Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. how'd we drift so far away from where we left off yesterday

notka jak zwykle na dole, enjoy!! 

- Nie chce mi się wierzyć, że to robimy. – Tracy podskoczyła wciskając się w swoje nowe jeansy.

Siedziały w sypialni Blair, chociaż siedziały, to za wiele powiedziane. Oczywiście, że Blair szybko podzieliła się rewelacją i zaproszeniem z Tracy, która z niepewną miną słuchała opowieści o odbieraniu Hemmingsa z Izby Przyjęć. Właściwie to siedziała jak na szpilkach czekając ,aż Blair opowie jej o jakiejś okropnej kłótni z Lukiem, albo że szarpali się na korytarzu.

Na jej twarzy wymalowała się ulga, kiedy Blair skończyła opowieść akcentem o Jake'u. Oczywiście, Tracy nadal była trochę niepewna tego całego przedsięwzięcia, ale prawda była taka, że umierała z tęsknoty za Calumem i Michaelem, i chciała ich zobaczyć, nawet jeśli miała to przypłacić kłótnią Blair z Hemmingsem.

- Daj spokój, Tracy! – Blair pociągnęła usta malinowym błyszczykiem. – Oboje z Lukiem dorośliśmy, tak? Będzie świetnie.

Przekonane o tym, że będzie świetnie, szły długą, zadbaną ulicą przy której cisnęły się żywopłoty sąsiadów w stronę domu Caluma. Kiedyś odbywały tędy eskapady codziennie jak nie dwa razy dziennie. Minęły żywopłot starego Morrisa, w którym kiedyś wylądował Luke, i przeszły koło zadbanego placu zabaw. Niegdyś to miejsce było głównym miejscem spotkań. Pamiętała jak Luke wyciągał zabrane bratu papierosy i jak Mike zsuwał się ze zjeżdżalni głową w dół. Calum często spadał z huśtawek, albo spychał z nich Tracy, a ona piszczała jak oszalała. Ashton często kręcił się na karuzeli, a kiedy przestawał mieścić się w krzesełku, rozsiadał się na oparciu z długimi nogami zarzuconymi na krzesełko przed sobą.

Wiedziały, że Calum przeniósł się do domu dla gości na tyłach domu rodziców, dlatego prześlizgnęły się koło garażu i zastukały do szklanych drzwi pomalowanych na jasnoniebiesko. Po chwili zobaczyły zdziwioną twarz Caluma trzymającego piwo.

- Kogo moje oczy widzą! – krzyknął otworzywszy drzwi. – Blair Waldorf i Tina Turner!

- Skopię ci tyłek. – prychnęła Blair uśmiechając się szeroko i objęła Caluma za szyję.

- Twoim podręcznikiem prawniczym? – rzucił Calum, kiedy Blair już szła do saloniku w którym znalazła resztę. – Hej!

- Blair! – Michael uśmiechnął się i wstał natychmiast, żeby ją powitać. – Ashton nie żartował. Myślałem, że robi sobie z nas jaja.

- Nie tym razem, Mike. – Tracy wyskoczyła zza pleców Blair rzuciwszy się na szyję Michaela. Chłopak zachwiał się i przysiadł na oparciu fotela.

- Zamówiliśmy pizzę, a piwo jest w lodówce. Chcecie, tak?

- Zadajesz durne pytania, Ashie. – pisnęła Tracy, nie odklejając się od Michaela i przyjrzała się Luke'owi badawczo.

Już po chwili każda z nich miała w ręce butelkę piwa. Tracy jak zwykle rozsiadła się na miękkim dywanie i wyciągnąwszy długie nogi przed siebie, popijała piwo w sposób, w jaki tylko ona mogła to robić, bo zachowywała maksimum klasy nawet przy tak prostej czynności. Blair rozsiadła się obok niej z nogami pociągniętymi pod brodę. W tej pozycji wydawała się być jeszcze mniejsza. Unikała patrzenia na Luke'a, nie mogła tego robić.

- No dobra! – krzyknął Calum, wnosząc pizzę. – Dawajcie kasę. No jazda, wyskakujcie.

Cztery duże pudełka z pizzą spoczęły na niskim stoliku kawowym.

- Serio, Cal?

- Nie obrobiłem banku, Mike. – przypomniał Calum.

Każdy wyciągnął po kilka dolarów z kieszeni i rzucił na stolik, a potem szybko zaczęto rozporządzać się pizzą z kartonowych pudełek. Blair już chciała powiedzieć Luke'owi, żeby oddał jej to piwo, które trzymał w ręce, ale musiała to w sobie zwalczyć. Nie mogła tego przecież zrobić. Już nie.

- Blair, hawajska?

Blair i Michael byli jedynymi, którzy w tym towarzystwie jadali ananasa na pizzy, a reszta musiała to tolerować. To pudełko należało do nich. Blair wcisnęła się na fotel obok Michaela i pociągnąwszy pudełko z pizzą na ich kolana sięgnęła po spory kawałek.

- Tęskniłam za tym. – krzyknęła Tracy. – Na Harvardzie nie jest tak super. Co czwartek jadamy słabe burgery i zimne frytki gadając o tym, że nasi profesorowie nienawidzą facetów. Calum, czy to nowy Need for Speed?

- Nie macie tam niczego lepszego do roboty?

Obie w odpowiedzi na pytanie Caluma wzruszyły ramionami.

- Ludzie tam głównie się uczą.

- I chodzą we frajerskich bordowych bluzach i blezerach. – mruknęła Tracy. – No nie, Blair?

Blair zapchała się pizzą żeby nie musieć odpowiadać. Ser grzązł w jej gardle, w miarę jak piła kolejne piwo i czuła wzrok Luke'a wypalający w niej dziury. Skończyli pizzę, opróżnione pudełka leżały na podłodze zapomniane przez zebrane towarzystwo. Ashton leżał na dywanie z głową na kolanach Tracy walczącej z Lukiem o tytuł lepszego skate'a w Tonym Hawku, i wygrywała chyba tylko dlatego, że jedna ręka Luke'a była niesprawna. Michael i Calum robili konkurs na szybkie picie piwa, w którym sędziowała Blair.

Było jak wtedy i przez moment nawet dało się zapomnieć, że paczka się rozpadła.

- FRAJER! – krzyk Tracy poprzedził jej perlisty śmiech. – Mówiłam ci, że jestem lepsza!

- To moja ręka...

- Frajer zawsze znajdzie wymówkę! Ashton, poprzyj mnie. – zażądała po dziecięcemu marszcząc nos. – Blair, powiedz mu coś!

Blair nie słuchała wpatrzona w znikającą zawartość jasnobrązowych butelek. Popijała swoje piwo mrużąc oczy.

- Hm? – mruknęła.

- Już nieważne. – Tracy machnęła obojętnie ręką. – Rzucisz mi drugie piwo?... Nie dosłownie!

- WYGRAŁEM! – Michael tryumfalnie postawił butelkę na kuchennym blacie. – Będę tego rano żałował, ale wygrałem.

Tracy i Ashton mieli coś dziwnego, że pijani zawsze się tulili. Nie ważne czy Ashton miał wtedy dziewczynę. Tak już było i nie było w tym nic dziwnego. Blair zabrała pudełka z pizzą, gotowa odbyć podróż do zewnętrznego kosza na śmieci. Wymknęła się niebieskimi drzwiami na oświetlony podjazd Hoodów. Było już chłodnawo, a ona żałowała, że wyszła w samym T-shircie. Wrzuciła kartonowe pudełka do śmietnika i ruszyła z powrotem do dawnych przyjaciół.

Lubiła dom Hoodów. Różnił się znacznie od jej cichego i chłodnego, pełnego snobizmu i niewygodnych rozmów. Od kiedy pamiętała rodzice ją cisnęli, żeby była jak najlepsza, a do tego dochodziła jeszcze presja starszych braci, a każdy z nich był wyjątkowym sukcesem. Dwudziestosiedmioletni Eric był rezydentem w bostońskim szpitalu, dwudziestosześcioletni Billy założył w trakcie studiów na MIT własną firmę i obecnie mieszkał w Anglii a dwudziestotrzyletni Shane oprócz wybitnych wyników na Stanfordzie, pracował w Dolinie Krzemowej. Wydawało się, że życie Blair też musiało takie być. Musiało być absolutnym sukcesem, bo inaczej jej rodzice w życiu by się nie pozbierali.

Blair wlokła się powoli przed siebie i kiedy już miała chwycić klamkę i wejść do domku dla gości, dostrzegła postać siedzącą na krawędzi basenu. Zgarbiona postawa i blond włosy jasno dały jej do zrozumienia, kim jest ów osobnik. Mogła wejść do środka i udać, że go nie widzi. Oczywiście, że mogła. Ale czy to zrobiła?

 Absolutnie nie.

Blair podeszła bliżej i usiadła na krawędzi basenu. Zdjęła swoje trampki i skarpetki i bose stopy wsunęła w chłodną wodę. Luke odwrócił głowę i spojrzał na nią, a basenowe światła załamywane przez wodę malowały różne wzory na jego twarzy.

- Długo wynosiłaś te pudełka. – zauważył, zagryzając dolną wargę.

- Wydawało ci się. – Blair machnęła ręką i zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby Luke nie złapał jej sprawną ręką, najpewniej już zaliczyłaby zderzenie twarzy z taflą wodną. – Dzięki.

- Nie ma sprawy, jak zawsze. Chociaż mógłbym tego nie robić, i patrzeć jak wyłaniasz się z wody niczym mokra kura. – wzruszył ramionami.

- Kiedyś ci to nie przeszkadzało.

- Kiedyś nie przeszkadzało mi sporo rzeczy. Twoje gadulstwo, perfekcjonizm, kosmicznie wkurwiający zwyczaj zostawiania ciasta z pizzy w pudełku...

- Już tak nie robię. – Blair sprzedała mu łokieć w żebra na co syknął i skrzywił się. – Cholera! Przepraszam, zapomniałam!

Luke rozmasował obolałe żebra i próbował ukryć ból malujący się na jego twarzy co było dość bezcelowe. Kogo chciał oszukiwać? To była Blair, ta sama Blair która czytała go jak otwartą książkę, która zawsze patrzyła na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami i już wiedziała co mu chodzi po głowie, zanim on do tego dotarł.

- Czemu się tak na mnie gapisz? – spytał, widząc jak jej oczy znów są tam samo lśniące i tak samo niebieskie jak kiedyś.

Nie było dobrej odpowiedzi na to pytanie. Blair wzruszyła tylko ramionami.

- Dzięki, Luke.

Luke uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. Za co mu dziękowała? Za to, że był palantem czy za to że ją od siebie uwolnił?

- Za co mi dziękujesz?

- Za wszystko. – podniosła się i zabrawszy swoje buty ruszyła do domu. 


hejka! miło mi was znowu widzieć! mam nadzieję, że już trochę zaczynacie kwręcać się w to opowiadanie! jak wam się podoba? wiem, że dość wcześnie na takie pytania! gwiazdki i komentarze zawsze mile widziane kochani! dzięki, że jesteście! 

zaczynam się zastanawiać nad zrobieniem jakiejś części z twarzami bohaterów, bo jak panowie są łatwi do wyobrażenia, tak dziewczyny pozostają lekką niewiadomą. nie sądzicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro