turniej do drużyny Europy, a potem jakieś tam treningi. Razem z moim bratem i dwójką naszych przyjaciół dostaliśmy się do finałów i ostatnia walka miała o wszystkim zadecydować. I to było walka Fire Wolf vs Gravity Destroyer. Heh...Przegrałam. Ale nie poddawałam się do samego końca. Jednak nawet z świadomością przegranej mój organizm rwał się na zewnątrz aby się rozejrzeć i poprzypominać super chwile. Może nawet przypomniałabym sobie imię tego chłopaka. Szybko zeszłam po schodach na dół i popatrzyłam w niebo. Jedyne co mi nieco przeszkadzało, to moje włosy, które spadały mi na oczy, ale jedna rzecz rzuca się w nich w oczy. To mój czerwony kosmyk. Mam go od urodzenia. I to mnie ciekawi. Jak to możliwe, że się z nim urodziłam? Co on może oznaczać. Bym powiedziała, że on już od dawna pokazywał, że spotkam Fire Wolfa. Albo może coś innego znaczy. Tego nie jestem pewna. Heh...Założyłam swój kaptur od bluzy i schowałam ten kosmyk, aby nie było go widać. Dopiero potem go ujawnię. Ale ciekawe czy on go pamięta. Jeśli tak to prędzej on mnie znajdzie, niż ja jego. A wolałabym pierwsza go znaleźć. No ale zobaczymy jak to wyjdzie. Po chwili usłyszałam obok siebie głos mojego brata.
-Wspomnienia wracają co?
Aż podskoczyłam w miejscu i zaczęłam wymachiwać rękoma by potem ustawić je w pozycji obronnej. Kiedy uspokoiłam swój oddech, odezwałam się.
-Tak. Pomyśleć, że wyjechaliśmy jakieś........ siedem lat temu?
-Tak. Siedem. I przez ten czas, ani trochę się nie zmieniłaś. No może trochę urosłaś.
-Patrz na siebie wielkoludzie. Dowcipniś się znalazł. Ja nie wiem. Ja nie wiem.
Ruszyłam w kierunku lotniska, a Kaito za mną. On nosił torby. W końcu to on miał się nimi zająć. Ja przy sobie miałam głównie wyrzutnie i mojego Bey'a. Może z kimś zawalczę. Jednak mimo że mało rzeczy pamiętam sprzed tamtych siedmiu lat, ale historię jak znalazłam Wolfa, nie zapomnę. To właśnie było tak siedem lat temu i przy tym właśnie był chłopak. Ganialiśmy się, tylko że ja głupia wbiegłam do lasu. Dobra. Znam las i jest on dla mnie jak drugi dom, ale wtedy nie powinnam była wbiegać. Mogło coś złego się stać, ale teraz....Nie żałuje, że tam wbiegłam. Tylko czemu chłopak i tak za mną wtedy pobiegł. W pewnym momencie mnie złapał i no...zgubiliśmy się. Jak tak szukaliśmy jakiś wskazówek, co by nam pomogły, pojawił się wilk. Nic nie wskazywało, na to że nas zostawi. Rudowłosy wyszedł naprzeciw, a ja...Jak tchórz się chowałam ale do czasu. Jak zobaczyłam, że drapieżnik kuleje na jedną łapę, od razu nabrałam pewności siebie i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku wilka. Słyszałam jak chłopak krzyczał do mnie szeptem, abym wracała, ale ja tego nie zrobiłam. Przykucnęłam przy zwierzęciu i powolnym ruchem złapałam za jego łapę. O dziwo mnie nie ugryzł, tak jakby się mnie przestraszył. Czułam to drżenie. Odwróciłam łapę tak abym widziała "poduszki" i wtedy zobaczyłam co się stało. Kolec albo coś w tym stylu. Jedno było pewne. Było za małe aby on sam to wyjął. Udało mi się złapać za koniec i potem szybko pociągnąć do siebie. Mniej więcej po chwili zwierze na mnie skoczyło i zaczęło lizać po twarzy. Ledwo co go z siebie zdjęłam. Potem wstałam na równe nogi i podeszłam do chłopaka, uśmiechając się szeroko. Oj jakąś tam awanturę miałam, ale potem stało się jeszcze coś. Wilk zaczął mnie gdzieś ciągnąć, a raczej popychać. Rudowłosy poszedł w to miejsce ze mną. To było wyjście z lasu, ale w oczy rzuciło mi się co innego. Jakiś blask. Blask pochodzący z trawy. Zwierze dalej mnie popychało, ale nie chciałam iść, aż chłopak mnie lekko nie popchnął. Podeszłam do tego blasku i to co zobaczyłam, było dziwne. Czerwono-biały bey, który jak tak teraz powiedzieć przypomina Strikera. No ale cóż...Wracając. Chwilę się wahałam, ale w końcu wzięłam go do ręki. Otworzyłam nieco szerzej oczy i poczułam się dość dziwnie. Tak jakbym na chwilę stanęła w ogniu, a oczy...tak jakby się nieco zwężały. To była tylko chwila, ale pamiętam to uczucie. No i często je mam podczas walki, ale za pierwszym razem to na serio było dziwne. Tego samego dnia, musiałam już wylatywać, ale pamiętam słowa chłopaka, gdy byliśmy na lotnisku.
"Obiecaj mi, że jeszcze się spotkamy i zawalczymy razem. Jeśli wygrasz, powiem ci coś ważnego"
Obiecałam i nadal jestem ciekawa o co mu chodziło. A wtedy mieliśmy po dziesięć lat.
Weszłam na lotnisko i pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to chłopak o rudych włosach i białym szaliku, ale nie był sam. Było z nim jeszcze kilka osób. Nie wiem czemu, ale dziwnie się poczułam. Tak samo jak tego dnia co wylatywałam. Dziwne....Chwilę się im przyglądałam, starając się nie dać zauważyć, ale podszedł do mnie mój brat
-Pogadaj z nim
-Po pierwsze nie wiem czy to on, a po drugie chyba śniesz.
Odeszłam od niego z lekkim fochem, ale gdy usłyszałam pewne słowa, po prostu wstąpiła we mnie furia.
-Oj nie fochaj się niziołku
Zatrzymałam się w połowie kroku i powoli odwróciłam z mordem w oczach.
-Jak...Mnie...NAZWAŁEŚ?!!
Time skip (ps. Ona tego nie pamięta i tylko ona)
-Jak....Mnie....NAZWAŁEŚ?!!
-E-E-Emmm...Ja? Ja nic nie mówiłem.
-Wracaj tu Kaito!!! Wybacz na chwilkę. Muszę z kimś pogadać
Dziesięcioletni Wakane złapała swojego brata za ucho i odeszła na parę kroków, żeby nikt ich za bardzo nie widział. A Gingka...Patrzył na to nieco zaskoczony i nie wiedział co się dzieje. Jednak tą sytuację będzie chyba pamiętał bardzo długo
Wracając
-Ja nic nie mówiłem!
Szłam powoli w jego kierunku, a w moich oczach nie było już widzieć nic. Żadnych uczuć. Zimne spojrzenie, które często działało na mojego brata jak go o coś prosiłam.
-Kaito! Wakane! Tutaj!
-Już idziemy tato!
-Musisz za mnie decydować.
Założyłam ramiona na piersi i popatrzyłam na niego z dołu. Ten tylko wzruszył ramionami i poszedł w danym kierunku. Ścisnęłam swoje skronie i wzięłam głęboki oddech. Dopiero po chwili poszłam w jego ślady
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Nie mam akurat tego wyglądu Bey'a ale mam wygląd bestii. Starałam się go narysować i się udało
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro